Blog Życie, życie nad Mozelą… Raz Rzymianie a raz wino

Życie, życie nad Mozelą… Raz Rzymianie a raz wino

Mozela nie jest dużą rzeką, ale jej sława przekracza wiele granic. Zapewne za sprawą swoich słynnych winnic, pocztówkowych miasteczek, wiszących nad doliną zamków no i najbardziej “rzymskiego” miasta na północ od Alp. Jeśli chcielibyście wiedzieć jak to jest spełniać podróżnicze marzenie ulokowane w sąsiednim kraju, odłożone właściwie na 7 lat, to ten materiał może być dla Was. Co warto zobaczyć nad Mozelą?

Były to upalne i przyjemne ostatnie dni lata 2023. Zachodnie Niemcy, rzut kamieniem od granicy z Belgią. Naszą bazą wypadową do zwiedzania zarówno Doliny Mozeli jak i środkowej części Doliny Renu w Nadrenii-Palatynacie stała się oczywiście Koblencja. O Koblencji i o tym co warto w niej zobaczyć jest osobny materiał na blogu. Zamieszkaliśmy jednak niedaleko dworca Hbf, by móc łatwo i przyjemnie wypadać pociągiem w jedną i drugą dolinę, mając na podorędziu bilet miesięczny DB za 49 eur.

Mowa o bilecie miesięcznym – Deutschland-Ticket, który mieliśmy zawsze przy sobie – w aplikacji na telefon. Aby go kupić trzeba pobrać aplikację, zarejestrować się, wykupić abonament, a następnie, gdy już wrócimy do domu, wypowiedzieć umowę (anulować abonament). Bilet ten obowiązuje na pociągi regionalne, autobusy, a także niektóre promy.

Jeśli do tej części Niemiec nie przyjedziemy autem lub autobusem to najbliższe, dobrze skomunikowane lotniska z Koblencją to Frankfurt Hahn i Köln/Bonn. Zwiedzać dolinę można oczywiście autem, wskazane jest rowerem, zapewne cudownie może być z pokładu niejednego sunącego rzeką statku, ale my wybraliśmy kombinację pociąg + nogi. Linia z Koblencji do Trewiru (i dalej do Luksemburga) jeździ często, co pół godziny w sezonie, czasami co godzinę, dzięki aplikacji DB wygodnie sprawdzicie wszystkie rozkłady pociągów, wraz z potencjalnymi przesiadkami na autobusy. Co więc warto zobaczyć wzdłuż doliny Mozeli? Oto naszych kilka propozycji, które udało nam się zrealizować w zaledwie 3 (pełne) dni.

Zamek Eltz

Bez wątpienia mógłby stanowić okładkę i symbol regionu, aczkolwiek nad samą Mozelą tak dokładnie to one nie leży. Na wstępie napiszemy, że jest przepiękny! Nawet ładniejszy, niż na zdjęciach w mediach społecznościowych, które niejako go rozsławiły. Łupkowo-kamienna elewacja, przetykana pruskim murem, strzelistymi wieżyczkami. Ponad 800 lat w rękach tej samej rodziny, Rodu Eltzów, wisi na skalistym zakolu, jak na strażnicę handlową przystało i zachwyca średniowiecznymi wnętrzami i unikatowym, bajkowym kształtem. Zwiedzanie trwa około 40 minut, kosztuje 13 euro, ale warto! Do zamku można dostać się szlakiem wędrownym z parkingu w około 15-20 minut. Kursują również wahadłowe busiki.

Müden (Mosel)

Jest jedną z dwóch miejscowości (Müden, Moselkern)  do których można dojść pieszo z zamku, gdy chce się wrócić pociągiem. Wędrówka trwa około 1h 15 minut i opiera się m.in. o Szlak Św. Jakuba. W finalnym momencie schodzi spektakularnie do doliny rzeki w postaci kilku poziomów kaskadowo położonych winnic. Słoneczna stromizna, na której się znajdują to tajemnica mozelskich win. Widać tu sporo odsłonięć geologicznych, pokazujących nadmozelskie warstwy łupków skalnych, które kumulują ciepło w dzień i oddają je nocą. Najprawdopodobniej w jednej z tych wiosek nocował William Turner, angielski malarz i prekursor impresjonizmu, podczas pleneru malarskiego z Zamkiem Eltz.

Treis Karden

Do położonego niedaleko na południe Treis Karden, z widocznym w oddali białym budynkiem opactwa, dotrzeć można dłuższym, nieco trudniejszym szlakiem pieszym lub podjechać pociągiem. Wiele nadmozelskich nazw miejscowości składa się z dwóch członów. To nic innego jak efekt łączenia dwóch miejscowości mostem a następnie w jeden organizm. Stąd w Treis Karden dwa ryneczki. My wybieramy lewobrzeżny, gdzie można zwiedzić romańską bazylikę Św. Kastora (potocznie zwana Katedrą Mosel) przy przyjemnym, kameralnym placyku i post-klasztornej zabudowie. Można też tu posilić się niemiecką kuchnią w jednym z kilku dobrze ocenianych gasthausów. W zabytkowym Weinhaus „Am Stiftstor” zamówione dania bardzo przypominały nam te z kuchni śląskiej.

Cochem

Ciekawa była historia tego miasta o nazwie brzmiącej nieco holendersko, bo przez kilka wieków jego teren pełnił funkcję “zastawu” w który go oddał Adolf Nassau Arcybiskupowi Trewiru. Aż przyszli Francuzi. Można Cochem kochać, a można go tylko…lubić. Zapewne z uwagi na tłumy w sezonie, bo to najpopularniejsze i najbardziej oblegane miejsce nad Mozelą. Ale kocha się za zamek o tej samej nazwie, o ciemnej sylwecie i łupkowej elewacji, usadowiony na szczycie wzgórza porośniętego gęstymi winoroślami. Jest on co prawda XIX-wieczną rekonstrukcją z pomocą funduszy berlińskiego milionera, ale… zupełnie tego nie widać. Można się łatwo nabrać, że mamy do czynienia ze średniowiecznym zamczyskiem a tylko jedna wieża, zwana “Wieżą Czarownic” pamięta ten okres. I zapewne też ten, w którym w diecezji trewirskiej wytoczono procesy ponad 1000 podejrzanym o czary i magię. Po zamku z zaskakująco małymi kameralnymi salami oprowadzają przewodnicy w 4 językach (bilet kosztuje 8,5 euro) a największym zainteresowaniem cieszy się zbroja ponad 2-metrowego rycerza tuż obok Sali Rycerskiej oraz balkon widokowy, wiszący wręcz nad Mozelą, przez to gwarantujący widoki w jedną i drugą stronę.

Dla tych, którzy do niego nie wejdą pozostaje jedynie intrygująca rzeźba palatynackiego koronowanego lwa o wyglądzie… żaby. Tego nie da się odzobaczyć. Ale przecież zobaczyć trzeba 😉 Do zamku idzie się dość stromą drogą, mijając kilka zabytkowych winiarni z wielowiekowymi, przyjemnie chłodnymi piwnicami. Po drugiej stronie schodzącej do Mozeli doliny, która wyznacza zabytkowe, pełne szachulcowych domów i otoczone częściowo murami Stare Miasto, wznosi się wzgórze, na które można wjechać kolejką linową. Cochem ma ruchliwy dworzec kolejowy w północnej części miasta, most na drugi brzeg i nabrzeże z kilkoma przystaniami. Oglądamy się jeszcze raz na panoramę Cochem z zamkiem, jako dominantą. “Ech czy naprawdę twierdza ta kilkakrotnie była zburzona? Zupełnie tego nie widać” – myślimy, zanim wsiadamy znowu do pociągu.

Zell (Mosel)

Innego dnia z wielu mniejszych miejscowości, które mieliśmy na liście, a do których niekoniecznie można dotrzeć pociągiem, wybraliśmy Zell. Aplikacja DB pokazała nam, że najwygodniej będzie z przesiadką na autobus w Bullay.

Zell połączone z Kaimt mostem leży na jednej z najbardziej spektakularnych “łopat” jakie tworzą meandry Mozeli. Miasteczko zdobi motyw czarnego kota, występujący pod setkami postaci i kontekstów. A wszystko przez legendę o czarnym kocie groźnie broniącym dostępu do beczek z winem, co zaintrygowało poszukujących nowych źródeł zaopatrzenia kupców z głębi Niemiec. Nad miasteczkiem stacjonują dwie kamienne, średniowieczne wieże, jakby strzegły nie miejscowości a właśnie szeregu winnic, które nad nią wiszą. Wędrówka ścieżkami pośród nich z pięknym widokiem na dachy Zell (jedna z nich, Collis Turn jest trudna i pełni rolę Via Ferraty) może być równie ciekawa jak spacer po miasteczku z finałem na rozkoszowanie się w plenerze, na rzecznych bulwarach kieliszkiem wina o nazwie… nomen omen “Czarny Kot”. Dość ciekawym rozwiązaniem, na które nam zabrakło czasu może być wysiadka na dworcu kolejowym w Bullay i wędrówka granią pośród winnic do Zell z odwiedzeniem po drodze ruin klasztoru Marienburg.

Trewir

Wiele dobrego słyszeliśmy o tym mieście. O tym, że każdy miłośnik Cesarstwa Rzymskiego, antyku, historii Europy powinien się tu pojawić. Wszystko to prawda. Trewir uchodzi za najstarsze stale zamieszkane miasto Niemiec, założony jako celtyckie oppidum, potem rzymski obóz a potem całkiem spore, wpływowe, pełniące nawet okresowo rolę stolicy Imperium – Augusta Trevirorum – odpowiedzialną za Galię i Germanię. Miasto było również stolicą samozwańczego Cesarstwa Galijskiego. Obecny układ ulic i placów z grubsza odpowiada siatce rzymskiej metropolii, liczącej za Cesarza Konstancjusza I imponujące 80 tys. mieszkańców. Od północy zamknięta Porta Nigra – potężną bramą wjazdową do rzymskiego miasta, której może zazdrościć nawet miasto Rzym.

Trewir wpisany został na listę światowego dziedzictwa UNESCO już w 1986 roku. Wpis dotyczy nie tylko rzymskich zabytków (Porta Nigra, most rzymski, Termy Cesarskie, amfiteatr rzymski, Barbarathermen, Bazylika Konstantyna) ale obejmuje także Katedrę św. Piotra i Kościół NMP. Niemcy mogą poszczycić się w sumie aż 52 wpisami na UNESCO. Więcej mają tylko Włochy.

Wszystkie najważniejsze zabytki miasta znajdują się w odległości 10-15 minut spacerem od siebie. Jedynie całkiem dobrze zachowane resztki amfiteatru u stóp pagórkowatych winnic nieco poza centrum aczkolwiek wciąż w pierścieniu murów miejskich. Brama zachodnia wychodziła bezpośrednio na Mozelę i zachowany do dziś most rzymski, najstarszy w Niemczech. Do najważniejszych obiektów należą bezsprzecznie trewirska katedra romańska, w której w środku dnia odbywają się koncerty organowe, przyległy do niej Kościół NMP o nietypowym rotundowym kształcie no i oczywiście nieodległa Bazylika Konstantyńska, ceglany olbrzym, będący kiedyś salą tronową Cesarza Konstantyna, później wchłonięty przez pałac książęcy Elektorów Trewiru – swoja drogą arcybiskupów tegoż, bardzo wpływowych, bo uczestniczących w wyborze Cesarza Rzymskiego Narodu Niemieckiego.



Miasto idealnie pasuje do tej znanej nazwy jako jej  emblemat, pieczątka, konglomerat starego i nowego. Uświadomiliśmy sobie to wędrując po świetnie zachowanych ruinach Term Cesarskich, równie dużych co rzymskie Termy Karakali, choć nie tak dobrze zachowanych. Stąd rządził Cesarz Konstancjusz I, tu dorastał i dojrzewał pod opieką swojej matki, słynnej Cesarzowej Heleny sam Konstantyn, w przyszłości ogłoszony Wielkim. Wiedząc, jakich decyzji dokonał później i w którym kierunku skręciła historia Europy, można z całą pewnością stwierdzić, że Trewir jest jednym z najważniejszych miast powstaniu nowoczesnej Europy, którą znamy.

Na wszystkie zabytki rzymskie w mieście można kupić bilet łączony ANTIKENCARD (w CIT blisko Porta Nigra) obejmujący albo trzy (Basic) albo pięć (Premium) obiektów (w tym Rheinisches Landesmuseum Trier) i kilka zniżek do innych atrakcji miasta. Koszt tego pełnego to 18 euro, a Basic – 16 euro.

Z Trewiru już rzut kamieniem do Luksemburga, jednakże nasze podróż obejmuje sunięcie wzdłuż Mozeli po stronie niemieckiej, więc w około godzinę z hakiem można wygodnie wrócić pociągiem do Koblencji lub dowolnego, innego miejsca nad Mozelą.

Inne, mniejsze miasteczka, położone nad rzeką pomiędzy Trewirem a Koblencją, pocztówkowe, przyjemne, ale niestety niekoniecznie mające dostęp do linii kolejowej to Bernkastel-Kreus oraz Enkirch. Natomiast na końcu jednej odnogi kolejowej znajduje się Traben-Trarbach. Wszystko, jak widzicie doskonale udowadnia teorię o dwubiegunowości nadmozelskich miejscowości.

Materiał powstał przy okazji cyklu artykułów o Zachodnich Niemczech.  Podróż we współpracy z Niemiecką Centralą Turystyki w Polsce

 

Jeden komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

  • Krzysztof Lesiewicz says:

    Jak zwykle wspaniały opis! Czekam z niecierpliwośćią na odcinek o Florencji.
    Pozdrawiam Krzysztof

Dołącz do naszego newslettera!

Hej! I jak Ci się podoba na naszym blogu? Jeśli wszystko OK to mamy propozycję: Dołącz do ponad 13o tys. śledzących nas osób. Wysyłamy mail jedynie raz na tydzień. Zero spamu, tylko nowe wpisy, super okazje, triki, promocje lotnicze i podróżnicze poradniki. *POLITYKA PRYWATNOŚCI