Ostatnia azjatycka wielka metropolia. Dziesiąta. Dopełnienie naszych niespodziewanych intensywnych podróży. A jednocześnie drugie lub trzecie miasto świata (w zależności od klasyfikacji, a te są trzy). Czy szaleństwem było poświęcić na Tokio tylko 2 dni? Tak, ale w tym szaleństwie jest metoda. Spróbować chłonąć tego kolosa mocno i efektywnie. Czy się udało? Szczerze to nie – ponieważ tęsknimy i o dziwo chcielibyśmy jeszcze tu wrócić. A to u nas jest nietypowe. Ale do rzeczy…
Bo z naszą nieplanowaną wizytą w Japonii było tak. Pierwotnie wyjazd na daleki wschód miał ograniczać się do Chin. Myśleliśmy, by podróżować bokami „Cesarskiego Trójkąta” pomiędzy Pekinem, Hangzhou a Xian. Jednak, gdy zobaczyliśmy, że KLM ma możliwość wystawienia nam na tym samym bilecie opcji Open Jaw z powrotem z Tokio w tej samej puli cenowej (!!!) – pomyśleliśmy – okej, idziemy na całość, nie wykorzystać takiej okazji to strata. I zrezygnowaliśmy z ostatniego tygodnia w Chinach na rzecz Japonii. ( Bilet Warszawa-Pekin/Szanghaj-Warszawa kosztował tyle samo co Warszawa-Pekin/Tokio-Warszawa ). Jedyne czego potrzebowaliśmy to kupić sobie we własnym zakresie bilet z Szanghaju do Osaki. W SprintAir znalezliśmy taki za 350 zł, więc tydzień w Japonii wskoczył nam dość nieoczekiwanie. Dziś jesteśmy mega zadowoleni z tamtej decyzji. Lot trwał krócej niż z Katowic do Rzymu 🙂
Do Tokio przyjechaliśmy szybką koleją z Kioto, po 5 dniach pobytu tam, i chyba wyrobiliśmy się w dwie godzinki. Po drodze podziwiając dwukrotnie widok na dominantę środkowej Japonii – wulkan Fuji. Robił wrażenie. Jak i sam pojazd. Tak naprawdę mając Japan Rail Pass można do Kioto pojechać z Tokio na jeden dzień (wczesne rano – pozny wieczór). Dzięki tej szybkości.
Dworzec główny w Tokio to kolos, dzielący centrum miasta na dwie części, choć zaskoczy Was jego europejski wystrój a zwłaszcza zachodnia fasada. Na naszą prośbę Trivago znalazło nam hotel APA dość blisko dworca w samym centrum dystryktu Shintomicho w dzielnicy Ginza. Chcieliśmy mieć wszędzie blisko, bo to tylko 2 dni w tak dużej metropolii. Dzięki bardzo wczesnemu przyjazdowi o 8:00 meldowaliśmy się przy recepcji, zostawiliśmy bagaże i ruszyliśmy na położony obok słynny Tsukuji Market. I tak zaczęły się dwa intensywne dni w Tokio.
Transport publiczny, podział na dzielnice w Tokio
Kompletnie nie trzeba przejmować się poruszaniem po mieście, które ma jeden z największych systemów metra. Dzielą go między siebie 2 kompanie zarządzające: Toei i TML. Jest duża szansa, że w obrębie przynajmniej kilometra znajdziecie gdzieś jakąś stację metra. Ponadto korzystając z linii „Asakusa” koloru łososiowego dojedziemy (z przesiadką na Sengakuji lub bez) wprost na lotnisko Haneda. Tak dojechaliśmy tam o 6:00 rano ostatniego dnia. Trochę dłużej jedzie się z drugiego lotniska – Narita. Ale tez wygodnie, bo pociąg „Narita Express” pędzi godzinkę i 20 minut do samego centrum. Linia „Limousine Bus” to autobusowa alternatywa. Warto już na lotnisku zaopatrzyć się w kartę miejską „Suica”, by zaoszczędzić na biletach metra. Nawet jak będziecie tu na 2 dni. Ma ona załadowane już środki na kilka lub kilkanaście przejazdów (średnia cena przejazdu z zależności od liczby stacji to 150-220 jenów). W razie czego doładujecie ją w automacie.
„Turyści na lotnisku mogą kupić bilet na wszystkie linie metra bodajże 600-700 JPY na 1 dzień, a na 3 1200 JPY, natomiast Suica to koszt 500 zwrotnej kaucji” – uściśla na fb nasz czytelnik Pedro
Bez metra się nie obejdzie, gdyż pozostałe rodzaje transportu dla turystów są bezcelowe. Zwłaszcza przy tak krótkim planie na zwiedzanie czyli 2-3 dni. Kilka ważnych miejsc jest jednocześnie gigantycznymi węzłami, z których rozchodzą się 4 a nawet 5 linii albo krzyżują się dodatkowo z liniami kolejowymi. Są to: Shinjuku (dokąd dojeżdżają też pociągi z Narita, więc można tu zacząć) i Shibuya na zachodzie, Nagatacho i Otemachi w centrum oraz Lidabashi.
Zasadniczo nie łudzmy sie, że w 2-3 dni zobaczymy większość ciekawych miejsc w tym mieście, ale przy bardzo intensywnym programie od rana do wieczora, możemy zobaczyć minimum połowę. Podzielmy miasto na dwie części, dwa płuca – na zachód i na wschód od linii kolejowej i parku cesarskiego. I dokonajmy wyboru – co się uda a co nie. Oczywiście w oparciu o własne preferencje. My od razu kilka miejsc odrzuciliśmy. Może niesłusznie?
Ktoś powie, że współczesne Tokio nie ma centrum. Oczywiście jest to nieprawda, gdyż centrum miasta determinują pewne „twarde” fakty, takie jak dworzec główny, siedziby urzędów, strumień ludzki, architektura, wiek tkanki miejskiej. I takie centrum znajduje się lekkim skrzydłem na zachód o linii kolejowej i szerszym na wschód – Marunoichi. Ale klasycznego placu centralnego tu nie znajdziecie. to chyba i tak nie jest w stylu Japończyków. Natomiast jest w Tokio coś unikalnego, mianowicie autonomiczne dzielnice, które tworzą kilka jąder wokół starej części miasta (która wcale nie wygląda staro). One są mocno oddalone i często koniecznie jest pokonanie kilku stacji metra, by tam dotrzeć: Asakusa, Akihibara, Ueno, Shinjuku, Roppongi. Ikebukkuro – każda z nich ma swoją specyfikę i o każdej można się rozpisywać i spędzić tu jeden dzień. Ale nie da się zobaczyć wszystkich porządnie w tak krótkim czasie. Shinjuku najbardziej nadaje się na walkę o miano „głównego centrum miasta”, bo znajduje się tu wieżowiec Tokyo Metropolitan Government Building. BTW – darmowy punkt widokowy i duże centrum informacji turystycznej z gadżetami i mapami.
Jak macie go więcej (czasu oczywiście!), poczytajcie na blogach: Byłem tu Tony Halik oraz Travelingilove – te dwa blogi znamy i cenimy jeśli chodzi o informacje podróżnicze na temat Japonii i tam zapewne jest więcej szczegółów na temat konkretnych miejsc w Tokio.
Spaliśmy w hotelu APA. To taka minisieciówka butikowa. Cenowo atrakcyjna, bo z dużym wyprzedzeniem można zmieścić się w 200 zł za noc. Co tak drogo!!! Wierzcie lub nie – w Tokio i to w samym centrum miasta to jest złota cena 🙂 Hotel sprawiał wrażenie bardzo dobre, bo nawiązywał wystrojem do art deco a pokoje nie były aż tak bardzo klaustrofobiczne, jak się można spodziewać. To więc była nasza jedyna styczność z Art Deco w Tokio, bo nie udało nam się „zahaczyć” o muzeum Teien Art. A było w planie. Jeśli chcecie zobaczyć jak wyglądał nasz pokoik w środku, pokazujemy go tu poniżej lub w tym wideo (vloga) z naszego zwiedzania Tokio. Gdzieś około 1:25 minuty.
Blisko naszego hotelu stołowaliśmy się w knajpce, na rogu skrzyżowania (czarne kolory, białe japońskie napisy), prowadzonej przez tatę i syna tuż obok hotelu. Głównie rameny. Średnia cena posiłków w mieście nie przekraczała przedziału 500-700 jenów, co w kontekście tej stereotypowej drożyzny japońskiej nie było wcale takie straszne. Oczywiście są takie „bary szybkiej obsługi”, gdzie zjemy sensownie za 300-350 i są restauracje, gdzie zaczyna się cennik od 1000. Ba, Japończycy to miłośnicy dobrego jedzenia, więc są i takie z cenami kosmicznymi. Zawsze zostaje sieć 7Eleven albo Family Mart, gdzie również kupicie niezłe przekąski i tona ciepło.
Co udało nam się zobaczyć w Tokio w 2 dni?
Wyjątkowo musimy przyznać się, że nie jesteśmy w 100% zadowoleni z wypełnienia naszego planu zwiedzania miasta. Oceniamy go na 75% satysfakcji. Zabrakło nam możliwości odwiedzić na Roppongi oraz w Muzeum Sztuki (Teien Art) w stylu art deco a także świątyni Meiji Shrine (niedaleko na północ od Shibuya). Nie ciągnęło nas raczej na Harajuku. Te miejsca możecie wciągnąć w 48-godzinny plan zwiedzania. My musieliśmy drugiego dnia na chwilę wrócić do hotelu (na 2-3 godzinki) co rozbiło nam nie co „flow” dnia.
Targ Rybny Tsuikji Market
Podobno „must-see”. Zwłaszcza o poranku. O 6:00 odbywa się tu słynna aukcja, którą świetnie opisali autorzy bloga „Byłem tu tony Halik”.
Ponieważ my ruszyliśmy dopiero 09:00 raczej targ zwijał się powoli, niż tętnił życiem. Ale i tak wywarł na nas wielkie wrażenie, choć co chwilę trzeba było mieć oczy dookoła głowy, by nie być rozjechanym przez wózki widłowe. No i buty. Przydadzą się wszystkie inne niż japonki. Resztki, woda, lód. Chcecie to mieć między palcami? 🙂
Japończycy to książęta jeśli chodzi o owoce morza. Przetwórstwo, kultura, dania ale też w ujęciu szerszym – gospodarczym. Przez ten kraj przelewają się miliony dolarów, związanych tylko z tą gałęzią gastronomii. Dla jedzeniowych geeków pewnie przypadną do gustu knajpki i stoiska handlowe przy wejściu do Targu Wewnętrznego (hale) i w kwartale uliczek pomiędzy Targiem Zewnętrznym a ruchliwymi ulicami. Ceny nie są wysokie a jedzenie – dość szokująco pyszne i intensywne. Wybieramy te, gdzie jest duża rotacja gości. Zdjęcie powyżej prezentuje miejscówkę, którą wybraliśmy my na „szybki lunch” – nazywała się Yoshinoya.
Ogrody Hamarikyiu
Skusiło nas to miejsce ze względu na bliskość ścisłego centrum. Można tu nie trafić, bo na teren parku, znajdującego się na terenie tak jakby warownego fortu, amfiteatralnie otoczonego przez wieżowce, prowadzi tylko jedno wejście – od strony hal Tsukuji Market to tylko 5 minut drogi. W rzeczywistości ten piękny kompleks parkowy, wiosną mieniący się setkami kwiatów i ziół a jesienią kolorowymi drzewami – nie ma militarnej historii – bo był wewnętrzną rezydencją jednego z japońskich rodów i powstał w wyniku osuszenia ujścia uchodzącej do morza rzeki. Pózniej pełnił funkcje dyplomatyczne – tu osiadali posłowie, oficjele i głowy wielu państw, odwiedzających Cesarstwo. Większość budynków, stawów, posiadłości z okresu sprzed bombardowań amerykańskich nie przetrwało. Odbudowano urokliwą bryłę pawilonu centralnego, zwanego „herbacianym”. Niezniszczalna okazałą się jedynie 300-letnia sosna, która pamięta czasy, w których całe Tokio było małym, drewnianym miasteczkiem. Bo tu powstał pierwszy kamienny budynek. Raptem 250 lat temu.
Bardzo fajnie wspominamy wizytę tutaj. Choć to 300 jenów. Tym bardziej, że z pagórków w parku, porośniętych czarnymi sosnami azjatyckimi (rozłożyste, a nie wysokie), można dojrzeć nie tylko smukłą wieżę Tokyo Tower ale też Most Tęczowy przy ujściu rzeki Sumida oraz zabudowę Kachidoki. Dobre miejsce na pierwsze „odetchnięcie” od zderzenia z hałasem i gwarem miasta.
Obrzeżami Pałacu Cesarskiego
Nie ulega wątpliwości, że spacer po wschodnich obrzeżach kompleksu Cesarskiego i parku to było dla nas piękne doznanie estetyczne. Zwłaszcza dla naszych aparatów, bo światło objawiło się niespotykane. Niestety nie udało nam się wejść na teren samego Pałacu (który widzicie tu na zdjęciu na drugim planie za Mostem Njubashi), bo to generalnie jest dość trudne zadanie oprócz Parku Wschodniego, do którego wchodzimy bramą Otemon. Pałac tylko kilka razy w roku można odwiedzić i to też z wielkimi obostrzeniami. Generalnie zwiedzanie oparte jest (podobnie jak w Kioto) na wycieczkach zorganizowanych z przewodnikiem, które rezerwuje się… na ponad miesiąc do przodu. Ta, miesiąc do przodu to nie wiedzieliśmy nawet, że będziemy w Japonii 😉
Jeśli za czymś tęsknimy z Tokio i plujemy sobie w brody, że nie udało nam się spędzić tu kilku godzin dłużej to właśnie za tym miejscem. Byliśmy przy wschodnim bastionie i fosie (gdzie wchodzą reglamentowane wycieczki do Parku Wschodniego) potem chwilę przy moście – ten widok sporo nam zrekompensował. Zobaczcie zdjęcie poniżej.
Oczywiście wiedząc, że będziemy tu dwa dni – psychicznie nastawiliśmy się na wiele „strat”. Ale tej jakoś najbardziej szkoda. Słusznie?
Asakusa
Asakusa, najdalej odsunięta dzielnica od centrum (w tych planowanych) przywitała nas drugiego dnia deszczem. To było te 25% naszego pobytu w mieście, które działało nieco depresyjnie. Generalnie drugi dzien był pochmurny, ale tu nas trochę „zlało”. Wychodząc z metra od razu skierowaliśmy się w stronę przystani TOKIO CRUISE, podążając za wyłaniającej się zza stalowych chmur Tokyo Skytree po drugiej stronie rzeki (punkt widokowy, bilet „jedyne 3000 jenów). Przystań znajduje się przy moście. Z ostatniego piętra budynku rozpościerają się fajne widoki na rzekę i dzielnicę. Stąd startuje tramwaj wodny, którym możecie wrócić aż do Odaiby czy parku Hamarikyu.
Do głównej świątyni, czyli Senso-Ji strzeżonej przez imponującą bramę Kaminari, prowadzi handlowa uliczka, Nakamise, raj dla pamiątkowych „geeków”. Obok głównego pawilonu, w którym czci się buddyjskiego boga Guanyin (czy też Kannon) stoi 5-poziomowa pagoda, najwyższa w mieście. Nieco dalej za nią, za małym labiryntem uliczek znajdziemy miniaturowy Park Rozrywki Hanayashiki. Niektórzy mówili i pisali, że już zamknięty i nieco mroczny. A tymczasem on… działał. I oficjalnie działa. BTW i to od prawie 140 lat (!!!).
Co przegapiliśmy? W tej dzielnicy jak posiada się chwilę dłużej podobno warto odwiedzić dobrze oceniane muzeum Edo, to muzeum z gatunku „historia miasta na przestrzeni lat”. W przypadku Tokio może to być niezwykle interesujące.
Południowa Chiyoda, Park Hibiya
Znajduje się na południe od kompleksu cesarskiego za sporych rozmiarów fosą. Wieczorem roi się tu od biegaczy i miłośników fitness. Tu wciśnięto w pewnym sensie „Dystrykt Rządowy”. W jednym kwartale mieszczą się niepozorne ale bardzo ważne budynki ministerstw, ratusz czy biblioteka publiczna, która leży już otulona drzewami na terenie tytułowego parku. To taki „mini Central Park”. A nawet mikro.
Przylega do niego piękny (dla niektórych oczywiście – Marcin ma do nich słabość) neogotycki i modernistyczny budynek Hisei Kaikan (Hibiya Public Hall) – perła stylu Art Deco na skalę całej Azji Wschodniej. Jeden z pierwszych tokijskich wysokościowców.
Park Ueno i okolice
Wiedząc, że na 100% pojawimy sięw dwóch dzielnicach na a czyli Asakusa i Akihabara, zauważyliśmy, że mamy jeszcze chwilę, by pojawić się w jakimś innym miejscu na północy. Padło na Ueno, ponieważ na stosunkowo małym terenie znajduje się tu bardzo dużo ciekawych rzeczy. Zwłaszcza aleje wiśniowe, które pięknie muszą się prezentować wiosną. W Parku Ueno znajduje się też najważniejsze tokijskie muzeum – Tokijskie Muzeum Narodowe oraz kilka mniejszych, ale też interesujących: Metropolitan Art, Historii Naturalnej czy Sztuki Wschodu. Wybraliśmy te pierwsze. Gdy je zwiedzaliśmy tłum kotłował się wokół pamiątek, związanych z Claude Monetem, którego dzieła tu wystawiano w ekspozycji czasowej. Obok muzeum znajduje się mały lunapark a na południowych obrzeżach pomiędzy parkiem a Uniwersytetem staw Shinubazu, pośrodku którego stoi Świątynia Benten-Do. Tu też warto wstąpić wiosną, podglądać kwitnące wiśnie. Te alejki przewodniki nazywają Ueno-koen. Pomiędzy stawem a muzeami schowało się małe, ale urokliwe zoo (Ueno Zoo) oraz świątynia Kiyomizu Kannon-do. Wracamy do stacji metra i kolei szeroką estakadą nad torami. Gdybyśmy mieli 2-3 godzinki więcej poszlibyśmy na spacer do sąsiedniej dzielnicy – bogatej w drewnianą tkankę architektoniczną Yanaka. Znajduje się nieco dalej na zachód od Muzeum Metropolitan Art i na południe od największego tokijskiego cmentarza.
Akihabara
Niezapomiane wspomnienia z tej dzielnicy zawsze będą kojarzyły się z kolorami. Przesadnie intensywnymi, dziwnie wymieszanymi, obramowanymi w trójkąty i kwadraty, upstrzonymi setkami napisów. To właśnie kwintesencja japońskiej popkultury, związanej z grami wideo, rozrywką pop, kinematografią, anime. Można wymieniać i wymieniać… Przybytek rozkoszy miłośników mangi i konsoli. Czyli jak to zostało nawwt fachowo nazwane „ludzi otaku„. Ma to specyficzny, orientalny urok nawet dla tych, którzy w tej tematyce się nie odnajdują. Główną osią dzielnicy, gdzie na pewno zadrzemy oczy do góry jest Electric Town, ciągnące się od prawosławnego Soboru Zmartwychwstania (!!!) aż po most na rzece Kanda.
Szukając toalety trafiliśmy do jednego z piwnicznych klubów „Pachinko”. Boże, co to za miejsce. Dziesiątki automatów do gry w długich rzędach a tam dziesiątki zaczarowanych Japończyków, podobno siedzących tu godzinami. Z leksza przerażające… Ale wspomnienie niesamowite. Bardzo polecamy.
Ginza
Najdroższa ulica na świecie a jednocześnie nazwa dzielnicy, kwartału na wschód od dworca kolejowego. Lokale użytkowe są tu kilkanaście razy droższe niż na Nowym Świecie w Warszawie. Jak ktoś lubi „hajlajf” i pooglądać witryny markowych sklepów, modnie ubranych ludzi (choć tokijczycy w dzielnicach biznesowych wyglądają po prostuelegancko i schludnie a nie – jak niektórzy myślą, ekstrawagancko.
Do miejsc, które zobaczyliśmy można zaliczyć na pewno budynek teatru muzycznego Ginza. Z wyglądu zupełnie nie pasuje do tego miasta i kraju. Najfajniejszym miejscem w całej dzielnicy wydawało się skrzyżowanie przy Sony Building (nowoczesna architektura) oraz Harumi i Chuo, bardziej klasyczną architekturą z przełomu XIX i XX wieku. Idąc bardziej na północ dojdziemy do Mostu Nihombashi, takiego rodzynka w morzu szkła i betonu. Konstrukcji strzegą dwa lwy z brązu.
Skrzyżowanie Shibuya
Kto nie kojarzy tego widoku z większości filmów z Japonią czy Tokio w tle? Kultowe miejsce, tak jak Time Square w Nowym Jorku. To ruchliwe miejsce sąsiaduje z węzłem transportowym ze stacją kolejową i liniami metra. Magię temu miejscu na pewno dodaje festiwal barwnych neonów i reklam. Ma to swój urok i specyficzny unikalny klimat, podobny jak na Ahakibarze, jednak skondensowany mocniej w jednym miejscu. najlepszy widok na to miejsce znajdziemy z ostatniego piętra dworca kolejowego (zdjęcie poniżej) lub z kawiarni po stronie południowej na piętrze 7. nad drogerią Occitane (trzeba tylko coś drobnego zamówić). Tu też znajduje się pomnik słynnego psiaka Hachiko, którego historię i wierność wobec swojego pana znamy m.in. z filmu z Richardem Gere. Idąc na północ od tych okolic dojdziemy do najważniejszej ulicy dzielnicy Center-gai a jeszcze dalej, mijając linię kolejową ulicą Meji-dori do „szalonego” dystryktu Harajuku. Niektórzy stawiają go jako „must-see” wizyty w Tokio.
Wyspa Tsukishima
Nie udało nam się odwiedzić Odaiby, to pozwoliliśmy sobie na wieczór na Tsukishimie. Podłużna, jedna z pięciu wysp u ujścia Sumidy. Niezwykle prezentowała się na pewno tutejsza ulica jedzeniowych geeków, którą widzicie poniżej. Nie było tu ogromnego tłoku, za to każda knajpka, w której podawało się posiłki na centralnie usadowionej na stole gorącej płycie. Pomocy – jak to się nazywało?
Podsumowanie i co jeszcze warto zobaczyć w Tokio?
O Boże. Tym razem nie wypełnimy tego akapitu, bo najzwyczajniej się nie da. Sami widzicie, że zabrakło nam 25% do wykonania planu. Który to plan trzeba mieć, jak się jest w tym mieście krótko. Ciężko w tak chaotycznym urbanistycznie kolosie poczuć „zew spontaniczności” i podążać gdzieś bez planu. Uzupełnimy ten punkt, gdy wrócimy do Tokio kiedyś. A okazji ku temu będzie jeszcze zapewne kilka. Co prawda Marcin wygrał bilet do Tokio w konkursie na najlepszy film z Japonii, ale nie będzie mógł go wykorzystać w tym roku (urlopy, inne plany) a przekazać go nie można. Ale i tak znajoma, która była w Tokio tydzień powiedziała, że jak na 2 dni to sporo miejsc udało nam się zobaczyć.
W naszym rankingu azjatyckich metropolii Tokio ląduje gdzieś w środku stawki. Ale z pewnością za doznania nieco inne niż w miastach, mających wielowiekową historię (raczej łatwiej go porównać do Nowego Jorku czy Singapuru niż Pekinu czy Stambułu) otrzymuje uczciwą ocenę 6,5/10
Mapa. Co nam się udało zobaczyć w jeden dzień i w drugi dzień (żółte i niebieskie). Oraz co nie udało nam się zobaczyć z miejsc, które planowaliśmy (czerwone)
GDZIE SPAĆ: Porównaj najtańsze noclegi w Tokio | Zarezerwuj hotel w Tokio
LOTY: W Chinach i Japonii byliśmy dzięki naszemu partnerowi strategicznemu czyli Air France/KLM. Co prawda niezwykle konkurencyjną cenę przelotów od niedawna oferuje nasz LOT, jednak jeśli myślicie o podróży do jakiegoś azjatyckiego kraju razem z Japonią (np. Chiny i Japonia albo Korea i Japonia) to koniecznie zobaczcie ofertę KLM z lotami od 1999 zł. Nie mówiąc już o bogatej ofercie multicity na Japonię (Kioto+Tokio albo Nagoja+Tokio).
Partnerem wpisu jest KLM/AirFrance, oficjalny partner lotniczy naszego bloga. Tradycyjnie wszystkie opinie i teksty pozostają jednakże niezależne.
polecam – inny świat i inni ludzie – może jeszcze tam wrócę
Tokio. ❤️
Japonia jest inna niż wszystko jestem nią oczarowana. Trafiłam przypadkiem z deala biletowego i chętnie to powtórzę
Japonia jest niesamowita. Mnie bardzo zauroczyla. W 10 dni naprawde przyzwoicie udalo nam sie zwiedzic Tokyo, Osaka, Nara i Kyoto. Wisienka na torcie byl udzial w Tokyo Marathon (glowny cel wyjazdu). Mam nadzieje, ze bedzie mi dane jeszcze kiedys tam wrocic.
ceny za lot są teraz tak tanie, że sama bym chętne powtórzyła lot na wyspy 🙂
Wlasnie siedze w hosteliku w Tokio i natrafilem na Wasz plan,na pewno skorzystam. Dzieki i Pozdrawiam
super. Daj znaka czy nasz poradnik aktualny? 🙂
Tokio – miasto, w którym przeszłość spotyka się z przyszłością i tradycje z nowoczesnością.
Kurcze! My z Czarkiem byliśmy tydzień i zobaczyliśmy mniej! Dobrzy jesteście w ekspresowym zwiedzaniu 🙂 Nam jednak udało się dotrzeć do Shinjuku (i to dwa razy) żeby wejść na Tokyo Metropolitan Government Building, za dnia i wieczorem.
to na płycie to przeważnie okonomiyaki, które zachód często nazywa „japońską pizzą”, bo smaży się zasadniczo te składniki, które się lubi najbardziej. ale internety podpowiadają, że na ten konkretnej ulicy są knajpki specjalizujące się w monjayaki, czyli odmianie z regionu kanto.
o super! wszystko jasne. teraz nazwę w sumie kojarzymy 🙂
Ja ty spędziłam ponad miesiąc i znów tu jestem po raz 4 … Tokio uzależnia :)✌️
Chętnie poczytam – ja po 12 dniach miałam wrażenie, że nigdzie nie byłam 😉
Turysci na lotnisku moga kupic bilet na wszystkie linie metra bodajze 600-700 JPY na 1 dzien, a na 3 1200JPY, natomiast Suica to koszt 500 zwrotej kaucji.
super, dzięki za uściślenie. Zacytowaliśmy Cie. Czyli tak jak pamiętaliśmy mieści się w tym przedziale
na Tokio nigdy nie jest wystarczająco czasu, zawsze przyda się powód aby wrócić 🙂
My bylismy tylko w Tokio w drodze powrotnej z Malezji i 6 dni to bylo malo. Niedosyt pozostal i trzeba bedzie wrocic 🙂
6 dni to przy normalnym urlopie wieczność 🙂
Niby tak, ale to takie wielkie miasto, ze moznaby zwiedzac i zwiedzac 🙂
Na Tokio dwa dni to mało, choć sama nie poświęciłam dużo więcej. Może następnym razem 🙂
Super, ja drugi raz zaraz się wybieram, za pierwszym przeżyłem taki szok, że drugi raz był nieuchronny, miasto jest kosmiczne. Na szczęście opowieści o drożyźnie w tym mieście można schować między bajki.
żebyś wiedział! jedzenie wychodziło taniej niż w Chinach. A lepiej smakowało 🙂
Jak na dwa dni to sporo zobaczyliście. Chyba cały czas byliście w biegu 🙂 Mieliście też fajną pogodę. Mnie Tokio urzekło głównie niesamowitą kuchnią. Szczególnie że cenowo wydawało mi się jednym z najtańszych miast w Japonii…
Myślisz? Drugi dzień był gorszy – pochmurny, czasami padało. Pierwszy ok. W biegu raczej nie. Po prostu zbawienna rola metra