Gdy wiatry arabskich monsunów pchały statki z Afryki, Europy i Arabii na wschód, żeglarze lądowali w końcu w świecie zupełnie innym od tego, który znali i którzy tworzyli. Osiedlali się więc tu kupcy z Zanzibaru, najbardziej ciekawi świata Żydzi, portugalscy watażkowe, wreszcie holenderscy handlarze. Wszyscy oni współtworzyli specyficzną historię krainy zwanej Malabarem. Którą opisywał Ibn Batuta, Marco Polo, którą odwiedziliśmy i my.
Po kolei… Królowa Morza Arabskiego, bo tak zwany jest Koczin najpierw była w rękach Portugalczyków, potem Holendrów, a wreszcie Brytyjczyków. Ślady po dawnych kolonizatorach są z resztą tutaj widoczne niemal na każdym kroku. Największą atrakcją miasta jest jego najstarsza i najładniejsza część – Fort Koczin, czyli absolutnie „nieindyjska” część aglomeracji, liczącej ponad milion ludzi i dynamicznie się rozwijającej. w Koczi powstaje metro, ma ulicach jest niesamowicie czysto, bezrobocie jest dość niskie, rządzą… komuniści. Fort Koczi bez problemu można go zwiedzić na piechotę – pod warunkiem, że nie będzie wam zbyt duszno! Do bardziej odległych zakątków dzielnicy możemy dostać się rikszą. Aczkolwiek musimy tu dostać się najpierw promem z Herculanum (właściwe centrum miasta z dworcem kolejowym).
Koczi to zupełnie inne Indie – takie bardzo europejskie – z białymi kościołami i przepięknymi, często zaadaptowanymi na drogie pensjonaty willami. Gdyby nie knajpki serwujące hinduskie jedzenie (tak na marginesie pyszne!), to poczulibyśmy się jak w Hiszpanii czy Portugalii. Kwartały drewnianej zabudowy, przerzedzonej starymi drzewami, lianami, bluszczem, 200-letnie posiadłości, ukryte zarośnięte kolonialne cmentarze, mury fortu. Tu moglibyśmy opisywać i opisywać niuanse. Ale to po prostu zobaczcie sobie na zdjęciach.
Jest tu jeszcze coś, co może zdziwić niejednego turystę – malownicze sieci rybackie, tak chętnie fotografowane o zachodzie słońca – to pozostałość po chińskich rybakach (na nadbrzeżu, w okolicach Placu Vasco da Gama). Rozpięte niczym pajęcze pułapki łapiące złocistą tarczę słońca. Albo odnóża modliszki. Albo…
Portugalczycy i Żydzi
Wracając jeszcze do kościołów, warto wspomnieć o najstarszym w całych Indiach kościele europejskim – pod wezwaniem św. Franciszka, gdzie znajduje się płyta nagrobna wielkiego portugalskiego odkrywcy – Vasco da Gama. Podróżnik przez jakiś czas był tutaj właśnie pochowany, jednak po tym, jak Portugalczycy utracili Koczin, jego ciało zostało przetransportowane do Lizbony. Kościół jest niewielki i co ciekawe – nie posiada wieży, wewnątrz jego drewniana konstrukcja – szkielet przypomina statek (przynajmniej nam przypominał). Imponująca jest także Bazylika Santa Cruz – co ciekawe co rano pełna wiernych ubranych często w tradycyjne sari.
Tacy jak my – podróżujący śladem wielkich odkrywców, kupców, zapachów i smaków powinni zajrzeć do jednego ze starych magazynów portowych (wystarczy przejść na nadbrzeże) kryjących w sobie skarby – kardamon, anyż, cynamon, goździki, imbir, no i oczywiście czarne złoto (nie mamy tu na myśli węgla) – pieprz.
Katedra Św. Krzyża. Dosłownie 5 min od naszego hostelu
Kościół Św. Franciszka. Najstarsza świątynia katolicka w Indiach. Z grobowcem Vasco da Gamy
Dzielnica żydowska i wieża synagogi
Niezwykle interesująca i pewnie tak samo zaskakująca okazuje się dla wielu dzielnica Żydowska z synagogą (Synagoga Pradesi), której wieża zegarowa z XVIII wieku widoczna jest z wielu miejsc. Można do niej wejść, jednak zabronione jest robienie zdjęć, czy filmów. Poza tym można tu wejść do jednego (lub kilku) sklepów z antykami – można tu znaleźć naprawdę cuda! Nie obejdzie się oczywiście bez nagabywań ze strony kupców, którzy w sposób umiejętny, choć często nazbyt nachalny reklamują swoje produkty.
Żydzi Malabarscy to jedna z najmniej znanych, acz fascynujących diaspor żydowskich. Przybyli tu już na początku millenium, druga fala w okresie wczesnego średniowiecza. Od pocątku wkupili się w łaski władców Malabaru a potem skutecznie koegzystowali z europejskimi kolonizatorami.
Holendrzy przejmują Koczin z rąk Portugalczyków. Atlas van der Hagen rok 1682
Holendrzy
Portugalczycy pozostawili po sobie kościoły, do dziś trochę bielące tkankę miejską aczkolwiek podbijali wybrzeże raczej mieczem niż duchem, natomiast pozostałością po Holendrach (jak sama nazwa wskazuje) jest w Koczinie Pałac Holenderski (mimo że zbudowany przez Portugalczyków, lecz po zdobyciu Koczinu przez Holendrów przez nich przebudowywany), dziś mieści się tutaj ciekawe muzeum, gdzie zobaczymy między innymi autentyczne freski prezentujące hinduistyczne sceny religijne, czy tradycyjne stroje wyższych sfer z różnych epok historycznych. Złoty wiek dla władców Malabaru (Radżowie) to co prawda wieki 15 i 16 ale w 17 i 18 dość pokojowo współżyli w „admnistrujacymi” Malabarem kolonistami. Przy czym to „pokojowo” to raczej Holendrzy i Anglicy niż Potugalczycy.
Warto także udać się w kierunku holenderskiego cmentarza (wszystkie obiekty znajdują się w niewielkiej od siebie odległości), nie jest niestety możliwe wejście na jego teren, pozostaje więc tylko podziwianie starych kamiennych płyt nagrobnych „zza krat”. Ten prawdziwy pałac holenderski, czyli dawny budynek administracji kolonialnej to dziś hotel na wysepce Bolgatty Island.
Koczin był dla Holendrów drugim po jawajskiej Batavii (Dżakarta) centrum handlu w Azji. Stąd zarządzano faktoriami w Indiach i na Cejlonie. Dlatego tu przybyliśmy i dlatego to właśnie Koczin był w pewnym sensie kulminacją i głównym celem naszej podróży do Indii.
Wejście do Pałacu Holenderskiego w Mattanchery
Pepper house. Bogaty dom i magazyny kupieckie niedaleko przystani promowej. Oraz magazyny przypraw blisko dzielnicy żydowskiej
Urwał się potężny cyklon. Ale nie ten znad Omanu ani ten z Zatoki Bengalskiej. Taki lokalny, któy zsunął się w wiglotnych stoków Ghatów Zachodnich. – Normalna, no problem – macha ręką Gopan czyli nasz host. Pokazuje z dumą płytę z muzyką Chopina, wymownie się uśmiechając do nas i powtarzając „Szopę, Polanski, Szopę, Polanski”
Polało wiadrami przez dwie godziny. W naszym hostelu wyłączano prąd co chwilę. Pisaliśmy ten post pamiętając smak najcudowniejsze ryby, jaką w życiu jedliśmy w ostro-słodko-słonym sosie. Za jedyne 12 zł. Koczin to raj dla smakoszów owoców morza. I to sobie zapamiętajcie na koniec.
Jak się tu dostać?
Z Polski do Indii najtaniej (poza hiperpromocjami) dostaniemy się liniami KLM i Lufthansa. KLM na połączeniu do Mumbaju, Delhi i Bangalore dzieli się rejsami z Air France i Deltą. Bilety można śmiało kupić poniżej 2000 zł a nawet poniżej 1800 zł. Ale Koczi to Koczi. Trzeba tu się jakoś przetransportować. W tej sytuacji najlepiej będzie polecieć do Bangalore i przesiąść się na 10-godzinny pociąg wzdłuż pięknych scenerii Ghatów Zachodnich (Ernakulam express lub Kochuveli express) lub to samo, ale dużo dłużej ( lepiej nocą) z Mumbaju wzdłuż wybrzeża przez Magalore. Jednak z Bangalore i Mumbaju codziennie do Koczi lata kilka tanich linii, w których bilet można upolować nawet za 100 zł. Do Kerali pojawiały się też błędy taryfowe – np. Saudia czy Lufthansa około 1000 złCeny, wydatki: Pomimo, że Kerala to podobno drogi stan Indii – ceny w stosunku do jakość dla nas, Polaków są wciąż bardzo zachęcające. Przykładowo: Naprawdę sycący obiad wegetariański kosztuje około 100 rupii czyli 5 zł. Z mięsem 7-8 zł. Owoce morza powyżej 10 zł. Ale wciaż co to za cena. Spaliśmy w Hostelu Muziris – na zdjęciu, centralnie ulokowanym blisko Katedry i placu Vasco da Gama. Nocleg kosztował nas jakieś 40 zł na osobę. Na bogato. Ceny motorikszy z Fortu pod Pałac Holenderski to wydatek 50 rupii ( 2,5 zł), promy kursują za jakieś śmieszne pieniądze, liczone w naszych groszach. To musi być fajnie miejsce do życia.
Tekst powstał przy współpracy z marką KLM w ramach wspólnej akcji gdziewyjechac.pl i KLM/Air France – „Przyjaciele KLM inspirują„
Nowocześniejszy, mnie atrakcyjny fragment Koczinu. Nabrzeże Herculanum.
Nasz hostel – zajmuje całę pierwsze piętro wraz z balkonem. Idealnym na poranną kawę
Mieszkalem w Cochin (Kochi) rok i 4 m-ce. Rzeczywiscie jest tam fajnie (Fort Kochi) duzo turystow i super swieze jedzenie (kupujesz ryby lub inne stwory u rybaka a lokalna restauracja Ci je przyrzadza) lecz musicie pamietac ze to wciaz Indie i zdjecia nie przekazuja smieci, brudu, szczurow i tych odpychajacych zapachow z rynsztoku. W Fort Kochi targujcie sie ze wszystkimi bo sa rozpieszczeni przez turystow.
Cóż za mieszanka kultur i religii! 😉 Oglądając zdjęcia (swoją drogą – przepiękne!), w życiu bym nie zgadła, że to Indie! Dopiero tuk-tuki i charakterystyczny alfabet na ostatnich fotkach pokazują, co to za kraj. Ale bym tam pojechała… Zachęciliście mnie dodatkowo tą rybą w ostro-słodko-słonym sosie (kocham jedzenie w podróży!) i tymi prześmiesznymi cenami.. 😉
Dzięki za miłe słowa. Cały ten wyjazd zaskoczył nas pozytywnie znaczeniem słowa „mieszanka”. Choć słowo samo w sobie niby banalne
Ahh zazdroszczę! Nam chyba jeszcze brakuje odwagi na Indie, ale powoli, powoli oglądając takie filmiki nakręcamy się i kto wie… może ten rok przyniesie jakieś egzotyczne kierunki 🙂
Uwielbiam miejsca na styku kultur, nieoczywiste, które znajdowały się pod panowaniem różnych nacji. lubię patrzeć, co zachowało się z każdej z nich i jak to jest wkomponowane w obecnie funkcjonujące miasto. jakiś czas temu postanowiłam sobie, że jako wielka fanka Portugalii będę szukać śladów Portugalczyków poza Europą czy Brazylią. pierwszy raz miało to miejsce w Malace w Malezji, ale wasz post o Kuczin tylko rozpalił mój apetyt! co ciekawe, dwa portugalskie kościoły, które przedstawiacie na zdjęciach są od siebie diametralnie różne, a bazylika w zupełności nie przypomina typowych portugalskich kościołów.. gotyku i nawiązań jest tam stosunkowo mało. czekam na więcej postów w podobnym klimacie 🙂
Uwielbiam miejsca na styku kultur, nieoczywiste, które znajdowały się pod panowaniem różnych nacji. lubię patrzeć, co zachowało się z każdej z nich i jak to jest wkomponowane w obecnie funkcjonujące miasto. jakiś czas temu postanowiłam sobie, że jako wielka fanka Portugalii będę szukać śladów Portugalczyków poza Europą czy Brazylią. pierwszy raz miało to miejsce w Malace w Malezji, ale wasz post o Kuczin tylko rozpalił mój apetyt! co ciekawe, dwa portugalskie kościoły, które przedstawiacie na zdjęciach są od siebie diametralnie różne, a bazylika w zupełności nie przypomina typowych portugalskich kościołów.. gotyku i nawiązań jest tam stosunkowo mało. fajny post! 🙂
Portugalczycy to jeszcze lepiej GOA 🙂 Zobacz nasz post. Dzięki 😉
Malakka przed nami. Ścieżki portugalsko – holenderskie się krzyżowały
Zakochalam sie w tym pierwszym zdjęciu. Emanuje niesamowita atmosferą.
A do tego magazyn przypraw. Trafiłam w takie miejsce na Sri Lance. Interesująco jest zobaczyć jak produkowane jest to, co pozniej trafia na stół (choć wole o tym nie myślec 😉 )
Też mi się podoba (Marcin) zazwyczaj najfajniejsze zdjęcia stają się najfajniejszymi chwilę po powrocie, gdy nie spodziewaliśmy się, ze to właśnie ono
Jak to co przypominają te sieci?, taki wiekszy hamak na ok.10 osòb hehe
Pozdrowienia z Kochi! 🙂
heh. Idźcie koniecznie do Fusion Bay na łobiod 🙂
To napewno łóżeczka do spania pod gwiazdami.
Ależ się to niesamowicie czyta. Obudzili się wspomnienia z wizyty w Kochin. Faktycznie, pieknie, ujmująco i za każdym rogiem kolejna niespodzianka. Mógłbym tam znowu wrócić 🙂
Wojtek :DD. Gdzie Cię jeszcze nie było 😀
Rozumiem, że przed Wami Malakka, Dżakarta i Kapsztad? 🙂 Czy będzie z tego książka?
Jeszcze za wcześnie, by spalić najbliższe plany… Ale owszem, być może któreś z tych miejsc a może i wszystkie i inne. Książka? może… 🙂 pzdr
Świetnie napisane, nic tylko czytać i jechać 😉
Naprawde niesamowite miejsce, pelne pieknej architektury i bogatej historii. Macie racje, zupelnie nie przypomina Indii! Ceny zachecaja:)
To już któryś raz. Dzięki 🙂 Właśnie takie Indie chcieliśmy odkryć i pokazać i chyba się udało