Prowadzą do niej charakterystyczne, pomarańczowe albo jak inni uważają (np. Marcin) jasnoczerwone bramy Tori. Ciągną się niczym wąż albo ogon smoka, łącznie na przestrzeni kilku kilometrów tworząc korytarze oddzielający to co ludzkie, przyziemne, od tego, co na końcu drogi – boskiego sacrum. A wszystko w scenerii wiecznie zielonego lasu umiarkowanego.
To co na końcu – czyli na szczycie wzgórza Inari, to świątynia poświęcona temu właśnie bóstwu Inari. Inari to szinoistyczne bóstwo między innymi płodności, przemysłu, ryżu, powodzenia. Różnie jest przedstawiane, przybiera wiele postaci, jednak jego wysłannikiem jest dobry lis – zenko.
Stąd w kompleksie świątynnym tak dużo posągów przedstawiających to właśnie zwierze. Większe i mniejsze statuy porozsiewane są po świątyni niemal wszędzie. Często też lisy, „ubrane” w czerwone pelerynki (a raczej fartuszki lub śliniaki) stoją na straży licznych kapliczek z miniaturkami bram Tori, zapalonych kadzideł i modlitewnych dzwonków.
Nie wiem, czy to dobre porównanie ale nam, wchodząc po schodach prowadzących na szczyt wzgórza, przechodzących korytarzami z bram tori na myśl przyszła od razu kalwaria – droga krzyżowa z kapliczkami ciągnąca się krętymi zawijasami wśród drzew. Czy to herezja?
Nurt religijny Shinto: Tradycyjna religia japońska politeistyczna, oparta w dużej mierze na mitologii i kulcie bóstw-zwierząt, nie ma jednak wspólnegokanonu, księgi, przezlata twórczo „modyfikowana”. Zgodnie z japońską mitologią, opartą na Shinto obecny Cesarz jest 125. potomkiem bóstw w prostej linii.
Miejsce znane z wszystkich folderów turystycznych i zdjęć, reklamujących Japonię, absolutnie należy do TOP5 najczęściej kojarzonych obrazków z tego kraju. Obok drugiej i trzeciej atrakcji z Kioto czyli Bambusowego Lasu i Złotego Pawilonu.
Często wobec takich miejsc mamy spore oczekiwania, spodziewamy się wielkiego zachwytu, upojenia przebywaniem tam, często rozbijając się o zawód. Tutaj, jak zresztą w całym Kioto, ciężko się zawieść. Miejsce jest przepiękne na żywo, dużo większe, niż się człowiek spodziewał. Tak naprawdę ta ogromna sieć ścieżek z bramami, świątyń, schodków, powoduje, że można tu śmiało spędzić aż kilka godzin.
Wzgórze Inari porośnięte jest intensywnie zielonym lasem, czuć tutaj wilgoć – to dobrze, bo schody, którymi trzeba się wspinać zdają się nie mieć końca. Choć o innej porze roku – latem jest tu pewnie bardzo duszno i upalnie. Gdzieniegdzie zauważyć można bambusy, smukłe, chwiejące się na lekkim wietrze. W niektórych momentach bramy tori „rozchodzą” się na kształt litery „Y”. Od nas zależy, którą drogę wybierzemy. I tak każda doprowadzi nas na szczyt – do świątyni.
Świątynia znajduje się na południowo-wschodnich obrzeżach Kioto, dość blisko stacji kolejowej na trasie linii JR Nara, kierującej do Uji i Nara. Dlatego najlepiej połączyć poranną wizytę tutaj właśnie z wypadem na pół dnia do Uji, albo nieco dłuższym do Nara.
Zanim wejdziemy w labirynt ścieżek zwany naprawdę Sembon Tori (Tysiące bram), przywita nas Fushimi Inari Taisha, czyli reprezentacyjna, dolna część kompleksu: Główna Świątynia, obok niej możliwość zakupu talizmanów, Sala Modlitewna oraz tzw. Brama Podwójna.
Idąc pod górę bramy pokryte są jednolitą barwą, tylko gdzieniegdzie schodzi z nich farba albo też pękają (w znacznej większości wykonane są z drewna) co raczej nie dziwi w takim klimacie. Od czasu do czasu zauważamy jakiegoś konserwatora, naprawiającego wysłużoną już bramę. Gdy schodzimy na dół naszym oczom ukazują się japońskie znaki wypisane czarną farbą na każej z bram. Podobno są to nazwy ich fundatorów, a takż właścicieli firm i przedsiębiorstw – nie zapomnijmy, że Inari jest bóstwem opiekującym się właśnie przedsiębiorcami, bóstwem zapewniającym powodzenie w interesach. Każdy może ufundować i postawić sobie swoją własną bramę Tori i tym samym zapewnić większe powodzenie.
Na szczycie czeka na nas piękny widok na Kioto, no i kapliczki z nieodzownymi towarzyszami bóstwa Inari – dobrymi lisami. Warto jest zejść nieco ze szlaku, zagubić się wśród porozrzucanych niemal wszędzie kaplic, dostrzec leżące tu i tam czerwone pale, stanowiące niegdyś część bram Tori.
Trudno jest tutaj zrobić zdjęcie, obrazujące jedynie korytarz bram, bez turystów, bo jest ich tutaj naprawdę sporo. Jednak, gdy pojawi się taki moment, nie można tracić czasu. Przy okazji będziemy mieli jeszcze okazję zauważyć promienie słońca przenikające przez szczeliny między bramami, co sprawia, ze miejsce to staje się naprawdę niezwykłe. Najlepiej pojawić się tu wcześnie, tuż przed otwarciem, zgodnym ze wschodem słońca i żwawym krokiem od razu pójść gdzieś daleko, wgłąb wzgórza. Będziecie mieć trochę czasu tylko dla siebie i swoich aparatów. Wstęp darmowy (!!!).
Właśnie wracam z tego magicznego miejsca i podpowiem, że naj najlepszą porą na jego zwiedzanie jest późny wieczór i… noc! Fushimi Inari jest otwarte całą dobę, turystów po zmroku jak na lekarstwo, można długie odcinki przejść w zupełnej ciszy, nie spotykając nikogo poza kotami i lisami <3 cała trasa jest dostatecznie oświetlona, chociaż warto wziąć latarkę, tak na wszelki wypadek. Klimat nie do opisania.
Super porada, Moniko. dziękujemy w imieniu swoim i czytelników
Będąc w Kioto można pominąć niektóre z setek zabytków. Złoty i srebrny pawilon są piękne, ale wtórne. Pałac cesarski – to nic specjalnego, ale chram Fushimi Inari jest tym miejscem, które trzeba zobaczyć za wszelką cenę. Jest zjawiskowe i zapada w pamięć na bardzo długo. Kiedy tam przyjechałem padał deszcz, co nadało mu tajemniczego, nieco mrocznego klimatu. Deszczowy zapach lasu, półmrok, mokre bramy Torii i kamienne schody … to trzeba poczuć.
Jeśli ktoś zastanawia się nad wyprawą do Japonii polecam lot do Osaki i skupienie się na jej okolicach. Tokio ma wiele do zaoferowania, ale blednie w blasku trzech byłych stolic.
Będę w Japonii za 2 tygodnie! Już się nie mogę doczekać tych cudów 🙂 Mam nadzieję, że pogoda w pierwszej połowie marca będzie ok.
Łał! Naprawdę jestem zachwycona. Cudowne zdjęcia i niesamowicie interesujący komentarz 🙂 dziękuję bardzo 😉 przy niezbyt zachwycającej pogodzie dnia dzisiejszego idealny na uśmiech :).
Piękne zdjęcia👍🏼Wybieramy sie do Japonii na ok.9 dni w listopadzie,czy to dobry pomysł?Słyszeliśmy,że wtedy jest sucho i bajecznie…🍂🍁
Tak, to bardzo dobry pomysł. Ale jeśli chodzi o Tokio to raczej początek listopada. Jeśli chodzi o Kioto to cały listopad raczej.
Zrobiło się cieplej i od razu każdy marzy o wakacjach… A tu jeszcze czerwiec na dobre się nie rozpoczął, więc na sezon urlopowy trzeba poczekać. A kiedy mamy mało dni do wzięcia lub pieniądze w tym roku musieliśmy przeznaczyć na inny cel, to okazuje się, że wakacje wakacjami, dobrze jest pomarzyć, ale rzeczywistość wygląda nieco inaczej.
czytaj więcej:
https://szkolajezykowawsl.pl/jesli-podroze-chodzi/
cudowne miejsce! Trafiliście na ładną pogodę, kiedy my tam byliśmy lało i było gorąco, ale i tak magicznie 🙂
Najmłodszy członek naszej ekipy domaga się tego kierunku.
za szybko zaczęliście mu podawać sushi zapewne 😉
Oj tak, kuchnia jest głównym powodem tej japońskiej fascynacji 😊
Moja ukochana Japonia!! Lisy czasami uważane są za samych bogów, a nie tylko wysłanników. A mają na sobie czerwone chustki lub czapeczki, ponieważ wyznawcy zakładają im jako podziękę za spełnienie życzenia 🙂
Dzięki za uzupełnienie! 🙂 pozdrowienia
Od marzeń wszystko się zaczyna. My odwiedziliśmy jedynie Tokio wracając parę lat temu z Malezji i czuję niedosyt. Ale jeszcze kiedyś wrócimy 🙂
No w końcu Japonia! Ciekawy tekst, piękne zdjęcia, jak zwykle zresztą. Ile wpisów o Japonii macie zaplanowane? 😉
Niestety kilka, bo to króki pobyt był tak naprawdę 🙂 dzięki!
Megi Pegi Dudlerowa