Najpierw koszmar. Nocny autobus z Guatemala City do Flores rozkracza się w połowie drogi. A miało być tak komfortowo, elegancko i wygodnie. Stoimy na uboczu jedynej gwatemalskiej trasy szybkiego ruchu północ-południe, wilki jakieś, niepewność. Tak to się zaczęło…
Mieliśmy plan, że przez całą podróż będziemy spać – no i zaraz po wejściu do autobusu, znalezieniu naszych miejsc (są numerowane), wyciągnęliśmy dmuchane podgłówki i spokojnie „zbieramy” się do snu… Po krótkim półśnie słyszymy, jakieś poruszenie, głośne rozmowy, no i przede wszystkim przestaliśmy jechać! Okazało się, że nasz świetny luksusowy autokar się zepsuł! (Generalnie nocami po Gwatemali się nie jeździ – absolutnie. Wyjątkiem są nocne linie z południa na południe. Ta nasza to Linea Dorada. Dwa kursy codziennie. O 21.00 i 21.30)
No i się zaczęło – oczekiwanie na jakiejś zabitej dechami dziurze na kolejnego busa, potem przenoszenie do niego naszych bagaży, potem – uwaga! okazało się, że jednak nie dla wszystkich starczyło miejsc siedzacych – nowy (tak naprawdę stary i rozpadajacy się) autokar był znacznie mniejszy od poprzedniego i kilkoro pasażerów musiała po prostu stać. Strasznie dziwiliśmy się, że nie protestują, wręcz przeciwnie, ale ubaw, niezłą przygoda. Generalnie większość żartowała sobie.
Teraz następuje całą sekwencja różnych scen. Z finałem z nami, chrapiącymi w nowym, mniejszych autobusie, przyjeżdżającym do Flores zaledwie 8 godzin później.
Ale nie pomińcie Flores!
Flores do kolorowe miasteczko, które stanowi bazę wypadową do miasta Majów – Tical. Mówi się, że po Antigua Guatemala najpiękniejsze w kraju. Na pewno najfajniej położone. Mamy zamiar zebrać najpiękniejsze kolonialne miasta Ameryki Środkowej w jednym wpisie i Flores się tam znajdzie.
Najstarsza część miasta, no i oczywiście ta najbardziej ciekawa – leży na dość małej wyspie na jeziorze Peten Itza, która połączona jest z lądem groblą. Dość małej, bo na miejscu okazuje się, że trochę czasu na jej przejście trzeba przeznaczyć. Część południowa to Santa Elena, przemysłowa i komercyjna część tej małej aglomeracji. Wyobraźcie sobie, że tereny wokół – jakieś 20, 30 km dalej – to gigantyczna dżungla. Bezkres lasu, połacie 50 a nawet 100 kilometrowe. Zielony dystrykt Peten.
Miasteczko jest naprawdę ładne, malutkie i dość spokojne. Dominuje oczywiście niska, kolorowa zabudowa – jak w Antiqua. Środek – Plaza Central to miejsce, gdzie bije serce miasta, dzieciaki grają w koszykówkę i piłke nożną za dnia. Wieczorem życie bije na nabrzeżu, gdzie smaży się… Noo wszystko się smaży! Mniej podobny jest tu jednak klimat – nie ma mowy już o przyjemnych podmuchach wiatru jakie miały miejsce w miasteczku leżącym u stóp wulkanu Aqua. Jest duszno, wilgotno, praży słońce. Na termometrach jakieś 35 stopni. Tropiki, tego chcieliście! Ta mała aglomeracja w dżungli rozwija się giantycznie szybko za sprawą turystyki. Dzięki temu zyskuje region, ale i zdecydowanie zwiększyła się liczba ciekawych miejsc, do eksplorowania wokół jeziora. Popularne są rejsy łodzią, wizyty w małym parku botanicznym i punkcie widokowym po drugiej stronie od wysepki (2 minuty rejsu) czy odległe, dość strome północne brzegi laguny – pomiędzy San Jose a El Remate. Wynająć tu można Bungalowy z własnymi pomostami, prowadzącymi wgłąb dość czystej, lazurowej wody.
Z Flores do Tikal – podpowiedzi praktyczne
Autobus to nie jedyna możliwość dotarcia do regionu Peten. Są dwie inne – jedna dużo tańsza ale okropnie długa – czyli chickenbusami z minimum 3-4 przesiadkami (pół dnia – cały dzień) a druga niezwykle szybka ale dużo droższa – samolotem z Guatemala City na lotnisko w St. Elena. Linie to Avianca, ceny wahają się pomiędzy 300 a 500 zł w jedną stronę. Hostel, który wybraliśmy to Villa Del Lago. Niezłe warunki, fajny taras, piwnica z hamakami, balkon z widokiem. Taka trójka z plusem. Na wysepce jest ich około 30. Warto wybierać hostele w widokiem na zachód, gdyż o wschodzie, przynajmniej tak do godziny 9:00 zazwyczaj parujące wody jeziora Peten Itza blokują skutecznie tarczę słoneczną. W czasie, gdy byliśmy we Flores nabrzeże w kilku miejscach było kompletnie zalane przez wody jeziora. a jednocześnie prażyło słońce – widzicie to na zdjęciach. Powód? Lustro wody co kilka lat unosi się o pół metra i opada. No i szlag trafił połowę wyremontowanego nabrzeża tego dżunglowego kurorciku.
Flores jest jedyną sensowną bazą wypadową do Tikal. Starożytne miasto Majów znajduje się dużo dalej w praktyce, niż wynika z map. Jedzie się tam ponad godzinę. Albo z hosteli we Flores albo z dworca autobusowego w St. Elena. Tylko trzeba uważać na naciągaczy.
Jeśli wybierzecie hostel w St. Elena lub El Remate na wschodnim krańcu laguny – czeka Was mniejszy wybór możliwości dojazdu do Parku Narodowego. Przygotujcie się na cały przekrój podróżującego społeczeństwa: lekko pijanych Amerykanów, Kanadyjczyków w japonkach, niemieckich emerytów i francuskich backpackersów. Każdy z nich może trafić do busa, który zawiezie Cię do bram Tikal.
W busie zazwyczaj jest już Wasz przewodnik. Opłata za wstęp do parku uiszczana jest na 45 km przed ruinami. Nie unikniecie jej. Potem za szlabanem co kilka kilometrów żółte znaki. „Uwaga, pancerniki”, „Uwaga, jaguary” „Uwaga, małpy”.
– To pod turystów jest!? – No pewnie, prawdopodobieństwo zobaczenie małpy w Tikal wynosi jakieś 10 do 1. Ale parka białowłosych finek wierzy „Kierowco, uwaga, bo małpy!!”
A czy nam się udało je zobaczyć? O tym już w osobnym wpisie. Wpisie o tym niesamowitym i absolutnie niepodważalnie niezapomnianym miejscu na ziemi. Zdjęcia już się grzeją
Naprawdę pięknie tam było. Fajnie, że się tym z nami dzielisz, bo dzięki temu może kiedyś odwiedzę te rejony…
Pozdrawiam
Tajne przez poufne, Aniu: „Ale parka białowłosych finek wierzy „Kierowco, uwaga, bo małpy!!” Znaczy się – Finek – z Finlandii, czy finek – nożyków harcerskich? Sorki, tekst OK, a na koniec – strzał między oczy. Do poprawienia. Gratuluję wyprawy!
(…) parka białowłosych finek..(…) – tia…to faktycznie trudne do ogarnięcia.
..to na bank finki harcerskie, a zapewne nawet cały harcerz z krwi i kości..
pozdrawiam w słoneczny dzień z lekkim przymrużeniem oka.
H.
No wiadomo, że Finek. Te nożyki raczej nie mają włosów 😛 Literówek ci u nas pod dostatkiem zapewne – taki już „urok” trochę podróżniczego blogowania
pzdr. Marcin
Dawno się te wpisy działy ale muszę skomentować te uwagi. Ludzie na prawdę musicie wszystkich poprawiać? Zapraszam zwrócić uwagę dresiarzowi że zrobił coś nie tak. To chyba niestety taka nasza narodowa cecha: ból d*** jak ktoś robi fajne rzeczy i czepianie się szczegółów. A opis bardzo dobry i charakterystyka ludzi w busach do Tical mocno trafna. Pozdrawiam cieplutko z Flores.