Adam wrócił ze Sri Lanki. Nigdy tam nie byliśmy. Gdy zapytałem go jak było odpowiedział, że „zajebiście, spoko jedzenie, super klimat”. Gdy byłem ciekaw jak tam jest, odpowiedział, że „inny świat człowieku, to trzeba zobaczyć”. Adam nie zaskoczył mnie.
Kasia wróciła z Suwalszczyzny. Nigdy tam nie byliśmy. Gdy zapytałem ją jak było, odpowiedziała „wyobraź sobie środkową Finlandię, tylko więcej wybrzuszeń. Wystarczy wejść na jedno, rozsiąść się i widzisz scenografię jak w teatrze: pierwszy, drugi, trzeci czwarty plan. Raz ze srebrnym jeziorem, raz z żółtym wzgórzem, raz z niebieskim jeziorem, raz z brązowym wzgórzem… I te wysokości względne są niesamowite”.
Kasia zaskoczyła mnie. W tym wpisie gościnnie wystąpiła trójka takich osób.
Znamy sporo osób, które wróciły z dalekich krajów, ba nawet takie, które w dalekich krajach były dość długo, ale przy głębszej rozmowie okazuje się, że nie miały okazji, nie chciały, nie potrafiły poznać tego kraju w sposób nawet podstawowy. Wręcz nie znały jego historii, klimatu czy fauny. Albo nie mogły, nie chciały nie musiały. Nie nam to oceniać tak naprawdę. Nie każdy potrafi opisywać czy opowiadać. Ale nie każdy potrafi też odczuwać. My też się wciąż tego uczymy.
Ale do czego zmierzam…
Spora część ludzi błędnie zakłada, że podróż musi być daleka. Że samo słowo „daleka” już definiuje podróż właśnie. Że jak podróż to daleka, egzotyczna, orientalna. Że D-A-L-E-K-O to tak naprawdę podróż. I że P-O-D-R-Ó-Ż to wtedy, gdy dopiero daleko.
Że w takim razie:
– to nie dla mnie, marzenie ściętej głowy
– Oni to mają życie. Ten to pożyje
– Ci to podróżują a niech ich drzwi ścisną
– Chyba trzeba Cię zbanować za te fotki
I koło się zamyka.
I piszemy to my, którym blog wywrócił życie o 180 stopni i dzięki blogowi w dwa lata odwiedziliśmy środkowoamerykańską dżunglę, Jawę, metropolie Półwyspu Malajskiego czy Indyjskie zachodnie wybrzeże, Stany Zjednoczone , Chiny, Japonię, Tajlandię, Andaluzję i wiele innych miejsc, mając tyle samo dni urlopu co reszta Nowaków. A obiecaliśmy sobie, że od tego roku każde lato będziemy spędzać w Polsce. Bo ona na to zasługuje. Ba, postanowiliśmy wręcz mocniej eksplorować znów swój region.
Słuchajcie – podróż to nie odległości. Kto tak myśli – błądzi. Jesteście fantastycznymi podróżnikami i odkrywcami. Potraficie odkryć i zobaczyć coś, czego nikt Wam nie zabierze. Wszyscy!
Odczuwaj a nie podglądaj!
Naszym zdaniem podróż to coś innego niż przemieszczanie się. To nawet coś innego, niż poznawanie obcych kultur i ludzie poznani po drodze. Podróż to stan, w którym czujesz, że zerkając w każdą z czterech stron jesteś w stanie się zachwycić czymś, czego nie widzisz w miejscu, gdzie przebywasz najczęściej. Miejsce, które Cię otacza możesz opisać na nowo i wiesz, że zanim wrócisz w poniedziałek rano do pracy, możesz oprzeć głowę o szybę w tramwaju, zamknąć oczy i jeszcze raz rozejrzeć się we wszystkie cztery strony. I wiesz, że było inaczej. To też była podróż. Nawet jeśli zajęła Ci pół dnia wyjazdu za miasto albo trzy godziny spaceru.
„Podróż to stan, w którym czujesz, że zerkając w każdą z czterech stron jesteś w stanie się zachwycić czymś, czego nie widzisz w miejscu, gdzie przebywasz najczęściej”
Wiadomo, różne komplementy cieszą blogera. Ale nas osobiście bardzo cieszą te w stylu „po przeczytaniu i zobaczeniu tego miejsca u Was zupełnie inaczej na nie teraz patrzę”. Bardzo sie staramy pokazywać różne miejsca trochę inaczej. To ryzykowne, ale potrzebne. Ale niektórzy to rozumieją. Nawet Ci najwięksi, naprawdę doświadczeni podróżnicy.
Sporym zaskoczeniem było dla mnie, gdy podczas nagrania programu podróżniczego Tomka Michniewicza w Radiowej Jedynce, jakies 2 mies temu mieliśmy rozmawiac o tym „jak powinno się opowiadać o podróżach”. No spoko. Ale dodatkowo Tomek mocno skupił się na wątku… podróży do ostatnich przystanków, którą wymyśliliśmy i zamierzamy rozwijać. Sam chciał. To było niezwykle miłe.
Bo czym jest podróżowanie bez umiejętności „odczuwania miejsc”? Tylko przemieszczaniem się.
Czym jest podróżowanie bez świadomości pewnych zjawisk i procesów? Tylko podglądaniem.
Ktoś może mieć zdrapane połowę mapki – zdrapki czy innej, wypełnianej kolorami na tripadvisorze, ale gdy zapytasz go, jaki kolor nieba w swoich podróżach najbardziej zapamiętał, może mieć problem, bo przecież niebo jest albo niebieskie albo czarne. Prawda?
Ktoś może mieć przelatane i zakreskowane w flightdiary trzy razy więcej niż ma równik, ale gdy zapytasz go o to czym różnią się drzewa te na równiku i te łęgowe koło Piotrkowa, może mieć problem, bo przecież drzewa są liściaste, iglaste i tropikalne. Co nie?
W końcu ktoś mógł próbować najlepszych potraw w świetnych restauracjach, ale gdy zapytasz go, by opowiedział jaka jest historia tej potrawy i skąd biorą się jej składniki, może mieć problem bo przecież wszystko jest oczywiste: jacyś lokalni dostawcy. Ewentualnie… o zobacz, ale mam całe danie na tej fotce.
Podróż to smak nieznanej Ci dotąd potrawy, niezwykle aromatycznej i historia jej pochodzenia, która gdzieś tam chowa się w talerzu ale również swojskiej kiełbasy, upieczonej na własnoręcznie wykonanym patyku z nadrzecznej wierzby nad ogniskiem pośrodku zakola rzecznego. Albo zapach suszonej trawy podczas sianokosów. Albo chabry w środku jęczmienia i remizy przy betonowych słupach (wiecie co to są remizy?). Albo poranne uliczki w Rzymie, gdy wilgoć po służbach porządkowych miesza się z pyłem miasta i zapachem z piekarni.
Podróż to zapach orientalnej przyprawy, którego nigdy nie zapomnisz, ale również specyficznej mieszanki dojrzewającego zboża i mokrej ziemi tuż po burzy na wzgórzu obok Twojego miasta.
Podróż to świadomość.
Tym sposobem podróżą będzie dotarcie do najpiękniejszej skarpy nad rzeką w twoim mieście albo blisko tego miasta. Skarpy nad rzekami to wbrew pozorom nie są powszechne miejsca. Dlaczego rzeka w tym miejscu nie dała rady sforsować ziemi? Miała tyle czasu, a poddała się, zakręciła a teraz powstała dzieki temu naturalna scena. Fachowo nazywa się to „terasa”. Niedawno podobną odkryłem blisko drogi powrotu z pracy do domu. Druga sprawa, że znana Ci rzeka prawdopodobnie kilka tysięcy lat temu płynęła w innym miejscu. Jesteś w stanie odnaleźć dawne koryto i zobaczyć co tam dziś jest? Wejdź na google maps i szukaj blisko charakterystycznych zawijasów w kształcie litery „C”.
Wejdź i zerknij na swoje miasto z nieznanej perspektywy, rozejrzyj się dookoła
Tym sposobem warto też kupić sobie mapę turystyczną okolicy swojego miasta lub miasta. I odszukać trochę miejsc, ograniczonych (na ogół) zieloną przerywaną linią lub zielonymi odwróconymi literkami T. To zapewne rezerwat, użytek ekologiczny, obszar chronionego krajobrazu etc…
Może to czas zdobyć najwyższe wzgórze w okolicach Twojego miasta? Polska generalnie jest płaska, ale lądolody nieźle ją przeorały. Wejdź i zerknij na swoje miasto z nieznanej perspektywy, rozejrzyj się dookoła. Tu wszędzie kiedyś była ogromna połać lodu. Właśnie udało Ci się dotrzeć na teren dawnej Arktyki. A może zdobądź „koronę” swojego miasta. W Warszawie już na to wpadli.
Nie ma miejsc, w których nic nie ma
Celem podróży może być też światło. Śmiejcie się, ale światło jest różne. Najgorsze i najnudniejsze w środku dnia, pomiędzy 12 a 14. Wtedy pionowa lampa zaburza świat. Cienie są krótkie, kontrasty pomiędzy wypaloną bielą a czernią za duże. Zawsze na 2 godziny przed zachodem słońca (tu sprawdzaj godziny) światło jest płaskie, faktury budynków głębokie, świat zmienia się w obraz impresjonistów lub klasycystów. Ludzie rzucają długie, brązowe cienie a słońce przebija się przez liście w taki sposób, że ta zieleń zawsze jest taka oliwkowa. Na godzinę przed zachodem startuje złota godzina – raj fotografów, jaskółki schodzą już nisko, wtedy warto zawsze być… gdzieś. Gdziekolwiek.
Pisaliśmy o tym jakiś czas temu w bardzo dobrze przyjętych postach: „Uciec, ale dokąd?” oraz „Co się liczy” i chcemy kontynuować zachęcanie Was, wszystkich, którzy nas odwiedzają i czytają, że podróżowanie, wyciskanie ze swojego czasu wolnego każdej chwili na odkrywanie miejsc inaczej – to kwestia umiejętnego podejścia do tematu a nie pieniędzy i mnóstwa czasu wolnego.
Dlatego warto przeprosić się z geografią, historią i przyrodą. Np. jeśli mieszkacie w Krakowie. Wiedzieliście, że na granicy miasta jest miejsce, gdzie kilkadziesiąt tys. lat temu mieszkała całkiem spora grupa człowieka pierwotnego?. Takie historię akurat pokazuje Gosia na swoim kanale przygodowym. Takich osób jest sporo.
Znamy naprawdę bardzo dużo blogów podróżniczych, wiele bardzo ciekawych. Ale najciekawiej się czyta i największą wartość mają dla nas te, w których widać, że osoba pisząca ma wielką wrażliwość do opisywanych miejsc. Poza tym, że jest użyteczny, przydatny, wnosi „coś” to potrafi opowiedzieć ciekawie historię o kamieniu, jeziorze, górskim masywie, rzece albo miejscu, o którym większość pisała, że „nic tam nie ma”. Podróżniczy bloger nie powinien tak pisać. Nie ma miejsc, w których nic nie ma. To po prostu nierealne.
Do grona kilkunastu takich blogerów możemy zaliczyć między innymi Anitę Demianowicz, Justynę Sekułę czy Pawła Klimka. Czytając to o czym piszą i jak piszą zawsze możesz mieć pewność, że choćby 20 osób napisało TAK czy SIAK to oni napiszą inaczej.
Zapytaliśmy ich o ich ulubione miejsca. Ale nie w kontekście geograficznym. Tylko właśnie tym, o czym. Bardzo nam miło, że ze chcieli wziąć udział w tej dyskusji…
Anita Demianowicz
Autorka bloga https://www.banita.travel.pl/. Poznaliśmy się przy okazji podróży do Gwatemali. Najpierw oczywiście wirtualnie. Anite warto podglądać, ponieważ podróżuje rowerem, robi bardzo, ale to bardzo fajne zdjęcia miejsc, które odwiedza. I robi to często telefonem, udowadniając, że liczy się kontekst i kadr a nie jakość i rozdzielczość. No i co najważniejsze – ma wielką wrażliwość do miejsc. Niedawno okrążyła Polskę na rowerze w 7 tygodni. Niespiesznie, po cichu, po swojemu, poza miastami. Ale gdybycie prześledzili jej relacje – zupełnie inaczej zaczniecie patrzeć na nasz kraj. I okazało się to strzałem w dziesiątkę. O wyczynie Anity dyskutuje od piątku prawie cały Internet 🙂
Anita o swoich ulubionych miejsach. Samotne drzewa i dramatyczne niebo:
fot. Anita 🙂
Drzewa od wieków były symbolem cykliczności natury, następowania po sobie pór roku. Wierzono, że tkwi w nich siła, a nawet, że mieszkali w nich bogowie, a więc od zawsze były związane z magią i często były obiektem kultu. I może właśnie ten oplatający drzewa mistycyzm tak mnie do nich przyciąga, szczególnie do „samotnych” drzew, które według mnie symbolizują siłę, konsekwencję, wytrwałość. Myślę, że tak kocham samotnie tkwiące gdzieś na polu czy na skale drzewa, bo się z nimi utożsamiam.
A dramatyczne niebo… Zapowiada ulewę lub burzę. Niesie ze sobą z jednej strony grozę, ale z drugiej nadzieję, bo przecież zawsze po burzy przychodzi słońce, a po deszczu pojawia się tęcza. Chmurne, wydawałoby się posępne niebo budzi niepokój, ale taki, który niesie ze sobą ożywienie. Najbardziej lubię to, któremu towarzyszy naturalne podświetlenie zdominowanego przez chmury słońca. Niezależnie od szerokości geograficznej jego niewyobrażalnie piękno każdorazowo oczarowuje mnie.
Paweł Klimek
Autor bloga W dobrym kierunku i współpracownik podróżniczej redakcji Onetu. Z grona nam znanych i czytanych, człowiek, który – zaryzykujemy stwierdzenie – absolutnie najlepiej i najbardziej wyczerpująco potrafi słowem opowiedzieć o miejscach. I co ciekawe – skondensować to czasami w kilku zdaniach. Niesamowita geograficzna i historyczna erudycja, wielka wiedza, świetna analiza podróży i lekkie pióro. Zahaczając o jego opisy, np. miejsc, które niby dobrze znacie – zapragniecie tam wrócić i pojrzeć na nie jeszcze raz. Na początek może – zacznijcie od jego fanpage. Naprawdę…
Paweł o swoich ulubionych miejscach. Górskie polany
fot. Paweł
Nie ma dla mnie takich miejsc, do których nie można podróżować. Nie gra tu bowiem roli odległość czy tak zwana sława jakiegoś miejsca. Podróżowanie to nie jest prosta funkcja odległości, lecz raczej stan umysłu, lub jak wolą niektórzy – rodzaj sztuki. To przemieszczanie się, którego istotną częścią jest odkrywanie na nowo miejsc, które się zna, lub które po prostu podobne są do tych które znamy i lubimy. Czasem jedzie się kilka tysięcy kilometrów, a czasem wystarczy wybrać się godzinę drogi od domu. Przypuszczam, ze większość ludzi, którzy podróżują, ma takie nieodległe miejsce, gdzie zaczyna się każda podróż, które samo w sobie jest celem i inspiracją zarazem.
Ja mam „swoją” polanę w górach, na której zarzuciłem „podróżniczą kotwicę” – w letnie wieczory świerszcze grają swoją niedokończoną nigdy symfonię, pachnie świeżym pokosem, a nad drzewami w oddali rysują się szczyty, które zawsze wydają się zapowiadać, że już niedługo kolejna przygoda. Choć tak naprawdę, leżąc na trawie, wiem, że w podroży jestem cały czas. Odnajduję bowiem w tym jednym miejscu obrazy i przeżycia z wszystkich innych gór, po których wędrowałem. W tym jednym miejscu koncentrują się myśli i obrazy, krzyżują się górskie ścieżki z Alp, Riły i Pirenejów, przeszłość i przyszłość splatają się w jeden węzeł. To miejsce w którym z dawnych przeżyć rodzą się nowe plany. Z rzeczy bliskich i małych tworzy się świat wielki i odległy, ale przecież od zawsze tak upragniony. Z mojej polany widać po prostu wszystkie inne polany świata
Justyna Sekuła
Osoba, którą podglądamy od dawna, nie tylko z uwagi na to, że pochodzimy z tego samego Beskidu 🙂 Pięknie pisze o górach i ucieczkach. Prowadzi bloga With Love. Mocno małopolskiego. Ale to też plus. Fantastyczne zdjęcia niby zwykłych miejsc, klimat, umiejętność dojrzenia drugiego a nawet trzeciego dna. Wręcz mitów i legend, które pasują jak ulał do wielu lokalizacji w Polsce. Niedawno rozpoczęła kurs przewodnicki. To co robi jest takie bardzo „przysiadalne”, sentymentalne, daje szanse nam zatrzymać się. A jednocześnie nie tracić tego co najfajniejsze w życiu.
I tu uwaga – czy najlepsi przewodnicy nie powinni mieć takich umiejętności opowiadania o miejscach i historiach jak najlepsi blogerzy podróżniczy? I na odwrót, czy najlepsi blogerzy podróżniczy nie powinni mieć na podorędziu tego zasobu wiedzy o miejsach, co najlepsi przewodnicy?
Justyna o swoich ulubionych miejscach. Cmentarze wojenne
fot. Lukasz Libront
Zniszczone, zapomniane, na odludziu. Przeżarte rdzą lub zgnilizną krzyże, porośnięte mchem nagrobki, mogiły schowane w leśnych zaroślach. Przyroda upomina się o swoje. Stare cmentarze wojskowe z czasów Wielkiej Wojny mają swój niezwykły, mistyczny klimat. Z jednej strony fascynują tajemnicą obco brzmiących nazwisk, z drugiej przerażają wizją hektolitrów krwi, która wsiąknęła w ziemię. Którą od lat karmią się drzewa. Historia na wyciągnięcie ręki i jej chłodny oddech na plecach. Przystań na chwilę. Być może usłyszysz cichy odgłos dalekiego wystrzału. Kątem oka dostrzeżesz ruch za swoimi plecami. Poczujesz zapach prochu. Być może. „Nie płaczcie, że leżym tak z dala od ludzi, a burze nam nieraz we znaki się dały. Wszak Słońce co rana wcześniej nas tu budzi i wcześniej okrywa purpurą swej chwały”.
#podrozedotutaj
Więc po prostu obiecaj nam coś. Jak nazywasz się prawdziwą motylofanką, prawdziwym motylofanem…
Jeszcze w czasie tego lata. Wyrusz w Podróż Do Tutaj. Nie szukaj wymówki. Zajmie Ci to jedną niedzielę, pół niedzieli, jeden wieczór. Albo jedną chwilę…Znacie takie rodzaje miejsc, które zawsze są… hmm, do opowiedzenia? Ta skałka, jezioro, plaża, wzgórze, wąwóz, podwórko, wioska, ruiny, klasztor, mural, kamienica, nieczynne tory, łąka.
Śmiało, proponujcie, zainspirujcie innych. Zachęcamy też Was do tagowania swoich zdjęć na fb i instagramie tagiem #podrozedotutaj. Zbierzmy te miejsca – opowieści 🙂p.s. a na koniec zobaczcie to wideo 🙂 Warto
Czasami blisko jest naprawdę pięknie. Najpiękniejszy wschód słońca widziałam w drodze do pracy, 5 km od domu. Nigdy nie zapomnę pola maków na przejażdżce rowerowej 20 km od domu. Zresztą ja zawsze broniłam Polski i opowiadałam jakie piękne mamy miasta, czy pokłady przyrody w postaci gór, morza, jezior. Dla mnie najpiękniejsze plaże to te nad Bałtykiem – no dobra, z jednym wyjątkiem Hawajów 🙂 Mam zachwyty zagraniczne, mam swoich faworytów jeśli ktoś by zapytał o najpiękniejsze miasto, zachód słońca, malownicza droga, jakiego smaku nie zapomnę, czy zapachu, ale mój dom to Polska.
Wydaje mi się iż najważniejsze żeby nie siedzieć w miejscu. W Polsce jest wiele wspaniałych miejsc wartych odwiedzenia, wystarczy spakować się wsiąść do samochodu i oddać się podróży przed siebie…
Dokładnie. Sam do Krakowa mam godzinę a to moja ulubiona destynacja.
Pięknie!
Zbieżna z tą myślą książka: „Mikrowyprawy w wielkim mieście”, Łukasza Długowskiego.
Bo cieszyć się trzeba umieć:) A wtedy można i z małych rzeczy:)
Cały tekst jak zawsze świetny. Jak dla mnie to wpisuje się tak trochę w trend Mindfulness 🙂 I fajnie. Ja nauczyłam się podróżować wolno i jak piszecie „do tutaj” dopiero podczas rocznej podróży kiedy był czas na wszystko. Całe szczęście, że tak się stało bo przeoczyłabym tyle fascynujących miejsc, ludzi, odczuć i wspomnień. W tym roku, podobnie jak Wy i zdecydowana większość blogerów podróżniczych, wybrałam Polskę. Jeszcze do końca nie wiem gdzie pojadę (ciężko zdecydować gdy tyle fascynujących miejsc mamy w kraju) ale z pewnością będzie to wyjazd w wolnym stylu. Polecam tez podróże z dziećmi, z nimi nie da się szybko podróżować więc jest czas na chłonięcie obecnej chwili i miejsca. Pozdrawiam i pięknej Polski życzę!
Ciekawy termin. Dotąd dla nas nieznany. Pomyślcie o Roztoczu z Bieszczadami a może Sudety i Kotlina Jeleniogórska?
Wspaniały artykuł. Zgodzę się z fragmentem o świetle – nigdy nie zapomnę dnia jak raz musiałam się zerwać o świcie by pojechać do dentystki. Wyjazd z domu po 6, rowerem, do sąsiedniej miejscowości. I ta droga którą jeździłam wyle razy, te promienie wschodzącego słońca pomiędzy drzewami i ta zanikająca mgła! Cudo! Niezapomniane chwile 20min od własnego domu 🙂
Tekst-miód na moje serce. Nieprędko będzie mi dane wyruszyć w jakąkolwiek podróż ( tak się ułożyło). Może ktoś będzie się śmiał, ale w tym momencie, wyrwanie czasem 2-3 godzin na przejaźdżkę rowerową to dla mnie właśnie podróż i wielka przyjemność. Może kiedyś…marzenia na przyszłość jeszcze są 🙂
„Podróże to nie odległość” Już samo to daje do duuużo do myślenia 🙂
Świetny tekst; dziękuję i gratuluję 🙂
Dla mnie podróżowanie to wyższy poziom rehabilitacji dla duszy i ciała. Życie daje nam wybór. Od nas zależy czy będziemy coś czuli, czy zrobimy to byle jak, byleby pochwalić się zdjęciem z daleka…Gdy jednak czujesz to co robisz, a każde miejsce i drugi człowiek to dla Ciebie historia, która za każdym razem tworzy się od nowa to wiedz, że prawdopodobie zaczynasz tym oddychać i nie będziesz mógł bez tego żyć 🙂
w punkt Kasia 🙂
Podróż to dla mnie poczucie wolności. I podobnie jak Wy nie muszę tego uczucia szukać na drugim końcu świata. Staram się „nie mieć”, to bardzo ułatwia podróżowanie.
Po prostu piękne! Takie w punkt, „podróż do tutaj” – biorę to sobie od Was:)
Jeden z mądrzejszych tekstów jakie miałam przyjemność czytać na blogach. Daje takiego kopa motywacyjnego i energii, że właściwie chce się wziąć plecak i wyjść teraz gdziekolwiek!
Hej, pozwoliliśmy sobie udostępnić na naszym fanpage’u Twój artykuł 🙂
Świetny tekst o wartościach płynących z podróżowania, dużo daje do myślenia! 🙂
Kiedy wszystkim opowiadalam, ze w podroz poslubna pojechalismy do Krynicy Gorskiej i na Mazury, z reguly wszyscy otwierali oczy ze zdziwienia i pytali: „Ale jeszcze pojedziecie gdzies dalej?”. Niezly ubaw.
Macie cenne informacje,na pewno kiedyś z nich skorzystam..!! Czytałam o Kapadocji ,byłam w Turcji w Kemer,i wtedy powiedziałam,że muszę tam wrócić bo nie zobaczyłam Kapadocji,zwiedziłam Pamukale,byłam zachwycona !! Dwa lata temu przeszłam poważną operacji kręgosłupa i dopiero dochodzę do siebie,ale marzenia przetrwały…………pozdrawiam !!
Bardzo fajny tekst, niby taki oczywisty, a jednak nieraz warto o takich rzeczach wspomnieć. Czasami trafiam w drodze na ludzi, którzy jakby nie wiedzą gdzie są, zadają dziwne pytania i mam też wrażenie, że trochę tym ranią miejscowych. Bo pytają naprawdę o podstawy. Zawsze mi się wydawało, że jadąc gdzieś cokolwiek sprawdzasz o danym kraju, nawet jak jedziesz „na doczepkę” z jakąś ekipą. Chyba jednak nie. Jeśli chodzi o miejsca pobliskie to pomyślałam nawet nie o samej Polsce co o moim mieście. Kiedy tam mieszkałam regularnie odwiedzałam podwórka. Nie do wiary ile tam się zmienia (lub nie) na przestrzeni lat. Jakie rzeczy można tam zobaczyć między kamienicami. Teraz bywam niestety w rodzinnym Wrocławiu rzadziej za to każdy spacer przez miasto i zaglądanie w stare zakamarki przynosi nowe odkrycia 🙂 Pozdrawiam 🙂
Masz racje. Może to zbyt sentymentalne, ale teraz z chęcią wybiorę się na moje stare osiedle (niby 10km z Szombierek ale dawno tam nie byłem) i jestem przekonany, że to będzie ekscytujaca podróż. A co do wiedzy – zgoda. Też niestety spotkalismy takie osoby. I to nieprzypadkowe, ale takie, które miały za sobą np 30 krajów. Ale jakimś cudem nie byli to ludzie „podróżujący” a odwiedzający
Moi rodzice już to dawno wiedzieli, w niedzielę wsiadaliśmy do auta i jechaliśmy w niezanane 😀 Gdzie byśmy nie dojechali (a raczej nie dalej niż 100 km od domu) było super 🙂
cudowne słowa i parę zdań, które wypiszę i powieszę przed sobą 🙂 i zaraz szeruję, dziękuję!
Tak! To stan umysłu
Bardzo dobrze napisane. Ja znam takich ktorzy z podrozy do bardzo dalekiego i egzotycznego kraju pamietaja tylko po ile byly drinki przy basenie. Dla mnie tez wyjazdy i te dalsze i blizsze to przygoda, uczucia, zapachy, kolory. Ostatnio odkrywam najblizsze okolice.
Dostrzeganie na nowo tego piękna, które na co dzień nas otacza, to jedna z rzeczy, które najbardziej lubię w podróżowaniu 🙂 Bo jedno dno podróżowania to to wszystko co widzisz, czujesz i smakujesz w podróży, to jak ona otwiera człowieka na doznania, na świat i na innych, ale drugie dno to to, że po jakimś czasie w drodze wracasz do domu za którym tęskniłeś, którego nie widziałeś na co dzień i nagle widzisz wszystko to, czego nie widziałeś ostatnim razem idąc na spacer, każdy piękny budynek, każdy cud przyrody – jakbyś nadal był w podróży i widział to wszystko po raz pierwszy 🙂 Już jakiś czas temu zauważyłam, że robię najwięcej zdjęć Krakowa po tym jak wracam do niego po długiej nieobecności 😉
a podobno Kraków da się niby „nie lubić” 🙂
Podpisuję się pod każdym zdaniem 🙂 Właśnie dlatego powstał nasz Klub i dokładnie to samo powtarzam na każdym spotkaniu 🙂
zgadzam się…
Też tak mam, ale tylko jak się naćpam. Fascynuje mnie każdy zakątek mojego miasta i okolic. Miejsca których na trzeźwo nigdy nie dostrzegałem. Naprawdę niesamowite uczucie.
Dziękuję za tak fajny tekst 🙂
Dla mnie podróż wiąże się ze zmianą. Ale nie koniecznie z przemieszczaniem się w fizycznej przestrzeni, odwiedzaniem nowych krajów, miast czy miejsc, ale zdecydowanie ze zmianą perspektywy patrzenia na rzeczywistość, ze zmianą wewnętrzną. Taka podróż może być jak piszecie blisko, tuż za rogiem własnego domu. Całe życie mieszkam na jednym osiedlu w Warszawie i od czasu do czasu lubię sobie na to swoje osiedle popatrzeć z różnych klatek schodowych, balkonów czy nawet drzew 🙂 Nie mówiąc o tym, że ciągle coś się tutaj zmienia – po niebie suną chmury, trawa się zieleni, woda w stawie przybiera coraz to rożne kolory w zależności od pory roku, opadów, temperatury. A ludzi w blokach obok mieszka około 10 tysięcy, więc osobowości i historii ludzkich jest tu bez liku.
Jednak z drugiej strony nawet najbardziej wyczulona wrażliwość na świat wokół własnego domu, miasta czy na własny kraj, nie da według mnie tak diametralnej zmiany perspektywy, takiego przewartościowania jak ta sama wrażliwość w kontakcie z odmienną kulturą, światem przyrodniczym, inaczej myślącymi i czującymi ludźmi w odległych zakątkach globu. Gdybym tylko ograniczył się do swojego podwórka mój świat byłby o wiele mniej pełny w możliwości i nasze ludzkie wrażliwości. Każda kultura jest otwierająca, ale też zamyka się na jakiś aspekt rzeczywistości. I dlatego im więcej odkryjemy tych ludzkich perspektyw tym więcej później zauważymy na własnym podwórku. Np. bez mojego osobistego kontaktu z Japończykami, Japonkami i ich niesamowitą wrażliwością na zmiany pory roku, przyrodę wyrażoną np. w ogrodach w Japonii prawdopodobnie nigdy sam bym jej nie odkrył w sobie, a ludzie wokół nie nauczyliby mnie czegoś podobnego. Mój świat byłby zdecydowanie uboższy i w mniejszym stopniu przesiąknięty tym co w Japonii nazywa się „mono no aware” -zdolność do bycia poruszanym przez rzeczy. To dzięki wyprawie do dalekiego świata zyskałem coś co zmieniło mnie bezpowrotnie.
Dlatego warto zarówno badać to co wokół, ćwiczyć swoją wrażliwość na otaczający świat, ale też odkrywać inne, mniej znane lub kompletnie nie znane w naszym kręgu kulturowym wrażliwości.
To prawda. Ale wyobraź sobie, że ktoś jest pozbawiony możliwości wyjazdu do Japonii. czy to znaczy, że nie ma szans na odkrycie w sobie wrażliwości „mono no aware” 🙂 ? Wiele miejsc na świecie widzieliśmy, niebawem również krąg kulturowy, który opisujesz a jednak sądzimy, że kwestie kontrastów kulturowych nie są aż tak mocne jak po prostu wrażliwość przestrzenna.
Według mnie, niestety niektórych wrażliwości nie da się odkryć mieszkając u nas i nie wyjeżdżając nigdy do innego kręgu kulturowego. Bez braku osobistego doświadczenia czym jest ból głowy nie za bardzo pojmiemy, kiedy ktoś zacznie nam tłumaczyć co się czuje, kiedy się go przeżywa. Oczywiście coś sobie wyobrazimy na jego temat, ale będzie to tylko wyobrażenie uskładane z naszych dotychczasowych doświadczeń z bólem i głową. Jednak kiedy pewnego dnia sami go pierwszy raz w życiu poczujemy, wszystko stanie się dla nas klarowne i jasne. Będziemy bogatsi o pewną osobistą wiedzę i będziemy zdecydowanie lepiej współczuć innym osobom z bólem głowy, bo to w końcu nieprzyjemne uczucie 🙂
Tak samo z pewnymi wrażliwościami na świat, które wynalazła ludzkość w różnych miejscach globu w trakcie swojego rozwoju. Uczymy się odczuwać świat, specyficznie go przeżywać na podstawie tego, co jest nam dostępne w naszej kulturze, na podstawie tego co w życiu sami doświadczyliśmy. Oczywiście są wybitne jednostki, które coś nowego wprowadzają do danych kultur i tworzą ich rozwój, ale one także są w pewien sposób ograniczone – choćby mówią językiem danego kraju czy odnoszą się do problemów danego miejsca i czasu. Dlatego np. nauczenie się obcego języka, dla przykładu japońskiego otwiera, nam świat nowych możliwości. Jeśli jesteśmy kobietą nasz język stanie się bardziej „poetycki” niż mężczyzn, zaczniemy też odczuwać różnice i subtelności w kontaktach z osobami w rożnym od nas wieku i o różnym statusie społecznym itp. (w języku japońskim używa się różnych formuł w zależności kto i komu mówi). A kiedy sami wyruszymy w daleki świat odkryjemy rzeczy o których nigdy nawet nie pomyśleliśmy. Zadamy sobie nowe pytania i odkryjemy nowe odpowiedzi. Dlatego tak fascynujące są podróże. Zwłaszcza te dalekie. I nie zastąpią ich, według mnie, opowieści innych osób. Wszystko musimy odkryć sami.
Oczywiście wszyscy jesteśmy ludźmi bez względu na to, czy urodziliśmy się i wychowaliśmy w Polsce, Arabii Saudyjskiej, Japonii czy Chile, mamy to samo ciało i podobne możliwości. Jednak warto nie zapominać, że przez wieki byliśmy odizolowanymi kulturami, mało albo w ogóle się ze sobą kontaktującymi i dzięki temu stworzyliśmy na bazie tego samego ludzkiego ciała inne wrażliwości i inny odbiór świata. Ja uważam to za piękne – nasze podobieństwo i nasze różnice.
A tak poza tym udanej podróży do Azji Wschodniej 🙂 To mój ulubiony rejon naszej planety.
Tak, wszystko się zgadza, mam jednak wątpliwości, że lokalne podróże biorą się poniekąd z powiedzenia: „jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma”. Nie uwierzę, że przeciętny Polak o duszy włóczykija zamiast Sri Lanki wybierze Suwalszczyznę. Odwiedzamy chętnie nasze polskie rejony, bo na takie podróże nas stać. Oczywiście nie jest to powód do wstydu, bo Polska to piękny kraj: od gór po Bałtyk, i, wszędzie znajdziemy coś ekscytującego, odkryjemy niebanalną historię miejsca, ale, nie okłamujmy się, że chodzi tu jednak o coś innego… 🙂
Może tak a może nie. Ci co to pisali trochę już na świecie widzieli. A mimo tego sądzą tak a nie inaczej
Stuprocentowe poparcie! Moim rodzinnym Toruniem zaczęłam się interesować dopiero wtedy, kiedy się z niego wyprowadziłam. Przyjeżdżam raz na miesiąc-dwa i nagle widzę masę intrygujących miejsc, które chciałabym lepiej poznać. Teraz robię rajd po cmentarzach. Przy każdej wizycie – dwa-trzy. Istniejące i nieistniejące. Czuję się, jakbym zdobywała skraj świata 🙂
nie jest ważne dokąd tylko jak
Przepiękny wpis, zgadzam się z Wami w 100%. Sama planuję jedną czy dwie podróże zagraniczne w roku, ale pozostały wolny czas przeznaczam na odkrywanie Polski. I aż mi się ciśnienie podnosi, gdy ktoś mi mówi, że w moich stronach nie ma nic ciekawego. A drewniane cerkwie, a cmentarze opuszczone w lesie, a pierwotne lasy z czystymi rzekami, małe miasteczka z galicyjskim klimatem, gdy zaczynam wymieniać oczy rozmówcy robią się coraz większe ze zdziwienia, bo o tym albo nie pomyślał, albo nigdy nie słyszał, bo brak mu ciekawości regionu, a promocja władz jest za mała.
Świetny wpis. Jestem pod wrażeniem, bo mi samej coś takiego chodziło po głowie. W związku z czym planuję podróże wcale nie tak dalekie, ale za to do nieodkrytych przeze mnie jeszcze miejsca. Szacun za te słowa! 🙂
Zgadzam się z wami w 100%. Nie mam zbyt wiele czasu na podróżowanie, ale po ostatnim samotnym wypadzie do Gruzji doszłam do wniosku, że podróżowanie to nie tylko dalekie kraje ale także okolica w której mieszkasz i się poruszasz. Jak często ciągnie nas w nieznane a tego co mamy na wyciągnięcie ręki nie potrafimy docenić i poznać bardziej. Nie ma co warto poznać nasz piękną Polskę.
Podróż daleka być nie musi, to prawda, to bardziej stan umysłu, który skupia się na tu i teraz. Rozbłysk wody, światło na liściu, krzywizna skrzydła ptaka, ciepło kamiennych schodów, śpiew cykad, kawa na nocnej plaży… Jednak, przynajmniej mi, tak naprawdę udaje się odpocząć dopiero po przebyciu tych minimum 200-300 km i więcej. Nie jest się już wtedy na wyciągnięcie ręki codzienności, którą zostawiliśmy w swoim mieście. Nagły telefon nie zmusi nas do natychmiastowego powrotu. Jakoś muszą sobie poradzić. Komórkę też zwykle staram się wyłączać całkiem, lub sprawdzać 1 raz dziennie. Także rozumiem tych, którzy lubię wyjeżdżać daleko, ale i wycieczka w bliskie okolice na pół dnia sprawia mi radość (no, tylko umówmy się, wycieczka do lasu zamiast zwiedzania Piramid to jednak nie to samo, ale to już kwestia konkretnej potrzeby, a nie podróży w ogóle) 🙂
Bardzo wartościowy tekst i trafia w moje przemyślenia ostatnich miesięcy. Z podróżami to jest tak, że jak już człowiek chce i może to wali w ten daleki orient. Czasami dla widoczków po prostu, bez jakiegokolwiek rozeznania i poznania. Lata mijają, orient staje się coraz mnie orientalny, powoli robi się już swojski i bywa nawet odrobinę nudnawy. I tak przychodzi chwila, gdy nagle miejsca niby oczywiste, często bliskie, zachwycają tak, jak kiedyś zachwycał Angkor Wat albo Nowy Jork, cokolwiek. W ten weekend jechałem po drogach gminnych i powiatowych do Polski dobrze mi znanej, schowanej w górach Beskidu Sądeckiego. Nie mogłem odkleić się od szyb podziwiająca, jaki ten nasz kraj piękny i kolorowy. A potem w Krynicy zachwycałem się jedzeniem tak jak kiedyś zachwycałem się orientalnymi potrawami na końcu świata. Zgadzam się, podróż wcale nie musi być daleko.
„orient staje się coraz mnie orientalny, powoli robi się już swojski i bywa nawet odrobinę nudnawy”. W sedno 🙂
co oznacza, że nigdy nie był tak naprawde orientem dla odbiorcy. Skoro spowszedniał 🙂 Krynica rulez
Krynica ok, ale Czorsztyn naprawdę daje radę! 🙂
Cała prawda, to się nie da ukryć! Polska jest piękna i cieszę się, że coraz więcej osób ma tę świadomość. Byle kiedy pytam znajomych, którzy byli w Azji, Stanach, Ameryce Płd (nieraz) „A Mazury znacie? To jest najpiękniejsze miejsce na ziemi”. Odpowiadają: „Nigdy nie byłem/nie byłam.” i nie dowierzają, że jest tam tak wspaniale. Bieszczady to samo, Tatry, Beskidy i wiele innych miejsc… Mój plan na najbliższe półtorej roku: poznać Polskę jeszcze lepiej. Bo im dalej jeżdżę tym bardziej mi się Ona podoba! 🙂
Pamiętajmy tylko, że to też nie chodzi o sam fakt, że Polska. Tu chyba wszyscy się zgodzimy, że Polska jest świetna! Raczej chodzi o ogólne potrzeganie miejc i stan ducha. Również nawet w ramach kraju 🙂
Też nie byliśmy na Mazurach jeszcze 😉
Kurde. My Mazur jeszcze nie znamy właśnie 😛
Dziękuję Wam bardzo za ten artykuł, dawno już nie czytałam nic tak prawdziwego 🙂 Utwierdziliście mnie w przekonaniu, że mam prawo czuć się podróżnikiem, chociaż moje wycieczki nie są zbyt dalekie i najczęściej kończą się w granicach naszego kraju. Bo podróżowanie to stan umysłu, odczuwanie, umiejętność dostrzegania 🙂
Między innymi o to chodziło w tym wpisie. między innymi. dzięki wielkie!
Naprawdę świetny wpis. Ryje beret. Podobnie jak „Uciec, ale dokąd?”. Powiem tyle – Dobrze, że jesteście
trochę tak, a trochę paulo gdziewyjechać coelho :*
raczej Dalej Lama 😉
a może ja po prostu w jakiejś bańce żyję, ludzi, którym nie trzeba oczywistości tłumaczyć?
albo Niedalej Lama 😀 No Ty na pewno
Zdecydowanie zgadzam się z Anią, ale napisałbym, że głównie Paulo Coelho. Chyba nie jestem romantyczny (bo wydaje mi się, że zawsze piszę emocjonalnie i staram się uważnie obserwować rzeczywistość), ale truizmy i poezje o podróżowaniu tuż za miedzę, na drugą stronę ulicy, do wewnątrz siebie i podróży, w której najtrudniejszy jest pierwszy krok, przyprawiają mnie o mdłości, jakbym czytał pamiętnik nastolatki. To naturalne, że każdy inaczej odczuwa (chyba, że nie czuje w ogóle, bo jest bokserem), postrzega rzeczywistość, drobiazgi, mgnienia. Jedni piszą o tym reportaże i nie ubarwiają rzeczywistości, inni relacje, a kolejni notki blogowe i (prawie) każdy znajduje swoich odbiorców. Większość powiela schematy i powstaje kolejne „10 rzeczy, które musisz zobaczyć w Pradze”, inni szukają pęknięć w tysiącletnich murach i potrafią o tym napisać tak, że cierpnie skóra.
Absolutnie nie rozumiem, co jest ryzykownego w „innym pokazywaniu świata”. To byłby czysty konformizm, o który Was nie podejrzewam.
pozdr 🙂
Nic ryzykownego. Ale właściwie to… nie o tym był ten tekst. Jak widać rzeczy niby oczywiste i „truizmy” okazują jednak niekoniecznie oczywiste. Nie spodziewaliśmy się szczerze, że aż tak się temat spodoba. Widocznie jednak gdzieś tam jest potrzeba zaznaczenia taki rzeczy. Generalnie chodzi o to, że podróż do nie odległość. Nie o to, że podróże dalekie są lepsze od bliskich i na odwrót 🙂
pzdr!
zadziwia mnie w ostatnim czasie ilość wpisów sławiących lokalny krajobrazowy patriotyzm, bardziej przemawia do mnie fakt, że to przejściowa moda a to już jest hipokryzja. A co jeśli ta odległość daje szczęście i powrót tylko wzmacnia poczucie, że znajduję je tam a nie tu? dla mnie tytułowa „podróż do tu”to tylko marna namiastka i do takiego wniosku pozwoliły mi dojść dziesiątki lat podróży do tu
To prawda (druga część wypowiedzi) i jedno nie wyklucza drugiego. To jak z kwadratem, który też jest prostokątem. Ale prostokąt nigdy nie będzie kwadratem
Co to znaczy daleko? Jak lecę samolotem do Florencji to jest to szybciej niż rowerem do Dębek. Mi szczęście daje przemierzona własnymi stopami droga i poszukiwania. Ale dla każdego podróżowanie znaczy coś innego. Ma inne cele, priorytety. I tutaj nie ma źle-dobrze.
[Łukasz] Dlatego w podróżowaniu WARTO wchodzić dwa razy do tej samej rzeki, WRACAĆ do poznanych już miejsc, by odkrywać je na nowo. Ale nie ma co ubierać to w zbędną idelogie. Każdy „odczuwa” miejsca na swój sposób. Nie musi np. zwracać uwagę na gęstość mchu na kamieniach ;).
heh. to akurat się przydaje w określaniu kierunków świata 😉 (zazwyczaj) najważniejsze, by odczuwać
Rewelacja… to prawda, nie ma miejsc, w których nic nie ma … nawet na tym wygwizdowie gdzie mieszkam, widok z góry przykleja mi banana na twarzy ;))))
Bardzo <3
Mądry tekst. Sama ostatnio bardziej odkrywam Polskę bo na to zasługuje 🙂
Myślę sobie, że do tego „lokalizmu” trzeba po prostu dorosnąć, docenić to, co ma się pod nosem, a czego się nie zauważa. Złapałam się kiedyś na tym, że nie znam własnego kraju, własnej okolicy i zrobiło mi się wstyd. Im więcej szwędam się po Polsce, po Beskidach, tym więcej ciekawych miejsc odkrywam – tym bardziej się zachwycam. W zapadłej, wyludnionej wsi w Beskidzie Niskim jest tyle samo egzotyki, co w zapadłej, wyludnionej wsi w dalekiej Azji. Dzięki piękne za możliwość zagoszczenia na Waszym blogu, w tak doborowym towarzystwie 🙂
Święte słowa, zachwycam się moją okolicą kiedy tylko mogę, jestem uzależniona od tych wrażeń.
rewelacja! 🙂 mój kolejny ulubiony wpis, sama prawda
mało kto widzi to na co patrzy
Jak zwykle cholernie inspirująco. Warto czekać na te wasze wpisy motywacyjne. Ale rzeczywiście bardzo fajne blogi. Justyny i Pawła szczerze nie znałem, ale już po pierwszych 2-3 wpisach JESTEM NA TAK!
Dzięki. Jest ich więcej, ale 3 tak gościnnie to byłoby optymalnie
Święta prawda! Nie trzeba jechać daleko, żeby podróżować. Dobrze, że o tym piszesz i uświadamiasz innym (mam nadzieję), bo np. ja dowiedziałam się o tym właśnie dzięki dalszym podróżom. Im więcej jeżdżę za granicę, tym lepiej uświadamiam sobie, jak piękny mamy kraj i jak mało go znam. I staram się to zmieniać, choć rezultaty są różne, wiadomo 😉 Ale czerpać radość można z każdej wycieczki, choćby takiej na godzinę nad rzekę pod domem i właśnie takie momenty później się pamięta.
I to takie słowa w ustach osoby, która niebawem jedzie TAM i TAM. pewnie jak wrócicie, pełni zachwytu to mimo tego wszystkiego jeszcze mocniej będziecie tak myśleć 😉
w samo sedno, od pewnego czasu też staram się to pokazywać, choć tak dobrze ująć tego (jeszcze) nie potrafię 😉
każda podróż jest dobra, nawet na kilometr od domu, byle oderwać się od kanapy i wyjść z domu, zrobić coś, co przełamie rutynę tygodnia
Świetny wpis !