Szlachetne miejsca na niespieszną podróż po Podlasiu. Pałace i dworki szlacheckie nad Bugiem
– Wpis przeznaczony tylko dla osób pełnoletnich –
Wpis powstał przy współpracy z marką „Saska”, która jest organizatorem akcji Szlachetna Sztuka Niespiesznego Podróżowania. Saska jest partnerem naszej podróży śladami najpiękniejszych szlacheckich dworków w Polsce południowej i wschodniej, bo sama jako marka odwołuje się do tradycyjnych receptur i dworskich tradycji niespiesznego ucztowania i propaguje turystykę, związaną z Polską szlachecką i życiem dworskim.
Gdybym był kobietą, zakochaną w prozie Dąbrowskiej, wiele razy oglądał „Noce i Dnie” oraz brytyjski serial „Downton Abbey” (choć ten akurat i ja bardzo lubiłem) a jednocześnie zaczytywał się historiami o najznamienitszych rodach szlacheckich Polski, a na dodatek mieszkał w Warszawie, Łodzi, Białymstoku czy Lublinie – od razu dzięki nam miałbym idealny pomysł na romantyczny, niezapomniany weekend lub trzydniową wycieczkę do krainy Polski sprzed 100 lat.
Gdybym był mężczyzną zakochanym w pocztówkowych krajobrazach, dawnych tradycjach i zwyczajach, lubił zbierać grzyby lub zapuścić wędkę. a przy okazji spróbować spływu kajakowego – również mógłbym skorzystać z naszego pomysłu. Jeśli jesteście parą, która pasuje do tych opisów – nie będzie dla Was wyboru.
Po przeczytaniu tego przewodnika, mamy nadzieję zerkniecie z podnieceniem w kalendarz, by od razu zaplanować dwa lub trzy dni (z piątkiem) nad wyprawę wzdłuż południowego brzegu Bugu. Nie będziecie żałowali. Zanim ruszymy wspólnie do nadbużańskiej krainy, podzielimy się jeszcze kilkoma ciekawostkami sprzed lat.
Sporty i rozrywki dawnych lat
W poprzednich odcinkach tłumaczyliśmy Wam jak wyglądały dawne dwory, skąd się wziął ich wygląd oraz jak wyglądało życie dworskie, wraz ze zmieniającymi się porami roku. Michał wspomniał o ziemiaństwie i ziemiańskim stylu życia. Co tym razem?
Ponieważ na nasz urlop, który postanowiliśmy spędzić na nieznanym nam dotychczas Wschodzie Polski, zabraliśmy mojego tatę, zapalonego grzybiarza, wręcz mistrza w tym „sporcie”, wpadłem na pomysł, byśmy przyjrzeli się dawnym dworskim „rozrywkom”, choć umówmy się, nie było ich sporo. Życie dworskie nie było życiem bardzo ruchliwym. Niespieszność polegała na pewnej rytmice tygodni i miesięcy, ale w dość sporym rozciągnięciu. Tylko od czasu do czasu życie przyspieszało, by obracać się wokół ważnych dla całego roku wydarzeń – żniw, zbiorów sadowniczych, polowaniach, wspólnych grzybobraniach, weselach, urodzinach czy dworskich przedstawieniach pod gołym niebem.
Ania wspominała również, że dwór starał się być centrum życia kulturalnego wsi. Ale weźmy pod uwagę, że folwarki dworskie i zabudowania dworskie nigdy nie znajdowały się w sercu tej wsi. Zazwyczaj były to jej boki lub ewentualnie dalekie krańce. Przypałacowe ogrody i przydworskie parki często płynnie przechodziły lub sąsiadowały z lasami. Dzięki czemu z lasem związane były dwie bardzo popularne aktywności ziemian i szlachty dworskiej – polowania i grzybobranie.
Grzybobranie rozpoczynało się w ostatnich dwóch dniach czerwca po święcie Św. Piotra i Pawła. Wcześniejsze rozpoczęcie groziło nieurodzajem leśnego runa – taki był przesąd. Idąc dalej w przesądach, uważano, że najlepiej zbierać grzyby po burzy z piorunami i w czwartki. Kłosiewicz w „Przyrodzie w polskiej tradycji” wspomina nawet, że co ciekawe, pierwsze trzy grzyby trzeba było pozostawić w lesie na ofiarę dla duchów lasu (!!!) czasem wkładano je do dziupli drzewa i odmawiano: „Ojcze nasz”.
Przez cały lipiec i sierpień organizowano więc zbiorowe grzybobrania. Z wiklinowymi koszami w lasy wyruszała większość domowników. Ważny był ubiór. No tak, moda leśna to moda leśna. Wkładano płócienne opończe, którymi osłaniali z wierzchu kontusze, na głowach noszone były słomiane kapelusze. Najchętniej zbierano koźlarze, borowiki i rydze. Smardze były traktowane jako… afrodyzjaki. Na spacerze tym według dawnej tradycji obowiązywała konkretna hierarchia: z przodu szły dzieci z opiekunkami, potem starszyzna. Za starszyzną panny, o pół kroku dalej młodzież męska. Często dzień zbierania grzybów kończył się piknikiem na leśnej polanie lub już po powrocie w przydworskim parku. W koszyku wiklinowym oprócz smakołyków oczywiście czekały również słodycze, konfitury oraz wódki i likiery. Działo się.
Pod koniec lata i z początkiem jesieni uwaga dworu kierowała się już bardziej na sezon polowań i pozostałe elementy runa leśnego jak jagody czy jeżyny oraz dworskie sady (zbiory śliw, jabłek, dzikiej róży, czarnego bzu) a pani dworu oporządzała grzyby na następny sezon (marynowane, suszone). Warto zwrócić jednak uwagę, że wcześniej zbieraniem grzybów zajmowali się głównie budnicy i wiejska biedota. Na dwory i pałace ta moda dotarła dopiero na początku XIX wieku, gdy pojawiły się pierwsze badania i opisy grzybów jadalnych i trujących. No tak, ekstrakty z trujących grzybów były „bohaterami” niejednego dworskiego skandalu czy intrygi 😉 Z wiadomych powodów.
Polowania to od zawsze ulubiona rozrywka Polaków, a zwłaszcza arystokracji, szlachty i ziemiaństwa. Choć szlachty najmniej, bo ta miała dużo więcej rozrywek. Często używano słowa „łowy” i było ono chyba bardziej sensowne, bo cała instytucja to nie tylko polowanie, które było tylko jednym z jego elementów. Sezon na łowy zaczynał się wraz z nastaniem chłodniejszych nocy i wieczorów, czyli po żniwach. W ostatnie tygodnie sierpnia, najpóźniej na początku września. To nie było wydarzenie codzienne, choć niektórzy panowie ziemscy, zwłaszcza Ci, których włości obejmowały tereny leśne, starali się urządzać polowania nawet co kilka dni. Niemniej jednak łowy dworskie były wydarzeniem odświętnym i planowanym długi czas. Rozsyłało się zaproszenia do zaprzyjaźnionych ziemian i szlachty, organizowano konie, psy, specjalne stroje na tę okazję. Rolę przewodnią wiedli mężczyźni, co nie znaczy, że kobiety nie brały udziału w imprezie. Zwłaszcza pod koniec, gdy należało trzymać pieczę nad ucztami i balami, wieńczącymi wydarzenie.
„Z talerzami, z szklankami chodząc po pokojach, Jedli, pili lub wsparci na okien uszakach. Rozprawiali o flintach, chartach i szarakach…”
O specyfice „łownych” dni pisał Józef Porzecki: Z urokiem polowań przynajmniej dla mężczyzn oddanych myślistwu – nie mogła konkurować najatrakcyjniejsza niewiasta, najwspanialsza uczta; zapominano przy nich o całym świecie, do którego powracano dopiero po polowaniu, nasyciwszy się aurą łowów, zaspokoiwszy swe instynkty, czy upodobania. Polowania dostarczały też nie tylko rozrywki, lecz nieporównywalnych przeżyć, stanowiły dla ówczesnych element świadczący o urodzie życia.
Chodziło nie tylko o upolowanego zwierza, ale przede wszystkim o przeżycie emocji, o zabłyśnięcie przed innymi. Polowania odbywały się na różne sposoby: z psami, z obławą, z sieciami, z sokołami. Jako najszlachetniejsze uchodziło sokolnictwo, ptakami łowczymi były: orły, krogulce, jastrzębie, sokoły, rarogi, sowy. W pałacach, dworach, dworkach szlacheckich urządzano myśliwskie salony lub pokoje, w których gromadzono trofea myśliwskie, obrazy o tematyce łowieckiej, jak też inne przedmioty związane z polowaniem. Sezon na polowania wieńczyły łowy z okolicach święta Św. Huberta w listopadzie, jednak tak naprawdę polowano również zimą i wczesną wiosną. Później następował już inny okres, znów skierowany na pola, zagony, ogrody. Rytm roku ogłaszał, że zaczyna się nowy sezon.
Miłość do koni. Inną zabawą panów była hodowla koni. Mocne i dorodne konie stanowiły przedmiot umiłowania, były też powodem do dumy. Czasem przejażdżki odbywały się luzem po pańskich polach (kłusy), czasem w oporządzeniu, jako bryczki (np. po gości na najbliższy dworzec kolejowy).
Rejony, które będziemy opisywać dziś idealnie pasują zarówno do jednej jak i drugiej profesji. Jak i miłości do koni. Lasy na prawo od Wisły były gęste i bogate w dary jeszcze w XVIII i XIX wieku. Większość majątków ziemskich nastawionych była co prawda na płody rolne i drzewa owocowe, ale do najbliższego dużego boru czy puszczy (Mielnicka, Sobiborska, Biała, Zielona czy Białowieska) było bardzo blisko, by nie zjednać się z klimatem życia okołoleśnego. W takim razie ruszajcie z nami…
Przy okazji tego odcinka proponujemy Wam konkurs z nagrodami – upominkami. Szczegóły konkursu i zasady na końcu wpisu. Zapraszamy do zgłaszania szlachetnych miejsc.
– Drohiczyn –
Na start naszej wycieczki typujemy Drohiczyn, choć brak w nim typowego dworu albo pałacu. Stolica krainy nadbużańskiej kiedyś była jednym z najważniejszych polskich miast i historyczną stolicą Podlasia! Siedziba biskupstwa, wcześniej starostwa, miejsce komory celnej dla towarów spławianych ze wschodu na zachód. Generalnie bardzo ważny ośrodek, choć dziś to nieco senne, romantycznie położone na nadbużańskiej skarpie miasteczko, które z pewnością pasowałoby do naszej listy 20 najpiękniejszych miasteczek Polski.
Urok Drohiczyna podkreśla drewniana parterowa zabudowa – mnóstwo domków z gankami, pamiętającymi zapewne koniec XIX wieku. Oraz położenie nad Bugiem. Bug robi to dobitnie, zakręcając wielkim łukiem pod miastem, co można dostrzec z Góry Zamkowej – miejsca, po dawnym grodzisku, potem zamku – świetnego punktu widokowego na okolicę. W tym położone w oddali (prawy górny róg) dobra Korczewskie. Drohiczyn kiedyś połączony był z położonym po drugiej stronie przysiółkiem Ruska Strona, choć paradoksalnie tam było już Królestwo Polskie.
– Mołomotki-Dwór i Karskie –
Drohiczyn leży na Wysoczyźnie o tej samej nazwie. Ziemie wybitnie rolnicze i lekko pagórkowate, stąd właśnie urok nadbużańskich skarp, opadających do tej potężnej rzeki. Jesteśmy jeszcze po stronie północnej, przekraczamy jednak most na Bugu (jeden z dwóch w tym rejonie!), i kierujemy się do miejscowości Mołomotki-Dwór. Dworów i pałaców w tej okolicy jest mnóstwo. Nic dziwnego, skoro szlachta i późniejsze ziemiaństwo czuli się tu jak ryby w wodzie. Dobry klimat, nawet urodzajne ziemie, ogromne pastwiska dla stad bydła i koni, wielkie zakorzenienie w polskiej tradycji. To właściwie pogranicze Wschodniego Mazowsza z Podlasiem. Wystarczy zerknąć na google maps, by w każdym gęstym zadrzewieniu w co drugiej wsi zlokalizować zapomniany lub wciąż istniejący zespół dworsko-parkowy. Jak sama nazwa wskazuje taki znajduje się też w tej miejscowości, co oznacza, że ośrodek wokół dworu (folwarki, sady, oficyny, stajnie) był tak rozbudowany i ważny dla okolicznej miejscowości, że otrzymał nawet własną nazwę administracyjną. Choć umówmy się – większość dworów wciąż popada w ruinę lub jest zarośniętych zdziczałym parkiem, coraz więcej tego typu obiektów odzyskuje blask dzięki prywatnym lub instytucjonalnym funduszom. Będzie i o takich i o takich. Ten dwór uratował prywatny właściciel.
To więc nic nowego na południowym Podlasiu, że w nazwie miejscowości mamy słowo „dwór”. To od razu wskazuje, że możemy być pewni, co znajdziemy w środku okolicznego starodrzewia. Otoczony czarnym bzem, jabłoniami i starymi lipami klasycystyczny dwór pochodzi z początku XIX wieku. Należał do rodziny Kobylińskich, później Korycińskich. Niedawno zespół dworki uzyskał nowe życie, jest tuż po remoncie. Nie łatwo tu trafić, choć znajduje się dosłownie 100 metrów na lewo od drogi krajowej 62 Sokołów – Drohiczyn.
Kilometr na południe od Mołomotek-Dworu w sosnowej gęstwinie sosnowo – lipowej schowany jest piękny drewniany dwór w Karskich, dawniej pełnił funkcje karczmy, nieco w stylu zakopiańskim. We dworze Seweryna Głogowskiego często biesiadowała elita Warszawy, z Mieczysławem Foggiem na czele. Wyprawa do Karskich wiązała się z organizacją transportu dla znamienitych gości, bryczki, dorożki czy też automobile podjeżdżały po nich na dworzec kolejowy w Sokołowie Podlaskim. A o biesiadach i szalonych hulankach we dworze, w których bywali również właściciele wielu okolicznych dworów i pałaców – mówiło się jeszcze wiele dni i tygodni.
– Korczew –
Brniemy w nadbużańską krainę, czyli teren mocno związany z tą rzeką, choć oddalony nieco od głównego biegu. Łagodne pola uprawne ustępują łąkom, lasom i piaszczystym wydmom. Bug płynął kiedyś innymi korytami, jednak zawłaszczył sobie sporo terenu wzdłuż doliny i okresowo go zalewa. Część doliny sięga aż do gminnej miejscowości Korczew, która słynie z „dworkowatego” pałacu i ogromnego przypałacowego parku krajobrazowego, centralnego punktu miejscowości. Tego miejsca nie można przeoczyć. Pałac jest spory, dumny i dostojny. Choć wybudowany został jako dwór na początku XVIII wieku, później systematycznie przebudowywany i rozbudowywany do rozmiarów pałacu przez właścicieli – Kuczyńskich. Ci to uwielbiali zabawy i dworskie biesiadne życie. Według niektórych źródeł imprezy na korczyńskim dworze i pałacu czasem odbywały się codziennie. Korczew szumiał prawie codziennie odgłosem uczt wesołych. „Kiedy liczba gości nie zdawała się dostateczną gospodarzowi lub gdy kilku tylko przetrzymało innych w zapasach kuflowych, z korczewskiej góry, nad wszystkimi okolicznymi drogami panującej, wypatrywano przejeżdżające kolaski i bryczki, a na mijających dwór korczewski zastawiano siecie i zwracano ich przed ganek. Gościnność ta czasami wiele kosztowała tego, co jej doświadczał…”. Obecnie po wojennej dewastacji Pałac jest odrestaurowany przez potomków przedwojennych właścicieli – rodzinę Ostrowskich i Harris. Właścicielka pałacu, żona dawnego angielskiego dyplomaty wiedzie specyficzny, czarujący tryb życia z dwoma rudymi seterami.
Na ogromnym terenie wokół pałacu znajduje się sporo innych, ciekawych budynków jak oficyna, kuźnia, letni pałacyk i gigantyczny park krajobrazowy z drzewami, mającymi nawet 250 lat. Z okien sali balowej widać jaki jest spory, podobnie jak ogromne połacie nadbużańskich pól. Legenda mówi, że tunelem pałac jest połączony pod Bugiem z górą zamkową w Drohiczynie. Prawdą natomiast jest (i można to sprawdzić), że tunelem połączony jest pałac z kuchnią w oficynie. Chodziło o to by nie zdradzać panom pałacu, nawet zapachami, co było przygotowywane na posiłki (sic!).
W środku pałac również zachwyca, a to wszystko efekt wieloletniej pracy konserwatorskiej. Chyba najbardziej spodobał nam się główny, dwupiętrowy hall, zdobiony drewnem. Po lewej stronie wisi szabla, którą wywijał filmowy Kmicic w „Potopie” Hoffmana. Podarowana właścicielce pałacu przez samego Daniela Olbrychskiego.
W Pałacu znajduje się też restauracja serwująca wykwintne dania, organizowane są spotkania biznesowe, imprezy, zwiedzanie odbywa się po zakupie biletu za 6 zł. Niesamowite jest to, że właściciele udostępnili również noclegi i to w naprawdę fajnych, jak na taki obiekt cenach – 120 i 150 zł. Strona www obiektu
– Dąbrowa –
Nieopodal Korczewa, dosłownie 15 minut na południe znajduje się wieś Dąbrowa. Tu w małym parku nad rozległym stawem znajdują się dwa odnowione dworki, z których jeden stanowi oddział Muzeum Regionalnego w Siedlcach a w środku eksponaty, zdjęcia i dokumenty przybliżą nam historię i ciekawostki związane z polskim ziemiaństwem. Zwiedzanie odbywa się z przewodniczką. Dwór i oficyna w Dąbrowie zostały zbudowane około 1850 r. dla rodziny Dobrzyńskich. Kolejnymi ich właścicielami byli Bujalscy i Michał Fayett, a do 1945 r. – Ignacy Fonberg. Na końcu – jak to często bywa, funkcjonowała tutaj po prostu szkoła. Teraz muzeum stara się być też centrum konferencyjnym z zapleczem noclegowym (pokoje na poddaszu), planuje też urządzać imprezy kulturalne i plenery malarskie.
– Sucha Wielka i Mościbrody –
Jeśli zdecydujemy się na nieco bardziej rozbudowaną wycieczkę (np. mamy dwa i pół czy trzy dni a nie dwa) skierujmy się w stronę Siedlec, tylko po to, by zobaczyć dwa ciekawe obiekty, które znajdują się w bliskim sąsiedztwie tego miasta. Na zachód od miasta znajduje się Muzeum Architektury Drewnianej Regionu Siedleckiego w Nowej Suchej, imponujące dzieło prywatnych właścicieli, ale nas powinno zainteresować ze względu na to, że skupia się głównie na architekturze dworskiej a w odrestaurowanym modrzewiowym dworze pieczołowicie odtworzono dworskie wnętrza, wraz z przedmiotami z różnych epok.
Natomiast na południowych przedmieściach Siedlec leżą Mościbrody. Niedaleko przy drodze krajowej na wysokości miejscowości leży kompleks dworski, reklamujący się powiedzeniem: „Brama na wciąż otwarta przechodniom ogłasza, że gościna i wszystkich w gościnę zaprasza”. We dworze można bardzo dobrze zjeść (staropolska kuchnia) a także nocować. Okolica to park przypałacowy i stawy rybne oraz mała stadnina. Ceny – również przystępne. Za pokój ze śniadaniem zapłacimy od 150 zł. Strona www obiektu
Do Warszawy jest stąd zaledwie 2 godziny jazdy. Wróćmy jednak bliżej doliny Bugu, znów około 50 km na północny-wschód od Siedlec.
– Nadbużańskie zapomniane wsie i majątki –
Nie wszystko jednak to kolorowy i idylliczny świat, który po latach zawieruchy został pieczołowicie odtworzony i znów świeci blaskiem międzywojennego ziemiaństwa czy XIX-wiecznej szlachty jak Mościbrody czy Korczew. To nie tak. Proces odzyskiwania majątków to czasem droga przez mękę.
Wielokrotnie szansy odzyskania dworu nie dożywa nawet drugie pokolenie powojennych właścicieli. Majątki ziemskie po reformie rolnej najczęściej przypadały Państwowym Gospodarstwom Rolnym, ewentualnie były adaptowane na szkoły, ośrodki wychowawcze, domy dziecka. Tak naprawdę ratunkiem dla tych dworów najczęściej były prywatne pieniądze ludzi o pokaźnych portfelach, pod koniec lat 90-tych i kilkanaście lat temu przejmujących takie obiekty z pasji. Nie zawsze prawowici właściciele mieli fundusze, by taki obiekt wyremontować. Są to koszty idące w milion, dwa czasem trzy miliony złotych. Murowano – drewniany dwór w Mężeninie schowanej nieco na południowych brzegach Bugu wsi, to jeden z takich przykładów, choć jego historia intryguje. To dawna własność rodu Jundziłów a w okresie międzywojennym Towarzystwa Teozoficznego, czyli mówiąc wprost – polskich Wolnomularzy. O rozmiarach dawnych folwarków, które bywały specyficznymi „mikroświatami” świadczy opis autorstwa Macieja Kobylińskiego: folwark w Mężeninie miał 300 ha gruntów ornych i ogrodów, 86 ha łąk, 52 ha pastwisk oraz 362 ha lasów. W folwarku było 5 budynków murowanych i 13 drewnianych.
To jednak generalnie nie był widok idylliczny. Ale wzbudził na pewno zadumę. Myślę, że sporo osób, jakby miało milion w kieszeni, porwałoby się na ratunek takiego miejsca. Tak jak np. w Zabużu.
– Zabuże –
Porzućmy więc te romantyczne, choć niestety trochę smutne widoki i przenieśmy się dalej, wzdłuż południowego brzegu Bugu. Jesteśmy na terenie Parku Krajobrazowego Podlaski Przełom Bugu. To świetny region na wypoczynek, nawet dłuższy, wakacyjny. Słońce, mało opadów, soczysta zieleń łąk i złocisty kolor zbożowych pól. No i zapach sosnowego lasu.
Mijamy rezerwat Kózki i kierujemy się na wieś Serpelice – letnisko nadbużańskie, oferujące noclegi w kwaterach prywatnych, ale też w wielu ośrodkach wypoczynkowych, schowanych w gęstych lasach. To może być bardzo dobry punkt wypadowy lub baza noclegowa dla osób z mniej zasobnym portfelem, podróżujących budżetowo. We wsi znajduje się spora plaża rzeczna.
Tuż przez Serpelicami droga odbija w kierunku Bugu i przystani promowej. Na jej końcu, dosłownie tuż nad rzeką leży Dwór w Zabużu. Przepiękny obiekt, jedyny na naszej trasie, z tarasu którego można zejść wprost do rzeki.
Dwór w Zabużu to ośrodek komfortowy, pokoje urządzone są tu ekskluzywnie, w pakiecie jest oferta SPA a noclegi kosztują już ponad 250 zł za pokój. Co ważne – jest to pierwszy obiekt na trasie małego produktu turystycznego „Nadbużańskie Dwory i Pałace”. To stowarzyszenie obiektów tego typu, które powstało by promować taki rodzaj turystyki i wypoczynku w tym rejonie. Czyli coś co, nas interesuje w tym temacie. Strona www obiektu.
– Borsuki, Zaścianek –
Według wielu z Was to może być najpiękniejszy dworek na naszym szlaku. Ze względu na jego unikalny charakter. W odcinku o dworkach Małopolski też był jeden taki, inny, niż wszystkie – Dwór Feillów. Dwór Zaścianek znajduje się nieco w oddaleniu od rzeki Bug, oddzielony jest od niej gęstymi lasami, na samym końcu wsi Borsuki. To może być dobra baza wypadowa do środkowej części Parku Krajobrazowego. Pensjonat, jak reklamują go sami właściciele ma raczej nawiązywać do dawnych tradycji „zaścianków”, dziś pojęcia nieco „przeinaczonego”. Piszą: „Tu poczujecie atmosferę staropolskiego dworu witani przez nas z prawdziwą podlaską serdecznością”. Ceny pobytu dość wymagające dla kieszeni. Ale obiekt, organizujący również warsztaty kulinarne ma swoich stałych bywalców i częste obłożenie.
– Skarpy nadbużańskie –
Tak jak wspominaliśmy wycieczka, którą proponujemy oprócz walorów historyczno-kulturowych ma również niepowtarzalne wartości widokowe. Mało która rzeka w Polsce zachowała takie piękne, widokowe skarpy, setki meandrów i dzikie, wręcz dziewicze brzegi. Oglądając dogłębnie Dolinę Bugu można dojrzeć świat, który pamięta zapewne widoki, gdy na zalewowych łąkach pasły się nie dziesiątki a setki bydła, rzeką spławiane były barki ze zbożem, tratwy ze skórami i płodami rolniczymi. W wielu wsiach znajdowały się porty przeładunkowe. Bug obok Narwi to ostatnia duża dzika rzeka Europy. Powinniśmy to pielęgnować. Najpiękniejsze widoki na rzekę z góry znajdziemy w miejscowości Gnojno a całkowite „the best of the best” to skarpa na Gnojnej Górze (musimy dojść szlakiem z drogi Borsuki-Gnojno), która liczy sobie nawet 35 metrów wysokości. Pod skarpą znajduje się Binduga – to dawne określenie starorzecza, porzuconego przez meandrująca rzekę. Sporo takich nazw znajdziecie na mapie wzdłuż Bugu. Znalazłem w sieci informacje, że w tych rejonach kręcone były sceny do filmu „Noce i Dnie”. Drobne, krajobrazowe. Ale nie potrafiłem zweryfikować tego na 100 proc. Generalnie na temat plenerów do tego filmu jest sporo sprzecznych informacji.
– Prom do Niemirowa –
Coś niesamowitego jest w tym, że podlaskie miejscowości o długiej historii, kiedyś miały status miasteczek. Przy czym trzeba rozróżniać, że miasteczko to była forma pośrednia pomiędzy wsią a miastem. Miało rynek, ale nie miało miejskiego charakteru. Takimi miasteczkami – choć naprawdę trudno to dziś dostrzec! – było wiele podlaskich miejscowości, w tym te położone na północnym brzegu Bugu – malowniczy Mielnik czy ostatni przed granicą z Białorusią – Niemirów. Do Niemirowa dopłyniemy promem rzecznym (działa na telefon), tu też rzekę przecina słynny szlak rowerowy Green Velo, znajduje się tu jeden z Punktów Obsługi Rowerzystów. Dalej Bug jest już rzeką tylko graniczną, wybitnie dziką. Za wsią pod małą wieżą strażniczą znajduje się najdalej na zachód wysunięty punkt Białorusi. Po trzecim rozbiorze pod Niemirowem stykały się granice trzech zaborów. Po pokoju w Tylży Niemirów znalazł się w zaborze rosyjskim, po drugiej stronie Bugu było już Księstwo Warszawskie a potem Kongresówka.
– Dworek Łukowiska –
Kierujemy się dalej wzdłuż wioski Stary Bubel – koniecznie zobaczcie, jak jest zbudowana. Długa, pociągła, składa się z dwóch rzędów – w jednym stoją stare, często pamiętające czasy przedwojenne drewniane domy a w drugim, ogromne drewniane stodoły otwarte frontem do przepastnych pól za wsią. Tak często skonstruowane były podlaskie ulicówki. Po lewej stronie drogi do Janowa Podlaskiego znajduje się XIX-wieczny dwór a właściwie dworek z ciekawie zaaranżowanymi okolicami, parkiem i ogrodem. Tradycyjnie, obiekt umożliwia organizację imprez, skupia się na weselach, ale również na gościach indywidualnych.
– Uroczysko Zaborek –
No to teraz kilka słów o perle w koronie tego przewodnika. Gdy nasi fani zobaczyli zdjęcie z tego miejsca na naszym fanpage – oszaleli z zachwytów. Nigdy nie byliśmy w tak czarującym miejscu i zapewne długo nie będziemy. Pensjonat „Uroczysko Zaborek” trudno nazwać pensjonatem w prawdziwym tego słowa znaczeniu. To raczej ośrodek kulturalny czy też ostoja o niesamowitej skali. Na 50 hektarach Arkadiusz, Lucyna i córka Katarzyna Okoniowie stworzyli naszym zdaniem jeden z ciekawszych tego typu obiektów Wschodniej Polski. Idealnie nawiązujący do klimatów i tematyki, którą się zajmujemy. To kompleks starej drewnianej architektury przystosowanej do potrzeb hotelowych, położony krótką chwilę od Janowa Podlaskiego pomiędzy gęstym lasem a urokliwym stawem.
Goście Zaborka mogą zamieszkać m.in. w: Plebani z 1880 roku, Wiatraku „Koźlaku”, Bielonym Dworku, pamiętającym czasy powstania styczniowego 1863 r. I w tym dworku zamieszkaliśmy, zachwycając się nie tylko autentycznie zachowanymi wnętrzami (obiekty były rozkładane, przywożone tu z różnych miejsc Podlasia i składane na nowo), ale pokojami, niezapomnianym jedzeniem czy obejściem. Przy czym Zaborek to nie jest skansen. To raczej kawałek świata, wykrojony sprzed 100-150 lat i włożony gdzieś na uboczu na własność goszczących tu osób. Gdyby ktoś zechciał kręcić serial o życiu dawnej szlachty i arystokracji i przybliżyć klimat dawnego zaścianka – miałby tu gotowy plener do ujęć.
A propos plenerów… Zaborek staraniem właścicieli jest też centrum kulturalnym okolicy. Organizowane są tu plenery malarskie, spotkania z artystami, koncerty. Zupełnym przypadkiem w czasie naszego pobytu w Białym Dworku przebywał znany podlaski malarz – prof. Stanisław Baj, od lat malujący okolicę – głównie dolinę Bugu blisko swoich rodzinnych Dołhobrodów.
Miejsce to wydaje się czymś perfekcyjnym i wyjątkowym. Można tu nocować zarówno dwa dni jak i dłużej, właściciele przygotowują często pakiety, które cenowo bardzo dobrze się kształtują. Doświadczymy tu absolutnie niesamowitej atmosfery, ciszy, spokoju, a także dosłownie kilkunastu opcji aktywności (na przykład – las wokół Zaborka jest bogaty w grzyby). Ceny przekraczają co prawda 200 zł za noc, ale na myśl o tych zapachach kręci mi się w nosie a o tutejszym jedzeniu właśnie cieknie mi znów ślinka. Postanowiliśmy, że wyślemy tam kiedyś rodziców na rocznicowy wypad. To miejsce idealnie nadaje się na takie właśnie okazje. Przy okazji dziękujemy właścicielom za zaaranżowanie zwiedzania stadniny w Janowie Podlaskim oraz możliwość realizacji materiałów do filmu i naszego cyklu. Strona www obiektu
– Janów Podlaski –
O stadninie koni arabskich w Janowie Podlaskim być może słyszał każdy. Byliśmy tu dosłownie na 2 dni przed rozpoczęciem słynnej aukcji, więc ciekawie było zajrzeć w wielką krzątaninę, która dotyczyła wydarzenia, na którym pojawia się co roku kilkuset gości z wielu krajów (część z nich nocuje w „Zaborku”, część w dawnym Pałacu Biskupów Janowskich).
Na skraju gigantycznych nadbużańskich łąk, przy wiosce Wygoda, gdzie okolica się nieco uspokaja, pagórki robią bardziej płaskie, wędrują setki bocianów – niektóre gromadzą się już w sporych rozmiarów sejmiki – znak, że w połowie sierpnia opuszczą Polskę. Towarzyszy im rżenie i tętent koni. Pięknych, smukłych, dumnych i niezwykle cennych. Zabudowania stajni – niektóre zabytkowe, projektowane przez Marconiego, przetrwały wojenne zawieruchy, bo słabość do ogierów i klaczy mieli zarówno Niemcy jak i wojska carskie. Zwiedzanie stadniny obecnie nie obejmuje stajni z przyczyn bezpieczeństwa, jednak spotkanie oko w oko z tymi pięknymi zwierzętami a nawet możliwość dotykania ich i poczucia tego niesamowitego ciepła, które bije z ich ciał – na pewno będzie niezapomnianym przeżyciem. Więcej o samej stadninie,historii i Janowie Podlaskim napisaliśmy już w osobnym wpisie z podróży.
– Roskosz k. Białej Podlaskiej –
Zanim ruszymy dalej na wschód, możemy z Zaborka podjechać w kierunku Białej Podlaskiej, by zobaczyć ciekawie położony dwór w Rozkoszy. A właściwie dwa dwory, przy czym jeden nawiązujący bardziej do neogotyckich pałaców, powstały z przebudowanej stajni cugowej. Zespół Dworsko-Parkowy, należący kiedyś do Katarzyny Radziwiłłowej (okolica Białej to dobra Radziwiłłów) to dwa odrestaurowane obiekty zabytkowe otoczone starym parkiem. Mieszczą się w nich hotele na ok. 55 miejsc noclegowych. Ceny znów bardzo znośne, od 140/150 zł za pokój w pałacyku lub dworku. Strona www obiektu.
– Cieleśnica –
Naszą podróż podzieliliśmy na dwie części, idealne na weekend. Część długą z finałem w Zaborku i część krótszą ze starem w Zaborku, zwiedzaniem Janowa i dalszą trasą wzdłuż Bugu aż do okolic Terespola. W sam raz na letni weekend.
Jesteśmy w Cieleśnicy, również należącej do dworkowego produktu turystycznego, o którym wspomnieliśmy. Bardzo zgrabny i bijący bielą pałacyk, schowany w rozłożystym parku, postawił Andrzej Serwiński w pierwszej połowie XIX wieku, projektu Antonio Corazziego, wybitnego włoskiego architekta, który zaprojektował min. budynek Teatru Wielkiego w Warszawie. Następny właściciel Stanisław Różyczka de Rosenwerth był w latach międzywojennych wybitnym działaczem i miłośnikiem lotnictwa, zainicjował między innymi powstanie Podlaskiej Wytwórni Samolotów, w której był jednym z udziałowców i konstruktorów. Okoliczne łąki, były często rejonem ćwiczeń i eksperymentów z pierwszymi samolotami polskich lotników. Jak wyglądał dwór-pałac jeszcze 10 lat temu możecie zobaczyć w tej relacji. Niebo a ziemia!
– Woroblin, Krzeczew i Pratulin –
Jedziemy dalej wzdłuż Bugu, który cały czas stanowi tu odcinek graniczny. I będzie tak już do końca aż za Zosinem, najbardziej na wschód wysuniętym punktem Polski. Po lewej stronie schowane wsie, gdzie z rzadka uświadczymy asfalt na drogach. Woroblin to zapuszczony majątek ziemski z małym dworkiem z 1859 roku, otoczony szpalerem zdziczałych drzew. Kierujemy się jednak do Pratulina. Tu w tej mikroskopijnej wioseczce nie zobaczymy dworu ani pałacu, a dojrzymy wiele znaków, w tym aż w Janowie kierują do tego kameralnego sanktuarium, poświęconego męczennikom za wiarę… unicką. W czasie prześladowań Unitów w Imperium Rosyjskim, wielu z nich nie miało łatwego życia na ziemiach polskich. Ci, którzy nie przemieścili się w inne rejony (np. do Galicji) często byli karani śmiercią za wiarę i przynależność do kościoła zachodniego zamiast moskiewskiego. Drugim miejscem związanym z religią unicką na naszej trasie był Krzyczew, trzecią Kostomłoty, o których napiszemy przy innej okazji.
Krzyczew leży podobnie, jak Woroblin, choć bliżej głównej drogi na Terespol, a tutejszy dworek jest nieco bardziej widoczny, niż worobliński. Sam budynek trąci już myszką i wygląda dużo gorzej, niż na szkicach w „Polsce Egzotycznej” a świadczy o tym zawalony balkon i samotne kolumny gankowe, jednak w okolicy stoi kilkanaście zagadkowych, ciekawych zegarów słonecznych, zgromadzonych i wyeksponowanych przez właściciela okolicznej działki.
Jedźmy dalej, nikt nie woła. Tuż za wsią znajduje się unicka kapliczka o rozmiarach małego kościoła pod wezwaniem św. Jerzego z roku 1683. Jest zjawiskowo położona! Tuż za kościołem stoi biało-czerwony słup graniczny i leniwie suną gęste wody Bugu. Możemy w nich zamoczyć stopy tuż przy wodowskazie IMGW i ruszyć dalej do najbardziej idyllicznej naszym zdaniem krainy na całym biegu tej rzeki.
– Szwajcaria Podlaska –
Termin „Szwajcaria” w XIX-wiecznej i międzywojennej Polsce miał znaczenie wielorakie. Ale generalnie elementem wspólnym było dla niego zróżnicowanie terenu, większa, niż w okolicy liczba pagórków, wąwozów, dolin i bardzo dużo cieków wodnych – najlepiej jezior, stawów czy rzek. Dlatego wiele parków krajobrazowych, pagórkowatych wysoczyzn dostawało przydomek „Szwajcarii”. Nawet w miastach. Przykład naszych sąsiednich Gliwic, gdzie również „działała” Szwajcaria. Czeska, Kaszubska, Bałtowska itd…
Szwajcaria Podlaska to potoczna nazwa, ale też nazwa rezerwatu, obejmującego system skarp i urwisk nad malowniczym zakolem Bugu oraz wpadających do niego mniejszych dolinek blisko miejscowości Neple. Prowadzi tu czerwony nadbużański szlak turystyczny, ale dostać się możemy również z głównej drogi, skręcając w stronę rzeki na wysokości pomnika z radzieckim czołgiem. Po drugiej stronie polna droga prowadzi na najwyższe wzniesienie w okolicy, pośrodku którego znajduje się w ziołoroślach tajemniczy kamienny krzyż, podobno mający prawie 600 lat. Kamienna Baba, choć jest symbolem chrześcijańskim ma jednak znajdować się na terenie dawnej świątyni pogańskich Słowian lub ich ołtarza ofiarnego.
– Koroszczyn i Neple –
Stajemy pod dworem w Koroszczynie, którego pierwsza świeżość też już dawno minęła, ale na budynki wisi polska flaga a drobna kobieta plewi wokół chwasty. Obecni właściciele tego urokliwego dworku mieszkają w Warszawie i nie mają funduszy na renowację rodzinnego gniazda a jednak udaje nam się zajrzeć do środka i obejrzeć czarujące wnętrze pełne rodzinnych pamiątek, czarno-białych zdjęć, wszystko pachnące czasami przedwojennymi i wielopokoleniową historią rodzinną. To się czuje. Historia ma innych zapach.
Rodzina przyjeżdża tu co jakiś czas, by pobyć w miejscu, które wydało wiele pokoleń rodu, usiąść na tarasie, wyobrazić fontannę, która tryskała tuż przy podjeździe do dworu. Z przyczyn niezależnych nie chcielibyśmy rozpisywać się nad szczegółami, by nie być niedyskretnymi.
Ostatnim punktem naszej wycieczki może być miejscowość Neple. Popularna, wypoczynkowa, znajduje się tu sporo gospodarstw Agroturystycznych. Neple to zjawiskowy krajobraz rzeki Krzny uchodzącej szerokimi rozlewiskami do Bugu. Widok z mostu w stronę wschodnią jest cudowny. Choć pocztówkowo ułożył się dla nas widok na zachód. W jednym kadrze konie, stado krów, rzeka i słup z gniazdem bocianów. Południowe Podlasie w pigułce. Po północnej stronie Krzny znajduje się ogromny kompleks parkowy, dawniej rozłożony wokół sporego pałacyku.
Dziś pozostały jedynie neogotycka kaplica grobowa a za budynkiem szkoły mały biały dworek, zamieszkany przez osobę prywatną. Takie miejsca budzą zadumę, powodują, że stajemy się przesadnie sentymentalni, smęcimy „szkoda, że tego nie ma”, „szkoda, że ten świat zniknął”. Może dla niektórych zabrzmi to nietypowo, że para 30-latków rozpamiętuje czasy międzywojnia czy szlacheckie zaścianki, ale ta tematyka tak się do nas zbliżyła, że na pewno takie miejsca z duszą, schowane w starych drzewach, wokół kilkudziesięcioletnich stawów i oczek wodnych to dwory i pałace-duchy, które budzą szybsze bicie serca i zdrowe podekscytowanie tym miejscem.
Wróciliśmy do Uroczyska Zaborek, wieczorem w promieniach pomarańczowego słońca, wąchając zapach wilgotnego drewna i gontu po krótkiej burzy, sącząc nalewkę z czarnego bzu, który w sierpniu pęcznieje w różnych zakamarkach i obrzeżach parków. Jak w Mołomotkach, jak w Neplach, jak w Mężeninie. Jak w miejscach, które zarosły zapomnieniem, choć nie zdołano jeszcze wykarczować ich z korzeniami. Ludzie wracają, ludzie tęsknią, ludzie ratują. To ludzie są ostatnią nadzieją, by takie miejsca wskrzeszać. I robić to ze smakiem, tchnąć duszę, próbować wskrzesić tą szlachetną sztukę niespiesznego raczenia się chwilą. W parku przed dworem, na pałacowym tarasie, w oranżerii, przy pachnącym ziołami późnoletnim ogrodzie. Nadzieję budzą w nas tacy ludzie jak właścicielka Korczewa, jak twórcy Zaścianka w Borsukach czy państwo Okoniowie z Zaborka. Dzięki takim ludziom to nie będzie świat, zmierzający do całkowitego zapomnienia ale naszym zdaniem świat, który powoli będzie chciało odkrywać na nowo wiele osób. Nie tylko starszych, ale też naszych rówieśników. Bo każdy kiedyś będzie chciał zwolnić i raczyć się niespiesznie chwilą. Polecamy takie miejsca. Na Podlasiu, na Ziemi świętokrzyskiej, w Małopolsce. Jeśli podobał Wam się nasz cykl dajcie znać. Niewykluczone, że uda nam się zrealizować dla Was kolejne odcinki. Wasze zdrowie!
– Niespieszny KONKURS dla fanów –
Napisz w komentarzu GDZIE TWOIM ZDANIEM MOŻNA JESZCZE SPĘDZIĆ NIESPIESZNY WEEKEND W SZLACHECKIM STYLU. Czekamy W KOMENTARZACH POD WPISEM na Wasze zgłoszenia dworków, pałaców, zamków, szlaków i innych, ciekawych miejsc, związanych z polską tradycją i historią. Zaproponuj ciekawe miejsce , które pomaga zresetować się na dwa dni, naładować akumulatory. Najciekawsze propozycje zostaną nagrodzone zestawami upominkowymi od marki „Saska”. Nagrodzimy aż 10 osób! Konkurs trwa od 18.08.2016 do 4.09.2016 [regulamin konkursu – KLIK!]
Wyniki konkursu: Upominkami od Saskiej nagradzamy użytkowników, którzy umieścili komentarze:
Saska to szlachetna rodzina alkoholi, która czerpie ze staropolskich recepturach i tradycyjnych polskich smaków (dzika róża, śliwka, czarny bez, dębowa). Odwołuje się do szlacheckiej tradycji niespiesznego ucztowania się i delektowania tym co najlepsze. Oparta na wielowiekowych recepturach. Dzięki Saskiej, która wsparła powstanie tego cyklu przewodników docieramy i opisujemy dla Was najciekawsze polskie dworki, pałacyki, w których możecie przyjemnie spędzić czas, racząc się niespiesznie w przepięknym plenerze. Przypominamy poprzednie odcinki cyklu:
Dwory o dworki środkowej Małopolski | Dwory i dworki Ziemi świętokrzyskiej
Za pomoc w realizacji tego materiału dziękujemy gospodarzom pensjonatu Uroczysko Zaborek w Janowie Podlaskim. A także mojemu tacie – grzybiarzowi i autorowi kilku zdjęć 😉
Wpis powstał przy współpracy z marką „Saska”. Organizatorem akcji „szlachetna sztuka niespiesznego podróżowania” i partnera naszej podróży śladami najpiękniejszych szlacheckich dworków w Polsce południowej i wschodniej.
Mapa dworków:
Paulina – 31/08/2016
Marek – 26/08/2016