Krabi to prowincja w południowej Tajlandii ale też miasto i stolica tego regionu, która leży nad rzeką – uwaga – o nazwie… Krabi! Przyjeżdża się tu głównie po to, by mieć dobry punkt wypadowy na pocztówkowe plaże z białym piaskiem obmywanym przez lazurową morską toń i rajskie wyspy lub wgłąb lądu w krótkie trekkingi po dżungli lub odwiedziny w leśnych lagunach, świątyniach buddyjskich. Nie brzmi oryginalnie prawda? Ale turystyczny sukces tego miejsca to logistyka. Generalnie z krabami nazwa nie ma raczej nic wspólnego.
Nasz wypad do Tajlandii podzieliliśmy od początku na trzy części: Bangkok i okolice, Kambodża oraz „coś wyspiarskiego”. To optymalny i dość częsty plan jeśli chodzi o klasycznych turystów, wpadających tu na 2-3 tygodnie.
W pierwszej opcji planowaliśmy wybrać Koh Chang, blisko granicy z Kambodżą i potem wrócić samolotem w ramach biletu KLM do Bangkoku (lotnisko w Trat). Później pomyśleliśmy nad Phuket, które również można było połączyć z biletem multicity KLM. Ostatecznie wybraliśmy Krabi i tanie loty AirAsia z Bangkoku Don Mueang. I fajnie.
Lądujesz w Krabi i zmienia się klimat. Jest duszniej i bardziej pochmurno. Jesteśmy naprawdę daleko na południe od Bangkoku. tutaj wirujące masy monsunowego powietrza często zapuszczają się na ląd, nie to co na suchej północy. To geograficznie i klimatycznie inna Tajlandia. Pociąg jedzie tu 10 godzin.
U nasady wąskiego Półwyspu Malajskiego znajduje się pogranicze światów – tajskiego i malajskiego, odzwierciedlające się w stosunkach religijnych czy kulinarnych. Więcej ludzi ma ciemną karnację, tajski dialekt mieszkańców Krabi czy Trat jest niezrozumiały dla bangkokczyków, duży procent mieszkańców to muzułmanie. Na pobliskiej Ko Lanta czy dwóch niespokojnych prowincjach przy granicy z Malezją: Yala i Narathiwat wręcz połowa mieszkańców. Pattani to dawny sułtanat i najważniejszy muzułmański ośrodek handlu. To trzeba wiedzieć.
Samo miasto Krabi nie ma zbyt wiele do zaoferowania ale jest tu za to mniej turystów, niż w innych, zdecydowanie bardziej rozwinięte turystycznie rejonach Tajlandii. Pełni tylko funkcje logistyczne, typowy węzeł przesiadkowy. Sklepy, szpital, nawet kiepsko z hotelami. Jednak jeśli myślicie o przedostaniu się od razu na wyspy Ko Phi Phi albo Ko Lanta – to tu, w południowej części znajduje się główny terminal promów i wodolotów na południe.
Nad rzeką Krabi podziwiać można coś zupełnie niesamowitego – namorzyny, które widzieliśmy nie raz na filmach przyrodniczych, a które w rzeczywistości są domem wielu zwierząt, jak na przykład wydry, czy wspomniane kraby. Na brzegu, niedaleko przystani witają nas charakterystyczne łodzie – drewniane, z „nosami” podniesionymi nieco do góry, tak często fotografowane, że można uznać je za symbol wyspiarsko-plażowej części Tajlandii. To znak szczególny regionu, w którym ląd spotyka się z wodą w dość łagodnej płaskiej formie. Od rejsu po rzece przez krótkie wypady w kierunku półwyspu Railay aż po plaże zachodniego wybrzeża prowincji. Jeszcze 20-30 lat temu dzikie, dziś dość gwarne i skolonizowane przez turystykę. Choc nie wszystkie. Centralnym punktem turystycznej części Krabi jest Ao Nang, do której dojedziemy w około 30 minut taksówką, 40 minut busikiem z lotniska dzielonym z innymi lub godzinę z hakiem z przesiadką w mieście Krabi przy użyciu transportu tzw. publicznego. Wybraliśmy to miejsce, jednak podzieliliśmy swój pobyt na dwie części. Głośniejszą i spokojniejszą. Ta druga zlokalizowana była dużo bardziej na północ, przy plaży Noparat Thara – jeszcze nie tak bardzo „zalanej” przez gwarny przemysł turystyczny.
Co warto zobaczyć na Krabi i w okolicach Ao Nang?
Pierwszy zachód słońca na Krabi wydał się całkiem spoko. Prawda? Jednak następne dni systematycznie weryfikowały nasze nastawienie do „rajskości” tego miejsca. Zacznijmy od ignorancji geograficznej. Zaskakujące jest jak wiele osób początkowo twierdzi, że Krabi to wyspa, bo co się dziwić, skoro foldery turystyczne i ulotki nawet tego nie tłumaczą tylko pokazują zdjęcia okolicznych wysp, reklamując wszystko pod wspólnym mianownikiem „krabi”. Nawet na lotnisku w Bangkoku słyszymy z rozmowy dwóch Brytyjczyków wyrażenie „Krabi Island”. Aha.
A co to te Mogoty?
Mogoty, zwane też humami, to jedne z najpiękniejszych formacji skalnych na świecie i rodzaj krasu. To wapienne ostańce a wręcz samotne strome góry, które wytrzymały erozję, w przeciwieństwie do słabszych gleb je otaczających, wypłukiwanych z wiekiem przez rzeki czy morza. Krajobraz z nimi w roli głównej zachwyca i hipnotyzuje. Występują głównie na: Kubie, Puerto Rico, Filipinach, południowych Chinach, Wietnamie, Chorwacji, Słowenii i właśnie południowej Tajlandii. Taka sceneria (Tajlandia, Chiny) zainspirowała Georgea Lucasa do wymyślenia planety Kashyyyk, ojczyzny Chewbaki
Krabi to prowincja, aczkolwiek z niesamowicie zróżnicowanym wybrzeżem morskim, stąd może te pomyłki. Jeśli ktoś trochę pamięta z geografii to kras, który tu występuje, dość intensywnie pozostawił ślady w postaci dziesiątek jaskiń i co najważniejsze samotnych mogotów – czyli pionowych, wapiennych gór, wystających znacznie ponad otaczający nas, głównie płaski krajobraz. Wapienne wyspy czasami więc wyróżniają się w morzu bagiennej niziny a czasami bezpośrednio w morzu, kryjąc między sobą urokliwe plaże, często niedostępne od strony lądu – stąd rajski charakter niektórych wysp i raj dla wspinaczy. No i stąd wyjątkowy charakter Półwyspu Railay.
Drugim takim miejscem, gdzie warto wykorzystać naturalne sfałdowanie terenu i udać się np. na krótki trekking z widokiem na zatokę jest szlak Tab Kak Hang Nak. On znajduje się właściwie na samym końcu opisywanego przez nas wybrzeża, blisko małej plaży Tubkek Beach.
Półwysep Railay
Trudno byłoby nie wytypować tego miejsca, jako wielkiego skarbu Krabi, skoro jego atrakcyjność geograficzna nie odbiega od najsłynniejszych wysp Tajlandii. Wcina się głęboko w Zatokę Phang Nga, odgrodzony od lądu masywem górskim, porośniętym przez dżunglę w taki sposób, że do plaż na jego końcu dostać się można jedynie od strony morza. Przystanie promowe znajdują się zarówno w Ao Nang Beach jak i wspomniana w Krabi.
Pierwszym przystankiem łodzi jest Plaża Ton Sai (na zdjęciu powyżej), następne to: Railay (zachodnia i wschodnia) oraz Phra Nang. Przechodzimy do nich pieszo. Jak na miejsce odcięte od świata, ośrodek turystyczny położony na mierzei pomiędzy dwoma skalnymi kulminacjami, ma się całkiem nieźle. Znajduje się tu bez mała kilkanaście ośrodków wypoczynkowych, w tym luksusowe, kilkanaście knajpek. W sezonie trudno o pustki. W tym celu warto przejść pieszo szlakiem z powrotem na Railay. Po drodze jednak będziemy siłować się z małymi falami. Niestety przy tym siłowaniu jedna z nich dosięgła naszego Canona. W Polsce był już nie do odratowania. Śpij słodko aniołku.
Nad wioską (jeśli można tak ją w ogóle nazwać) górują dwa szczyty, na które można wejść, by cieszyć się panoramicznym widokiem na półwysep. Nie są to jednak banalnie proste ścieżki. W japonkach raczej będzie to głupota wchodzić tam. Na czubku półwyspu znajduje się grota skalna Princess Cave na samym końcu plaży, również możemy spróbować schować się pośród skał, choć te są już obmywane przez przypływ. Wysepka Ko Rank Nok wystaje frontem przed nami a w czasie odpływu można na nią przejść suchą stopą. Uważajcie na słońce. Jest niepozorne, ale piekielnie skuteczne. Tutaj, pomimo ochrony Marcin spalił się dość poważnie. Potem przez dwa dni ratował się maścią z aloesu i łatwo nie było. Czystość wody jest na poziomie poprawnym, ale nie liczny na krystalicznie czysta wodę. Przybrzeżne rafy niestety w tym rejonie nie występują. Albo już nie występują. Tropikalne ryby owszem. Sprawiają wrażenie jakby zasymilowały się z turystami, pluskającymi się w wodzie. Do czego to doszło, ludzie…
AoNang Beach i Klong Muang
Teoretycznie głośna i hałaśliwa, ale nie w ten sposób, jak niektóre plaże z imprezami rave na Goa. Tu nie ma bezpośrednio położonych na plaży knajp. Wzdłuż plaży ciągnie się po prostu bulwar i główna ulica kurortu, która oddziaływuje dość intensywnie na plażę. Dużo bardziej spokojna wydaje się wspomniana plaża Noparat Thara , do której mieliśmy dosłownie 5 minut drogi. Na uwagę zasługuje bardzo duża liczba knajp bengalskich, malajskich i hinduskich pomiędzy plażami. Polecany jest szczególnie wieczorny targ jedzeniowy, który rozkłada się przy głównej drodze od strony morza. Naprawdę niedrogo można tu zjeść do syta (poniżej 100 bahtów).
Około 30 km na północ od wspomnianych plaż, za ujściem rzeki Son i Półwyspem Księżniczki (współczesna księżniczka Tajlandii wciąż ma tu posiadłość), znajduje się miejscowość Khlong Muang. Tutejsza plaża jest zupełnie inna, dużo bardziej spokojna, pusta, choć niepozbawiona ośrodków wypoczynkowych wzdłuż wybrzeża. Te miejsce wybraliśmy z kolei na 3 ostatnie dni. Po to, by pierwszy raz w życiu spędzić czas w pokoju z balkonem, skierowanym na morze. By słyszeć szum fal przez otwarte okno i widzieć jak przypływ podchodzi pod balkon.
W kontekście zagrożeń tsunami po trzęsieniu ziemi taki ruch wydaje się bezmyślny, jednak lokalni zapewniali, że wszystko jest teraz pod kontrolą. W istocie aż roiło się tu od znaków dotyczących dróg ewakuacyjnych czy punktów zbiórek oraz alarmów. W czasie tsunami w 2007 roku zginęło tu kilkaset osób, fala dotarła, pomimo, że Krabi leży schowane po drugiej stronie zatoki, oddzielonej od Oceanu wyspą Phuket. Transport na Phuket jest możliwy. Tak samo jak na leżące naprzeciw i czasami widoczne z brzegu wyspy Koh Yao.
Wycieczki na wyspy
Najpopularniejszą jednodniową wycieczką, organizowaną przez agencje i agencyjki w Ao Nang jest rejs na wyspę Bird Island, Hop oraz Ko Phi Phi. Przy czym Ko Phi Phi nadaje się na osobny dzień, bo to wcale nie jest mała wyspa a infrastruktura turystyczna pozwala tu nocować. Umówmy się szczerze – to wszystkojest kwintesencją pakietowej turystyki i nie ma wiele wspólnego z kameralnym, spokojnym wypoczynkiem. Ale jeśli nie stać nas na samodzielne wynajęcie łodzi (a raczej nie stać) a chcemy zobaczyć te miejsca, o których marzyliśmy od kiedy wpadły nam w ręce foldery turystyczne – nie brońmy się z wykorzystaniem takiej wycieczki.
Promy kursują również na trasie na wyspę Ko Lanta – ta nadaje się na zupełnie osobny pobyt i to wielodniowy, przewaga muzułmańskiej ludności oraz (jeszcze) niektóre dzikie fragmenty wyspy przyciągają tych, którzy szukają kompletnego spokoju, a nie chcą kombinować z małymi, mniej znanymi wysepkami. Choć dwie, które promy zahaczają po drodze: Ko Sriboya i Koh Pu są jeszcze nieco dziewicze. Alternatywną wycieczką pakietową do tej wspomnianej na początku wydaje się rejs w kierunku Wyspy Hong.
Wyspa Hong
Wynajmując prywatną łódź „long boat” w kierunku zachodnim możemy już w przystępnej cenie (1200-1600 bahtów za dzień) spędzić dzień w rejsie na tak zwaną Wyspę Jamesa Bonda (miejsce to grało siedzibę Goldfingera), do pływającego miasteczka Koh Panye albo wprost na Phuket. Pośrodku jednak leży wyspa Hong, polecana jako świetny punkt wypadowy na jeden dzień. Nie można tu nocować. To już tańsza impreza – od 800 do 1200 bahtów.
W środku wyspy znajduje się urokliwa laguna, poziom wody w tym miejscu, amfiteatralnie schowanym pomiędzy wysokimi skałami i porośniętym mangrowcami nie przekracza metra. Łodzie z turystami wpływają i wypływają co chwilę, zaburzając spokój tego miejsca. Nie jest to jednak rezerwat, silniki są wyłączane. Większość z wysp zatoki jest wciąż niedostępna. Te, które są – z pewnością są nieodwracalnie zmienione. Najbardziej martwi stan rafy koralowej. Nie tylko tu ale u wybrzeży całego Krabi. Nie nurkowaliśmy ale snorkelingowaliśmy i już można było się o tym przekonać na żywo.
Centralnym punktem Wyspy Hong jest wielka plaża, łukowato wciśnięta pomiędzy dwa wysokie mogot. Pocztówkowy widok z sensowną liczbą turystów, którzy przybywają tu na chwilę. Spędziliśmy kilka godzin nie robiąc zupełnie nic. Oprócz budowy imitacji Angkor Wat z piasku oraz obserwowania ławic kolorowych ryb, które najwyraźniej przyzwyczaiły się do obecności ludzi i pływały za nimi jak chmary os. To było nieco przerażające. Na wyspie podczas tsunami zginęło również ponad 100 osób. Nie mieli gdzie uciec, to była zabójcza pułapka.
Ogólnie nasz stosunek do tego typu wypoczynku jest chłodny. Podczas 2 tygodni pobytu gdzieś, przeznaczamy na to dzień góra dwa. Ale będziemy w Wami szczerzy. Po naprawdę ciężkim i pracowitym roku po prostu wpisaliśmy sobie w plan „odpocząć w formie błogiego nicnierobienia” gdzieś na południu Tajlandii. I jeśli wybierać takie miejsce, to Krabi nadaje się na to idealnie. A może się po prostu zestarzeliśmy?
Co jeszcze można w Krabi i okolicach?
Jeśli ktoś ma ambicję pobyć tu dłużej i np. ruszyć w drugą stronę, wgłąb lądu, to organizowane są wycieczki do Świątyni Jaskinii Tygrysa (nie ma nic wspólnego z schroniskiem dla dzikich zwierząt), opactwa buddyjskiego na szczycie samotnej góry czy śródleśnej Szmaragdowej Laguny. W odległości godziny/dwóch godzin od Krabi znajdują się też dwa masywy górskie porośnięte pierwotnym jeszcze lasem deszczowym. W jednym i drugim utworzono parki narodowe. Są to Phra Bang Khan (tam znajduje się leśna laguna) oraz Khao Sok na północy blisko dużego zbiornika wodnego. Hitem tego miejsca są wycieczki na słoniach przez dżunglę, których jednak my nie polecamy z uwagi na bojkot tego typu procederów. Istnieje możliwość wypożyczenia kajaków lub gotowej wycieczki półdniowej i zobaczenie ujścia rzeki Klong Talen i kanionu porośniętego dzikimi lasami mangrowymi. To miejsce znajduje się rzut kamieniem na północ od wspomnianej wcześniej spokojnej miejscowości Klong Muang.
LOTY: Do Tajlandii polecieliśmy z naszym partnerem ( Air France/KLM), który oferuje bardzo atrakcyjne loty open-jawnie tylko do Bangkoku, ale łączone z Phuket, Trat czy własnie Krabi (Np. Przylot do bangkoku powrót z którejś z wysp). Każde z tych miejsc wydaje się świetnym pomysłem na leniwe kilka dni po aktywnym zwiedzaniu północy.
Partnerem wpisu jest KLM/AirFrance, oficjalny partner lotniczy naszego bloga. Tradycyjnie wszystkie opinie i teksty pozostają jednakże niezależne.
Więcej zdjęć z naszego wypadu na południe Tajlandii:
Long boats – symbol tej części Tajlandii. A może całej?
Na starych mogotach wapień i węglan wapnia jak widać szaleją erozyjnie
Tak wygląda wybrzeże w czasie odpływu. Nawet 2 metry różnicy
Własny balkon tuż przy morzu – checked
Tak wygląda prawdziwy zagajnik namorzynowy (mangrowy)
Z wizytką na Hong Island. Widać ostrzeżenia przed tsunami
Tak wygląda pierwsza reakcja na kontakt ze świeżym ananasem, zamoczonym w słonej wodzie 😐
Warto jeszcze dodać monkey trail przy Ao Nang, gdzie można obserwować niezwykle rzadkie langury. 🙂
Pomyłka. Tsunami w Tajlandii było w 2004 r. , a nie w 2007
Tsunami w Tajlandii było nie w 2007 roku, tylko w 2004
Tab Kak Hang Nak Nature Trail robi piorunujące wrażenie 😉
Nie polecamy przejażdżek na słoniach ze względu na bojkot… Co to za stwierdzenie? A gdyby nie było bojkotu- to polecamy.
Krabi i wysepki wokół były rajem jeszcze 30 lat temu. Na Phi Phi spałam pod namiotem… Na Koh Lanta były tylko chatki…Rafa nieprawdopodobna. No i ludzie z całego świata – globtroterzy, pasjonaci. Nie było bookingów, internetu, tanich linii lotniczych, masowej aż do bólu turystyki, nie było tych wszystkich blogerów, influenserów czy innych -erów. Prawdziwie, cicho, przepięknie, bez miliona zdjęć, bez rzeczy typu must see. Ostatnio zahaczyłam o Krabi. Pierwsze, co rzuca się w oczy – jak mało zieleni! Wybrzeże wykarczowane pod hotele i knajpy. Druga rzecz, która zawsze mnie irytuje to flesze, smartfony, telefony. Tam jakby w poczwórnej ilości. Trzecie: gdzie podział się ta fantastyczna rafa?
No nie polecamy tego typu atrakcji z uwagi na nasz bojkot tego typu atrakcji. Co w tym jest niejasnego? 🙂 Co do reszty – wiele zgody.
Dzięki wielkie za odpowiedź do ostatniego komentarza na temat komarów!
Mam jeszcze jedno pytanie, jeśli macie ochotę, to będę wdzięczna za radę.
Przechadzam się po internetach w poszukiwaniu odpowiedzi, ale jest tego tyle, że chyba znowu spróbuję szczęścia i zapytam o Wasze doświadczenia. Mam nadzieję, że nie zabrzmi to zbyt skomplikowanie i uda mi się ułożyć myśli w jakiś logiczny ciąg.
Mianowicie, po wyspie Ko Ngai około 10 rano wyruszamy i chcemy wybrać się na jeden dzień (z noclegiem) w okolice „środkowej” prowincji Krabi, aby spędzić czas w przyjemnym miejscu i następnego dnia około godz. 18 złapać samolot z Krabi do Chiang Mai. Nie musi to być turystyczne miejsce. Zależy nam na ciekawej scenerii, aby usiąść przez chwilę i podumać przed snem, przemyśleć kilka spraw.
Strasznie i ekscytująco doczepiła się do mnie myśl, aby z Ko Ngai przemieścić się w okolice Railey i tam spędzić noc, aby następnego dnia wyruszyć dalej samolotem z lotniska Krabi do Chiang Mai. Boję się, że może to czasowo zbyt ambitnie i Railey lepiej sobie odpuścić i na jedną noc zaszyć się bliżej łatwiej dostępnych do lotniska w Krabi miejsc, np. Ao Nang albo już w ogóle samo miasto Krabi.
Łatwiej, do sedna – czy uważacie, że można w jeden dzień zrobic w taki sposób:
wyruszamy z Ko Ngai rano -> Railey na 1 dzień -> tam śpimy 1 nocleg -> rano z Railey na Krabi lotnisko wylot po 17h -> dolatujemy do Chiang Mai wieczorem?
Wiem, że dać sie zawsze da, ale czy przyjemność z tego będzie, czy więcej przemieszczania się.
Będę ogromnie wdzięczna za jakikolwiek komentarz mojego szalonego planu, bo być może w Tajlandii to tak, jak z Kanaryjczykami „wy macie zegarki, a my mamy czas” i im się nie śpieszy. Nie chciałabym utknąć w jakiejś łódce pół dnia, czekając, aż się zapełni i dopiero wtedy odpłynie. Będziemy tam w styczniu.
Cześć Wam! Dzieki wielkie za wspaniałego bloga – często się przydaje.
W styczniu lecę na miesiąc do Tajlandii. Mam w planach pobieżne zjechanie z góry na dół (Pn->Pd) i w końcu chwilowy odpoczynek na Ko Lancie i Ko Ngai. Generalnie mam już wszystko sprawdzone, jedyne, co mnie martwi, to komarzyska. Otóż, muszę się przyznać, że gdziekolwiek jadę, strasznie się do mnie wszelakie latające doczepiają. O ile dobrze pamiętam, wspominaliście, że na Krabi byliście w grudniu. Macie jakieś doświadczenia z komarami podczas Waszego pobytu? Zaopatrzę się w odpowiednie środki, te lepsze z DEET, kupię też coś na miejscu, ale chętnie dowiem się jak to tam było u Was.
Pozdrawiam. J.
Zupełnie szczerze. Im bliżej wybrzeża tym z komarami lepiej. Im bliżej interioru, dżungli, wzgórz. Tym gorzej. Klimatyzowane pomieszczenia załatwiały sprawę.
Witam, panujemy pobyt na koh Lanta w lutym 2020r 5 dni następnie Koh Phi Phi kilka dni, Czy z Koh Lanta można popłynąć i zwiedzić Półwysep Railay i wszystkie okoliczne atrakcje? Nie mogę znaleźć jak to zorganizować, szukać wycieczek w sieci, czy na miejscu dopiero się orientować? Czy wiecie jak wygląda zwiedzanie z wypłynięciem z Koh Lanty a nie Krabi? A może musimy przedostać się na taką wycieczkę do Krabi i stamtąd startować?
Proszę o jakieś podpowiedzi… Pozdrawiam – Ania
bede w Krabi 11.01 4 dni potem chce przenieść się na wyspę na 4 dni by wrócić na zwiedzanie BKK co proponujecie ? którą wyspę ?
Czy w okolicach Krabi nocowaliście w jednym miejscu?
W dwóch. Jedno tam w Krabi a drugie 30km dalej na północ. We wpisie powinno być
Jestem zakochana w Railey
Chciałbym wynająć longboat na cały dzień ( Hong Island i Jamsa Bonda), czy rzeczywiście można to zrobić za 2000 bht ? Czy ktoś ma sprawdzoną informację ?
A z jakiego portu? Bo tu są różnice cenowe
Mateusz i Olcia …polecam stronę i tekst :-*
Super, za 2 tygodnie ląduję w Krabi i jeszcze brak konkretnych planów – przydadzą się wskazówki 😉
Piękne miejsc, z pieknymi skałami. Warto spróbować tam wspinania. Jeździmy tam regularnie, zawsze jest świetnie.
Jeśli na Krabi, to zdecydowanie na wspinanie, piękne skłay, aż żal nie spróbować.
Jutro opuszczamy Ao Nang nieopodal miasta Krabi . Uczucia troszkę mieszane ale w końcowym rozrachunku zadowoleni.
Napiszesz czemu mieszane? Rozważamy Krabi i każda sugestia na +/- mile widziana 😉
Polecam Wam Koh ngai – poza sezonem zupełnie pusta, maleńka, z piękna rafa dookoła wysepka która zachwyciła i zapadła w serce. Wiem ze musze tam wrócić, to chyba najpiękniejsze miejsce w Tajlandii
Gdzie można zobaczyć taki widok z mogotami jak na zdjęciu powyżej
no na Krabi:)
Gdzie w okolicach Krabi wypożyczaliście prywatne longboaty za tę cenę. Na Koh Lancie wszędzie same biura oderujące wycieczki na Phi Phi za min. 1700thb/os 🙁
we wiosce Khlong Muang
Ode mnie plus za naturalne zdjęcia, które nie widziały photoshopa! Pozdrawiam 🙂
Nie widziały fotoshopa? Jakże się mylisz…
Każde z Was ma trochę racji. Zdjęcia nie są oczywiście fotoszopowane, nigdy nie korzystamy z photoshopa. Ale jest zmieniony kontrast i „faded” w programie Lightroom. Jedne ustawienia, zawsze nakładane razem ze znakiem wodnym. pzdr! 🙂
wygląda niesamowicie rajsko! w przyszłym roku wybieram się do Azji, Tajlandia oczywiście jest na liście. widzę, że nie mogę przegapić prowincji Krabi, te krajobrazy niesamowicie kuszą 🙂
Oczywiście to jeden z pomysłów tylko. MAsz wiecej możliwości. No i czasu na zastanowienie sie
Skoro wspomnieliście o Ko Phi Phi, to jak mogliście nie wspomnieć o Maya Bay? Przecież z Krabi najłatwiej dostać się na Niebiańską Plażę! No fakt, zatłoczona i płatna, ale jeśli już mówicie o filmowych plenerach do Bonda, to i o plenerze do filmu z Leonardo di Caprio warto wspomnieć 😉 Do listy, co można robić w Krabi w kilka dni, dodałbym jeszcze: zapisać się na kurs masażu tajskiego. 100$ za 4 dni ostrej nauki, przydaje się potem w Polsce 😉 No i jednak chyba nazwa tego miasta ma coś wspólnego z krabami, skoro przy głównej nadrzecznej promenadzie roi się od krabich ornamentów, a ukoronowaniem tego umiłowania dla krabów jest dziwaczny pomnik ku czci Wielkiego Kraba (i małych krabków) https://www.google.pl/maps/place/ลานปูดำ/@8.0670065,98.9169656,3a,75y,331.49h,75.76t/data=!3m7!1e1!3m5!1sz0mpTGOfuSU7jwNfr4G7Gg!2e0!6s%2F%2Fgeo2.ggpht.com%2Fcbk%3Fpanoid%3Dz0mpTGOfuSU7jwNfr4G7Gg%26output%3Dthumbnail%26cb_client%3Dmaps_sv.tactile.gps%26thumb%3D2%26w%3D203%26h%3D100%26yaw%3D91.656311%26pitch%3D0!7i13312!8i6656!4m13!1m7!3m6!1s0x305194a19fa7870d:0x8e90b452cd1b7627!2zS3JhYmkgUml2ZXIgTWFyaW5hIOC4l-C5iOC4suC5gOC4l-C4teC4ouC4muC5gOC4o-C4t-C4rQ!3b1!8m2!3d8.0558356!4d98.9202745!3m4!1s0x0:0xcfe314bdda2519e5!8m2!3d8.0671051!4d98.9173244!6m1!1e1
Maya Bay nie jest już dostępna dla turystów. Płynąć na phi phi ferry na chwile zatrzymuje się obok żeby podziwiać z daleka ale turyści nie mają prawa wtepu na plażę a lodzie podplyniecia bliżej.
Byłam, Tajlandię zwiedziłam i też uważam , że Krabi jest boskie;-), i ten port rybacki, gdzie serwują przepyszne jedzonko regionalne…
Cudowne zdjęcia! 😀
Turyści tak, komercja tak, ale i tak uważam, że to jeden z piękniejszych regionów Tajlandii. Właśnie dzięki przyrodzie, mogotom i szmaragdowej wodzie.
Trudno polemizować. Ale szkoda, że rafa w tym miejscu powoli się kurczy
Gdziewyjechac.pl – Wędrowne Motyle jak wszędzie niestety 🙁 niemniej wojskowi chcą jakoś z tył walczyć wiec może coś się ruszy. W innych krajach jest gorzej.
No laseczka juz caly swiat chyba zwiedzila :-*
Ania jaki lachooon