Jesteś w Hampi, to jesteś w Indiach. Niesamowite miejsce!
Zaskoczenia wśród znajomych i czytelników równie wielkie, jak nasze. Co do Bombaju, że na zdjęciach piękniejszy i czystszy niż w opowieściach. Prawda. Co do Goa… że kompletnie nie pasuje do Indii. To po części też prawda, ale po części, bo na drugi dzień ruszyliśmy wgłąb lądu i było inaczej. A później… całkiem wgłąb Indii do Karnataki. Przebiliśmy się przez zielone i mgliste Ghaty Zachodnie, potem sawannowy bezkres do Hampi. Miejsca absolutnie numer jeden w Indiach a od dziś miejsca z naszej absolutnej czołówki. Tuż obok Petry, Tikal i Pompejów.
Dziesiątki pytań w pociągu o rzeczy przyziemne i oczywiste, skutecznie zabijało nam czas. Ponad 7 godzin kolejami indyjskimi klasy sleeper. Będzie o tym więcej na blogu później. I opowieści oraz podpytywania w stylu: „czy Wasze małżeństwo było zaaranżowane?” „jaki jest śnieg w dotyku?” „ile kosztuje w Polsce Iphone?” przerwane jedynie raz na krótką obserwację Wodospadów Dursaghar.
Więcej o pociągach i kolejach w Indiach przeczytacie u Karola z Kołem się Toczy
Z Hospetu ruszyliśmy do Hampi i już po godzinie od zakwaterowania się w guesthousie Gopi, który polecił nam nasz host z Panjim, byliśmy zachwyceni. – Tak, to miejsce jak ze snu. I te z cyklu „dużo lepsze, niż opisują podróżnicy i przewodniki”. Gopi również!
Hampi to nazwa wioski, która po części leży na terenie dawnego, gigantycznego miasta Widźianagara, stolicy hinduskiego imperium, obejmującego południe i środek półwyspu. Jego okres świetności to 14, 15 i 16 wiek. I to by było na tyle, bo w końcu bogate miasto, opiewane przez europejskich kupców i podróżników jako „Miasto Klejnotów” padło pod naporem zjednoczonych armii muzułmańskich sułtanów Delhi. I to pomimo 7 pierścieni murów obronnych. Rozumiecie? Siedmiu!
Ludzie, dlaczego tego nie uczą w szkole!? Było tyle fantastycznych imperiów, o których nic nie wiemy. Ponadto okolica zapiera dech. Pozostałości miasta ciągną się na obszarze 20 km kwadratowych pomiędzy rzeką Tunghabadra, fantamasagorycznie rozlewającą się między czerwonymi skałami, jakby usypanymi z gigantycznych, okrągłych kul. To zerodowany granit, podobny znajdziemy np. w południowym Maroko.
Architektura najważniejszych świątyń nie trąci kiczem, jak tych współczesnych. Ma zasadniczą, subtelną klasę, jak na zabytki wielowiekowe przystało. Pieczołowite zdobienia, symetria, przemyślane dziedzińce, sale modlitw, aleje. Ruiny pałacu królewskiego i pałacu królowej niestety zachowały się częściowo, ale za to zachwycają pozostałości fortu muzułmańskiego, stajnie dla… słoni oraz łaźnie królowej. Wszystko w stylu, który uwielbiam. Ewidentnie muzułmański, widać to po wykończeniach i charakterystycznych łukach. Fantastycznie też prezentuje się coś, co w unikalny sposób łączy te dwa style – Świątynia Kwiatu Lotosu. I dziesiątki baśni, opowieści i historii, które można posłuchać dotykając muru, muskając reliefy. O królowej odgrodzonej od zalotników fosą z krokodylami, o bazarach pełnych tylko klejnotów, po których pozostały dziś puste place, o odrąbywaniu kłów i trąb przez muzułmanów…
Tuż przed zachodem słońca w świątyni czuć intensywny zapach kadzideł i palonych łupin kokosa.Bramini śpiewają praktycznie non stop, świece zapalone gubią się pośród tych martwych i placków z wosku, ludzie dzwonią w dzwon, modlą się, wracają po zostawione buty, fotografują, karmią małpy, albo… kontemplują, nie zważając na nikogo i nic. W charakterystycznej, wysokiej na 50 metrów świątyni o śmiesznej nazwie Virapaksza święta słonica błogosławi pielgrzymów a część „plecakowców” zbiera się powoli do swoich guesthouse’ów na przepyszne jedzenie i szklankę zimnej coli. To nie Goa, tu nie ma alkoholu.
Hampi można zwiedzać niespiesznie pieszo, bardzo przypomina Kapadocję, ze swoim morzem atrakcji, rozlanym po kosmicznych formacjach skalnych. Można też w 2 dni pojeździć tu rowerem, albo… jeśli się ma tylko jeden cały dzień, pomóc sobie skuterem lub motorikszą. Głównie w transporcie pomiędzy większymi kompleksami świątynnymi. Do Hampi dojeżdża autobus 200 z Hospetu oraz cała chmara motoriksz, które „same Was znajdą” na dworcu. Kwestia 100-200 rupii. W wiosce nie ma bankomatu, często na pół dnia wyłącza się prąd. A mimo tego turystyka wdziera się tu powoli z roku na rok zabijając to miejsce. Ale… ostatecznie… uważamy, że można je uznać za takie w stadium jeszcze „przedkomercyjnym”.
Odwiedźcie Hampi! Hampi to Indie w pigułce. Widoki, duch, różnorodność, jedzenie, tempo, zapach. Zwłaszcza jak na ten kraj nie macie wielu tygodni.
Świątynia Virapaksza, góruje nad współczesnym Hampi
Względna wolność w Indiach ma swoją cenę czyli ogólną biedę.
Pomimo śmietnika widocznego wszędzie Indie są po prostu EKO. Rdzenne ludność nie skażona „Zachodem” nie używa sztućców, o ilości używanej wody moglibyśmy pomarzyć, Do życia niepotrzebne detergenty, papieru toaletowego. Zatem zwierzęta wygrzebujące jedzenie po śmietnikach są bezpieczne. Szacunek Hindusów do zwierząt i ich wolność pozwala zobaczyć co my zabraliśmy swoim zwierzętom
Właśnie wróciliśmy i my z wyprawy po Karnataka. Między innymi gościliśmy w Hampi. Trafiliśmy do tej samej pani, u której nocleg polecacie. lataliśmy i przyglądaliśmy się różnym budowlom – miejscom kultu przodków i świątyniom.
Moje spostrzeżenia. To Kraj niezwykle ufnych i przyjaznych ludzi, których z tego powodu łatwo było podbić. Te hordy najeźdźców, niszczycieli widać do dziś. Ludzi jednak nikt nie zmienił. Piękno kobiet, ich stroje i ich ozdoby – przetrwały – trudno zgadnąć ile lat. Po najstarszych rzeźbach byków, które znajdujemy w budowlach – miejscach kultu przodków ( po naszemu groby, a wg przewodników temple – świątynie) lub po za nimi – gdzieś na „śmietniku” sądzić można, że może nawet 10-tki tysięcy lat. Rozpoznawaliśmy je można po materiale z jakiego są wykonane oraz obróbce o jakiej my możemy tylko pomarzyć.
.Figury byków skierowane zadem do wchodzącego a przodem – jakby pilnujące osoby zmarłej zamkniętej w „urnie” – słupku ( nie wiem jak się nazywa
i czym jest – ale to ta część jest najbardziej czczona). Te byki – strażnicy mają ozdoby. Między innymi łańcuszki na nogach. I dziś noszą je kobiety a nawet malutkie dzieci przyozdabia się w nie. Ich charakter jest taki sam, jak dziś. Wg mnie to znak ciągłości kultury,,niezwykle starej, której nie dało się pokonać. No i ten kolor …. TYLKO ARTYŚCI SĄ W STANIE ZROBIĆ COŚ TAKIEGO. .
Hej! Zajebiste foteczki! Mam pytanie odnośnie fajnych portek pomarańczowych 😉 Gdzie takie można kupić 😛 Pozdrawiam
U Ani Alboth z Rodziny bez Grnic 😀
Piękne jest to ostatnie zdjęcie! 🙂
Oj nie, nie mogę się zgodzić – to absolutnie nie są Indie w pigułce. Indie to życie, to ludzie, to zapachy, nędza, choroby. Miliardy opowieści, które niby prywatne, a tak bardzo publiczne. To setki kilometrów slumsów, chociażby tych Mombajowych, zaraz przy super nowoczesnych budynkach.
A Hampi jest oderwane od tego. To właśnie tak jakby powiedzieć, że Petra to Bliski Wschód w miniaturze. No nie! Niby wiem, że to skrót myślowy, ale coś wewnątrz nie pozwala mi na niego przystać.
Tak, to był skrót myslowy 🙂 Ty zapewne masz na myśli bardziej taką panoramę społeczną. my mieliśmy na myśli przeboje historyczno-religijne kraju 🙂
General class rlz! Tam można poznać „prawdziwe” indie <3
Ile byśmy dali żeby się z Wami zamienić 😀
Pieknie tu i nie widac tabunow turystow.