Przy starcie zawsze łapiemy się za ręce, mówimy sobie „kocham Cię” po cichu a potem każde z nas zazwyczaj robi coś innego. Przy lądowaniu czasem też.
Ania zaczytuje się w książkach lub zasypia, Marcin gapi w Ciąglę-Taką-Samą mapę destynacji lotniczych lub przykleja czoło do okna.
Co do wyboru miejsc – kiedyś już o tym pisaliśmy pół żartem pół serio w tym wpisie – „Które miejsce w samolocie jest najlepsze?” – możecie do niego wrócić.
Najgorzej jest wieczorem, gdy w samolocie jest jasno a na zewnątrz miasta błyszczą drobnymi punkcikami jak te dziwne zwierzęta, mieszkające głęboko w toni oceanów. Jest na to sposób, trzeba założyć czapkę z daszkiem i kaptur i nie dopuścić światła w pobliżu skroni. Do tego służy dłoń.
W samolocie dużo czytamy, czasami piszemy już szkice postów na bloga (jak jest inspiracja), czasami rysujemy na stoliku (Jak mapę Paryża). Nie przepadamy za głośnymi, pretensjonalnymi rozmowami współpasażerów, nie klaszczemy ale nie udajemy też lepszych, patrzących z pogardą na tych, co klaszczą, lubimy jak małe dzieciaki podnoszone są przez rodziców ponad zagłówki i śmieją się do rozpuku, lubimy jak jest chłodno i rześko w środku, lubimy ściągnąć buty – spokojnie, nikt nie ginie 😉
Jednak najlepsze jest oglądanie świata z góry – rozpoznawanie tych miejsc, które znamy z map i atlasów, dopasowywanie tych kształtów – rysowanych przez człowieka i maszyny do czegoś rzeczywistego i prawdziwego. Te linie brzegowe, te półwyspy, te łańcuchy górskie. Świetne to jest widzieć to i rozpoznawać. Raz, raz nie udało nam się rozpoznać jednego półwyspu w Katalonii. Dopiero po lądowaniu sprawdzone to zostało na mapie.
Lot samolotem nas uspokaja. Jakoś tak jest, że w słuchawkach na uszach i z wcale nie monotonnym widokiem pod nami wszystko, co czasami zostawiamy za sobą w domu, trudnego, ciężkiego albo przykrego – przestaje istnieć. I to jest fajne.
Niektóre nasze kadry z samolotu. Część zdjęć z telefonu, część z aparatu:
Lotnisko w Marsylii i Delta Rodanu (Camargue) w tle
Lecimy nad Sycylią. Widzicie jak w środku przebija się stożek Etny?
Lądując w Neapolu, podchodzimy do pasa z takim widokiem po lewej stronie. Wezuwiusz
Alpy (Wysokie Taury) w Tyrolu (Austria)
Niesamowity widok na Lagunę Wenecką tuż po starcie z lotniska Marco Polo
A tutaj ładnie „przycupnęło” sobie katalońskie miasteczko Blanes
Nasze ukochane zdjęcie z samolotu. Rzym o poranku. Widać Tyber, Watykan… wszystko!
Lądując w Barcelonie El Prat – koniecznie siedźcie po prawej stronie. Tak wygląda miasto
Pierwszy raz w życiu widzimy ląd Ameryki. Dolatujemy do Gwatemali
Lotnisko San Salwador. Podstawiają nam Airbusa 340 – 600
Piękne zdjęcia i wspaniały tekst. My też latamy około 4 razy do roku. Pozdrowionka i do miłego!
Czy latanie uspokaja? Te widoki z jednej strony zmuszają mnie do podziwu, a z drugiej trochę przerażają 😛 ” lubimy ściągnąć buty – spokojnie, nikt nie ginie” – hehe, dokładnie, sam tak robię nawet podczas dłuższych podróży busem. Gardzące spojrzenia współpasażerów – bezcenne, co najmniej, jakbym nie wiadomo co tym powodował…
Co do lotniska w Barcelonie dokładnie to samo powiedziałam rodzicom, którzy lecieli mnie odwiedzić w Hiszpanii – „koniecznie siedźcie po prawej stronie” ; )
Rzym przepiękny.