Dalej w głąb Litwy: Kowno, zamki nad Niemnem, delta Niemna, litewskie wybrzeże Bałtyku
Wody Niemna po połączeniu z wodami Wilii (nad którą przecież leży i Kiernów i Wilno) toczą się już bardzo szeroko i dumnie, transportując wody z trzech litewskich stolic. Zostawiamy w tyle Kowno – drugą litewską metropolię i z nadzieją patrzymy na drogę wojewódzką (czy też coś a’la wojewódzką) numer 141, która „zawiezie” nas nad Bałtyk. Ale najpierw „pokaże” kilka zamków, pałaców i grodzisk.
Po raz pierwszy ogrom wód największej litewskiej rzeki dojrzymy z punktu widokowego blisko drogi w miejscowości Wilki (Vilkija). Obok kościoła Św. Jerzego znajduje się tam muzeum etnograficzne, a Niemen skręca na zachód już konsekwentnie płynąc bez żadnych meandrów oraz zakoli.
Zamki i Grodziska nad Niemnem
Średniki. Wzgórze Palemonasa
Miasteczko Średniki czy też Średnik w czasie RON było powiatowym miastem księstwa żmudzkiego. Słynie z miejsca urodzin Ala Jonsona, aktora i komika, który w 1927 roku zagrał w pierwszym dźwiękowym filmie The Jazz Singer. Legenda natomiast wskazuje tutejsze wzgórze – grodzisko – jako miejsce spoczynku rzymskiego wodza czy też kupca. O ile teoria o założycielu Litwinów rodem z Rzymu jest naciągana, to wiemy, że kontakty handlowe z Imperium (głównie dla bursztynu) wzdłuż Niemna – owszem były.
Na wysokie grodzisko wspinać się trzeba setką schodów, po to, by dowiedzieć się o strategicznej twierdzy postawionej tu niegdyś w obronie przed Zakonem Krzyżackim. Wielokrotnie spalonej i odbudowywanej. To pewien symbol. Wzdłuż Niemna istniała sieć tego typu grodzisk, a ich mnogość miała Krzyżakom napsuć wiele krwi. Jedziemy dalej…
Za Średnikami, w stronie zachodniej, widać na górze park z rezydencyą pańską, noszącą nazwę Belweder. Za Krukami minęliśmy miejscowość Żuki, gdzie u podnóża wyżyn w pięknej dolinie leśnej, stoi samotny kościółek drewniany, będący filią parafialnego, zapewnie igłowskiego. Dalej, na krawędzi wyniosłej góry widnieje w wieńcu drzew sędziwych dwór staroświecki, typowy, z wielkim gankiem i oczywiście wspaniałym widokiem na piękną dolinę Niemna. To Igłów, gniazdo rodziny Talko – Hryncewiczów.
Zygmunt Gloger. Dzienniczek podróży po Niemnie od Kowna do Jurborga
Rzut kamieniem stąd znajduje się, nieco ukryty pośród starodrzewia, w zdziczałym parku pałac Belweder rodziny Burba. Kiedyś. jak nazwa wskazuje – z przepastnym widokiem na dolinę Niemna. Dziś ewidentnie czekający na renowację i szeptający o złotych czasach ustami ciemnych postaci, kreatywnie i intrygująco ukrytych w oknach i pomiędzy framugami. Obok pałacu w parku leży oficyna i neogotycka kaplica.
Zamek w Raudaniu (Raudone)
Jedziemy dalej, mijając Wielonę, słynącą z modrzewiowego dworu Zaleskich, jedną z najstarszych litewskich osad. Pomiędzy nią, zaciekle bronioną, a Raudaniem według podań ma znajdować się grób Księcia Giedymina, poległego w walkach z Krzyżakami o te grody. Ale najpewniej stało się to pod wielowiekowymi dziś dębami pod zamkiem w Raudaniu. Jego czerwona, ceglana fasada i okrągłe wieże, nad którymi powiewa flaga z litewską Pogonią, widziały wiele… Nawet kuriozalne początki, gdy na cześć budowniczego, księcia Henryka Bawarskiego zwany był Bayersburgiem. Dziś wielokrotnie przebudowywany, neogotycko-klasycystycznym zamek można zwiedzać. Jest tu też restauracja i kawiarnia. Zaparkować można na dole przy głównej drodze.
Poniemuń
Jeden z najpiękniejszych zamków Litwy zwany jest oficjalnie Zamkiem Giełgudów. Bez wątpienia jeden z najpiękniej ulokowanych w środku sporego parku w stylu angielskim. Oczywiście również na stromej skarpie nad Niemnem naprzeciw chwilowo nieczynnej (lipiec 2022) przeprawy promowej przez rzekę. Od żmudzińskiego grodu przez krzyżacki zamek ceglany po posiadłość węgierskiego możnego – kształtowała się klasyczna, czteroskrzydłowa bryła zamku, przypominająca nieco te z naszej Warmii i Mazur.
Dziś po latach zniszczeń wojennych zachowały się dwa korpusy bez arkadowego dziedzińca. W środku bardzo świeża ekspozycja o tym miejscu wraz z dość awangardową czasową i stałą wystawą sztuki współczesnej. Dość strome schody prowadzą na zamkową basztę z widokiem na Niemen. A kto się boi niech zostanie w zamkowej kuchni, w której wszystko wygląda i pachnie jak za czasów potyczek Litwinów z Krzyżakami. Na miejscu również restauracja i kawiarnia oraz hotel.
W kierunku delty i (niekoniecznie) morza…
Dolina Niemna poniżej Giełgudyszek zmienia swój dotychczasowy charakter. Król rzek litewskich wyżłobiwszy sobie jar głęboki i malowniczy w wyżynach ziemi litewskiej i żmudzkiej spływa powoli na płaszczyzny nadbałtyckie. Dolina rzeki się rozszerza, płaskowzgórza obu brzegów obniżają..
Zygmunt Gloger. Dzienniczek podróży po Niemnie od Kowna do Jurborga
W istocie, nas też przestaje już powoli interesować ta północna skarpa, bo ona po prostu znika, rozmywa się pośród lasów i torfowisk, ujętych nawet w rezerwaty w okolicach miejscowości Smolniki. Za chwilę powiatowy Jurbork i ostatni most na Niemnie. Kierujący w stronę Obwodu Kaliningradzkiego. Widzimy nawet graniczne opłotki. Od teraz do końca nasz dron już nie wystartuje. Obieramy kurs na deltę Niemna i jej najbardziej na północ wysunięte ramię.
Przylądek Vente
Gdy dojechaliśmy do Szyłokarczmy (Šilutė) mogliśmy wybrać wieś Ruś, położoną na wyspie, mogliśmy spróbować dobić się do Miniji, „litewskiej Wenecji”, której główną ulicą jest rzeka, ale wbiliśmy do nawigacji Vente i to również był dobry wybór. Morska bryza nieco stłumiła upał długiego, letniego dnia. Ale nie całkowicie. Bo przecież nie jesteśmy nad morzem. Niemen nie wpada do Bałtyku ale najpierw do Zalewu Kurońskiego. Vente to dawna krzyżacka faktoria, na przylądku, tam gdzie mieszają się wody rzeki, zalewu i morza. Po drugiej stronie nad srebrzącą się taflą majaczą ogromne Wydmy Nidzkie, dostępne przez drogę Mierzeję Kurońską do strony Kłajpedy. To zostawimy sobie na następny raz.
W Vente na końcu przylądka znajduje się zabytkowa pruska latarnia morska z XIX wieku (można na nią wejść), jedno z najstarszych w Europie obserwatoriów ornitologicznych z małym muzeum, falochron, dziesiątki metrów kwadratowych suszących się rybackich sieci i dwie restauracje, z których jedna (Ventragis) serwuje nam świetną zupę rybną i owoce… morza. Ale chyba nie Bałtyckiego. Świetny klimat miejsca, zdecydowanie poza głównymi szlakami. Samochód trzeba zostawić przy sklepiku na początku wsi. Jakież było nasze zdziwienie gdy dowiedzieliśmy się o opłacie zaledwie 1 eur za cały dzień.
W drodze w kierunku Kłajpedy wzdłuż rzeki Minii dostrzegamy ewidentnie „poniemiecką” architekturę. Teren ten długi czas należał do Prus Wschodnich, mimo, że na północ od Niemna. Dodatkowo funkcjonowała tu rachityczna Republika Kłajpedzka niezależna od Litwy. Ale do trzeciego największego miasta Litwy nie wjeżdżamy. Mijamy go obwodnicą i docieramy na wieczór do Połągi. To był najdłuższy dzień w roku. Mamy wrażenie jakby podróż trwała dwa dni.
Litewskie wybrzeże. Wille, bursztyn i wianki
Połądzki Bałtyk wita nas piękną promenadą bez zbędnej szyldozy i tłumów (choć nie był to weekend), grupkami spacerujących w kierunku mola i pomarańczowym światłem oblepiającym pasy wydm, porośniętych dzikimi różami. Nasz hotel okazał się niedrogi i schludny, ze świetnym jedzeniem. A biały, drobny piasek na plaży niczym mąka. Już czuliśmy, że polubimy się z tą częścią wybrzeża, o której i tak dużo dobrego słyszeliśmy od znajomych.
Gdzie spaliśmy: wybraliśmy Hotel Žuvėdra bardzo blisko morza i z przestronnymi pokojami. W tutejszej restauracji serwują bardzo dobrą zupę rybną.
Pałac w Kretyndze
Jest położony dosłownie 15 minut od Połągi. Nazwisko Tyszkiewicz przewijało się podczas tej części naszej podróży wiele razy. A to dlatego, że ród ten mocno związany był z Litwą. Kretynga należała do Tyszkiewiczów od wieku XIX aż do II Wojny Światowej. Wcześniej między innymi znajdowała się w rękach Chodkiewiczów, czy Sapiehów. Historię miejscowości, a także ludzi z nią związanych poznać można w jednym z budynków muzealnych. W oficynie zorganizowano małe Muzeum Etnograficzne. Zdjęcia zaś i dokumenty pisane pomiędzy poszczególnymi członkami rodziny Tyszkiewiczów we wnętrzach pałacu. Jak i pokaźna kolekcja związana z rodem Chodkiewiczów właśnie.
Ogromnym skarbem kompleksu pałacowo-parkowego był za czasów Józefa Tyszkiewicza, ale jest i obecnie tutejszy ogród zimowy – oranżeria. Niestety nie mieliśmy okazji zobaczyć z powodu remontu. W latach 70′ XIX wieku, czyli wtedy, gdy został założony był największym tego typu ogrodem należącym do prywatnej osoby w całej Europie. Rozległy park, który otacza pałac także kryje pewną ciekawostkę. To żmudziński kalendarz astronomiczny z zegarem słonecznym. Forma sanktuarium. Nie pierwsza i ostatnia na tych terenach.
Godziny otwarcia Galerii w pałacu a także poszczególnych obiektów muzealnych różne są w zależności od sezonów i dostępne są na stronie internetowej Muzeum. Cena biletu (w okresie letnim) to 5 euro. Ogród zimowy tymczasowo, z powodu remontu, jest niestety zamknięty.
Pałac w Połądze
Pełni rolę Muzeum Bursztynu. Jest równie piękny i większy od kretyndzkiego. A na dodatek spektakularnie położony, bo park pałacowy (Birute) jest też parkiem miejskim Połągi i bezpośrednio przylega do morza. To ewenement. Skrzętnie wykorzystany przez projektantów siedziby Feliksa Tyszkiewicza. Na jednym ze wzgórz stoi neogotycka kaplica i tu podobno pochowana jest legendarna żona Kiejstuta – Biruta właśnie, na innym odtworzono kolejną samogocką (żmudzinską) świątynię bałtyjskich religii. W stawie przy pałacu pływają wianki, niektóre z nich wciąż z paląca się świeczką. Na palikach ku czci bóstw kilka wianków zostało dla ciekawskich. Jeden zakłada Ania.
Kompleks autorstwa Edwarda Andre jest ogromny (ponad 100 ha), kryje w sobie wiele cennych rzeźb, krąg taneczny, stawy, mostki, ogrody w stylu barokowym, francuskim, rosarium i hektary parku w stylu angielskim. Istnieje też mała oranżeria w ogrodzie botanicznym. W środku pałacu, który co ciekawe, spadkobierca i potomek Tyszkiewiczów oddał dobrowolnie państwu litewskiemu, znajduje się imponujących rozmiarów Muzeum Bursztynu. Z ciekawą historią, ekspozycją, okazami. Najmocniej zapamiętamy wiele zbliżeń na osobliwe inkluzje bursztynowe i pamiątkowe kolczyki, które z nami wróciły do Polski.
Muzeum Bursztynu otwarte jest w sezonie letnim: wtorek – sobota od godziny 10:00 do 20:00. (ostatnie wejście do 19:00), niedziele od godziny 10:00 do 19:00 (ostatnie wejście do godz. 18:00). W poniedziałki obiekt nieczynny. Bilet w wysokim sezonie kosztuje 8 euro.
Wille Połągi
Są piękne. Różnokolorowe. Od żółtych, zielonych po niebieskie. Wiele z nich nawiązuje do stylu litewskiego ale również skandynawskiego. Połąga trochę sprawia takie wrażenie. Łącznika pomiędzy architekturą wschodu a północy. „Bałtyckie Zakopane” – reklamowane tak w gazetach – przyciągało artystów: Lucjana Rydla, Stanisława Witkiewicza, Leona Wyczółkowskiego i Władysława Reymonta, który podobno w Willi Olga napisał III część „Chłopów”. Część willi oglądać można przy głównym deptaku miasta (Basanaviciaus), ale zdecydowanie piękniej jest w lesie i parku czyli na południe od niej. Jedna z budowli kryje małe muzeum – byłą siedzibę Burmistrza Połągi Joana Sliupasa. Inna, w stylu myśliwskiego zameczku – Muzeum Miejskie. A wszystko to w akompaniamencie szumiącego w oddali morza i intensywnego zapachu sosen.
Świętowanie Nocy Świętojańskiej w Świętej
Spokojnie. Już tłumaczymy. Na północ od Połągi leży miejscowość Święta (Sventoje), obecnie administracyjnie część jednego miasta. Do Bałtyku uchodzi tu rzeka o nazwie Święta i jest to wybitnie święte miejsce dla Żmudzinów. W kolejnym z samogockich (to inne określenie na słowo „żmudzińskim”) miejsc kultu religijnego widzimy radośnie tańczących ludzi w wiankach. W różnym wieku. Rzucają do ognia proszek i głośno wymawiają swoje życzenia na nowy sezon.
– To nasza tradycja, ważna, bliska naszemu sercu. Dwa lata czekaliśmy by móc świętować – opowiada nam jedna z uczestniczek. Za chwilę wszyscy przejdą przez plecioną z roślin bramę i ukłonią się morzu, wcześniej zapalając ogromne ognisko i tańcząc wokół niego. Rano obmyją twarz wodą z rosy. To osobliwe połączenie obrzędów pokrywa się z aż trzema świętami: Nocą Świętojańską, Nocą Kupały i Świętem Rosy. Synkretyzm tradycji chrześcijańskich i pogańskich daje właśnie taki efekt: kilka dni świętowania Litwinów, wraz z dniem wolnym od pracy. Czyli długi weekend. Dlatego może do Świętej przybyło aż kilka tys. ludzi by po 22:30 oglądać jak ogromny stos płonie na tle czerwonego nieba. Uprzednio niewiasty w białych sukienkach i w wiankach zatańczyły wokół niego, a dwójka artystów zaprezentowała krótki taniec z pochodniami. Tak nas zainteresowały te obchody, że wróciliśmy do Połągi dopiero po północy. Ale niebo i odbijające jego barwę wody Bałtyku wciąż były ciemnoczerwone.
Zdecydowanie rekomendujemy udanie się na Litwę w czerwcu. Raz, że dzień długi, dwa że szansa na zobaczenie tych obchodów, trzy, że morze już w miarę ciepłe. Tak mniej więcej jak nad Helem.
Na pożegnanie Litwy
Wybraliśmy Klify Holendrów. Czy też Przylądek (lub Kapelusz) o tej samej nazwie. Oficjalnie na mapie szukajcie Olando kepurės niedaleko wsi Karkles. Sama wydaje się dobrym, trzecim wyborem na urlop nad litewskim morzem (po Połądze i Sventoje). Ale ma obok coś czego nie mają tamte: piękne, wysokie, klifowe wybrzeże, z którym to Litwa raczej nam się nie kojarzyła. Spoglądamy w toń błękitno-zielonego Bałtyku z około 25 metrów. Ależ pięknie tu musi być o zachodzie słońca! Wzdłuż klifów prowadzi oznakowany szlak, są też kładki widokowe i zejście na plażę. Nazwa wiąże się z holenderskimi żeglarzami i kupcami, którzy podobno starali się założyć tu faktorię. Inni tłumaczą, że potoczne określenie „kapelusz” tyczy się kształtu holenderskich nakryć głowy żeglarzy, które mają niby przypominać to wzgórze.
Im bliżej Kłajpedy tym więcej pozostałości ruin i bunkrów obszaru warownego Memel. Ale i parkingów. Bo to już północne przedmieścia tego miasta, które słyną ze spokojnych plaż. W samej Kłajpedzie dominuje port i doki, więc jak odpocząć, a być blisko dużego miasta to tylko tu (np. dzielnica Giruliai czy Melnrage). Gdy następnym razem wrócimy, by poznać Kłajpedę. to zamieszkamy chyba tutaj.
Port w Kłajpedzie
To właśnie tutaj zakończyła się nasza litewska przygoda. Miasto zobaczyliśmy głównie od strony… morza i promu, który zawieźć nas miał do Szwecji. W dokach sporo statków, pracują żurawie w pocie czoła. Sporo ukraińskiego zboża przeładowywanego jest właśnie tu. Imponująca panorama miasta od strony wysokiej jednostki zaciekawia nas podwójnie. Jak się żyje w takim mieście? Jak jego historia wpłynęła na jego tożsamość. Tego dowiemy się innym razem. Zapewne przy poznawaniu Mierzei Kurońskiej, którą mijamy z drugiej burty, wypływając na pełne morze i machając zmieszanym wodom Bałtyku z Niemnem na pożegnanie.
Nasza podróż wzdłuż Niemna oraz ten materiał, a także ten tekst powstał we współpracy z Lithuania Travel.
Niesamowicie to wygląda, jak widać nie trzeba jechać daleko! Pozdrawiam i dziękuję za wpisik 🙂