Blog Niezapomniane miejsca z naszej tegorocznej podróży po Azji. Powroty i nowe zachwyty.

Niezapomniane miejsca z naszej tegorocznej podróży po Azji. Powroty i nowe zachwyty.

To był nasz wielki powrót do Azji Południowo-Wschodniej. Wciąż z tymi samymi, mocno już zdezelowanymi plecakami, przemieszczając się komunikacją publiczną i wspominając momenty oraz miejsca, które odwiedziliśmy kilkanaście lat wcześniej.
Choć na trasie były także zupełnie dla nas nowe i nieznane. To była podróż bardzo obfitująca w emocje: radość, wzruszenie, czasem niedowierzanie i ogromną wdzięczność za to, że znów mogliśmy się tam znaleźć. Tęskniliśmy za Azją i za taką podróżą. Bardzo.


Czy moglibyśmy sobie wymarzyć, że jeszcze raz będziemy mieli możliwość eksplorowania i zachwycania się pozostałościami khmerskich świątyń Angkoru albo, że zanucimy melodię, która siedzi nam w głowach od lat, podczas spektaklu światło-dźwięk w Gardens by the Bay? Niegdyś zarzekaliśmy się, że nie ma co wracać do tych samych miejsc, skoro na świecie jest jeszcze tyle innych, nowych do zobaczenia i poznania. Teraz możemy stwierdzić, że powroty są wspaniałe. Pozwalają nie tylko poznać dane miejsce o wiele lepiej ale też spojrzeć na nie z zupełnie innej perspektywy i poczuć z nimi pewien rodzaj więzi, doświadczać ich.

Wyzwalają wspomnienia i miłe emocje, a czasem nawet pozwalają poczuć się jak u siebie. Już nie możemy się doczekać kiedy znów wrócimy do Azji.

Angkor



Stojąc po raz pierwszy przed główną i najbardziej znaną świątynią Khmerskiego Imperium czyli Angkor Wat z charakterystycznymi wieżami w kształcie kukurydzy, których sylwetki odbijały się w wodzie pobliskich oczek wodnych, nie mogliśmy poskromić naszego zachwytu. Widzieliśmy coś tak spektakularnego i wspaniałego po raz pierwszy w życiu. A potem doszły detale – płaskorzeźby, rzeźby i elementy dekoracyjne pokrywające szczelnie niemal każde wnętrze. Potem zaś niezwykła symbioza natury i tego co pozostawił po sobie człowiek.
Korzenie drzew oplatające fragmenty świątyń, potężne pnie, które dominują nad resztkami traktów, miodowe promienie słońca muskające wykute w kamieniu twarze i bóstwa, dźwięk cykad oznajmiających zbliżający się koniec dnia. Myślicie, że po raz kolejny i kilkanaście lat później było inaczej? Wręcz przeciwnie! Ponieważ doszły do tego jeszcze wspomnienia, a także myśl, że jesteśmy wielkimi szczęściarzami, że możemy doświadczać tego po raz kolejny. Postanowiliśmy udać się jeszcze do innej, oddalonej jakieś 40 min drogi na północ od Angkoru niewielkiej świątyni – Banteay Srei z niezwykle misternie rzeźbionymi detalami na khmerskiej prowincji (Warto kupić bilet trzydniowy, który kosztuje 62 USD).

Ogrody botaniczne w Singapurze

To niesamowita oaza zieleni w nowoczesnym i pełnym wieżowców mieście jakim jest Singapur. Ma aż 82 hektary powierzchni i założone zostały w 1859 roku (wcześniej istniał ogród botaniczny w innym miejscu – Fort Canning, w którego pobliżu gdzie akurat mieliśmy nasz hotel). To naprawdę dużo. Ogród botaniczny wpisany jest na listę UNESCO i można do niego wejść zupełnie za darmo podziwiając tropikalną roślinność, chłonąc zapachy i dźwięki przyrody. Doświadczając go wszystkimi zmysłami. Jedną ze wspanialszych atrakcji jest naszym zdaniem ścieżka wiodąca przez prawdziwy fragment lasu deszczowego, a także niewiarygodnie piękny i bogaty Ogród Orchidei (dodatkowo płatny – 15 SGD, dla seniorów i studentów bez względu na narodowość – 3 SGD). Tylko w nim samym spędzić można bez problemu pół dnia. Tuż obok zajrzeć warto do darmowego Ogrodu Imbirowego. Uwaga pod nogi, bo można potknąć się o warana! Wielką ciekawostką dla turystów z Polski może być pomnik Fryderyka Chopina, który wznosi się w okolicach malowniczego Jeziora Symfonii. Naciskając na przycisk tuż przy tablicy informacyjnej odnoście tegoż monumentu, usłyszymy z głośników kojącą melodię jednego z polonezów skomponowanych przez naszego kompozytora. Ogrody otwarte są codziennie od 5 rano do 24:00.

Czym jest Travel Well?  

Ci, którzy nas znają i obserwują już od dawna treści, które tworzymy, wiedzą doskonale, że świadome podróżowanie jest dla nas niezwykle ważne i promujemy je jak tylko mamy ku temu możliwość. Staramy się dość dobrze poznawać historie miejsc, do których się udajemy, zgłębiać tradycje i zwyczaje. Doświadczać, a nie zaliczać. Chłonąć, uczestniczyć i pokazywać najlepiej jak umiemy, to co nas otacza. Idea świadomego, pełnego znaczenia podróżowania, uczestniczenia i nawiązywania trwałych więzi (Travel Well) przyświeca także naszemu wieloletniemu już partnerowi czyli liniom lotniczym KLM.
Jak wiecie współpracujemy z KLM już od wielu lat i razem zrealizowaliśmy szereg ciekawych projektów podróżniczych. Nie będziemy ukrywać, że to dzięki nim spełniliśmy wiele naszych podróżniczych marzeń. Także tę podróż do Azji, która przysporzyła nam wiele wspaniałych emocji, przywołała miłe wspomnienia i pozwoliła raz jeszcze, powrócić do wielu miejsc, które zachwyciły nas wiele lat temu. To niezapomniane doświadczenie.

Hoi An


Powstało w miejscu dawnej faktorii ludu Czampa, na końcu odnogi Jedwabnego Szlaku w środkowym Wietnamie. Założyli je Portugalczycy ale istniała tu także faktoria chińska i japońska. Jego wspaniała architektura kolonialna przenosi nas w czasy dawnej świetności, a podczas obchodów pełni księżyca (na który akurat się „załapaliśmy”) rzeka Thu Bon rozbłyskuje tysiącem pływających po jej tafli lampionów. Obecnie aż trudno jest sobie wyobrazić, że ta wyjątkowa i tak gęsta, zabytkowa substancja architektoniczna mogłaby zostać zrównana z ziemią.

Do wielu budynków można wejść i eksplorować kilka poziomów i pięter, choć niezwykle urocze są zwłaszcza niewielkie dziedzińce (wstęp do starego miasta jest biletowany i 120 tys. VND dając możliwość zwiedzania pięciu zabytkowych budowli). Taki był pomysł powojennych władz, które chciały postawić tu nowoczesne osiedle. I teraz ciekawostka. Do uratowania cennych zabytków Hoi An przyczynił się polski konserwator zabytków Kazimierz Kwiatkowski. Mieszkańcy docenili go i postawili mu pomnik. W ich pamięci zachował się jako Kazik. A samo Hoi An wpisane zostało na listę UNESCO. Naszym zdaniem miasto najpiękniej prezentuje się wieczorem. Zwłaszcza, że prężnie zaczyna działać wówczas uliczny targ.

Ajutthaja


Około dwie godziny drogi pociągiem z głośnego i zatłoczonego Bangkoku znajduje się dawna stolica Tajlandii (a właściwie Siamu) – Ajutthaja, której zabytki wpisane zostały na listę UNESCO. Nie każdy wie ale swego czasu była ona największym miastem Azji Południowo-Wschodniej, a być może i całego świata. Byliśmy tam już w 2016 roku ale postanowiliśmy powrócić i jeszcze raz zagłębić się w to wspaniałe dziedzictwo, którego symbolem są wspaniałe świątynie i budowle sakralne ozdobione charakterystycznymi elementami architektonicznymi jak smukły, stożkowaty czedi, czy przypominający kolbę kukurydzy prang. Choć zeszłym razem spędziliśmy tu sporo czasu, to jednak ominęliśmy wówczas jedną ze świątyń, którą teraz uznaliśmy za jedną z najpiękniejszych – Wat Yai Chai Mangkhon.  Do poszczególnych światyń obowiązują bilety w cenie 20 lub 50 THB, można także kupić bilet całodzienny w wysokości 220 THB (wejście do sześciu świątyń). A oto nasz wpis sprzed wielu lat dotyczący zwiedzania tego wspaniałego kompleksu.

Laguna Bueng Bua

Odpoczywając, spacerując i jeżdżąc na rowerze, po prostu ciesząc się pięknymi widokami jakie serwowała nam maluteńka miejscowość Pak Nam Pran nieopodal Pramburi nad Zatoką Tajlandzką, jednego dnia postanowiliśmy udać się na wycieczkę na Lagunę Bueng Bua. Pomysł ten okazał się jednym z lepszych, a wycieczka łódką po wodach zatoki wspaniałą możliwością podziwiania nie tylko otaczającej nas roślinności ale także, a może przede wszystkim mieszkających tam ptaków, które nic sobie nie robiły z naszej obecności. I znów warto jest się udać tam rano, gdyż ma się wtedy pewność, że liczne kwiaty lotosu, które pokrywają wodę niczym barwny dywan, będą wtedy otwarte. Wyniosłe mogoty porośnięte bujną zielenią odbijają się w lustrze wody dając wrażenie równoległego świata. Miejsce jest przecudowne, spokojne, dające możliwość obcowania z przyrodą. Zwłaszcza, że są tam także drewniane pomosty i widokowe platformy, które pozwalają na obserwację z nieco innej perspektywy. Laguna leży na terenie Parku Narodowego Khao Sam Roi Yot (należy wykupić bilet w cenie 200 THB od osoby za wstęp do parku narodowego, a za rejs łódką, która może spokojnie pomieścić 4 osoby – 500 THB).

Malakka

Mimo, iż widzieliśmy naprawdę sporo kolonialnych miast w Azji, to jednak Malakka jest zupełnie inna niż wszystkie. Niegdyś jedno z najważniejszych portów handlowych, dziś wielka atrakcja Malezji wpisana na listę UNESCO. Czerwony kolor zabudowań Placu Holenderskiego (miejski Ratusz oraz Muzeum Historii i Etnografii, Kościół Chrystusa oraz wieża zegarowa) i jego najbliższych okolic nie pozostawia cienia wątpliwości. By móc się jednak w pełni cieszyć tym miejscem koniecznie trzeba wstać wcześnie rano i eksplorować Malakkę w ciszy i spokoju, bez tłumu turystów. Miasto budzi się do życia, a jego mieszkańcy korzystają z tej przyjemnej części dnia na rozruch – spacery, biegi, czy ćwiczenia na powietrzu. Była to nasza druga wizyta w Malakce, ale miasto zachwyciło nas tak samo, jak za pierwszym razem, a być może nawet jeszcze bardziej doceniliśmy jego niezwykłą atmosferę i wspaniałą zabudowę. Poza tym udało nam się wejść tym razem do pięknego, drewnianego Pałacu Cesarskiego. A jak widzieliśmy Malakkę 10 lat temu? Można przekonać się w tym oto wpisie.

Góry Marmurowe

W niewielkiej odległości od centrum miejscowości Da Nang w Wietnamie wznosi się kompleks pięciu wapiennych wzgórz. To owe Marmurowe Góry. Każde z nich poświęcone jest innemu żywiołowi. My mieliśmy okazję eksplorować Górę Żywiołu Wody – najwyższą i najpiękniejszą, która akurat świetnie pasowała nam do pogody, ponieważ lało niemiłosiernie. Trzeba było więc bardzo ostrożnie stąpać po kamiennych stopniach i wąskich korytarzach. Jedyna ucieczka przez deszczem czekała na nas w jaskiniach i grotach, w których urządzono świątynie. W połączeniu z soczystą zielenią otaczających roślin miejsce to wydawało się niczym z baśni. Cała okolica słynie ze sporej liczby rzemieślników, którzy wykonują dzieła sztuki (rzeźby, elementy dekoracyjne, a nawet meble) wykorzystując do tego między innymi marmur. Opłata za wstęp wynosi 40 tys VND (można także skorzystać z windy to koszt 15 tys ND).

Ipoh

Po wcześniej odwiedzonym Taipingu, Ipoh od razu zrobił na nas duże wrażenie. Może dlatego, że przyjechaliśmy tu pociągiem, a tutejszy dworzec kolejowy – oślepiający bielą swojej fasady, jest jednym z piękniejszych w całej Azji. Takich dobrze zachowanych budowli z czasów kolonialnych w Ipoh można doszukać się wielu i to chyba stanowi o największym uroku miasta. Niewysokie kamieniczki pięknie współgrają z egzotyczną roślinnością tworząc czasem zakamarki o magicznej atmosferze (np. Concubine Line). Ale nie tylko to. Bardzo interesująca jest tu także sztuka uliczna z muralami na czele. Jednym z najbardziej znanych artystów, którego barwne dzieła możemy podziwiać spacerując tutejszymi uliczkami jest Ernest Zacharevic rodem z Litwy. No i jeszcze biała kawa z Ipoh, którą znają chyba wszyscy mieszkańcy Malezji. O jej wyjątkowości stanowi fakt, iż podczas procesu prażenia ziaren kawy dodaje się olej palmowy, który nieco zmienia barwę, a na pewno jej aromat. Miasto otoczone jest przez wapienne wzgórza, a te często kryją w sobie liczne świątynie.

Hue


Ostatni cesarska stolica Wietnamu przywitała nas deszczem. Ciekawe, jak było w przypadku architekta i konserwatora zabytków, który przyczynił się do ocalenia tutejszych zabytków – Kazimierza Kwiatkowskiego, gdy przybył tu po raz pierwszy? W sercu Hue znajduje się Zakazane Cesarskie Miasto związane z dynastią Nguyen, na wzór tego w Pekinie, lecz o wiele mniejsze i o wiele mniej się po nim zachowało (np. główny pałac cesarski to tylko fundamenty). Otoczone jest ono murami Cytadeli, a dostać się można tu przez ciekawą bramę Ngọ Môn składającą się z pięciu odrębnych wejść: główna przeznaczona dla cesarza, przyległe do niej dla jego urzędników, a najbardziej skrajne dla zwykłych śmiertelników i ich zwierząt. Bardzo zachęcamy, by przejść się po kompleksie, zbaczając z głównej trasy wiodącej wprost do Pałacu Kiến Trung, ponieważ można odnaleźć tam malownicze zakamarki z pięknymi ogrodami i ciekawą roślinnością. Podczas deszczu uważać jednak należy na śliską posadzkę. Bilet wstępu kosztuje 200 tys. VND.

Taman Tasik w Taipingu


Sam Taiping być może nie należy do najpiękniejszych i najbardziej interesujących miast ale ma jedno szczególne miejsce, które naszym zdaniem najlepiej odwiedzić wcześnie rano – gdy światło jest miękkie, a upał jeszcze nie doskwiera. To Taman Tasik lub też, może nieco prościej Lake Gardens, ponieważ jest tu aż dziesięć jezior i stawów. Został on założony na terenie dawnych kopalń cyny, więc jest to doskonały przykład rekultywacji obszaru poprzemysłowego. Zupełnie jak na naszym śląskim podwórku! Powstał w 1880 roku jako pierwszy publiczny park w całej Malezji, a przybywający tu podróżnicy, a nawet poeci rozpływali się nad jego pięknem.

Niektóre fragmenty parku są mniej zadbane niż inne, niektóre uczęszczane przez rodziny z dziećmi, inne zaś przez spacerowiczów i biegaczy. Niezwykle malownicza część, która może dawać przedsmak malezyjskiej, dżunglowej roślinności i piękna tamtejszych krajobrazów rozciąga się w okolicach uroczego czerwonego mostu oraz zielonych, łagodnych pagórków. Stąd już niedaleko do drogi, przy której wyrastają piękne i chylące się niczym do ukłonu drzewa z liśćmi i kwiatami przypominającymi akacje. Co ciekawe było to jedyne miejsce podczas naszej podróży, w którym nie spotkaliśmy się z żadnym turystą.

I dodatkowo:

Garden Rhapsody w Gardens by the Bey


Nie mogliśmy sobie odmówić przyjemności, żeby nie umieścić Gardens by the Bey na liście najwspanialszych miejsc, które udało nam się odwiedzić podczas naszej tegorocznej podróży po Azji. Wymyślone i skonstruowane przez człowieka Superdrzewa, pokryte od góry do dołu prawdziwą roślinnością niezwykle nam się spodobały podczas pierwszej wizyty w Singapurze. Nie wspominając już o spektaklu światło-dźwięk z ich udziałem. Musieliśmy to po prostu przeżyć jeszcze raz. I choć muzyka, która towarzyszyła spektaklowi, nie była taka jak kilka lat wcześniej (trafiliśmy akurat na przedstawienie okraszone muzyką operową), to czuliśmy dokładnie to samo co kiedyś. Znów się zachwyciliśmy. Występy odbywają się codziennie o godzinie 7:45 i 8:45 i są darmowe. Wpis dotyczący Gardens by the Bey także można znaleźć na naszym blogu.

Wpis powstał w wyniku współpracy z linią lotniczą KLM. Jednakże wszelkie opinie i opisy o tematyce turystycznej mają charakter autorski i niezależny.

Napisz pierwszy komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

    Dołącz do naszego newslettera!

    Hej! Mamy nadzieję, że podoba Ci się na naszym blogu. Dołącz do ponad 20o tys. śledzących nas osób. Ale w najlepszej, najwygodniejszej formie. Do naszego newslettera. Wysyłamy mail maksymalnie raz na tydzień. Zero spamu, tylko nowe wpisy, super okazje, inspiracje podróżnicze *POLITYKA PRYWATNOŚCI