Południe Islandii, które rzuca na kolana: Wodospady, lodowce, czarne plaże i diamenty
Zjeżdżając serpentynami krajową jedynką do dymiącego podziemną parą wodną Hveragerði po raz pierwszy widzimy w oddali ocean. No właśnie, widzimy, bo zza chmur wyrwało się słońce i nieśmiało towarzyszyło nam już przez cały dzień. No właśnie, serpentynami, bo pomimo bardzo łagodnego zjazdu budowniczy musieli zrobić więcej zakrętów z powodu siedlisk elfów. Tak, elfów. No właśnie, bo większość Islandczyków wierzy wciąż w elfy. A wiecie co łączy Islandię i Tolkiena? Język oraz krajobrazy. Południe Islandii. Wodospady, lodowce, czarne plaże i diamenty. Jedziemy tam.
Dni 3 i 4 podczas naszej krótkiej wizyty na Islandii przyniosły nam poprawę pogody, a my podróżowaliśmy krajową jedynką wzdłuż południowego wybrzeża Wyspy, w kierunku Hopfen, stolicy rybołówstwa dalekomorskiego Islandii, zahaczając, jak większość turystów o baśniowe wodospady Seljalandfoss i Skogafoss. Wymoczyły nas dość konkretnie, ale dla takich chwil warto żyć. Okolica w tych barwach i klimacie, wykreślając dość widoczne tłumy turystów w popularnych miejscach kojarzyła się nam ze Śródziemie z Władcy Pierścieni. A to dopiero było pierwsze skojarzenie. Kolejne były mocniejsze.
Wodospady S i S
Seljalandfoss to pocztówkowy widok, zwłaszcza gdy odważnie wejdzie się za strumień wody, wzdłuż skały, nie bacząc na mnóstwo wirującej wody, która moczy Cię od stóp do głów. Skogafoss jest zdecydowanie większy, potężniejszy, trudno do niego podejść blisko, ale można też wybrać podziwianie spadających z impetem fal polodowcowej wody z punktu widokowego wysoko tuż przy krawędzi. Sporo osób, które mają więcej czasu wybiera też spacer do sąsiedniego, mniej znanego wodospadu za wioską Skogar.
Zdecydowanie największym skarbem południowych brzegów Islandii jest najbardziej na południe wysunięty południowy cypel, niedaleko porośniętego przepięknym łubinem miasta Vik i Myrdal, czyli czarne plaże. Celowo używamy liczby mnogiej, bo one różnią się, oddzielają od siebie, mają inne historie i zakamarki.
Vik i Myrdal
Pomiędzy lodowcem Myrdalsjokkul a Atlantykiem na wypłaszczeniu, które umiłowali sobie podglądacze ptaków i geolodzy znajduje się wioska Vik. Dość malowniczo położona w kotlinie otoczonej soczyście zielonymi urwiskami oraz czarną plażą. To stolica regionu i główny ośrodek Geoparku KATLA, wpisanego na listę UNESCO, którego niewątpliwymi hitami są miejsca, które pokażemy za chwilę. Vik ma swoja czarną plażę, niestety zabudowana jest falochronami, więc największą frajdę sprawiało nam polowanie na fajne ujęcia kwitnących tu obficie łubinów. Charakterystyczną budowlą dla miejscowości jest biały kościółek, często spotykany w stockowych i folderowych zdjęciach, reklamujących Islandię. Po czarnej plaży organizowane są przejażdżki na koniach ale do samej Reynsfjary od tej strony się nie dostaniemy.
Reynsfjara
Czarna plaża w Vik nie jest w Vik. Jest na zachód od niego, za „zamkiem”, „katedrą”, czyli pięknymi, szpiczastymi skałami, opornymi na gigantyczne oceaniczne fale. Między nimi a bazaltową jaskinią (ja bym to jednak nazwał raczej grotą) Hálsanefshellir, ciągnie się plaża Reynisfjara. Czyli rzeczona czarna. Jednocześnie jedna z najpiękniejszych „nietropikalnych” plaż świata. Czy to prawda? To może być prawda. Czerń piasku i kipiel gigantycznych bałwanów, plus ucięta w połowie jak jakaś wędzona dobra wędlina, wulkaniczna skała gwarantują niesamowite wrażenia. Gdy ocean podchodzi jednak pod skały a plaża się kurczy w tym miejscu – wielu zostawia rozsądek gdzieś na parkingu i igra z siłą Atlantyku. Stąd najwięcej śmiertelnych wypadków z udziałem turystów na Islandii ma miejsce właśnie tu. Głównie wśród tych, którzy wspinają się na bazaltowe kolumny przy słynnej Reynisfjara. Piękno, które może być zabójcze.
Dyrhólaey
Dyrhólaey kiedyś było wyspą, dziś jest półwyspem, połączonym groblą z resztą lądu, rozdzielającym dwie najpiękniejsze czarne plaże… mroczna Reynsfjara i przepastną pustą Solheimfjara, na końcu której gdzieś hen daleko gromadzą się grupki turystów, by zrobić sobie zdjęcie z porzuconym wrakiem samolotu. Niestety idzie się tam ponad godzinę przez czarne”nic” dlatego, gdy ma się mało czasu na zwiedzanie wyspy, należy podarować sobie tą osobliwą atrakcję. To opinia samych organizatorów wycieczek 🙂 Dyrhólaey to klify z przepięknym widokiem w każdą stronę, nie tylko na morze ale i majaczące wgłębi wyspy góry i czapy lodowcowe. Od strony morza strzeżony przez kilka wystających z wody skał i ogromny most skalny, który w dobie unicestwienia okna na Malcie czy marokańskiej Legrizie zyskuje na unikatowości. Coś pięknego, jedno z najpiękniejszych miejsc na Północy Europy, w którym byliśmy.
Pole lawowe Eldhraun i Eyjafjallajökull
Pierwsze to największe pole lawowe Europy. Chodzi o to, że kosmiczny krajobraz, ciągnący się w każdą stronę po 20 km, postrzępiony, nieco żużlowaty, pokryty na wierzchu nierealnym wręcz zielonym puchem czyli porostami i mchem, to wynik jednego wylewu lawy podczas największej erupcji wulkanicznej w dziejach Europy czyli eksplozji nieodległego wulkanu Laki. Największa „gwiazdą” islandzkiej sceny wulkanicznej jest jednak młody wykonawca, który niedawno wygrał wulkaniczną „eurowizję” czyli Eyjafjallajökull. W 2010 roku unieruchomił na długo czas większość ruchu lotniczego w Europie a małe centrum dokumentujące ten fakt i edukujące w temacie wulkanów Islandii znajduje się niedaleko Vik przy drodze #1 pomiędzy wodospadami Skogafoss i Seljalandfoss.
Wędrówka po lodowcu
Jak się chodzi po lodowcu? Dziwnie ale z ogromem fascynacji. Zwłaszcza jak wcześniej patrzy się na ogrom lodowej masy, wylewającej się jęzorem pomiędzy górami. A na zdjęciu satelitarnym ten jęzor to zaledwie mały kawałeczek ogromnego Vatnajokkul. Do czoła lodowca musimy iść około 40 minut.
Siggi mówi: – Zapnijcie mocno raki, ściśnijcie czekany i chodźcie jak słonie. Nie wiem właściwie którędy pójdziemy, bo lodowiec zmienia się z dnia na dzień. Obserwuję to dokładnie. Rok do roku skraca się o człowieka.
Siggi ma rację, Skaftafellsjökull co roku zmniejsza się o prawie 2 metry. Jej dziadek pamięta jak 50 lat temu łączył się za rękę z sąsiednim Svínafellsjökull i razem płynęli do oceanu. Dziś są daleko od oceanu. I daleko od siebie.
Lodowiec skrócił życie wielu ludzi. Np. dwójki Niemców, którzy sami ruszyli na niego i zniknęli w przeraźliwie niebieskich szczelinach. Zaparkowane auto zostało przed jęzorem przy lagunie.
Lód lodowca jest niebieski, każda szczelina wygląda jak dołek wypełniony niebieską farbą. Nie umiem jednak tego odcienia niebieskiego opisać ani do niczego porównać. Na powierzchni czarny lub brązowy. Od wulkanicznego pyłu. Na ogół w sumie szary a prawie nigdy nie biały.
Laguna Jokursarlon
Tyle rzeczy w życiu widzieliśmy, ale nie widzieliśmy tego. Jak to opisać, jak zapamiętać? Jako ogrom i żywy spektakl lodu i wody. Gigantyczne bryły lodu, wręcz góry lodowe taplają się w gęstej zimnej wodzie z roztopionego lodowca. Tutaj szarość wody doskonale uwydatnia niebieski kolor lodu. W oddali pomogło nam obserwować to lekkie słońce. Laguna Jokursalron, bo o niej mówimy to miejsce, gdzie lodowiec łączy się z oceanem. Prawie. Jednocześnie leży blisko wspomnianej już wcześniej krajówki i wystąpiło w filmie „Zabójczy Widok” z Rogerem Moorem (seria o agencie 007). To spowodowało, że osobliwość jest odwiedzana przez większość turystów, zapędzających się w te rejony. Część z nich korzysta z krótkiego rejsu amfibiami po lagunie. Pogodno słychać wtedy niesamowity dźwięk – trzask pękającego systematycznie lodu.
Diamentowa Plaża
Gdy nie może Ci opaść szczęka na podłogę, bo okazuje się, że podłoga to czarna plaża, pełna oszlifowanych lodowych diamencików, których nie chciał ocean i boisz się że rozbijesz 😯 Plaża znajduje się chwilę spaceru od opisanej laguny. Te bryłki pochodzą z lodowca i przepięknie kontrastują z miękkim czarnym piaskiem. Może rzeczywiście wielkość tej plaży trochę zaskakuje (jest malutka) ale miejsce bez problemu wskakuje na nasza listę najpiękniejszych kuriozów.
Gdzie spaliśmy?
Wycieczka była dwudniowa, dlatego organizator zapewnił nam nocleg w farmie-hotelu niedaleko Hofn (Smyrjabjorg). Istnieje opcja takiej podróży z Reykjaviku również jednodniowa, ale naszym zdaniem może to być nieco za bardzo w pośpiechu. Lepiej zainwestować w niezapomniane przeżycia podczas podróży dwudniowej, albo założyć tu 2-3 dni obowiązkowo podczas samodzielnie zaplanowanej objazdówki dookoła wyspy.
To trzeci i ostatni materiał z naszej krótkiej (5 i pół dnia) podróży na Islandię. Zostaliśmy zaproszeni dzięki uprzejmości organizacji Guide To Iceland, która daje również możliwość bezpośredniego kontaktu z mieszkańcami Islandii, w zakładce „Poznaj mieszkańców„, którzy pomagają w organizacji. GTI pomaga również w tym, by samodzielnie zorganizować sobiewakacje na Islandii.
Samodzielne wycieczki objazdowe znajdziecietutajJest to opcja dla osób, które kupiły bilety lotnicze i chcą zwiedzać samochodem.
Pracowałem i.miesxkalem w Islandii w latach 2008-2010. Ale bardzo tęskniłem za rodzina a ona nie chciała się przeprowadzić na koniec świata
Ależ piękne ujęcia 🙂 Super zdjęcia, pozdrawiam 🙂
Świetne widoki! Ciekawy kierunek na wyprawę rowerową
Islandia jest taka dzika – piękne miejsce
Pozdrawiam
Świetne miejsce 🙂 Jedyne w swoim rodzaju, aż chciałoby się zapakować wszystko i polecieć tam czym prędzej, szczególnie podczas takich upałów 🙂
Świetne zdjęcia:)
Kocham Islandię i jej naturę.
Pozdrawiam