Senja. Norwegia w miniaturze albo lepiej… przepiękna wyspa jak ze snu
Znaczenie nazwy tej wyspy można wyprowadzić od słowa “piasek” w języku Saami, czyli Samów, czyli potocznie – lub wg niektórych – pejoratywnie Lapończyków, bo jesteśmy wciąż w Laponii. Oceanicznej ale Laponii. To zapewne od kilkunastu plaż jakie można spotkać na tej wyspie, z piaskiem, który Golfsztrom transportuje tu aż z Florydy. Nam jednak bardziej podoba się podobieństwo do słowa “senna”. Senność to dobre słowo. Tylko mowa o takim śnie na jawie. Do końca nie wiemy czy to, co widzimy jest realne czy wymyślone. Czy to istnieje czy ktoś to namalował. Wyspa Senja.
Podczas jednego z dni naszego krótkiego pobytu w Tromso u Agnieszki i Wiktora z Nordtrip.pl, wyskoczyliśmy na południowy-zachód na roadtrip po Senji. Po drodze zdążyliśmy nakarmić stado dzikich reniferów (choć słowo “dzikich” jest tu na wyrost, bo każdy ma jakiegoś tam właściciela”), zjeść zafundowane przez Wiktora przepyszne hot-dogi z musztardą miodową na stacji benzynowej w Buktamoen, gdzie odbiliśmy z głównej drogi i złapać w kadrze górę, która wyglądała jak pokrojony na kilka części twaróg, serio.
Na Senję należy przeznaczyć cały dzień i to najlepiej z zachodem słońca. Dostać się można promem z Brensholmen (tylko latem) oraz z Andeness, niedaleko Lofotów (też latem). Zimą pozostaje samochód. Jedziemy drogą E8, potem chwilę transnorwegianą E6 i odbijamy na Finnsness, które pełni rolę “bramy” do Senji.
Ujście „łososiowej Amazonki”
Nieco wcześniej radzimy zatrzymać się w wiosce Kjerresnes. Dojeżdżamy na sam koniec drogi do parkingu i punktu widokowego. Oto unikatowe miejsce, gdzie fiord łączy się z deltą rzeki Malselva. Latem gdy nie ma lodu widać tu setki poskręcanych łańcuszków na błotnistym dnie, zimą również, aczkolwiek większość przykryta krą. To rzeka anastomozująca, jak Amazonka i Narew. Puszczając drona można to zobaczyć w pełnej krasie. O ile nie wieje za bardzo i o ile nie przekroczycie granicy rezerwatu, który zaczyna się na rzece. Latem też spotkać tu można zapewne dziesiątki wędkarzy, bo rzeka Malselva należy do najlepszych łowisk łososia w całej Skandynawii i przyciąga nad swe brzegi wędkujących turystów nawet z drugiej półkuli. Nie przywiązujcie wagi do tego śródtytułu, to tylko dla przyciągnięcia uwagi.
Senja jest drugą co wielkości wyspą Norwegii, choć jeśli uznamy Svalbard jako terytorium zamorskie, to największą. Wschód Wyspy to klimaty nieco jak w interiorze Skandynawii, fińskiej Laponii. Szerokie, proste drogi, polodowcowy płaskowyż a Park Narodowy Anderdalen, położony w południowej stronie, dostępny od południowego brzegu to przykład miejsca, gdzie sosny dominują nad świerkami, niczym w Tajdze i schodzą aż do morza. Oprócz tego sporo tu też brzóz. Od strony lądu przy wjeździe do parku można zahaczyć o Muzeum Saamów w Kaperdalen przy drodze wzdłuż Doliny Anderdalen.. Im dalej na północ i zachód, tym krajobraz zmienia się bardziej. Góry zaczynają wyrastać niczym kolce a naszym oczom ukazuje się pierwszy atlantycki fiord i niebywałe wręcz skały, prawie pionowe.
Mefjordvær
To pierwsze skojarzenie, które mieliśmy oglądając amfiteatralne otoczenie wioski Mefjordvær. Z jednej strony formacje niczym skały w Torres del Paine w Chile, z drugiej idealna piramida jak Matterhorn. Na pewno “Norwegia w miniaturze”? Jedna z ostrych skał jest osiągalna, nazywa się Segla i prowadzi do niej szlak z wioski Fjordgard. Na końcu wioski Mefjordvær jest parking i łatwy szlak na inny punkt widokowy. Niższy i trudniejszy, wyższy – Knuten oraz Skøyteneset. W zimnym ale przejrzystym fiordzie ulokowano też ogromną hodowlę łososi atlantyckich. Jeśli macie dobry czas, można odbić nieco wcześniej drogą na północ, do położonej na małej wysepce wioski Husoy. Jej odmienność stanowi fakt, że założyli ją potomkowie hiszpańskich żeglarzy i zachowali oni tradycję popołudniowej sjesty. Tak, sjesty. Nie pytajcie… Nieco inna, niż w reszcie Norwegii jest tu architektura domostw.
My jakieś 20 km dalej na zachód w Mefjordvær obserwujemy natomiast spektakl z parą bielików. Tutaj mówi się na nie orły arktyczne i można je zaobserwować naprawdę często. Najlepsze jednak przed nami.
Plaża jak z dziecięcych fantazji
Po wyjeździe z tunelu i minięciu jednego z najdziwniej położonych cmentarzy, jakie widzieliśmy, docieramy do plaży Ersfjordstranda, nie bez przyczyny jednej z najpiękniejszych, które widzieliśmy. Ogólnie te plaże północy i północnego-zachodu są piękniejsze od tych śródziemnomorskich, naprawdę. Plaża w lecie musi prezentować się idyllicznie, skoro zimą zachwyca. Przypływy i odpływy nadają temu miejscu połysk i refleksy a w nich odbijają się 600-metrowe skały. Najpiękniej prezentujące się w późnym słońcu. Wiktor nie umiał przestać fotografować, to miejsce rzeczywiście może być fotograficzną pułapką, choć spotkaliśmy tu zaledwie jednego fotografa. Po drodze wcześniej zero. Przy plaży jest darmowy parking, toalety a nawet prysznice. Spektakularny design, ale zimą zamknięte. Może by nie przymarznąć do klapy?
Szczęki Diabła
Dosłownie kilkaset metrów dalej po prawej objawia się nam najsłynniejszy widok z Senji. Niesamowita, przepięknie dumna, zwłaszcza w złotym świetle około godziny 17:00 skała zwana Oksen lub Okshornan, czyli byk. Jednak miejscowi nazywają ją czyli Szczękami Diabła. Możecie je oglądać zarówno w wersji oficjalnej, grzecznej, jak radzą przewodniki czyli designerskiej kładki widokowej, zwanej Tungeneset lub z miejsca niegrzecznego, wcześniej, z okolic ogromnych głazów, przy których pozują nam do zdjęcia stada kormoranów. Jeśli jakiś znak, oprócz kilku innych, ma świadczyć o tym, że powinniśmy udać się do Patagonii, to był jeden z nich. Przyznacie, że robi wrażenie?
Tańczące góry i Wybrzeże Szkieł
Tańczące góry na Wybrzeżu Szkieł Jeśli mamy okazję wymyślić własną nazwę marketingową jakiegoś miejsca, to może teraz? Nie ma tego z żadnym przewodniku, nie znajdziecie w internecie. Trzeba po prostu widzieć “nieco więcej”, by nie pominąć czegoś przepięknego. Tym czymś było wybrzeże w wiosce Bergsbotn. Latem góry nad fiordem mogą zachodzić mgłą, ale zimą, przejrzyste powietrze, piękne kolory oraz gęsta, zimna, bliska zeru stopni woda stworzyły niesamowite zjawisko. Oto brzeg pokryty był cały cienką warstwą lodu, który po odpływie, osiadł na wodorostach niczym pajęcza nić łąki w chłodny jesienny poranek. Jak ktoś w dzieciństwie lubił wchodzić na zamarznięte kałuże to tutaj odstresował by się za całe życie. Lód kruszył się w duże płytki, był grubości szklanej szyby. Dodatkowo niebywale piękne kolory nieba i te góry, tańczące w płaskim odbiciu fiordu. Nie każdy fiord ma takie lustrzane właściwości. Ten miał. I to był ten właśnie moment, w którym poczuliśmy się jak w śnie. Zarówno miejscówkę z kormoranami jak i Wybrzeże Szkieł będziecie mogli zobaczyć podczas wycieczki z Agnieszką i Wiktorem z Nordtrip, bo włączyliśmy je do jej programu. Taki nasz wkład.
Złoty fiord, różowy fiord
Punkt widokowy na różowy fiord Bergsbotn utsiktsplattform to bardzo ciekawy punkt widokowy na końcu serpentyny, również zaprojektowany w typowy, minimalistyczny, norweski sposób. Ma nawet rampę dla niepełnosprawnych. To był moment, w którym doświadczyliśmy tyle naturalnego różu i “candy light” jakiego nie widzieliśmy przez całe życie. Pół godziny wcześniej niebo i woda zapłonęły jakby na złoto. Czy kąpał się tu Midas?
Jeśli mamy nieco więcej czasu i potrzeby do drogi 86, możemy skręcić w kierunku wioski portowej Hamn, jedynej, która zachowała stary port z czasów wielorybników i posiada drewniany młyn z XIX wieku, lub sprawdzić czy najwyższa na świecie figura trolla w Finnseter to już kicz czy jeszcze nie. My jednak wybraliśmy powrót przez serce wyspy z pewnego powodu. Dosłownie dwie godziny po zachodzie słońca niebo znów zrobiło się pomarańczowe i czerwone, droga prosta jak strzała a my poczuliśmy się jak w grze “Lost Worlds”.
Senja to wyspa, o której wcześniej nie słyszeliśmy za wiele. Obiło nam się o uszy, ale nie było to miejsce naszych marzeń. Z niewiedzy. Ze straszliwej, wstydliwej, irytującej niewiedzy o tym jak wiele miejsc, zasługujących na miano pierwszoligowych, wg przewodników nie jest nawet trzecioligowymi. np. jak sąsiednie Lofoty. Choć lepiej może by nie stała się Lofotami, mekki fotografów krajobrazowych i łowców cudownych widoków. Bo Senja pracuje nad uzyskaniem etykiety ” Zrównoważone przeznaczenie” , znaku jakości dla miejsc docelowych, które rozpoczęło systematyczne prace nad zmniejszeniem negatywnego wpływu turystyki na środowisko. Czego jej życzymy.
Podróż po regionie Troms, na północy Norwegii odbyliśmy dzięki zaproszeniu i organizacji przez Agnieszkę i Wiktora, założycieli Nordtrip.pl, organizujących kompleksowe urlopy zimą w okolicach Tromso. Oprócz wycieczki na fiordy, Alpy Lyngeńskie, promem na sąsiednie wyspy, karmienia reniferów oraz polowania na zorze, w sezonie 2020 będą organizować m.in. objazdówkę fotograficzną po Senji, której programu jesteśmy współautorami. Polecamy!
Byliśmy z mężem u Wiktora i Agnieszki na Norweskiej Riwierze i obiecaliśmy sobie wyprawę zimową :D. Cudowne zdjęcia, cudowny opis. Brawo. Teraz jeszcze bardziej będę zbierać na Północ z Nordtripem.
Miejsce piękne ale ceny też niczego sobie.
Ciekawe zdjęcia, aż chciałoby się spakować w plecak i wyruszyć jak najszybciej w podróż!
Dzięki Patryk. życzymy Ci więc Senji 🙂
a czy można wydębić od Was jedno zdjęcie w rozdzielczosci na tapete? 🙂
Niesamowite z tym piaskiem. Czyli… trochę taka „arktyczna Floryda”?
Te zdjęcia są genialne! Nie mogę się napatrzeć. Wolę cieplejsze kierunki i wczasy w Egipcie ale te norweskie fiordy i widoki są genialne. Chociaż bardzo nie lubię zimna, to marzy mi się zobaczyć zorzę.
Boże, ta seria jest świetna ! DZięki za inspirację na kolejny wyjazd!
Seria czy Senia? 🙂
Jeszcze raz, te zdjęcia! WOW!