Ten wpis to już kolejny z cyklu naszych podróżniczych „feletono-opinio-przemyśleń”, dlatego powstała osobna kategoria na blogu – opinie. Tam znajdziecie nasze… jakby to ująć, bardziej osobiste i być może trudniejsze wpisy. O wszystkim okołopodróżniczym i o tym jak bardzo podróże siedzą nam w głowie. Dziś proponujemy wpis o zapachach.
To samo w sobie brzmi dziwnie. Bo wpis? Bo o zapachach? Bo… „brzmi”? Jeśliby ograniczyć rozważanie podróży do zmysłów, to oprócz dla mnie najważniejszego – wzroku, na drugim miejscu będzie zapach. Paradoksalnie nie smak no i chyba nie dotyk. (Dotyk w podróży…? :> ) Nie czuję potrzeby smakowania wszystkich, nawet najbardziej egzotycznych smaków podczas naszych podróży, nie przywiązuję generalnie wagi do super lokalnych potraw, które „trzeba zaliczyć i spróbować”, ale zapachy – jasne. Chętnie i gęsto. Dużo lepiej też je zapamiętuję. Dlatego idealne momenty podczas naszych wypadów to takie, gdzie te dwa zmysły można łączyć. Świetny punkt widokowy a za plecami sosnowy las, mury z widokiem na miasto a z boku bryza znad morza czy też zachód słońca widziany z dachu w Jerozolimie i jabłkowa szisza. Zapachy są ważne…
Zapach porannego miasta
Gdy wychodzisz rano na poranny spacer po uliczkach jednego z arabskich miast. Najlepiej mediny. Część chodników zapewne jest czyszczona, po części spływa jeszcze resztka nocnego deszczu, gdzieniegdzie plamy po małych kałużach, na krańcach których zacumowały pyłki kwitnących drzew i drobne kwiatki. W innych – niby takich samych, pływają resztki warzyw i jedzenia. Nawet muchy jeszcze się za nie nie zabierają, bo za wcześnie. Przyprawami i parą ze smażonych potraw pachną mury, krawężniki. W nozdrzach czujesz słodkie mieszanki czasami nieprzyjemnych zgnilizn czasami przejrzałych owoców, które gdzieś tam pewnie leżą obok, czasami ziarna palonej kawy i popiół palonej poprzedniej nocy jabłkowej sziszy. Nie wszystkim może to podchodzić. Zwłaszcza jak wyczuwają miks kilkunastu zapachów.
Zapach po burzy
To jeden z takich niebezpiecznych zapachów. Jest parno, stosunkowo duszno, w oddali rysują się prawdopodobnie jedne z najlepszych pejzaży do fotografowania. Trawy są soczyście zielone i wydają orzeźwiający aromat. Fantastycznie pachą po burzy rolnicze wioski. Zwłaszcza latem, gdy zalane siano na kopach bije się tuż przed Twoim nosem z mokrym zbożem, które wydaje charakterystyczny zapach resztek chleba. W miastach zapach burzy kojarzy nam się z chwilowym, czasami ledwo 15-minutowym uwolnieniem aromatów ziemi. Pobudzona przez krople często ma tylko wtedy okazję wypluć trochę wyżej niż poziom naszych kolan swoj ziemisty, intensywny zapach. Na chwilę. Prawie każdy chyba czegoś takiego doświadczył…
Zapach portu
Średniowieczne miasta, położone nad morzami i jeziorami, gdzie mury obronne smagane są przez fale i bryzę – to nasze ulubione miejsca. Widzieliśmy takich sporo. Od Essaouiry, Manarolę, Mahdię po Akkę. Miasta te żyją w symbiozie z morzem a jego autentyczne zapachy często wlewają się do nich razem z falami. Wyobraźcie sobie zapach miejskiego targowiska i rozgrzanych kamiennych murów przebity rybami, osiadlymi na nabrzeżu glonami i stęchłą wodą basenów portowych czy suszonych sieci. To specyficzny zapach, do którego w komplecie musi pojawić się marina i zbiorowisko kolorowych łodzi. Ale jest nam bliski, głównie ze względu na miejsca, gdzie można go spotkać. Jeśli byliście, powinniście rozumieć, co czujemy.
Zapach gór
Kojarzy nam się z świeżością. Wilgotną świeżością taką jak kiedyś stan, gdy za młodu na wsi chowało się pomiędzy wilgotnymi prześcieradłami i poszewkami na trzepaku. Zazwyczaj trafiamy na deszczową pogodę w górach. Ten kociołek aromatu igliwia kosodrzewiny, żywicy i lodowatej bryzy wchodzi nie tylko w nos, ale i polar, kurtkę plecaki. Gdy rano wychodzisz z namiotu i widzisz przekładaniec z zaroszonej trawy, parującej ziemi i mgły. Jakoś wtedy chce cię mocno oddychać i wciągać powietrze podwójnie. Przyznasz, że tak bywa? No i co ciekawe – fakt ten łączy wszystkie góry Europy i nie tylko Europy. Czy to były Alpy czy Sudety czy Karpaty czy Apeniny – zawsze mieliśmy to samo odczucie.
Zapach pociągu
Często podróżujemy pociągami. Glównie po Europie Srodkowej i Polsce. Uważamy, że wszystkie wątki, związane z przemieszczaniem się tymi żelaznymi wężami mają również swoje unikalne walary zapachowe. Bynajmniej nie myślimy tu o stanie sanitarnym, ale o 20-letniej tapicerce, o gumolicie w korytarzach, o wyskakujących gdzieniegdzie zapachach smaru i smoły, z każdej szczeliny i łącznika, aromacie kolejowcyh zwrotnic i rozgrzanych podkładów i kamieni pomiędzy szynami, Tlenek zelaza, który czerwieni trakty kolejowe też ma swój zapach. Powietrze, które „czyści” tunele metra i wypychane jest przez wagoniki, wyjeżdżające z tunelu na peron też ma swój zapach. Prawda?
Zapach gotyckiej katedry
Uwielbiamy gotyckie kościoły. Nigdy, przenigdy nie pominiemy tych skarbów architektury jeśli tylko jakieś miasto ma je w swoim koszyku zabytków. Tak samo średniowieczne klasztory, krużganki czy kaplice. Łączy je jedno – kamienna wilgoć podbita zapachem impregnowanego drewna ławek i swąd palonych świec. Choć już coraz więcej świątyń z powodów logistycznych i oszczędnościowych wprowadza elektroniczne lampki. Szkoda.
Zapach domu
Po długiej podróży, po długim wybyciu. Wilgoć z doniczek i nietypowy posmak niewietrzonego mieszkania ma jeden niebywały walor – walor rozpoznawalności. Wiesz jaki to zapach, znasz, go, cieszysz się, że go znów czujesz. Potem mija czas i wszystko wraca do normy. Zapach domu po podróży czasem daje też nam dodatkową motywację do podsumowania i wspomnienia wyjazdu. I jakoś tak jest, że właśnie zapach domu i moment zrzucenia plecaka w przedpokoju najcześciej wyciągają nam z ust słowa „wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”.
A Wy? Kojarzycie jakieś inne zapachy podróży? Podzielcie się – śmiało. Teraz jest przynajmniej do tego okazja…
Hej 🙂 Bardzo, BARDZO podoba mi się to, co napisałeś Marcin. Bardzo lubię zapachy, łatwo je zapamiętuje (w sumie zapamiętują się same) i często nawet po wielu latach, gdy ponowie trafię na dany zapach, przed oczami pojawia mi się momentalnie obraz, z którym kojarzy go mózg. To takie… trochę niepojęte, jak to wszystko sprawnie działa. Ja uwielbiam zapach liściastego lasu, zwłaszcza, gdy pachnie w nim mchem i grzybami, zapach starych kościołów przesiąkniętych dymem kadzidła z jałowca, zapach obrazów w galeriach sztuki oraz skansenów (a raczej chyba jakiegoś środka do impregnacji drewna).
Nigdy nie pomyślałam, by świadomie w czasie podróży kierować się właśnie zmysłem zapachu. Zawsze gonię, by wszystko ZOBACZYĆ. Czasem, by usłyszeć, ale znacznie rzadziej 🙁 No nic, niebawem lecę do Grecji. Tym razem postaram się zrobić to wszystko inaczej, dzięki 🙂
P.S. Widziałeś „Zapachy Miast” Dawida Rosenbauma? 🙂
nie, ale od dziś zaczniemy szukać 😀
hmmm bardzo interesujący wpis. dla MariOlki, która aktualnie jest w podróży:) zapachy są megaważne – najfajniejsze oczywiście są te przyjemne – np. dziś przechodząc obok hinduskiej świątyni pan robił wianki z kwiatów i owoców – fantastyczny aromat jaśminowo-limonkowy otulił MariOlkę na krótką chwilę. Cudo! To co nam kojarzy się z egzotyką to zapachy kadzideł w świątyniach albo dusząco-ostra woń unosząco się nad wokiem, gdy kucharz na ulicy coś pichci. Tak, tak, dla MariOlki i smaki odgrywają super rolę w podróży – mniam:) Mamy jeszcze zapach charakterystyczny, który nieodzownie nam się kojarzy z podróżą, z byciem w drodze- chodzi o zapach plecaka i śpiworu:) Pozdrawiamy gorąco z Malezji
Super! Ale np. Waranasi to jeszcze jeden – mega hardkorowy zapach. (Podobno) Palonych balsamowanych i kadzonych zwłok. Sorry za taki offtopic, ale nie mogłem nie skojarzyć 🙂
pozdrawiamy
intrygujący zapach z Waranasi – dotrzemy do Indii to poczujemy i zdamy relację:)
zachęciłeś Marcinie do refleksji nad hardcorowymi zapachami w podróży…i tak dla MariOlki aktualne top 3:
1. woń na wszystkich targach/bazarach/mercado ze świeżym mięsem, rybami i owocami morza w POŁUDNIE w „gorących” krajach – max maxów przeżyliśmy w Managua w Nikaragui, gdzie sprzedają różnego rodzaju mięsa np. z iguany i właściwie wszystkie części zwierząt, no. wydłubane oczy, czy mózg…
2. odór z rynsztoków np. w Bangkoku
3. smród siarki przy gejzerach na Altiplano w Boliwii
ciekawe czym nas zaskoczy jutro:)))