Więcej i dalej niż Magiczne Bieszczady. Podróż wzdłuż Sanu i pogranicza po krainie Bojków
Wrzesień na południowo-wschodnim krańcu Polski. Pajęcze nici oblepiają trawę, która rano jest mokra. Dobrze, bo możemy wyczyścić z grubsza buty po wczorajszej wędrówce. Gdy słońce wstanie nieco wyżej, liściaste drzewa, które tylko tu dominują, pokolorują się na oliwkowo, zgniłozielono, lekkożółto, wczesnopomarańczowo czy przedbrązowo. To jeszcze nie jesień, ale lato wydaje się już spakowane. Na dowód tego wieczorem zawyje wilk, nie do końca wiadomo skąd a przed zachodem słońca po dolinie niesie się wyraźny ryk jeleni na rykowisku. Gdy przyjeżdżamy, przestaje padać i wbrew prognozom pogody przebija się nieśmiało słońce. I tak już zostanie do niedzieli. Złota polska jesień o zapachu palonego drewna owocowego i liściastego. Pomarańczowe, rozżarzone wręcz wrześniowe słońce po 19:00 na chwilę oświetla całą Połoninę Wetlińską, wiatr przewiewa chmury jest dobra widoczność, spoglądamy na północ od pasma połonin. Dzień dobry Magiczne Bieszczady! Dzień dobry Góry Sanocko-Turczańskie! Dzień dobry Bojkowszczyzno! Opiszemy Ciebie dla naszych czytelników.
O Bojkach, jednym z najbardziej tajemniczych ludów Polski.
Wytłumaczenie Wam w kilku zdaniach tego wstępu kim byli Bojkowie, jeden z najbardziej tajemniczych ludów, zamieszkujących Polskę może być karkołomne, ale niezbędne. Po pierwsze należy wiedzieć, że jadąc w Bieszczady, nie jedziemy na tereny Łemków, Ci zamieszkiwali głównie Beskidy Niski i Sądecki. Bieszczady to była ziemia Bojków. Na wschodzie ich teren sięgał aż do Huculszczyzny. Oni i Huculi byli najlepszymi drwalami w CK Monarchii i II RP. A także hodowców wołów.
Wszystkie trzy narody wywodzą się najprawdopodobniej z pasterskich ludów wołoskich, przybyłych z południa Karpat a nawet Albanii czy Bułgarii, którzy zasymilowali się ze Słowianami, głównie wyznania prawosławnego. Druga teoria mówi o Bojkach jako Celtach, którzy ostali się w karpackich górach ale na przestrzeni lat zeslawizowali. Pewne jest, że Bojkowie byli ludem odosobnionym, kontaktującym się rzadko z mieszkańcami pogórza czy reszty Rzeczpospolitej, chyba, że chodziło o handel wołami czy wyrobami mleczarskimi lub w wyjątkowych przypadkach mariaże z rodzinami ubogiej szlachty polskiej.
W przeciwieństwie do Łemków, którzy zajmowali tereny, przez które biegły trakty handlowe w głąb Polski i Węgier oraz wykształcili warstwę inteligencji.
Bojko mówił o innym Bojko, że jest „nasz” a reszta to byli „obcy”. Natomiast o samych sobie mówili, że są „Werhowyńcami” albo „Hryniakami”, czyli w rozumieniu rusińskim, góralami. Niemniej Bojkowie nigdy ostatecznie nie uznali się ani za Polaków, ani Ukraińców. Bliżej im było do narodowości Rusińskiej (Rutenian), którą często historycy ukraińscy łączą łatwo z ukraińskością a nie do końca jest to właściwe.
Bojkowie mieszkali w chyżach, podłużnych, kilkuizbowych kurnych chat (bez kominów) z boiskiem pośrodku (boisko czyli plac czy też „garaż” z wozem lub furmanką, którym można było wyjechać bezpośrednio na pole za chatą). Nierzadko w głównej izbie zamieszkiwało kilkanaście osób, gdy młodszy brat był pozbawiony ziemi i majątku, wraz ze swoją rodziną mieszkał u starszego brata. Na piecu było zarezerwowane miejsce (do spania) dla starszyzny albo najmłodszych dzieci. Co ciekawe o ile izby mieszkalne były wypełnione klepiskiem (glina z plewami po zbożu) to stajnia miała podbicie drewniane. Tak ważne były dla Bojków zwierzęta.
Wsie bojkowskie lokowano przy potokach a ich symbolem był ogromny jesion lub lipa pośrodku. No i oczywiście cerkiewka, kształtem wpisana w trójkąt. Od łemkowskiej różniła się tym, że jej dzwonnica była daleko od świątyni. Bojkowie trudnili się głównie wypasem bydła, szczególnie wołów i krów. Byli bardzo prostymi ludźmi i bardzo pobożnymi, ale nierzadko zabobonnymi. Aż do przesady. Wierzyli, że lasy, otaczające ich pola, ciemne i dzikie zamieszkiwały złe demony lasu a zmarłym, w obawie przez przeistoczeniem się w upiory w usta wsypywali mak, który traktowali jako roślinę ochronną.
Bojków nie ma już na tych ziemiach od dawna, głównie od „Akcji Wisła”. Posługiwali się językiem starocerkiewnosłowiańskim, wyznawali grekokatolicyzm, co roku podobnie jak Łemkowie w Zdyni spotykają się na Bojkowskiej Watrze blisko przełęczy Jawor po ukraińskiej stronie Bieszczadów (miejscowość Rozłucz). Tylko na Ukrainie i Słowacji (która nazywa Bieszczady Górami Bukowskimi) wciąż mieszkają autentyczni Bojkowie. Czy też Wierhowyńcy, jak sami wolą mówić o sobie…
Góry Sanocko-Turczańskie to nie Bieszczady?
LEGENDA MAPY: Na ciemnozielono obszar, który Polska uzyskała od ZSRR w wyniku wymiany granic w 1951 roku. Na biało zaznaczyliśmy ciekawe miejsca, związane z polską częścią Bojkowszczyzny, a na żółto miejsca, które odwiedziliśmy po ukraińskiej stronie. Duży znacznik z czarną kropką w środku to nasza „baza” w Ustjanowej
Oprócz samych Bieszczadów Bojkowie zamieszkiwali też obszar na północ i wschód od nich, czyli dokładnie ten, który chcemy opisać w tym wpisie i przewodniku. Magia Bieszczadów i ich siła przyciągania jako produktu turystycznego jest tak silna, że wiele osób Bieszczadami nazywa sporo obszarów poza ich granicą: miasteczka Lesko czy Zagórz albo Ustrzyki Dolne, Jezioro Solińskie czy Lutowiska. A prawda jest taka, że to wszystko Góry Sanocko-Turczańskie, ciągnące się od Skansenu w Sanoku aż do miejscowości turka na Ukrainie, dokąd dojedziemy Koleją Zakarpacką ze Lwowa czy Samboru. Wspomniane góry razem z Bieszczadami należą jednak go Beskidów Lesistych (wg podziału fizycznogeograficznego i czasami są pokazywane i utożsamiane jako same Bieszczady, stąd może przeświadczenie powyższe). Natomiast opisywane przez nas na końcu okolice Arłamowa to już Pogórze Przemyskie, które zamieszkiwali Pogórzanie i Dolinianie. W przyszłości na tu powstać nowy park narodowy – Turnicki, chroniący lasy i obszary jeszcze bardziej dzikie, niż Bieszczady. Naprawdę. Jednak ostatnio prace dotyczące powstania parku nieco przycichły, zwolniły. Ale idea nie została porzucona.
Prawdziwe Bieszczady ciągną się dość wąskim pasem od Łupkowa po Sianki i dalej aż do najwyższego ich szczytu, przekraczającego 1400 metrów Pikuja, a na północy ogrodzone są doliną Sanu, od której na północ ciągną się już inne góry. I właśnie oprócz obowiązkowej wizyty na połoninie, słuchania dość wczesnego rykowiska i oglądania zachodu słońca z Chatki Puchatka, w tym wpisie skupimy się dla Was na tymi rejonami: mniej znanymi, tajemniczymi, będącymi świetną alternatywą dla samych Bieszczadów. To dolina Sanu, pogranicze ukraińskie i Góry Sanocko-Turczańskie. Najbardziej bieszczadzka z niebieszczadzkich krain.
Zamieszkaliśmy w Ustjanowej Dolnej w pensjonacie Willa Stasia. Fajne, spokojne miejsce, logistycznie idealne, bo tuż obok Ustrzyk Dolnych, skąd blisko zarówno do Arłamowa i Kalwarii jak i granicy z Ukrainą, gdzie byliśmy w sobotę, a także na Wielką i Małą Pętlę Bieszczadzką w stronę Lutowisk. A także w drugą stronę – na Solinę i Lesko. Do Leska i Ustrzyk dolnych jedzie Neobus bezpośrednio z Wrocławia, od nas z Katowic i Krakowa. Podróż trwała 6 godzin. Powyższe zdjęcie wykonaliśmy w ogrodzie Willi Stasi, wykorzystując bieszczadzkie czyste, mało zanieczyszczone światłem, niebo.
Dawna granica polsko-radziecka na Sanie
Swoją podróż możemy śmiało zacząć u źródeł Sanu w Siankach. Choć my byliśmy tu po ukraińskiej stronie, a 3 lata temu blisko, w Beniowej. Więc stajemy w okolicacach Procisnego, gdzie u zbiegu Wołosatego i Sanu gawrę urządził sobie niedźwiedź. Ciekawe miejsce, niczym lokacja średniowiecznego grodziska. Ale spoglądamy tu na San w miejscu, gdzie w serialu „Wataha” dochodzi do najczęstszych przemytów ludzi i przekroczenia granicy przez uchodźców. A w 1950 roku była tu granica polsko-radziecka. Tak, nie pomyliliśmy się, nie chodzi o rok wcześniejszy. Mało kto wie, że przez pierwsze 5 lat po wojnie tereny na północ od Sanu i na południe od Arłamowa należały do ZSRR. Dopiero wymiana granic w 1951 roku dała nam ten teren. Wymiana zwana „akcja H-T” nie była uczciwa, bo Rosjanie uzyskali bogate złoża węgla kamiennego oraz żyzne czarnoziemy, linię kolejową i miasta, a my wyeksploatowane z ropy, puste ziemie z przetrzebionymi lasami. W ten sposób Bojkowszczyzna wróciła jednak do Polski. Wcześniej, warto wiedzieć, ta sama granica dzieliła Niemcy (Generalne Gubernatorstwo) od strefy radzieckiej. Wzdłuż przełomu Sanu przy Otrycie stały niemieckie wieże wartownicze, a bliżej Leska, budowle umocnione i bunkry „Zęby Stalina”. 3 lata temu otrzymaliśmy pozwolenie z nadleśnictw na przejechanie się bitą drogą wzdłuż Sanu. To było cudowne przeżycie. Wypada jednak oddać słuszność, że granica historyczna na Sanie biegła tu od zawsze. Nawet w czasach odległych i to bardzo, przed panowaniem Kazimierza Wielkiego tereny na północ i wschód od Sano to była Ruś Czerwona a na zachód Małopolska. Gdyby to się utrzymało, to do Ustrzyk Górnych, Dwernika czy Zatwarnicy dojeżdżalibyśmy tylko jedną drogą, dołem, od Cisnej i Wetliny.
Dziś warto jeszcze dodać, że tutejsze Stuposiany należą do polskich biegunów zimna. Niekoniecznie chodzi o średnią temperaturę roczną, ale chwilową. Często w prognozie pogody mówi się, że to właśnie tu padł rekord mrozu.
Punkt widokowy z Lutowiskach
Naszym zdaniem jedno z ciekawszych miejsc widokowych tuż przy Bieszczadach ale poza nimi i z widokiem na nie. Drugim jest widokowe wzgórze koło Turki, ale to po ukraińskiej stronie, z którego widać CAŁE pasmo Bieszczadów. Tutaj widzimy dachy i wieże kościoła w Lutowiskach a w tle wierzchołki Tarnicy, Halicza czy Połoniny Wetlińskiej. Częsta inwersja temperatury powoduje, że przyciskane chmury i mgły nadają zdjęciom specyficznego klimatu. Punkt znajduje się blisko drogi z Ustrzyk Dolnych do Górnych.
Cerkiew w Bystrem i zlewisko Morza Czarnego
Z Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej w kierunku granicy z Ukrainą kieruje zaledwie kilka dolin, w których znajdują się wsie, zasiedlone po 1951 roku na nowo. Tutaj życie zamiera poza sezonem, a i w sezonie samochody, rowery turystów docierają rzadko. Jedną z takich wsi jest Bystre i Michniowiec. Przyklejone do granicy, pośrodku przepastnych pól, z których strumyki spływają na opak – bo w stronę Ukrainy i dalej przekraczając granicę kierują się ku Dniestrowi i dalej Morzu Czarnemu. Jeśli wypuściłoby się stateczek do Mszanki z mostu w Bystrem, możliwe, że po wielu dniach dotrze do Stambułu.
W Bystrem znajduje się unikatowa, jedyna w polskiej części Bojkowszczyzny cerkiew pięciokopułowa. W środku przewodnikiem i dozorcą jest były członek zespołu KSU a tuż obok w małym zagajniku ostał się stary, XIX-wieczny cmentarz Bojkowski. Co ciekawe większość nagrobków i krzyży jest kamiennych. Dlatego, że sąsiedni Michniowiec, dziś słynący z pokazowej hodowli jeleni, dawniej słynął z bojkowskiego kamieniarstwa.
Muzeum Historii Bieszczadów w Czarnej Górnej
Owoc pracy pasjonata, młodego człowieka stąd, zafascynowanego historią I i II Wojny Światowej oraz leśnictwa. Dzięki temu w przydomowej stodole, powiększonej o nowe pomieszczenia powstało jedno z najmniej znanych, ale wartych odkrycia muzeów bieszczadzkich, które zgromadziło nie setki ale tysiące eksponatów,oficjalnie skatalogowanych i opisanych. Właściciel z wielką pasją opowiada o znaleziskach i specyfice historii tego regionu, zwłaszcza pod kątem militarnym i historycznym. Można też zakupić wyroby rękodzielnicze inspirowane bojkowską tradycją czy sporo literatury na temat Bieszczadów i Karpat. Ważne, by wiedzieć jak tu dojechać. Z drogi w Czarnej skręcamy na Lipie i Dwerniczek ale przy porzuconym czerwonym walcu skręcamy w małą dróżkę w lewo i jedziemy około 100 metrów.
Mała Pętla Bieszczadzka
fot. Bartek Pudełko
Alternatywa dla Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej albo… dla samochodów ze zbyt małą ilością paliwa 🙂 Albo gdy zasypie przełęcze koło Wetliny. Mała Pętla wychodzi w Czarnej Górnej i przez Polany (jedyną w całości polską wioskę a tych terenach), Chrewt i Rajskie, kieruje się w stronę Soliny. Najpiękniejszy fragment biegnie jednak przed Polanami, nie chodzi nawet o małe serpentyny ale punkt widokowy wychodzący na południe i pasmo Otrytu, położony pomiędzy nimi a Czarną.
Jaskinia, grota w Rosolinie
Jadąc Małą Pętlą można założyć kilkugodzinną „wyprawę” do jaskini w Rosolinie, choć po prawdzie jest to grota. To mało znane, ale bardzo unikalne, i nietypowe miejsce, zwłaszcza, że uznamy, że same Bieszczady i ich bezpośrednie okolice są wolne od systemów jaskiniowych. Mając samochód terenowy lub z wyższym zawieszeniem dojedziemy do dawnej wioski Rosolin, przepięknie, naprawdę bajecznie położonej na śródgórskiej polance. Dziś jest tu tylko rozłożysty jesion i spora pasieka. Albo dość płytką rzeką albo szlakiem z góry dojdziemy do owej groty, która wisi nad potokiem. A w momencie, gdy przybyliśmy tu my i z okolicą powoli witała się jesień, zrzucając powolutku raz po raz kolorowe liście do wody – wyglądało to bajkowo. Miejsce jest kompletnie oddalone od popularnych szlaków i to jego wielki walor. Warto dodać, że miniaturowa przepiękna cerkiewka z Rosolina została w całości przeniesiona do skansenu w Sanoku, o którym więcej nieco dalej.
Widoki na Jezioro Solińskie „od tyłu” (czyli np. Półwysep Berestyszcze)
Fot. Bartek Pudełko
Widok na Jezioro Solińskie od strony Zapory czy Polańczyka zna wielu, ale od południa czy wschodu „bieszczadzkie morze” jest mniej znane. Postanowiliśmy pojawić się na największym solińskim półwyspie czyli Berestyszcze, na czubku którego znajduje się sezonowa osada letniskowa oraz przystań żaglówek i łódek. Ogromny drewniany pensjonat i karczma, należący kiedyś do Michała Bajora niestety opustoszały, choć nadaje tutejszym widokom specyficznego klimatu. Na małej pętli sezonowy sklepik w formie kontenera czy… obwoźny tartak. Zjeżdżamy tu w Olchowcu. Uwaga, asfalt bardzo średni. Jak opowiada Magda z „Krytyki Kulinarnej”, kiedyś jej tu nie było, brało się łódkę we wsi Chrewt i płynęło chwilę do drugiej przystani przy osadzie letniskowej. W zamian za to otrzymywało się totalną ciszę i odosobnienie.
Kamieniołom Bóbrka i serialowe retorty
Choć w tym miejscu retorty nie występowały naturalnie to na potrzeby scen do serialu „Wataha” na teren porzuconego kamieniołomu w Bóbrce, największego w okolicach Bieszczadów, przywieziono niszczejące kotły z kilku miejsc w Bieszczadach. Choć taki obrazek nie jest autentyczny, całość komponuje się ciekawie i tajemniczo i z pewnością może za jakiś czas stać się ciekawą atrakcją turystyczną.
Choć sam kamieniołom nie należy do miejsc dla każdego. Należy uważać i nie poruszać się blisko urwisk. Dojedziemy do niego od strony drogi Myczkowce-Solina. Znajduje się 5 min drogi od Zapory. Zjeżdżając do Soliny będziemy widzieli zresztą bardzo fajny widok na czoło budowli. Widać resztki ekomurala.
Kamień Leski
Najciekawsza wychodnia skalna w okolicach Bieszczadów. Miejsce wspinaczkowe, choć nie dla wszystkich, bo piaskowiec się sypie. Znajduje się w miejscowości Glinne, przy trasie krajowej z Leska do Ustrzyk Dolnych. Można tu dojść również szlakiem zielonym z Leska (Lesko – Krysowa), lub ze Zwierzynia przez Czulnię oraz ścieżką rowerową Baszta. Miejsce jest oznakowane, obok niewielki parking oraz sezonowy bar. Gdy tu pojawiliśmy się, grupa pasjonatów rozstawiała linie – tyrolki pomiędzy konarami drzew a skałami.
Ruiny klasztoru w Zagórzu
Zacznijmy od tego, że to miejsce z wielkim potencjałem, zasługującym na dużo więcej, niż teraz. Przepięknie położony na wzgórzu nad Osławą, blisko jej ujścia do Sanu, obiekt składał się z wielu zabudowań, był potężny i oprócz funkcji klasztornych (Zakon Karmelistów Bosych osiadł tu w XVII wieku) pełnił też funkcje rolnicze (ogród, uprawy), obronne i warowne. Ostatnią bitwę klasztor „odczuł” pod koniec Konfederacji Barskiej, gdy jako jej bastion został ostrzelany i zniszczony przez wojska carskie. Z dawnej wieży kościoła, gdzie obecnie znajduje się punkt widokowy możemy podziwiać widoki w 4 strony, w tym na Bieszczady. Do kompleksu dojedziemy ścieżką w Zagórza w około 15 minut. Tu również wypadało napluć sobie w brodę, że nie dysponowaliśmy dronem, bo zapewne z lotu ptaka wygląda ciekawiej niż niejedno jurajskie zamczysko.
Wychodnie skalne: Skały Myczkowieckie i Zamek w Sobieniu
Nie jest prawdą, że ta część Beskidów jest pozbawiona przełomów rzecznych, bo przecież San raz przebija pasmo Otrytu a potem za Myczkowcami kilkukrotnie ekstremalnymi zakrętami przewierca Góry Sanocko-Turczańskie. I jeszcze dalej, za Mrzygłodem. Raz podmywa skały w Myczkowcach (choć trzeba wiedzieć, że płynie tu 1/3 wody, bo cała jest przepompowywana do elektrowni szczytowo-pompowej). Podeszliśmy zarówno z dołu, od starorzecza Sanu jak i ze szczytu z widokiem.
Drugi, niedaleko Załuża w spektakularny sposób podcina góry tam, gdzie w 1372 roku zbudowano zamczysko Kmitów, które dziś, choć jako typowa ruina stanowi przepiękny punkt widokowy na całą dolinę Sanu, widoczną w dole, Myczkowce z zaporą i oddalone gdzieś daleko, ale zarysowane szczyty Bieszczadów. Na zamku stworzono platformę widokową. Naprawdę warto tu się pojawić.
Skansen Architektury Ludowej w Sanoku
Hit okolic Bieszczadów albo nawet całego Podkarpacia. Położony na 38 hektarach na stokach Gór Sanocko-Turczańskich i prawym brzegu Sanu, z ponad 100 obiektami, pochodzącymi z 17-20 wieku oraz perfekcyjnie odwzorowanym rynkiem galicyjskiego miasteczka, Skansen Budownictwa Ludowego w Sanoku znalazł się w ścisłej czołówce odwiedzonych przez nas miejsc tego typu. To największy w Polsce skansen pod gołym niebem, pierwszy, założony po wojnie, odwiedzany przez ponad 100 tys ludzi rocznie. Ale jest olbrzymi więc, nie czuje się tłumów. Skansen dzieli się na kilka sektorów, w tym najbardziej interesujący nas podczas tej podróży – bojkowski ale także łemkowski, pogórzański, dworski czy niebawem wołoski. Na terenie obiektu odnajdziemy wiele autentycznych chyż łemkowskich i bojkowskich z pełnym wyposażeniem i zachowanymi wnętrzami. Aż pachnie przeszłością. Absolutnym hitem jednak jest możliwość zajrzenia do odtworzonych obiektów, wyciągniętych jakby żywcem sprzed 150 lat: apteka, sklep kolonialny, remiza, dom krawcowej, stara poczta, dom żydowski. Co więcej np. niektóre zawody można obserwować w formie mini spektaklu: krawcowa siedzi i szyje dawnymi metodami, w piekarni wypieka się pieczywo. W skansenie kręcono wiele filmów i seriali dokumentalnych jak np.: „1920 Wojna i Miłość”, „Syberiada Polska” czy „Oko Proroka”.
Serpentyny w Wujskiem. Najdłuższe w Polsce
Jeśli ktoś lubi slowdriving lub po prostu piękne, widokowe roadtripy po Polsce, albo ma sporo pary w nogach, by spróbować rowerem to droga krajowa nr 28 pomiędzy Sanokiem a Przemyślem na pierwszym odcinku nadaje się do tego niebywale. Kilkanaście serpentyn wspina się przez sam środek Gór Słonnych za miejscowością Wujskie, by potem opadać pomiędzy pustymi polami i pokrytymi łąkami wzgórzami, gdzie poluje mnóstwo drapieżnych ptaków w kierunku Birczy.
– Jeśli o Bieszczadach mówi się, że to dzikie i niezamieszkałe tereny, co jest już dawno nieprawdą, to ten fragment naszego regionu to tereny wybitnie dzikie – tłumaczy Hubert, nasz przewodnik. Na szczycie przełęczy przy końcu ekstremalnych serpentyn znajduje się punkt widokowy. Znów żałowaliśmy, że nie mamy ze sobą drona.
Posada Rybotycka. Najstarsza cerkiew w Polsce
Są takie miejsca, na które od dawna się czaisz, bo widziałeś zdjęcie, poczytałeś trochę o miejscu i strasznie się napaliłeś na to by przy nim stanąć. Niedaleko wsi Rybotycze, dawnego, starego miasteczka, na wzgórzu nad Wiarem znajduje się najstarsza cerkiew w Polsce. Kamienna, zupełnie inna, średniowieczna, pełniła funkcje obronne a przypomina nieco te z Bukowiny i Mołdawii. Jej historia sięga ponad 600 lat (!!!) niestety nie jest dostępna do zwiedzania, wymaga to specjalnego pozwolenia od Metropolii Przemyskiej. Trzeba trzymać kciuki, żeby ta perełka znalazła się na jakimś szlaku albo została dopisana na listę UNESCO.
Kalwaria Pacławska
Przy jednym z nielicznych skrzyżowań pośrodku lasów Birczańskich stoi duży znak z napisem „Witamy pielgrzymów” a także rozstawiony jest mobilny straganik z miodem. Kręta droga, prowadzi przez bukowo-jodłowy bór na szczyt niewysokiej góry a tam… miasteczko. Drewniana zabudowa, bokiem do ulicy, sklepiki, kramy, pozostałości małego ryneczku i dominujące nad krajobrazem trzy wieże – dwie klasztorne, jedna dzwonnicy. To zabudowania klasztoru franciszkanów z XVII wieku, otoczonego kaplicami i wkomponowanego w okoliczne wzgórza. Gdy jednak przyjrzymy się tej koncepcji góry (niestety nie wzięliśmy tym razem drona, bo zapowiadali deszcz i chmury) to zobaczymy, że wszystko pełni też funkcje obronne – twierdzy z wałami i szańcami. Atmosfera zapomnianego miasteczka i pielgrzymiej atmosfery, z dala od zgiełku i szumu robi niesamowite wrażenie. Warto też przespacerować się do sąsiedniej wioski Pacław, gdzie 90% budynków to chałupki, pochodzące sprzed 100 lat.
Połoninki Kalwaryjskie i Arłamowskie
Pomiędzy wspomnianą Kalwarią a Arłamowem i granicą z Ukrainą ciągnie się nietypowy krajobraz, Masyw Suchego Obrycza, o którym jeszcze do niedawna nie mieliśmy pojęcia. To „połoninki”, niewysokie góry (400-500 metrów) ogołocone w partiach szczytowych z drzew, ewentualnie gdzieniegdzie posiadające pojedyncze karłowate sosny. Ten totalnie dziki obszar był zamieszkiwany w prawie 100 procentach przez rusińską ludność, trudniącą się wypasem bydła. Nie ma tu na przestrzeni kilkunastu kilometrów żadnego budynku, jedynie tak jakby stepy na wierzchołkach, ogromne połacie łąk, a wtedy, na początku września jeszcze zapach palonego drewna liściastego. Żółtym Szlakiem dojdziemy na wierzch góry Kopystańki, z której dojrzymy Przemyśl, Bieszczady właściwe, może nawet i Lwów. Ale niestety z połoninek prawdziwych połonin nie dojrzymy, bo za daleko. A szkoda, bo byłoby to piękne dopełnienie i podsumowanie naszej podróży.
Kilkanaście kilometrów na zachód znajduje się kompleks hotelowo-wypoczynkowy Arłamów, gdzie w czasie stanu wojennego internowano Lecha Wałęsę. Teraz jest to ekskluzywny ośrodek z cenami z kosmosu. Ale jednocześnie miejsce w pewnym stopniu historyczne. Późnym wieczorem wracamy stąd przez ciemne i dzikie lasy do Ustrzyk Dolnych.
Za pomoc w realizacji materiału dziękujemy: Bartkowi Pudełko – zdjęcia na których występujemy my, Danielowi Walko – przewodnikowi bieszczadzkiemu PTTK oraz Hubertowi Skuza – przewodnikowi i ratownikowi GOPR. Jeśli macie ochotę odwiedzić Bieszczady i zobaczyć miejsca z serialu „Wataha” napiszcie do Daniela.
A inne ciekawe miejsca w woj. Podkarpackim (głównie koło Przemyśla) znajdziecie we wpisie Karola: Podkarpacie – ciekawe miejsca i atrakcje
Polecamy kupić przewodnik po Bieszczadach autorstwa Kasi i Macieja z Ruszaj w Drogę
W Bieszczady jeżdżę od małego. Do dziś pamiętam mój pierwszy wypad na Tarnicę. Zdarłem na tych zielonych Połoninach niejedną parę butów i nigdzie tak dobrze nie czułem się jak w Bieszczadach. Tatry to już zupełnie inna para kaloszy, choć piękne, nie tak domowe jak Biesy, do których wracam z ogromnym sentymentem. W tym roku planuję wypad tygodniowy na eksplorację wodospadów w Bieszczadach https://rzeszowpodkarpackie.com/wodospady-bieszczady/
Ruiny klasztoru w Zagórzu to naprawde fajne miejsce 🙂 Teraz otworzono tam jeszcze centrum kultury Foresterium i ogólnie cały obiekt został gruntownie odnowiony i wygląda trochę inaczej https://rzeszowpodkarpackie.pl/ruiny-klasztoru-karmelitow-bosych-w-zagorzu/
W drodze w Bieszczady obowiązkowy punkt do odwiedzin!
Polecam też przejechać się po mapie murali Arkadiusza Andrejkow rozlokowanych w całych Bieszczadach na różnych obiektach typu stodoły, budynki.
Bez zacietrzewienia. Bardzo ciekawy materiał ze stron, które nazywam mymi ziemiami genetycznymi. Mówi się, że po ukraińskiej stronie Bojowie są, a po polskiej nie ma. Ba, podobnie rzecz się ma z Polakami, których po ukraińskiej stronie szukać ze świecą. Przecież w tamtych stronach mieszkali Polacy od wieków, a także przybyli w z Czech w wieku XIX tzw, Niemcy bohemscy. Stryj, Skole, Turka, Wysocko, Smorze to są miejsca rodzinne. W Turce jeden z mych stryjecznych dziadkow byl burmistrzem. Po stokach Pikuja śmigał mój Ojciec, a także smorzański nauczyciel pan Galiński.
Co do Bojków to ich pochodzenie z Wołoszy, a nawet z Bałkanów jest niewątpliwe, bo nawet część szlachty herbu Sas miała pochodzenie wołoskie sięgające czasów króla Jagiełły, a więc wieku XIV. Pisze o tym Pulnarowicz w „Szlachcie Podkarpacia“. Nie udało mi się dotrzeć do badań DNA mieszkańców tych wielo-kulturowych ziem. Na przykład naukowcom włoskim udało się ustalić, że bydło etruskie ma geny identyczne do tego pochodzącego z Syrii, więc Etruskowie prawdopodobnie mają takie korzenie. Genetyka mogłaby dać odpowiedź na wiele pytań. To nie jest tak, że oto na tych ziemiach żyły sobie spokrewnione narody „ukraińskie”. Raczej następował proces osadniczy ze wszystkich stron. Jasienica pisał, że czasem na zglodniałym ziemi Mazowszu wyludniały się całe wsie, a ludność szukała dostatniego życia na Wschodzie. Pochodzenie Kozaków też nie jest jednoznacznie ruskie (czy ukraińskie), lecz raczej turkmeńskie, a ludność kozacka to nie tylko Rusini, ale także zbiegli Polacy, Węgrzy, Wołosi, Mołdawianie, i inni. Wielka mieszkanka etniczna. Nacjonalizm ukraiński to twór XIX-wieczny, bardzo więc młody i agresywny, który inkorporuje co mu tylko wygodnie. Dawne wojewódzwo ruskie (stąd ruskie pierogi i barszcz, kutia itd) to ziemia u kraja, a więc Ukraina, dziś kraj o wiele bardziej wielonarodowy niż wymarzyło się założycielom tego bardzo podzielonego państwa. Mieszka tam cały niemal Związek Sowiecki, nawet na ziemiach dawnej Małopolski Wschodniej, o której tu – dyplomatycznie – ani słowa.
Jeszcze sugestia: piękne zdjęcia, ale niestety bez podpisów, a to bardzo obniża wartość całości.
Super artykuł. Ja od lat jestem zakochany w Bieszczadach, przyjeżdżam tam jak najczęściej. Chętnie wtedy odnajduje stare cmentarze, jest ich tam bardzo dużo, czytam książki czy chodzę dawnymi szlakami Bojków. Jest to wspaniała historia, którą zgłębiam z przyjemnością coraz bardziej.
Bieszczady to mega magiczne miejsce, w którym można się zakochać 😉 Jest tam tyle szlaków do zobaczenia, że można tam podróżować pieszo cały rok 😉 My wspólnie z rodzinką już zarezerwowaliśmy miejsce w Ustrzykach Dolnych i w sierpniu podbijamy Bieszczady 😉
Czy wiecie który z byłych członków KSU jest dozorcą w cerkwi w Bystrem?
My na weekend chyba pojedziemy w góry. Mąż od wczoraj szuka ciekawych miejsc do zwiedzania i póki co podoba nam się https://polskazachwyca.pl/oferty/weekend-listopadowy-luksusowym-hotelu-szklarskiej-porebie/ Początkowo mieliśmy w planach wyjazd do Grecji ale okazuje się, ze w Polsce jest tyle pięknych miejsc które wartop zobaczyć ze aż szkoda wyjeżdżać za granice.
„A gdyby rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady…” 😀 Gratuluję świetnych zdjęć – naprawdę fajnie się je ogląda.
Dzięki. Staramy się już trzymać poprzeczkę.
Świetne zdjęcia! Cerkiew na żywo musi budzić wrażenie, już na zdjęciach widać jaki ma świetny klimat. Pozdrawiam!
Fantastyczny przewodnik i zdjęcia przepiękne! Super się czyta i ogląda 🙂 Od wielu lat jeżdżę do Polany ( no właśnie nazwa miejscowości to chyba jednak Polana a nie Polany ;-)) i jakież było moje zdziwienie kiedy na pierwszym roku geografii odkryłam, że to nie Bieszczady a Góry Sanocko-Turczańskie 😀 A teraz to bardzo często nikt mi nie chce wierzyć, że takie góry w ogóle istnieją! Cudownie, że o nich piszecie! Pozdrowienia!
Dzięki. Tak, chyba Polana jednak. A co do Gór ST. Cóż… istnieją w cieniu sąsiadów. Zawsze takie rejony mają przechlapane, bo są lekceważone albo włączane do innych. Ale wszystko to ma bieszczadzki klimat, więc jako nzwa metaforyczna – Bieszczady – może być
Coś wyjątkowo dużo błędów:
1. turka
2. Góry Sanosko-Turczańskie
3. Pikuj ma 1408 m n.p.m.
4. akcja HT
5. Sano
6. w Zagórza
7. skrzyżować
8. rozstawiona jest (…) straganik
9. Żółtym Szlakiem
drobnostki. Ale dzięki, poprawione
Dominika Sadecka patrz, ile jeszcze do obaczenia! Czas zaplanować drugie odwiedziny u Tarnawczyków i srruu 🙂
Koniecznie! Tak musi być!
Straszny koniec świata:) A tak serio chyba wreszcie się wybierzemy, jesień w takich miejscach jest fenomenalna!
I jeszcze: skoro piszecie Państwo, że Bojkowie nigdy nie uznali się za Polaków, to równie dobrze możecie napisać, że nie uznali się też za Aborygenów, Azteków czy kosmitów… Rozsądku życzę.Zasadniczo Bojkowie poza – swego czasu przynależnością państwową – nie mają, nie mieli i nie będą mieli z polskością nic wspólnego (wyjąwszy niewielkie wpływy kultury polskiej). Inne wyznanie, inny język, inne obyczaje, inny ubiór, to i z jakiego powodu mieliby uznać się za Polaków… (pomijam, że identyfikacja narodowa jest kategorią współczesną, mało znaną wiek temu, a nawet kilkadziesiąt lat temu). Milknę, bo idę oglądać żywych Bojków i ich cmentarze.
Panie Szymonie, zasadniczo przecież napisaliśmy to samo co Pan powyżej. Tylko innymi słowami 🙂
Krótko:A) – „… kim byli Bojkowie…” – uśmiercają Państwo „na dzień dobry” dużą grupę etnograficzną?! Litości… W wyniku wysiedleń w latach 1945-47 i zmiany granic w 1951 r. przestał istnieć na szczęście tylko zachodni kraniec Bojkowszczyzny. Poza tym Bojkowie istnieją! Mają się dobrze, mają swoje prężnie działające organizacje (dziesiątki), muzea (np w Samborze, Turce, Skolem, Rożniatowie), gazety, festiwale etc etc. W tym roku odbył się np VI wszechświatowy zjazd Bojków (odbywa się co 5 lat). Karmią Państwo czytelników bzdurami powtarzanymi w Polsce od lat. Przykro to czytać. Im większa liczba czytelników, tym większa odpowiedzialność za słowa…. B) Bieszczady wschodnie nadal zamieszkują Bojkowie, a piszę do Państwa z żywej Bojkowszczyzny właśnie, gdzie – wbrew temu co Państwo piszą – Bojkowie czują się Ukraińcami. Proszę się wybrać na Bojkowszczyznę i rozejrzeć wokół, a później pisać „byli” – czy ktoś kto nie czuje się Ukraińcem, demonstrowałby swój patriotyzm od wywieszania flagi Ukrainy począwszy, a skończywszy na malowaniu barierek mostu czy przystanku w żółto-niebieskiej tonacji???. C) „Bliżej im było do narodowości Rusińskiej (Rutenian)…” póki co żadne państwo, a tym bardziej nauka, nie potwierdza istnienia takiej narodowości, ani pochodzenia Bojków od Celtów. Poza tym rozumiem, że Państwo wiedzą lepiej od Bojków kim oni są?! – wolnego, zapytajcie Państwo Bojków, a później piszczcie; „… którą często historycy ukraińscy łączą łatwo z ukraińskością a nie do końca jest to właściwe.” – nauka zwana etnografią nie ma wątpliwości, że Bojkowe to ukraińska grupa etnograficzna. „Byków” w tym tekście bezlik, serio. Niemniej brak sił, czasu i ochoty na dalsze recenzowanie, dość że w zachodniej części polskich Bieszczadów jak najbardziej mieszkali Łemkowie, a słowo „chyża” nie wymaga wielkiej litery na początku. Pozdrawiam z ŻYWEJ Bojkowszczyzny siedząc w bojkowskiej chyży, należącej do żywych Bojków, czujących się Ukraińcami.
Oczywiście, że po stronie ukraińskiej Bojkowie przetrwali, proszę spojrzeć na naszą mapę. I zapraszamy na kolejny artykuł niebawem o ukrainskiej czesci Bojkowszczyzny, gdzie wybraliśmy się później.
Ideologiczna pyskówka. To że Bojkowie żyją na Ukrainie nie robi z nich od razu Ukraińców. Bojkowie żyli tu dużo wcześniej zanim dowiedzieli się, że są Ukraincami właśnie. W początkach XIX wieku o Ukrainie marzyli poeci i ideolodzy. Lud wiejski nie miał o tym pojęcia. Lud bojkowski tym bardziej. Prosty, religijny, spokojny lud. Pozdrawiam
Szymon Modrzejewki, Bojkowie są rusko-wołoską grupą etniczną. Łemkowie są również grupą pograniczną ruską, nie są Ukraińcami. Najlepiej świadczy o tym fakt, że podczas proklamowania Republiki Łemkowskiej 5.12.1918 r. opowiedzieli się za odrębnością od Zachodnio- Ukraińskiej Republiki Ludowej. Malowanie barierek na taki czy inny kolor nie ma nic do rzeczy, może świadczyć jedynie o solidarności w związku z konfliktem w ługańsku i Donbasie.
Lechoslaw Kierzkowski – szanowny Panie, nie pyskuję i nie jestem ideologiem. Myśli Pan, że na Kurpiach w XIX w. wiedzieli, że są Polakami? 😀 Pan jest Bojkiem? „Bojkowie żyli tu dużo wcześniej…” – czy wie Pan, kiedy po raz pierwszy i przez kogo użyte zostało określenie „Bojki” jako nazwa grupy etnograficznej?, bo sami Bojkowie nie nazywali siebie Bojkami. Zna Pan jakiś Bojków? Znam osobiście Bojkinie i Bojków w liczbie kilkudziesięciu o setkach napotkanych na Bojkowszczyźnie mieszkańców nie wspominając, takoż kilka bojkowskich organizacji. Im też zarzuci Pan pyskowanie i ideologię? Odwagi! Proszę pisać do nich i uznać, że procesy narodowotwórcze mają swój czas, dłuuugi czas. Polacy też potrzebowali czasu, żeby zacząć identyfikować się narodowo (w tych naszych zacnych powstaniach różnych chłopi mieli znikomy udział, zauważył Pan?). Przemysław Dawid, szanowny Panie, piszę tu o Bojkach, a nie mikroskopijnej, chwilowej Republice Łemkowskiej – kwestię związku z Bojkami pominę. Może Pan popisywać się tu odwołaniami do Wołochów (odwołanie słuszne), Białych Chorwatów, Celtów czy kultury trypolskiej, ale dziś udział żywiołu wołoskiego nie jest szczególnie istotny i nie był też 100 lat temu dla identyfikacji czy tożsamości. Panu też proponuję kontakt z Bojkami, żywymi, a nie uśmierconymi :).
Myślę, że większość chlopstwa w XIX wieku zdawała sobie sprawę, że są Polakami. Polskie państwo trwa dobrych kilka setek lat, państwo ukraińskie, które mimo trudnej historii darzę ogromną sympatią, dopiero się tworzy gdzieś od początku XIX wieku aż po dzisiaj.
To, że Bojkowie czują się dziś Ukraincami (naturalnie i niezaprzeczalnie najbliższa im nacja) niechaj będzie na chwałę Ukrainy, ale pisanie, że to grupa ukraińska jest nadużyciem, podobnie jak wymieniani tu również Łemkowie.( którzy w dużym uproszczeniu nazwę „Bojkowie” rozpropagowali, aby odróżniać się od tych w ich mniemaniu nieco gorszych )
200 lat temu na tych terenach znani byli Łemkowie, Bojkowie i Rusini. Ukraina wśród poetów i garstek elit. Ale to już pisałem. Pozdrawiam.
Sława Ukrainii.😊
A do jakiego państwa należała 70 lat temu? Mówimy o tej wymianie granicznej z ZSRR?
dokładnie tak. 6 lat poza Polską od wojny.
Karkolomna teza rzeczywiście. Zupełnie jakby ktoś nam podarował te tereny. A tu po prostu ktoś oddał kawałek z tego co wcześniej ukradł, kradnąc przy tym kolejne tereny że zlozami naturalnymi
Pamiętam te serpentyny jak rzadko co. Ostatnie 500 km pedałowania z Bangkoku do Polski. Myślę sobie – teraz to już na luzie… a choć Alicja odwiedzimy jeszcze koleżankę w Sanoku… no i zjechaliśmy na tę wspomnianą trasę. Podjazd przez pół dnia, zjazd w 15 minut, ale do dziś pamiętam! Do tego złota polska jesień wokół! 🙂
Super. Szkoda, że nie wziąłem drona (hej zapowiadali wiatr i deszcz przez 3 dni a było słonecznie, ech) Ale… dlatego zjeżdżaliście i wjeżdżaliście? 🙂
Zazdroszczę! Ale, tylko troszkę? Ja, jutro Jagodna zdobywam! 😉 Pozdrawiam. (też jestem wędrowny motylem, nareszcie)
Witamy w gronie 300 tys. motylowych czytelników 🙂
Jak wyszystko pójdzie po myśli to już za rok pod namiot
tylko polarek! zawsze się przyda
Bardzo fajny tekst! Miło się go czyta 🙂 P.S. Cerkiew w Posadzie Rybotyckiej można zwiedzać, nie trzeba mieć specjalnego pozwolenia. W tym celu należy umówić się z Panem Kościelnym, który dysponuje kluczami i udostępnia cerkiew do zwiedzania.
Mamy informacje od Daniela, naszego przewodnika i konsultanta, że coś niedawno zmieniło się w tym aspekcie. Zwłaszcza jak się chce zrobić zdjęcie.