Opatija i Riwiera Kvarneńska. Czarujący świat wschodniej Istrii
Po 9 godzinach jazdy przez morawskie zaorane już pola, austriackie winnice, plantacje wysuszonych słoneczników, bajkowe okolice Grazu i słoweńskie wioseczki docieramy do miejsca, z którego nagle wyłania się połać przepięknego błękitnego morza. To Zatoka Kvarner czyli najspokojniejsza i niektórzy mówią, że najpiękniejsza część Adriatyku. Dom, w którym zamieszkaliśmy miał trzy balkony. Wszystkie skierowane na nią. – Tu będzie cudownie – uznaliśmy wszyscy zgodnie.
Półwysep Istria, który był celem naszej ostatniej podróży z Novasol, miał dopełnić cykl o najbardziej romantycznych miejscach Europy. Po Toskanii, Andaluzji, Prowansji. Dlaczego Istria? A dokładnie Wschodnia Istria?
Ten trójkątny półwysep ma w sobie wiele z każdej z wymienionych krain, a jednak leży w Chorwacji, w kraju słowiańskim, czasami przy dobrych wiatrach można uznać, że bliżej nas niż np. Hel. To centrum chorwackiego winiarstwa, miejsce, gdzie średniowieczne miasteczka wyrastają na szczytach wzgórz, niczym te w Val D’Orcia, w lasach chowają się trufle, w sadach kwitną figi, z których wytwarza się przepyszne brandy, na wybrzeżu biją blaskiem słynne kurorty, których architektura przypomina nieco małe Wenecję czy włoskie letniska. Skojarzenia są bardzo słuszne, gdyż Istria przez wieki należała do Wenecji, potem Austrii i Włoch. Chorwacka a wcześniej jugosłowiańska jest właściwie od II WŚ. Istria należy jeszcze do Słowenii i Włoch natomiast jest na tyle rozległa, że jeśli nie poświęcicie na nią 2 tygodni, trzeba wygrać jeden jej rejon, w którym osiądziecie. W naszym przypadku była to Istria Wschodnia, a dokładnie okolice Opatiji, administracyjnie już region Kvarneru.
Riwiera. Co to znaczy?
Riwiera to słowo wywodzące się z włoskiego i pierwotnie określano nim jedynie wybrzeże Morza Liguryjskiego. Z czasem przylgnęło jednak do takiego rodzaju wybrzeża, gdzie jest spore nagromadzenie ośrodków wypoczynkowych, kurortów hotelowych, pomostów i mol, eleganckich plaż i willi nadmorskich. Obecnie przyjmuje się, że takich riwier na świecie jest kilkadziesiąt – nawet w Anglii, na Krymie czy Jukatanie. W Polsce czasami zagraniczne tytuły używają określenia „Polish Riviera” dla wybrzeża Zatoki GdańskiejWschodnie Wybrzeże Istrii aż do miejsca, gdzie kończy się Zatoka Kvarner (raj windsurferów i miłośników spokojnego morza) ma trzy nazwy. Jedna to Riwiera Liburnyjska, gdzie nazwa nawiązuje do starożytnego ludu zamieszkującego okolice jeszcze przez Ilirami i Słowianami. Druga to Riwiera Kvarneńska, od nazwy zachwycającej zatoki, na którą wychodzi. Trzecia to Riwiera Opatija (Opatijska) od nazwy głównego kurortu. Wspólne jest na pewno to, że to jedyne miejsce w Chorwacji, gdzie brzegi skierowane są na wschód a nie zachód. Nie uświadczycie tu więc zachodu słońca, jednakże liczba dni deszczowych, wietrznych również należy do najmniejszych. Porośnięte wawrzynami i piniami Góry Ucka i wnętrze Istrii skutecznie chronią ten zakątek przez niekorzystnymi masami powietrza. Pewnie dlatego wytworzył się tu specyficzny mikroklimat. Mimo końca lata jest wciąż soczyście zielono, w ogrodach wciąż kwitną oleandrowce, na drzewach brylują dojrzałe figi, kiwi, nawet daktyle palm daktylowych. Gdzieniegdzie zobaczyliśmy bananowce. Nie mówiąc już o dziesiątkach ziół. Wszystko to sprawia wrażenie, że mamy do czynienia z klimatem subtropikalnym. W jeden dzień naprawdę odczuliśmy jakbyśmy byli na Sri Lance.
Zamieszkaliśmy w Pobri, miejscowości sąsiadującej z Opatiją i Volosko. To mała wioska przyklejona do stoku, z której rozpościera się wspomniany już zachwycający widok. Trochę trzeba było się nagimnastykować z pokonaniem wąskich uliczek i parkowaniem, ale dom wynagrodził wszystko. Byliśmy z rodziną przyjaciół, czyli 6 osób. Choć śmiało zmieściłoby się w nim 8 osób. W ogrodzie cień zapewniały ogromne figowce, które co chwilę zrzucały dojrzałe figi, na krzewach dyndały jeszcze nie zerwane winogrona. Właścicielka przywitała nas samodzielnie zrobioną rakiją figową. To jeszcze nam się nie zdarzyło. Dom w stylu z lat jugosłowiańskiego boomu na apartamenty stoi na fundamentach kamiennego domku pradziadków i czasów włoskich. W piwniczce można zobaczyć małą „izbę” pamięci. Przy domu stoi 400-letni kościółek św. Anny, więc łatwo się orientować w okolicy. Kilka minut stąd znajduje się bardzo popularny wśród lokalnych grill-bar, gdzie spróbujecie każdej najsłynniejszej potrawy mięsnej z Istrii. Do dwóch marketów (Konzum) jest chwilka, tak samo do przystanku do Opatiji. Aby zejść do morza, do Volosko, potrzeba jednak dobrych 15 minut spaceru stromymi ścieżkami lub schodami.
Nic jednak nie zastąpi wieczoru z zimnym Ożujsko i z widokiem na taflę Kvarneru i odbijającą się w niej księżycową łunę. Coś za coś.
Jeśli będziecie planować odpoczynek w okolicy a będzie Was np. dwie pary albo dwie małe rodzinki pomyślcie do tym domu. Nie ma możliwości, by się zawieść.
Wspomniana riwiera wydaje się jednym z najpiękniejszych i najbardziej stylowych miejsc nad Adriatykiem (Jadranem). Tu też ponad 170 lat temu narodziła się chorwacka turystyka. Gdy Austriacy, którzy władali tym terenem postanowili wybudować odgałęzienie do Rijeki słynnej linii Südbahn reklamowanej jako „droga do słońca z Wiednia”, wybudowano stację w Matulij, dosłownie 10 minut drogi od naszego domu, z której łatwo potem powozem, automobilem, czy po jakimś czasie tramwajem parowym, można było dostać się do willi i hoteli na riwierze. Stare fotografie tramwaju do Laurany (Lovranu) można oglądać dziś w restauracji Bella Vista tamże. Riwiera chwilę potem okazała się najpopularniejszym miejscem wypoczynku (letniego ale i zimowego) austro-węgierskich elit, pokonując nawet Triest. Dlatego z Opatiją i okolicami związanych było wielu Polaków, zwłaszcza tych z Galicji. Ale o tym później.
Volosko
To najbardziej wysunięta na wschód część wybrzeża, mała wioska, wkomponowana w ocienione wzgórza kilkoma rzędami kolorowych domków, w tym kamienic z bujnymi ogrodami. Znajduje się tu mały port rybacki i spora marina, otoczona kamieniczkami i nabrzeżem z restauracjami (konobami) i kawiarniami. Nic tylko skojarzyć sobie widoki z kreteńskiej Chanii czy Portofino. Wzdłuż wybrzeża funkcjonuje kilka plaż, ale jak to w przypadku tej riwiery, plaże są albo betonowe (ale jest to urokliwy beton: półki, schodki) albo żwirowe. Co pozytywnie szokuje to czystość wody. Jesteśmy blisko Rijeki, jesteśmy w miejscu, gdzie pływają statki i jachty, gdzie przemysł turystyczny mocno się rozrósł. Tymczasem woda krystalicznie czysta. Widać dno nawet na większej głębokości.
Opatija
Opatiji wypadałoby poświęcić osobny wpis, niemniej, chcemy, by wszystko było tu kompaktowe. Ponad 5 wieków temu założono tu kościół Św. Jakuba i opactwo, stąd nazwa wioski. Opatija to opactwo, podobnie jak Abbazia w przypadku panowania włoskiego. Inną nazwą, stosowaną w czasie CK Monarchii było Sankt Jacobi. Polacy z Galicji mówili na nią Abazja.
Opatija zgodnie uznana została za „Niceę Adriatyku” albo „Perłę” albo „Balkon”. Mam nieodparte wrażenie, że od Nicei różni się bardzo na plus. Owszem jest tu bardzo elegancko, liczba drogich, luksusowych hoteli może zaskakiwać, ale jednocześnie jest to wszystko przeplecione zwykłym kameralnym kurortem, jak każdym innym we Włoszech czy Hiszpanii. Życie toczy się długo do późna, ale nie ma blichtru, lansu, kiczu. Wszystko wydaje się wyważone, leniwe. Obok eleganckiej willi z czasów CK monarchii i pięknego ogrodu kilka osób leży na chodniku w kąpielówkach. Obok pizzerii z ogródkiem na marinę kobiety w bikini myją się z soli pod prysznicem.
W 1944 roku Iginio Scarpa zamożny kupiec z Rijeki, wybudował posiadłość Villa Angiolina w rozległym parku, gdzie gościł wielmożne postaci jak np. Ban Josip Jelačić. Potem się zaczęło. Artyści, lekarze, prawnicy ale przede wszystkim arystokraci z niektórymi koronowanymi głowami na czele. Sława Opatiji wyszła poza CK Monarchię, gdy uznano ją za pierwszy „Seebad” cesarstwa. Towarzysto Kolejowe zainwestowało w rozwój kurortu. W ciągu 50 lat powstało kilkadziesiąt hoteli i kilkaset willi. Najsłynniejsza to Angiolina (najstarsza) wraz z tropikalnym parkiem obok. Tuż przy niej znajduje się jeden z dwóch najpiękniejszych odcinków Lungomare, wokół amfiteatru letniego. Drugi to okolice kościoła Św. Jakuba. Tu na skale w morze wpatruje się rzeźba „Dziewczyny z Mewą” (albo gołębiem), która zastąpiła „Morską Madonnę” kilkadziesiąt lat temu. Najznamienitsze hotele Opatiji to: Hotel Quarnero (Hotel Kvarner) i Hotel Kronprinzessin Stephanie (obecny Hotel Imperial).
Polacy w Abazji
W ślad za nimi do Opatiji ciągnęły sławy swoich czasów: Einstein, Tesla, Czechow czy Joyce. Kurowali się tam też Polacy. Nawet niektóre wyższe sfery Galicji miały na riwierze „swoje” wille. Np. inwestorzy uzdrowiskowi: Ksawery Górski, Henryk Ebbers czy Bolesław Kostecki. Wśród kilku tysięcy wypoczywających tu co roku Polaków popularnością cieszyła się też „polskie”pensjonaty. Skąd o nich wiemy? Wspomina o nich Mieczysław Orłowicz w przewodniku po Europie: „W Abacyi polskie pensyonaty są: willa Mascagni – własność pani Grassi, willa Peppina – pani Polaskiej, willa Heim – p. Marchlewskiej i p. Grużewskiej. Czytelnia kurhauzu zaopatrzona obficie w dzienniki i czasopisma polskie; w sklepach można rozmówić się po polsku.
Kurował się tam też Józef Piłsudski, Henryk Sienkiewicz, który napisał tu całego Pana Wołodyjowskiego, Zofia Nałkowska, Witkacy czy jego ojciec Stanisław Witkiewicz. Ku czci tych dwóch pierwszych postawiono tez pamiątkowe tablice wzdłuż deptaku Lungomare. Dziś nazywanego Traktem Franciszka Józefa. Austriacki cesarz spędzał tu kilka miesięcy w zimie. Tu np. spotkał się 29 marca 1894 r „na szczycie” z cesarzem niemieckim Wilhelmem II.
Lungomare
Ależ to przemiłe miejsce i świetny pomysł. Trudno nazwać to deptakiem, bo ten raczej kojarzy się ze sklepami i centrum miasta. To ścieżka spacerowa, wybudowana wzdłuż całej riwiery, ciągnąca się przez 13 km z Volosko do Lovranu. Mija zawijasami plaże, nabrzeża, zatoczki, mariny, hotele i kafejki. Czasami wspina się na klif, czasami schodzi praktycznie na poziom wody. Cały czas towarzyszy jej kamienna posadzka i latarnie. W newralgicznych miejscach barierki, a widokowych – ławeczki. Fantastyczne przeżycie i niezwykle romantyczne, gdy bierzemy swoją drugą połówkę na spacer na dwie godziny przed zachodem słońca na któryś z jej odcinków. My przeszliśmy całość.
Plaże wzdłuż Riwiery
Należy wyraźnie zaznaczyć, że osoby, które marzą o beztroskim plażowaniu, taplaniu się w wodzie i szaleństwach motorowodnych nie znajdą na Riwierze zbyt wiele dla siebie. Dlatego, że tutaj ceni się spokój. Na plażach jest spokój. Nie uświadczysz tu dudniącej muzyki, armii piwoszy, amatorów dyskotek, nic z tych rzeczy. Plaże są albo ciche, spokojne, osłonięte klifami i zadrzewieniami od miasteczek albo wybetonowane, przyklejone do kurortów. Owszem zapewne najpopularniejsze mogą przerazić tłumami i brakiem miejsc parkingowych, ale zawsze każdy znajdzie coś dla siebie. Dominuje plażowanie na modłę włoską. Ręczniczek przez ramię, klapki, ławeczka, barierka, skrawek betonu lub mata na żwirze i odpoczywamy. Wielką wartością jest woda. Czysta, nie za ciepła nie za chłodna, w wielu miejscach bogata w kolorowe ławice ryb, faunę podmorską (jeżowce, rozgwiazdy, ukwiały), dlatego też warto na wypoczynek w Opatiji wziąć buty na jeżowce i maski do snorkelingu. I co najważniejsze – brak tu wielkich fal. Zatoka jest osłonięta. Rodziny z dziećmi mogą korzystać ze specjalnych stref, gdzie np. zejście do wody jest łagodne a na wodzie postawiono dmuchane wodne place zabaw. Większość plaż ma zakaz wejścia z psami, ale z drugiej strony aż kilkanaście miejsc na taką sytuację pozwala.
Plaże z południa do północy. Kilka słów o każdej z nich:
Plaża Zagorje – najbardziej dzika i trudno dostępna (głównie jachtem), Plaża Brsec – pocztówkowa i pięknie położona pod klifem, zejście 15 minut z parkingu przy miasteczku Brsec, Moscenicka Draga – największa, najbardziej bogata w infrastrukturę, ale też najbardziej zatłoczona, Plaża Cesarova – dzika, ale łatwo dostępna świeżymi schodkami, na zakręcie drogi 66 jest duży parking, dużo fauny podwodnej, Medveja – trochę klon Moscenickiej Dragi, łagodne zejście, ale nieco bardziej kameralny, plaże przy Lovranie są małe, głównie betonowe, najwięcej miejsca oferuje Gradsko, Icici – najmniej urokliwa plaża z uwagi na dwa betonowe mola grodzące nią oraz okoliczne mariny, plaże w Opatiji są zatłoczone, ale bardzo eleganckie, „oleżakowane” i czyste, pomimo faktu, że też betonowe. Małe zatoczki żwirowe możemy spotkać na Srbici i Volosko, dalej są już tylko kamienne nabrzeża, ale im bliżej Crnikovicy, tym puściej.
Lovran
To pewnie od tych lasów laurowych, włoska Laurana, potem Lovrana – pomyśleć można. Trafnie. Przepiękne, osnute śródziemnomorskim klimatem w najlepszym tego słowa znaczeniu, chyba najładniejsze miasteczko na riwierze, daje nam zadatek tego co możemy spotkać w interiorze. Od Hum do Motovunu. – Love and run – śmiał się Łukasz, proponując temu miejscu darmowy „claim” reklamowy w połowie się może tu nie sprawdzić. Mieliśmy aż kilka razy ochotę przemierzyć uliczki mikroskopijnego starego miasta, oddzielonego od nabrzeża imponującą średniowieczną bramą, odkrywać zaułki i dwuznaczne symbole, jak np. „brodacza” nad jednym z gzymsów czy figurę Św. Jerzego zabijającego smoka. Kościół parafialny z XIII wieku jest oczywiście pod wezwaniem świętego Jerzego (romańska budowla z XIII wieku, odbudowana w XV wieku – z tego okresu pochodzą też późnogotyckie freski). Może tego nie widać na pierwszy rzut oka ale w Lovranie widać, jak nigdzie indziej ukryte włoskie symbole, wille: Santa Maria, Frappart, San Nicolo rozszyfrować łatwo, ale jak się przyjrzeć w okna – można gdzieniegdzie dostrzec… wywieszone włoskie flagi. W Lovranie usiedliśmy na jeden z pyszniejszych obiadów od dłuższego czasu. Doskonałe spaghetti z owocami morza oraz smażone ryby i kalmary w restauracji Bella Vista, z widokiem na marinę, gdzie wisiały wspomniane fotografie starej linii tramwajowej, będą nam się śniły po nocach. Z Lovranu można ruszyć w ambitny spacer 13 km po Lungomare aż do Volosko.
Jedzenie na Riwierze
Uwielbiamy pogranicza kultur z uwagi na to, że w te pogranicza można sobie „powtórzyć” na stole, rozkładając talerze i zamawiając dania z karty niczym generał, robiący przegląd swoich wojsk przed bitwą. Oto włoskie wpływy na Istrii reprezentowane są przez zaciężne sosy pomidorowe oraz elastyczne makarony czy po prostu njoki. Tak, njoki, tak zapisywane.
Żeby jednak było śmieszniej one mogą pływać zarówno w austro-węgierskim ciemnym wołowym gulaszu, dzięki czemu podkreślamy „cesarskość” i wielonarodowość tych terenów jak i w maślanym sosie spod krewetek, które Chorwaci łowią w turkusowych wodach Zatoki Kvarnerskiej i jako Kvarnerski Skamp uważają za najpyszniejsze na świecie. W istocie dawno nam tak nie smakowało. Na przedostatnim zdjęciu widzicie prawdziwą kawalerię: njoki w sosie grzybowym ztruflami. Pierwszy raz w życiu ich próbowaliśmy. Niesamowita esencja smaku orzechów, migdałów i grzybów w jednym. Jeśli brakuje nam żołnierzy z głębi lądu możemy przypomnieć sobie o poczciwej piechocie – mięsnej pljeskavicy albo Ćevapcici, składających się z mieszanek 3-4 mięs, które są tak soczyste, tak pyszne, tak intensywne w smaku (zwłaszcza wymieszane z serem), że wróg w postaci głodu już dawno kapituluje i ucieka za Alpy. A to jeszcze nie koniec, bo istryjska rakija, najlepiej biska (często podawana za darmo na koniec), z wyczuwalnym posmakiem jemioły, perfekcyjnie potrafi posprzątać pole bitwy. Nic tylko wydać okrzyk: Smacznego!
Droga widokowa 66
Choć może numer symboliczny, to uwierzcie, mało co ma wspólnego z szerokimi i prostymi odcinkami Route 66. Wiele natomiast z krętymi widokowymi trasami przez Prowansję czy Toskanię. Droga 66 rywalizuje m.in. ze słynną E65 wzdłuż Velebitu o najpiękniejszą w Chorwacji. Duch śródziemnomorskości jest tutaj ogromny, na każdym kroku, przy każdym zerknięciu w lusterko. Malutkie, kameralne miasteczka, zawieszone na klifach: Moscenice, Brsec (przepiękna plaża przy skalistym klifie), Zagorje (prom samochodowy z Brestovej na wyspę Cres) a w nich piękne punkty widokowe i tarasy kawiarenek, wszechobecny zapach rozmarynu, mirtu i pinii, zaskakująco dużo cyprysów i kaskadowe pola z winnicami, oliwkami, sadami, niesamowicie intensywny kolor lazurowej wody w dole, sprawiają wrażenie, że jesteśmy w miejscu idealnym na podróż poślubną. Jeszcze tylko przydałby się stary kabriolet i wiatr we włosach. Ale przecież tu rzadko wieje. Ktoś chyba wpadł na podobny pomysł, bo jednego wieczora na zatoczce przy drodze para rozłożyła stolik, postawiła wino i celebrowała kolację z widokiem na morze.
Przylądek Plomin i Hotel Flanona
To nie koniec wschodniego wybrzeża Istrii ale koniec Riwiery. Dalej droga skręca do średniowiecznego miasteczka Plomin i dalej do Labina wzdłuż zjawiskowo wcinającego się w półwysep „fiordu”, który oczywiście fiordem nie jest, choć wciąż przewodniki błędnie go tak nazywają. Z Plomina rozciąga się przepiękny widok na zatokę, choć zaburzony nieco portem przeładunkowym tutejszej elektrowni. Dużo ładniej wygląda widok z Hotelu Flamona lub jego okolic. Na lewo widzimy zabudowania Rijeki, potem cały Kvarner z zarysowanymi w tle brzegami wyspy Krk i Cres. Dalej na prawo jest już otwarty Adriatyk i przylądek Kamenjak. Piękny widok i piękne doznania. Niestety sam taras hotelowy jest dostępny tylko dla klientów, więc albo okoliczny murek albo krótka posiadówka na lemoniadzie i kawie.
Wycieczki poza Riwierę: Góry Ucka i miasteczko Hum
Szlaki wędrowne prowadzą w górujące nad Riwierą Góry Ucka i przeznaczone są dla wytrawnych piechurów, zwłaszcza latem. Podejście jest strome i wystawione na piekący skwar. Wejście na Vojak – najwyższy szczyt gór, przekraczający 1400 metrów, zajmuje 5 godzin. Opcją skrótową może być podjechanie autobusem z Opatiji na przełęcz Poklon i wejście stamtąd. To niecałe 2 godziny. Autobus kursuje jednak tylko w niedziele. Formą pośrednią do odwiedzenia Parku Narodowego może być też krótka wycieczka autobusem do wioski Lovranska Draga (autobus z Lovranu – kilka razy dziennie). Obok wioski biegnie krótki szlak do wodospadu Draski. To natomiast może być małe orzeźwienie od skwaru letniego dnia.
Po drugiej stronie Gór Ucka znajduje się istryjski interior. Kraina nieco inna, choć dalej zielona i bardzo żyzna. Po przekroczeniu tunelu Ucka mijamy wioski i pola uprawne, by wąską droga dojechać do Hum, słynącego z miana najmniejszego miasta świata. Jeszcze do niedawna było ich tu około 20. Teraz podobno „ludność” zbliża się do 30. Ależ to urokliwe miejsce!
Średniowieczny Hum pamięta oczywiście czasy, gdy Istrią rządzili Wenecjanie, choć Ci nie oszczędzali tych terenów, zdrowo je eksploatując. Środek Istrii wielokrotnie wyludniał się, poddawał epidemiom, zbrojnym najazdom. Dlatego może charakter tutejszych miast przypomina toskańskie miasta na szczytach wzgórz czy prowansalskie miasteczka Luberon. W języku angielskim jest takie określenie „hilltop towns” i bardzo je lubię. W tym roku szukaliśmy takich miejsc w Europie wraz z Novasol i Istria jest czwartym z nich.
Hum śmiało mógłby zagrać w filmie lub serialu, rozgrywającym się kilka wieków temu. Mikromiasteczko słynie też z tradycji skrybów, piszących w głagolicy. Repliki tablic z tym pismem zobaczymy w bramie miejskiej, którą z pewnością wejdziemy do Humu. Na wrotach znajdują się klamki w kształcie krowich rogów i osobliwe reliefy, prezentujące sceny z życia średniowieczego Hum. W środku biegną zaledwie dwie uliczki, znajduje się kilka apartamentów na wynajem, mieszkańców nie widać, chyba, że obsługujących sklep z pamiątkami i lokalnymi wyrobami: słodyczami, truflami, przepysznymi wielosmakowymi brandy (polecamy biske z jałowca) lub jedynej, kameralnej konobie z tarasem, wybiegającym na południowe słońce. Byliśmy zachwyceni tym miejscem jeszcze bardziej niż mikroskopijnym, jak wcześniej nam się wydawało, Montichiello w Val d’Orcia.
Dziękujemy za kolejną, wspólną podróż. Ania & Marcin
Wpis powstał w wyniku współpracy z marką Novasol jako czwarty odcinek cyklu „Motyle w Europę”, podczas którego mogliśmy zamieszkać w dowolnym miejscu w Europie.
Zobacz więcej domów na wynajem na Istrii i Zatoce Kvarner (mapa) | Zobacz link z naszym domem na wynajem
Pamiętajcie, by uważnie czytać i oglądać nasze relacje, które powstają w ramach cyklu „Romantyczna Europa” z Novasol. Z prostej przyczyny. Osoba, która odgadnie zagadkę, związaną z domami, w których mieszkaliśmy – wygra w konkursie tydzień wakacji właśnie w jednym z takim domów 😉
Oczywistym jest, że Istria to oryginalny chorwacki region, ale może on się wielu osobom kojarzyć w Włochami. Kolorowe budynki, roślinność to łączy te dwa kraje. Istria w Chorwacji jest bardzo często odwiedzana przez polskich turystów. Cenią sobie oni ten klimat oraz chorwacką gościnność.
Pisane fajnym językiem. My nie zachwyciliśmy się tym rejonem. Pojeździliśmy trochę już po Chorwacji kontynentalnej oraz wyspie Krk i zdecydowanie Opatija i okolice najmniej przypadły nam do gustu. Wpływ austrowęgierski bardzo negatywnie odcisnął się na architekturze i kulturze Chorwackiej. Jest tu ciasno i brudno, zarówno na plażach jak i ulicach, a w restauracjach niższa jakość (może tak trafialiśmy). Zdecydowanie polecamy wyspę Krk, a to tylko 50 km dalej.
Właśnie jesteśmy w Opatiji a właściwie w Pobre naprawdę było warto jest pięknie, magiczne miejsca, wybraliśmy to miejsce po obejrzeniu Państwa programu i nie zawiedliśmy. Pozdrawiamy
Być może we wrześniu znajdę się w tym rejonie, więc z wielkim zainteresowaniem przeczytałam tę relację.
Dziękuję.
Być może we wrześniu znajdę się w tym rejonie, więc z wielkim zainteresowaniem przeczytałam tę relację.
Dziękuję.
Uwielbiam Volosko. To miejsce jakich już w zasadzie nie ma w Chorwacji. Spokojne nawet w sezonie i doprawdy urocze.
Rzeczowa, interesująca relacja!! Zachwycająca do dalszego czytania kolejnych akapitow! W weekend wyruszamy do Opatiji, dziękuję za cenne uwagi, wskazówki, opisy – juz nie mogę się doczekać az dotrzemy do tych urokliwych zakątków. Serdecznie pozdrawiam
Jedzenie musiało być naprawdę świetne 🙂 Mega zaskoczyło mnie popiersie Sienkiewicza 😛 Szalenie ciekawa relacja!
To miejsce wygląda naprawdę klimatycznie ! Piękne widoki , na pewno można tam dobrze wypocząć i naładować akumulatory:) Dopisuję kolejne miejsce na listę miejsc, które chciałabym kiedyś odwiedzić 🙂
Doskonała ocena 🙂