Górna Dolina Środkowego Renu. Statkiem, pociągiem, pieszo. Pomysł na idealną „podróż marzeń” we dwoje
To była jedna z tych podróży, na które można czekać wiele lat. Wpisana do “listy marzeń”, pięknie wyobrażona, romantyczna, idealna na pomysł dla pary. Ale też zrealizowana w idealnym momencie. Środek września w Zachodnich Niemczech okazał się idealny. Nie za gorący, nie za chłodny. Tylko jeden dzień deszczowy, który jednemu z zamków nadał nieco „szkockiego” sznytu. Ale to mu naprawdę pasowało. Zapraszamy Was do relacji z podróży wzdłuż Doliny Środkowego Renu z zamkami w tle. To jedno z najpiękniejszych tego typu miejsc w Europie.
Na początku kilka informacji praktycznych. Opisywany przez nas odcinek rozciąga się pomiędzy Koblencją a miasteczkami Bingen i Rüdesheim . Ren przebija się tu przez łupkowe góry pięknym krajobrazowo przełomem, który swoją kulminację osiąga przy legendarnej skale Lorelei. Tam też można upolować niezwykłe widoki na rzekę. Ruszyliśmy z Koblencji od początku planując korzystać zarówno z kolei jak i statków wycieczkowych oraz promów. Zatrzymując się po drodze na dwóch noclegach pośrodku doliny. Celowo, by zwolnić, by przyglądać się uważniej, zwiedzać na spokojnie zakamarki nadreńskich miasteczek.
Ostatnie 3 dni zacumowaliśmy w Rüdesheim (to już Hesja), by spędzić nieco więcej czasu na wędrówkach przez winnice do zamków i klasztorów tego obszaru. Mimo dość długiego czasu jakim dysponowaliśmy nie udało nam się oczywiście odwiedzić wszystkich zamków. Realne i bezpieczne jest zaplanować 3-4 a może nawet 5 z nich. A jest kilkanaście. Ten materiał będzie o nich. Ale nie tylko.
Wypływamy w samo południe z nabrzeża reńskiego w Koblencji, bilety można kupić w budkach KD ale też na pokładzie. Wita nas stylowy, kremowy, nieco historyzujący statek i niestety lekka szarówka. Ale już za godzinę się wypogodzi.
Dolina Środkowego Renu (niem. Mittelrheintal) – dolina Renu pomiędzy Bingen i Rüdesheim a Bonn. Jej 65-kilometrowy odcinek pomiędzy Bingen a Koblencją – krajobraz kulturowy „Oberes Mittelrheintal” (pol. „Górna Dolina Środkowego Renu”) – został wpisany w 2002 na listę światowego dziedzictwa UNESCO. W Niemczech znajduje się ponad 50 obiektów wpisanych na listę dziedzictwa. Więcej mają tylko Włochy.
Stolzenfels i Martinsburg
O Zamku Stolzenfels, tym który wygląda dużo piękniej w środku, niż z oddali, pisaliśmy w artykule o Koblencji, gdyż na jej terenie się znajduje. Ale ta letnia rezydencja Króla Wilhelma IV jest doskonałym, chyba najlepszym wprowadzeniem do romantycznej podróży wzdłuż Renu, zwłaszcza gdy wyłania się ponad wrześniowe mgły. Po drugiej stronie widać Zamek Martinsburg, tuż przy rzece oraz strzegący dostępu do odchodzącej doliny rzeki Lahn, opiewany w poezji Goethego Burg Lahneck.
Do jednego i drugiego miejsca można także dojechać autobusami z centrum Koblencji. Aplikacja DB również pokazuje rozkłady autobusów! To bardzo przydatne.
Marksburg
Był jedynym zamkiem, który musieliśmy ominąć i czego żałujemy, bo jest potężną budowlą, która była domem dla rodzin Eppstein, Katzenelnbogen oraz książąt dynastii Nassau, spektakularnie położoną na szczycie góry obok Braubach. Przez lata ten z natury gotycki, wyjątkowo nie zburzony przez Francuzów ale przebudowywany aż do 1900 roku zamek pełnił np. rolę więzienia. Więcej o nim napisał nieoceniony Darek z bloga Sekulada.
Boppard
Dopływamy do ciekawej, modernistycznej budki przy której zawiadowca przystani pełni tez rolę sprzedawcy biletów KD, informacji turystycznej i fotografa grupowych wycieczek. Boppard jest całkiem sporym, podłużnym miastem, którego mury obronne pamiętają fortyfikacje rzymskie.
Oprócz romańskiego kościoła Św. Severusa warto odwiedzić też bardzo ciekawie skonstruowany, z dwoma podłużnymi nawami kościół karmelitów. Dziesięć minut dalej spacerem znajduje się dolna stacja kolejki linowej, która wywiezie nas na Hirshkopf i dalej Vierseenblick, z którego rozciąga się jeden z najpiękniejszych widoków na kanion Renu z góry. Ale poczekajmy na Lorelei.
Kamp-Bornhofen
Miasteczko gości nas na nocleg i kolację. Aby się tu dostać trzeba przenieść się na drugi brzeg promem lub statkiem. Krótkie odcinki białą flotą nie kosztują wiele, czasem jedynie 2-3 euro. Kamp jest małym miasteczkiem a „nasz” hotel dawnym średniowiecznym kasztelem z ciekawych klimatem. Jednak najbardziej interesujące miejsca znajdują się na wschodzie, po 15 minutach spacerem można dotrzeć do średniowiecznego klasztoru franciszkańskiego, jednocześnie miejsca pielgrzymkowego, w którym pracują ojcowie z Polski oraz szlak do zamku Sterenberg, który składa się z kilku różnych od siebie części, ale w jednej z nich funkcjonuje ceniona restauracja i kawiarnia. Na dole w Bornhofen jednakże też jest kilka takich. Na szczycie znajduje się jeszcze drugie zamczysko Liebenstein, co było przyczynkiem do narodzenia się popularnej w wielu kulturach legendy o dwóch braciach, którzy popadli ze sobą w konflikt.
Sankt Goarshausen
Leży również na prawym brzegu Renu i stanowi najlepszy i polecany punkt wypadowy na teren skały Lorelei. Autobusy, skomunikowane z pociągami i promami z drugiej strony wywożą ludzi na szczyt wysoczyzny spod przystani. St. Goarshausen warto zwiedzić właśnie w czasie takiej pieszej wycieczki, np. schodząc ze skały. Można wtedy zobaczyć jego stare miasto, ciągnące się pod skałą i z (niedostępnym obecnie) Zamkiem Katz aż od baszty bramnej (Oberes Tor) i widocznej w oddali figury syreny – nimfy Lorelei, na końcu sztucznie usypanej rzecznej ostrogi. Uliczka Burgstasse i placyk Am Plan okazały się najładniejszymi miejscami podczas tej podróży. Za wyjątkiem jednego miasta, o którym jeszcze będzie nieco dalej.
Sankt Goar i zamek Rheinfels
Gospodarz naszego hotelu z widokiem na rzekę zarzekał się, że sam nie uważa St. Goar za najładniejsze miasto przełomu i faktycznie przy St. Goarhausen nieco blednie, ale ma ono coś czego nie ma żadne inne miejsce nad Renem… Największy zamek, dominantę, symbol, potężną fortecę, która jest obowiązkowym punktem podczas podróży przez MittelRhein. To zamek Rheinfels. Aż trudno uwierzyć i wyobrazić sobie, że te ruiny to zaledwie jedna czwarta twierdzy, która kiedyś zajmowała górę. Ale widać to wyraźnie w lokalnym muzeum zamkowym na ilustracjach i modelach. Jak i widać w umieszczonym tam małym Muzeum romantyzmu, że nie tylko mężczyźni byli romantycznymi poetami XIX w.
Skała Lorelei
Ach, co to za piękne i symboliczne miejsce. Góra ulepiona z łupkowych i wulkanicznych skał, porośnięta winoroślą i wrzosami, wisi ponad 120 metrów nad taflą turkusowego w samym środku dnia Renu i zaledwie 300 metrów od przeciwległego brzegu. Tak, w tym miejscu dolina Renu jest najwęższa, tu rzeka od zawsze była wzburzona, grzmiała, świszczała i szeptała. Więc flisacy i żeglarze przerażeni częstymi wypadkami ochoczo zaczynali wierzyć w legendę o Lorelei, w zależności od wersji, nimfę, czarodziejkę czy po prostu syrenę, która czesząc swoje blond włosy sprowadzała ich na skały niejako w zemście za niespełnioną miłość do rybaka. Legenda okazałą się turystycznym wabikiem i wraz z rozwojem turystyki a także twórczości XIX-wiecznych artystów stawała się ponadnarodowa. Poezja Heinego muzyką Silchera czy nawet współczesne interpretacje, choćby zespołu Scorpions zrobiły z Lorelei jeden z najpopularniejszych motywów niemieckiej kultury na świecie.
A sama nimfa? Jej jedna sylwetka znajduje się w parku na szczycie skały, w którym znajduje się kilka wybitnych punktów widokowych, ale też poniżej przy tarasie jednej z kawiarenek. Wydaje się zamyślona. Miejsce porastają tysiące róż a bliżej parkingu można zajrzeć do całkiem przyjemnego, częściowo interaktywnego muzeum. Radzimy zejść żółtym szlakiem do poziomu rzeki a potem wrócić do St. Goarhausen, by zwiedzić całe miasteczko wzdłuż.
Obraz „Loreley” Williama Turnera z 1817r. Wiersz „Die Lorelei” Heinricha Heinego w przekładzie Aleksandra Kraushara
Kaub
Jest jednym z najmniejszych miasteczek w przełomie Renu ale bardzo przypadło nam do gustu. Zwłaszcza dzięki smacznemu posiłkowy w miniaturowym, nieco bajkowym budyneczku przy głównym placyku. Te zdrobnienia nie wydadzą się zasadne, gdy wspomnimy, że w Kaub leżą aż dwa ciekawe zamki. Gutenfels, położony na wiszącej skale ponad nim (20 minut wejścia krętą ścieżką) oraz Pfalzgrafenstein, będący mikro fortecą obronną, położoną w całości… na wyspie na rzece. Służyła ona oczywiście do poboru opłat celnych od przypływających tu statków. Gutenfels pełnił rolę karceru dla niesubordynowanych kupców. Dostać się tam można promem pasażerskim, odchodzącym obok tego samochodowego.
Bacharach
Wspomniany gospodarz z St. Goar stwierdził kategorycznie, że wizyta nad Przełomem Renu bez odwiedzin w Bacharach to właściwie nie błąd a grzech. To właśnie tam popłynęliśmy dalej. Już z pokładu statku zrozumieliśmy co miał na myśli. To najpiękniejsze, najlepiej zachowane, najbardziej autentyczne i nie bójmy użyć się tego określenia… śliczne i pocztówkowe miasto nad Renem. Urzekło nas tutaj wszystko! Zachowane piękne wieże bramne, bogato zdobione, kilkaset metrów ocalałych murów obronnych, niezliczona liczba budynków z pruskiego muru, w tym również te mniej oczywiste – malowane na czerwono. Najpiękniej prezentuje się plac główny Marktplatz i dwa budynki przy nim Altkölnischer Hof i Altes Haus. Ale…
Wydaje się, że wszystko co najciekawsze w Bacharach jest ciutkę poza jego sercem. I tak dojdziemy do zakątka Burg Weg na tyłach zabudowy przy szemrzącym strumyku (piękne miejsce!), schodami wdrapiemy się na Zamek Stahleck a także nie ominiemy zapewne ruin gotyckiej Kaplicy Wernera. Wybudowana z czerwonego piaskowca uległa zniszczeniu w wyniku erozji wzgórza ponad nią. W oddali pośród winnic widzimy trzy wieże obronne, część fortyfikacji, pomiędzy nimi ścieżki spacerowe. Gdybyśmy mieli dwie godziny więcej – zapewne poszlibyśmy tam. Zupełnie szczerze – trochę żałowaliśmy, że nie wybraliśmy jednego z noclegów tutaj. Ale też liczba turystów była nieco ponad przeciętną – trzeba przyznać.
To miasto jest tak ciekawe i wielowymiarowe, że oczywiście zasługuje na osobny artykuł. Ale że takowego na razie nie planujemy, odsyłamy do świetnego materiału o Bacharach na blogu Karoliny/womenofpoland
Trechtingshausen i zamek Reichenstein
Zostajemy na brzegu zachodnim. Co prawda my z Bacharach popłynęliśmy dalej parowcem “Goethe” (co samo w sobie jest niezwykłą przygodą) do Rüdesheim . Ale zostańmy przy odpowiedniej kolejności opisów, gdyż wróciliśmy tutaj dzień później. Tutaj czyli do kolejnego miasta założonego przez Rzymian, gdzie zachowała się rzymska baszta i ulica…. Rzymska na tą okoliczność. Jego największą atrakcją jest potężne zamczysko Reichenstein, podzielone co prawda na dwie części: muzealną i hotelową, ale na tyle ciekawe, że spędziliśmy tu ponad 2 godziny. Zanim w gotyckiej kaplicy wystartował hucznie przygotowywany ślub.
Historia jest dla nas podwójnie ciekawa, bo od kompletnej ruiny zamek ocaliła rodzina przemysłowców o włoskich korzeniach znad jeziora Como – Puricelli-Kirsch. Wnętrza są inne. Inaczej zaaranżowane, niż w wielu znanych nam zamkach. Postaci postawione za jadalnianym stołem czy zegary wkomponowane w obrazy olejne – pozostaną na długo w pamięci. Warto wejść na wieżę, z której rozciąga się przepiękny krajobraz na Ren i główną bryłę zamku. Przy pochmurnej pogodzie klimat okolicy przywdziewa szkockie czy irlandzkie szaty. I słusznie, bo ciemne zamczysko o neogotyckich elementach miało i ma przywoływać właśnie takie skojarzenia. No, tylko te winnice wokół.
W niedalekim sąsiedztwie od niego, osiągalny półgodzinnym spacerem wiodącym szlakiem znajduje się inny zamek o podobnej nazwie i bryle – Rheinstein. Tu też dopływają statki, kursujące Renem. W przeciwieństwie do Trechtingshausen, osiągalnego tylko pociągiem. Jak komuś mało może przespacerować się szlakiem do schroniska Schweizerhaus, położonego na nadreńskim klifem, skąd widać już dobrze zakończenie naszej podróży czyli…
Bingen
No może nie do końca jest tak, bo owszem na Bingen kończy się przełom Renu w landzie Nadrenia-Palatynat, ale po drugiej stronie jest już Hesja i godne odwiedzenia bliźniacze miasto Rüdesheim. Bingen jest spore, tłoczne i pełne turystów, spacerujących nabrzeżem. Z jednej strony góruje nad nim Zamek Klopp a z drugiej strzelista Kaplica Św. Rocha. Zainteresowało nas ciekawe połączenie, dla nas pozostanie jako bardzo osobiste. Bo oto jeden z największych zabytków miasta – gotycka bazylika Św. Marcina znajduje się w miejscu zwanym Annaberg. Nie wiemy kiedy jeszcze znajdziemy Anię i Marcina razem na mapie świata. Zamek Klopp, co ciekawe, po XIX odbudowach dziś pełni rolę… urzędu miasta. Ale można go odwiedzać, zwłaszcza dla dobrej restauracji z tarasem widokowym.
Nieco odległym, ale osobliwym zabytkiem miasta jest most Drususbrücke – najstarszy, średniowieczny most Niemiec, którego nazwa dotyczy Drususa, rzymskiego generała Germanicusa, którego statua z brązu rozsławiła położoną blisko naszego włoskiego domu Amelię. Obok miasta, na Renie stoi neogotycka wieżyczka zwana “Mysią Wieżą”, fragment fortyfikacji, służącej kiedyś arcybiskupom Moguncji na pobieranie myta za przepłynięcie Renem. Ech, ile musieli się napłacić tych wszystkich podatków kupcy wybierający się w spływ tym pięknym fragmentem Renu.
Niederwald i Rüdesheim
Pierwsza nazwa to ostatnie wzgórze, które ściska Ren w formie przełomu. Całkowicie porośnięte winnicami i lasem dębowym, pełne szlaków pieszych z wyjątkowej urody tajemniczym zamkiem Ehrenfels, pełniącym rolę trwałej ruiny, oczywiście wiszącej nad Renem. Idealna wycieczka wydawać by się mogło, że kończy się kulminacją spektakularną i wybitną. Czy po tylu zamkach może być nią Rüdesheim ? Może
Tu też jest zamek, Bromserburg, w którym urządzono Muzeum Wina. Tuż obok w średniowiecznym przepięknym dworze znajduje się jedyne takie Muzeum Mechanicznych Instrumentów, którego zwiedzanie połączone jest z ciekawymi pokazami techniki muzycznej. Obok uliczka odbija w zazwyczaj zatłoczoną, ale niezwykle uroczą alejkę Drosselgasse. A nieco dalej znajduje się Seilbahn czyli kolejka linowa, która małymi wagonikami retro ponad połacią setek hektarów winnic regionu Reichenau (tu powstaje słynny Pinot Noir) wywiezie nas na szczyt, gdzie znajduje się ponad 25-metrowy Pomnik Germanii, trzymającej cesarską koronę i miecz.
Pod spodem Cesarz Wilhelm IV ze świtą innych niemieckich władców po zjednoczeniu Niemiec w 1871 roku a na samym dole bóstwo przedstawiające Ren. Tak jakby niemiecki naród odtąd rządził Renem. Poniekąd jest to prawda, bo trzeba pamiętać, że cały malowniczy odcinek przełomu Renu mimo wszystko jest odcinkiem w pełni uregulowanym i z dwóch stron ograniczonym liniami kolejowymi.
Okolice Rüdesheim słyną z winnic i łagodniejszych wzgórz, szlaków wokół nich, w tym Szlaku Klasztornego, którym można dostać się łatwa i przyjemną wędrówką np. do starego Opactwa Św. Hildegardy (tak, to ta słynna niemiecka mistyczka i medyczka i wpływowa prekursorka feministycznych idei w średniowiecznej Europie. Dziś patronka m.in naukowców) albo wybudowanego w stylu baroku francuskiego Zamku Johannisberg, będącego jednocześnie centrum winnicy. Warto jednak wiedzieć, że tereny te, słynące również z wpisanego na listę UNESCO romańskiego klasztoru w nieodległym Eberbach należą już do Hesji i bardziej związane są z Moguncją i Wiesbaden niż np. Koblencją.
Materiał powstał przy okazji cyklu artykułów o Niemczech Zachodnich. Podróż we współpracy z Niemiecką Centralą Turystyki w Polsce
Więcej zdjęć, które niekoniecznie zmieściły się do relacji, ale są warte pokazania:
Zabytkowy hotel w średniowiecznym kasztelu w Kaub
Zachód słońca i ostatnie promienie oblewają St. Goarhausen
Zamczysko Reichenstein widziane z pokładu parowca „Goethe”
Wpisana na listę UNESCO romańska Kaplica Św. Urbana w Trechtingshausen
Zjawiskowy widok z wieży zamku Rheinstein na dolinę Renu
Rzut oka z pokładu statku na Burg Katz (prywatna własność) wiszący nad St. Goarhausen
Zamek i Muzeum Wina w Rudesheim. W tle kolejka linowa na Niederwald
Dominujący nad miasteczkiem Kaub oraz pomnikiem marszałka Bluechera Zamek Gutenfels
Mój Dziadek , którego życie „zazębiło” się tylko o pół roku z moim , uczęszczał do szkoły niemieckiej , jak wszystkie dzieciaki na Śląsku . Nie znał może utworów Polskich poetów , ale Mama mi kiedyś opowiadała , że potrafił wyrecytować wiersz Heinego o Lorelei. Upłynęło wiele , wiele lat a ja tą garsteczkę przekazywanej ustnie „historii” rodziny (Babcia zmarła , jak moja Mama – najstarsza w rodzeństwie miała 12 lat – która , gdyby żyła to miałaby 94 lata) pielęgnuję – a teraz pierwszy raz mam okazję o tym napisać
Bardzo dobrze napisany blog-post ze świetnymi zdjęciami! Byłbym szczęśliwy, gdyby więcej polskich turystów dowiedziało się o naszym wspaniałym regionie i spędzało tu wakacje. Pozdrawiam, Leszek z Moguncji 😉