Blog Fotogalerie Cudowne plaże południowej Sri Lanki. Mirissa i Unawatuna

Cudowne plaże południowej Sri Lanki. Mirissa i Unawatuna

Będziemy szczerzy. To nie jest tak, że kompletnie nie uprawiamy „plażingu” albo wystrzegamy się kurortów nadmorskich w tropikach. Po prostu przeznaczamy na nie maksimum 10% każdego urlopu. W Indiach były to 3 dni na Goa, w Tajlandii niecałe 4 dni w Krabi, w Gwatemali 2 dni w Livingston itd itp. Tym razem, na południu Sri Lanki mieliśmy aż 4 i pół dnia na dwie oceaniczne miejscowości wypoczynkowe i plażowe. Specjalnie dwie, by porównać – Mirissa i Unawatuna.

Do Mirissy dojeżdżamy porannym autobusem z Nuwara Elija do Matary, potem łapiemy lokalny autobus 850. Strefa hoteli i domów wypoczykowych oddalona jest od drogi głównej, wzdłuż której z kolei ciągną się sklepy, bankomaty, knajpki. Pierwszy dzień przeznaczamy na zwiedzanie Matary i Przylądku Dondra, o czym już pisaliśmy.

Nasza baza na 2 i pół dnia to Angel Rest, prywatny dom, upolowany na Airbnb. Czyli lankijski klasyk. Hotele to mały ułamek infrastruktury noclegowej, nawet w takim turystycznym miejscu – większość to pensjonaty, pokoje gościnne, prywatne domy. Właściciel jest dobrze sytuowany, podobnie jak nasz host z Kandy. Ten jednak jest rzemieślnikiem, wytwarza biżuterię.

Dom prezentował się świetnie. Tak samo świetnie, jak na zdjęciach, co przecież nie jest oczywiste. Zwłaszcza ogród. Cenowo wyszedł nas ten nocleg najdrożej z wszystkich, dlatego niekoniecznie będziemy Was do tego namawiać, skoro wokół wybór kwater poniżej 100 był spory. Ale po prostu chcieliśmy akurat po wycieńczającej i oszczędnej północy oraz męczącej podróży z gór odpocząć w jakimś lepszym i spokojniejszym miejscu.

Mirissa i okolice, atrakcje

Mirissa była miejscem, które nie tylko najciekawiej prezentowało się na zdjęciach, ale też geograficznie jest najciekawiej położona. Zajmuje wschodni stok małego półwyspu, po którego drugiej stronie znajduje się mała dzika plaża zwana „Secret beach” oraz port rybacki, tętniący w ciągu dnia życiem dwukrotnie. Raz, gdy startują wycieczki na statkach pasażerskich, by zobaczyć w czasie „oceanicznego safari” płetwale błękitne, rekiny, delfiny.

Morskie safari z oglądaniem wielorybów. Cena rynkowa takiej atrakcji to 5000 rupii. Niemało, aczkolwiek szansa zobaczenia czegoś więcej, niż tylko ogona – podobno mała. Rzeczywiście w dniu, w którym byliśmy na tablicy pojawiła się informacja, że „widziano 8 sztuk”. Delfinów za to 180. Nie trudno znaleźć agencję, która sprzeda Ci bilety na taki rejs. To ona znajdzie ciebie. Właściwie ciągle będzie Cię nachodzić 😉

Jest to ładna plaża, łukowato rozłożona pomiędzy wspomnianym półwyspem a drugim, z małą buddyjską świątynką, porośniętym palmowym lasem. Poszliśmy tu na pierwszy zachód słońca i był świetny, jedna z najfajniejszych scenerii w złotej godzinie. Aczkolwiek tego zachodu z Polonnaruwa nie pobił. Pośrodku znajduje się samotna skała, do której wchodzimy po stromych schodkach. Ewenement plażowy dla nas. Ale jednocześnie bardzo fajny punkt widokowy.

Woda w Mirissa (Mirissie?) jest krystalicznie czysta, plaża czysta, zejście do oceanu dość łagodne a piasek biały i drobny. W kilku miejscach zadrzewienie schodzi prawie bezpośrednio do morza, co widać na zdjęciach. No ideał po prostu. Ceny w knajpkach przy plaży plasują się w lankijskim rankingu w kategorii średnio drogie i drogie. Zbrodnią jest natomiast cena butelki piwa Lion – 13 zł. Jednak pamiętajmy, że w krajach azjatyckich, nie było i niema tradycji produkcji piwa, więc nie musi być tak powszechne i tanie jak u nas. Podobnie jest w Tajlandii.
Mirissa jest dobrym miejscem również dla miłośników surfingu (choć nie najlepszym na Sri Lance), fale są tu dość spore, jedna „na dzień dobry” nieźle nami trzepnęła a jednocześnie dla rodzin z dziećmi, bo znajduje się tu kilka płytszych i oddzielonych skałami zatoczek. Rafa bliżej brzegu jest aktywna, ale niestety umierająca. To dość powszechne w większości kurortów azjatyckich. Snorkelując jednak pomiędzy skałami można pooglądać kolorowe ryby. To na tyle.

Unawatuna, atrakcje i okolice

Następną naszą bazą na kolejne 2 i pół dnia była Unawatuna. Wybraliśmy ją właściwie ze względu na Galle, które same w sobie nie jest kurortem, tylko dość sporą metropolią z urokliwą dzielnicą Fort. Do Galle z Unawatuna jest zaledwie 8 km.

Wrażenia? Nieco inne, ale bez zawodu. Jest to dużo bardziej rozbudowany kurort. Zdecydowanie więcej tu hoteli i wszelkiej infrastruktury turystycznej. Główne uliczka, ciągnąca się od trasy Matara – Galle w kierunku plaż jest konsekwentnie nabita knajpkami, salonami masażu i spa, hotelikami, biurami turystycznymi. My twardo idziemy dalej i dalej i dalej, prawie na sam koniec. Wybraliśmy przez booking.com coś co nazywało się „Travellers Willa”. Ale nie przypominało willi. To po prostu ośrodek z domem, pokojami, bungalowami. Wszystkim po trochę. Cena co do warunków okazała się dla nas przesadzona, bo 100 zł, ale za to śniadania były obfite.

Plaża w Unawatuna jest skonstruowana bardzo podobnie do tej w Matarze. Mamy również sporych rozmiarów półwysep, zamykający ją od zachodu, na którym jednak znajdziemy więcej spektakularnych miejsc, niż w Mirissie. Na szczycie (dojazd 400 rupii) pręży się dumnie gigantyczna biała Pagoda Pokoju, podarowana Sri lance przez Japonię. Widać stąd całą Zatokę Galle i świetne zachody słońca nad miastem. W momencie, gdy tu byliśmy, znajdowała się jeszcze podwójna wycieczka szkolna. Dziesiątki dzieciaków chciały zrobić sobie wspólne zdjęcie. Nie straszne dla nas takie wyzwania, wszak byliśmy w Borobudur 🙂

Obok Pagody na końcu krętej drogi, po minięciu wielu prywatnych domostw znajduje się uroczo położona świątynia buddyjska Wiwekarayama. Jej specyfika jest inna. Wielki spokój, cisza, pustki, mnich oprowadzający nas bez konieczności zapłaty i ideologicznej natarczywości tłumaczący podstawy wiary buddyjskiej i jej związków z hinduizmem.

Większość turystów pielgrzymuje jednak na półwysep, by przez dżunglę zejść do małej, białej plaży po jego drugiej stronie – to Jungle Beach. Trzeba przyznać bardzo ładna i wbrew naszym obawom nie aż tak bardzo oblegana plaża z cyklu „prawie jak dzika plaża, bo dżungla wita się z wodą, aczkolwiek jest bar, leżaki i turyści”.

Sama Unnawatunna, jak już wspomnieliśmy jest nieco bardziej hałaśliwa od Mirissy, nieco droższa (200-300 rupii na posiłku), absolutnie zdominowana przez turystów z Chin i Rosji (oznajmiają to też napisy w 3 językach, w tym w tych dwóch) no i co najważniejsze – nie nadaje się do surfowania oraz całkowicie beztroskiego plażowania z dziećmi. Zejście do oceanu jest tu strome, już po zaledwie kilku metrach mamy pełną głębię. Piasek tylko w części przy świątyni jest biały i drobny, w większości plaży jest pomarańczowy i gruby.

To Mirissa czy Unawatuna?

Ostatecznie jeśli nie macie ochoty, tak jak my, sprawdzać jednej i drugiej plaży to decyzję być może na podstawie tych wrażeń podejmiecie sami. Werdyktu nie będzie, ale ustalmy, że Mirissa jest ładniejsza i nieco spokojniejsza natomiast Unawatuna ma lepszą infrastrukturę i ciekawsze miejsca do zobaczenia w okolicy. Więc jak nas znacie, zapewne domyślicie się, że będzie to remis ze wskazaniem na tą pierwszą 😉

Oczywiście te dwie plaże to nie jedyne plaże południowego wybrzeża, liczonego od Galle do Tangalla. Tak naprawdę jest tu ich dwadzieścia kilka w tym kilkanaście dużych, takich jak Weligama, Talalla czy Właśnie duża, długa plaża w Tangalla, ale zasada jest prosta: Część plaż nie nadaje się do kąpania bo ogromne fale, skały i rafa a po drugie im dalej na wschód tym generalnie taniej i spokojniej (Generalnie, bo podobno ceny w Tangalla dorównują tym w Unawatuna).
Poniżej na naszej mapie rysowanej ręcznie możecie mniej więcej zorientować się w tym gdzie dana plaża leży. Wymieniliśmy tylko te najważniejsze czy też najbardziej znane. Bez dzikich i mało znanych.

Więcej zdjęć z Mirissa i okolicy:

Więcej zdjęć z Unawatuna i okolicy:

Ilość komentarzy: 11 - dołącz do dyskusji!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

  • Kamil says:

    Hejka,

    Co myślicie o 10 dniowym wyjeździe do Sri Lanki w styczniu? Ile czasu wasz wyjazd trwał?

    Pozdrawiam 🙂

    • Wędrowne Motyle says:

      Spoko opcja. Nasz trwał 15 dni 🙂 10 też można, ale trzeba z 2-3 rzeczy zrezygnować.

  • Ja Mirisse uwielbiam, ale podczas obecnej 3 miesiecznej podróży jeszcze jedno miejsce skradlo ne serce.I właśnie tam chce się przeprowadzić.❤ Ko Phangan

  • Uwielbiam Wasze mapy!
    Swoją drogą chyba połowa polskiej blogosfery była w tym roku na Sri Lance 😀
    Przypadek? Czy ominęła mnie jakaś turbo promocja w tamtą stronę? 😀

    • my mamy „stałą” promocję od KLM Royal Dutch Airlines, które zaczęły tam właśnie latać. Natomiast ogólnie – tak, to wydaje się jeden z fajniejszych krajów na rozpoczęcie swojej przygody z Azją dla przysłowiowego Kowalskiego i Nowaka. Oprócz Tajlandii oczywiście 🙂

  • Sri Lanka to świetne miejsce. Fajnie obserwować, że z roku na rok trafia tam coraz więcej osób. Ostatnio namawiałam znajomych, aby pojechali tam w podróż poślubną. Nigdy nie zapomnę, jak po naszej podróży po południowych Indiach wzięliśmy samolot z Chennai i polecieliśmy na Sri Lankę. Nie sądziłam, że będą to tak dwa różne światy.

  • Dzięki Waszym wpisom odżyły moje wspomnienia 🙂 Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam wrócimy, bo Sri Lanka niesamowicie mnie urzekła…

  • Ada Kowal says:

    Cudowne zdjęcia. Zbieram szczękę z podłogi, wprost chce się przenieść tam teraz. Np na te leżaki w promieniach zachodu słońca

  • nie mogę na to patrzeć.. tak chciałabym tam pojechać..