Czy istnieje zapach piękniejszy niż delikatny, słodki zapach kwiatu pomarańczy? Podczas naszych podróży towarzyszył nam już kilka razy. Na przykład gdy byliśmy w hiszpańskiej Andaluzji, czy jak zwiedzaliśmy Ateny albo jak przechadzaliśmy się po marokańskich sukach, gdzie azahar wysypywał się aż z płóciennych worków. Zawsze tak samo kuszący i tak samo ulotny, choć można go oczywiście zamknąć w perfumach, aromatycznej wodzie, olejkach czy w suszu. Ale to już nie to samo, prawda?
Szczególnie intensywnie pachnie wcześnie rano oraz wieczorem. Olejki eteryczne wydzielane przez białe kwiaty niewielkich drzewek poprawiają samopoczucie, relaksują, a na nas działają jak narkotyk. Wodzą za nosem, nos wodzi za nimi. Podróże za zapachami, podobnie jak smakami to również pewien „gatunek” podróży tematycznych, które uprawiamy.
Musieliśmy więc udać się na Costa del Azahar (Wybrzeże Kwiatu Pomarańczy) w Hiszpanii, by móc rozkoszować się zapachem, a także poznać historię uprawy jednych ze smaczniejszych owoców. Okolice Walencji i niemal cała Wspólnota Autonomiczna Walencji (z prowincjami Walencja i Castellon), słynie z długiej tradycji uprawy cytrusów, a pobliskie huerty bez wątpienia są kolebką pomarańczy, nie tylko w Hiszpanii ale w Europie w ogóle. Jedną (Huerto de San Eusebio) udało nam się nawet odwiedzić.
Costa del Azahar to mało znany, w porównaniu na przykład z Costa Brava, czy Costa del Sol turystyczny region hiszpańskiego wybrzeże Morza Śródziemnego. Leży w prowincji Castellon i ciągnie się przez ponad 120 km pomiędzy Costa de Valencia na południu, a Costa Dorada na północy. Słynie z wielu uroczych kurortów, pięknych plaż ale też z licznych plantacji cytrusów, wśród których najważniejsze i najlepsze są pomarańcze.
Gorzko – Słodko. Pomarańcze w Hiszpanii i Europie
Owoce cytrusowe mają rodowód azjatycki i bardzo długą historię. Ich kolebką są Chiny, gdzie już w starożytności uprawiano drzewka pomarańczowe oraz inne cytrusy jak chociażby kumkwat. Jedwabny Szlak umożliwił ekspansję pomarańczy po całym wschodzie. Na Półwysep Iberyjski pomarańcze gorzkie dotarły za sprawą Arabów, którzy przenieśli je z Bliskiego Wschodu do Europy, w czasie, gdy znaczna większość dzisiejszej Hiszpanii i Portugalii znajdowała się pod panowaniem Kalifatu Kordoby. Co ciekawe początkowo drzewka pomarańczowe traktowane były raczej jako rośliny typowo ozdobne, pięknie dekorujące ogrody, tarasy i patia. Nie bez znaczenia był też aromat kwiatów pomarańczy, który unosił się powietrzu podczas kwitnienia tych niewielkich drzewek. Dla doznań smakowych były… zbyt gorzkie.
Natomiast owoce gorzkich pomarańczy wykorzystywano do produkcji specyficznego soku, używanego jako przyprawa ale też jako doskonały środek czyszczący np. miedziane lub mosiężne naczynia. Europejczycy, w szczególności mieszkańcy dzisiejszej Portugalii, poznali słodkie pomarańcze dopiero dzięki wielkim odkryciom geograficznym i wytyczonej przez Vasco da Gama drodze do Indii (założył tam kolonię Cochin). Krzyżowanie gatunków „osłodziło” te owoce. Portugalczycy stali się wówczas głównymi eksporterami pomarańczy. Rynek pomarańczowy był ich. To jedna z teorii, ponieważ droga jaką przybyły słodkie pomarańcze do Europy nie jest do końca pewne.
W Hiszpanii słodkie pomarańcze pojawiały się początkowo głównie w ogrodach zamożnych Andaluzyjczyków. W XV wieku zaczęto je sadzić w wielu miejscach dawnego Królestwa Walencji. Ale wciąż raczej jako drzewa ozdobne, mające urozmaicać ogrody. Od XVI do XVIII wieku pomarańcze stanowiły produkt luksusowy, taki, który pojawiał się tylko na stołach ludzi bogatych, na stołach książęcych, na dodatek tylko sezonowo. Głównym produktem eksportowym Królestwa był wciąż ryż oraz jedwab, nie zaś pomarańcze.
Po hiszpańsku pomarańcza (owoc) to „la naranja”, natomiast drzewko pomarańczowe to „el naranjo”. Etymolodzy donoszą, że słowo to pochodzi z sanskrytu od słowa”naranj” oraz z języka perskiego – w tym przypadku to”narensh”. Arabowie używali słowa „turunja” (po kastylijsku „la toronja”, co po hiszpańsku znaczy też grejpfrut) lub „naranjah”. Słowo ” el azahar” oznaczające kwiat pomarańczy wywodzi się natomiast z klasycznego języka arabskiego od słowa „zahr” oznaczającego kwiaty. Arabowie zamieszkujący Półwysep Iberyjski używali natomiast słowa bardzo podobnego – „azzahár”.
Uprawa pomarańczy na większą skalę miała miejsce w tym regionie od drugiej połowy XVIII wieku za sprawą duchownego z Carcaixent, który jako pasjonat ogrodnictwa i botaniki eksperymentował z tymi roślinami. Zaszczepił drzewko z jadalnymi, słodkimi owocami. Uprawa pomarańczy nie była to prosta, ze względu na to, iż drzewka cytrusowe wymagają sporej ilości wody. Konieczne było więc zaopatrywanie sadów w specjalne rowy nawadniające, studzienki, systemy melioracyjne. Mniej więcej w tym samym czasie przemysł jedwabny zaczął tracić na znaczeniu, więc wiele, do tej pory rosnących tu drzew morwy, zastąpiono drzewami pomarańczowymi. Udało się i dziś ta część Hiszpanii jest jednym z najbardziej popularnych producentów pomarańczy na świecie. Dzięki swojej wysokiej jakości i doskonałemu smakowi trafiają one do licznych krajów, pewnie także do Polski.
Szlak pomarańczy (La ruta de la naranja)
Do Carcaixent, niewielkiego miasteczka oddalonego od Walencji o niecałe 50 km przyjechaliśmy pociągiem. Carcaixent to także gmina w prowincji Walencja, która szczyci się tym, iż jest kolebką pomarańczy oraz miejscem, gdzie założona została pierwsza plantacja tych owoców. Miało to miejsce w 1781 roku, dzięki wspomnianemu już proboszczowi i miłośnikowi ogrodnictwa Vincente Monzo. Szczególnie ważna okazała się tu rzeka Júcar (po katalońsku Xuquer), która dzięki zmyślnym systemom nawadniającym, pozostawionym w znacznej mierze przez Arabów, dawała wodę całej okolicy, która wkrótce zazieleniła od niewysokich, pachnących drzewek.
Pociąg mknie mijając morze zieleni – plantacje cytrusów ciągną się aż po horyzont. Dowiedzieliśmy się, że szczególnie pięknie jest tu pomiędzy kwietniem i majem, kiedy drzewka są mocno ukwiecone, a w powietrzu unosi się niesamowity zapach, a także między listopadem i grudniem, kiedy owoce są w pełni dojrzałe i nadające się do zbiorów. My byliśmy tu pod koniec lutego i także nie mogliśmy narzekać na piękne widoki oraz zapachy.
Podróż pociągiem z dworca z Valencia Nord do Carcaixent trwa 35 minut (linia C2). To też dobra okazja by zobaczyć dworzec kolejowy w Walencji, który także posiada wiele motywów zdobniczych nawiązujących do pomarańczy.
Z niewielkiego dworca kolejowego udaliśmy się, przemierzając wąskie, klimatyczne uliczki i kilka ciekawych przykładów architektury modernistycznej jak magazyn – Almacén (Magatzem) de José Ribera (w mieście wytyczona jest także ścieżka wiodąca po najciekawszych obiektach modernistycznych) do centrum informacji turystycznej. Tam otrzymaliśmy informację, że, mimo, iż bardzo wieje i generalnie zwiedzanie plantacji pomarańczy nie jest wskazane, możemy udać się do jednej z nich – Huerto de San Eusebio. Co ciekawe, przesympatyczny właściciel plantacji przyjechał po nas samochodem, żeby oszczędzić nam 30 minut marszu.
Szlak pomarańczy został wytyczony po to, przybywający do tego regionu goście mogli poznać niezwykle ciekawą historię pojawienia się i uprawy pomarańczy na tych terenach, a także sposoby pracy na plantacjach cytrusów. By móc cieszyć oczy pięknem ciągnących się w nieskończoność zielonych połaci pól, by rozkoszować się zapachem kwiatów pomarańczy i w końcu, by móc spróbować jednych z najlepszych cytrusów na świecie. Wszystko w samej ich kolebce i prosto z drzewa 🙂 Istnieje możliwość zarezerwowania wycieczki z przewodnikiem (więcej informacji znaleźć można na stronie internetowej Centrum Informacji Turystycznej)
Na Szlaku pomarańczy znajdują się na przykład: Magatzem de Ribera (wspaniały przykład architektury modernistycznej, zwany „Katedrą Pomarańczy”), XVIII wieczny Hort de Carreres (z kolekcją muzealną prezentującą zarówno tradycję uprawy pomarańczy, jak i jedwabiu) oraz wiele prywatnych plantacji z długą historią, których właściciele umożliwiają dziś zwiedzanie, często połączone z degustacją.
Huerto de San Eusebio
Czytając o historii i drodze jaką pomarańcze musiały przemierzyć by dostać się do Hiszpanii, rozkoszując się ich smakiem i nie mogąc (na szczęście) opędzić się od zapachu ich kwiatów, zapragnęliśmy wejść do środka prawdziwego sadu pomarańczowego. Udało nam się to, mimo niesprzyjających warunków pogodowych – silnego wiatru łamiącego gałęzie i unoszącego ponad naszymi głowami pył. W Huerto de San Eusebio zostaliśmy przyjęci jak członkowie rodziny. Nic dziwnego, że spod rąk tak wspaniałych ludzie, pełnych pasji i miłości, „wychodzą” tak dobre pomarańcze. Ten posiadający 150 lat tradycji sad ma około 30 ha powierzchni, około 6,5 ha stanowią drzewka cytrusowe. Uprawiane są tutaj także inne owoce, jak chociażby granaty. Można tu kupić także różne rodzaje dżemów i marmolad, a także miód z kwiatów pomarańczy.
Właściciele oprowadzili nas po plantacji, pokazali najstarsze drzewa (ponad 100 letnie) i piękny budynek, w którym mieszkają do dzisiaj, opowiedzieli historię tego miejsca, historię, która jest także historią ich rodziny. Posmakowaliśmy tu wielu odmian pomarańczy, a na sam koniec dostaliśmy prezent – siatkę pomarańczy, które, uwierzcie nam, miały naprawdę wyjątkowy smak. Już nie pamiętamy które to były konkretnie odmiany, bo Państwo LLansola uprawiają wiele odmian pomarańczy i wiele innych cytrusów (20 różnych odmian), tak, by móc dostarczać je swoim klientom przez cały rok (różne odmiany dojrzewają w różnych miesiącach w ciągu roku).
Więcej informacji na temat oferty przygotowanej przez właścicieli Huerto de San Eusebio znaleźć można na tej stronie internetowej. Rezerwacji dokonywać można pod numerem telefonu 669-78-69-20 oraz pisząc na mail: Huertosaneusebio@gmail.com (syn Państwa LLansola posługuje się językiem angielskim).
Papierowa Xativa
Ziemie wokół Walencji, południowe rubieże historycznej Aragonii i zasięgu języka katalońskiego, zdobywane dopiero w XIV wieku przez wielbionego eposami Cyda wiele zawdzięczają Maurom i społeczności muzułmańskiej w zakresie rolniczym, sadowniczym ale też kulturowo – architektonicznym. Nawet po upadku arabskich Taif (księstewek) społeczność muzułmańska długo funkcjonowała w delikatnej asymilacji z chrześcijanami. Były aż cztery: Allbaracin, Alpuente, Walencja i Denia. W Walencji przejawiać się to może np. w pozostałościach łaźni arabskich, w wielu miasteczkach w formie biało-niebieskiej, charakterystycznej zabudowie mauryjskiej, w wielu zamczyskach w formie charakterystycznych elementów (blanki i krenelaże murów, patio z fontannami), a na mapie… w formie nazw miejscowości, ewidentnie o toponimii arabskiej. I tak na południe od Walencji przykładowo: Almussafes, Alzira, Alcozaiba oraz… Jativa/Xatifa/Shatebakh
Miasteczko przywitało nas sennie w ten sam wietrzny poniedziałek. W dużej mierze leży w północnym cieniu wysokiej góry, na której dominuje mauryjski zamek. Ślady arabskie są bardzo widoczne nawet dla mniej wprawnych oczu: wszechobecne fontanny, placyki, podcienie dachowe, skwery z palmami i przyklejona do podzamcza muzułmańska dzielnica, pełna biało-niebieskich domów. Wg Normana Daviesa właśnie w Xativie narodził się europejski… papier. Sprowadzony przez muzułmańskich władców z drugiej strony Morza Śródziemnego od swoich muzułmańskich kuzynów.
Krótkie przerwy na małe mocne kawy, wędrujemy, spacerujemy po pustym mieście, oferującym masę mieszkań na sprzedaż. Wszyscy stąd uciekają do Walencji? Nie pomaga status miasta papieskiego (pochodzi stąd dwóch papieży), nie pomaga kolebka papieru, nie pomaga „zagłębie pomarańczy”, które rozciąga się właśnie stąd na północ.
Jak macie ochotę na więcej, to odsyłamy do odcinka wideo o „pomarańczowej podróży” w te rejony:
Świetny wpis! Dodaję to miejsce do mojej listy do odwiedzenia w najbliższym czasie 🙂
Miejca pełne historii wspaniałe!
Świetny wpis 🙂 Nie mogę się doczekać kiedy wreszcie skończy się pandemia i będize można swobodnie podróżować.
Byłam i to zdecydowanie piękne miejsce!
Świetny artykuł, oby więcej takich artykułów!
piekne !!!!!!!!!!!!
Przepiękne zdjęcia, aż poczułam zapach pomarańczy. Chyba zbliża się czas, gdy organizm potrzebuje już prawdziwych wakacji, bo tylko o nich marze po przeczytaniu tekstu. Mam nadzieję, że w tegoroczne nie będzie juz problemu z wyjazdem w wymarzone miejsca. Hiszpania jest chyba dla mnie na pierwszym miejscu, a dzięki wam rozważam właśnie szlak pomarańcowy. Cudnie tam i czuje się atmosferę odpoczynku, której tak nam trzeba.