Czas wymknąć się z Bangkoku, ruszyć nieco dalej i nieco bardziej zanurkować w przeszłość – zgłębić historię Tajlandii w realu. Bo umówmy się – obecna stolica Tajlandii to miasto stosunkowo młode. Trzeba więc udać się do dawnej stolicy, Ajutthaji. Żeby tam się dostać wystarczy pojechać na przykład pociągiem ze stacji kolejowej Hua Lamphong w Bangkoku. Albo kupić wycieczkę jednodniową, co naszym zdaniem jest bez sensu w tym przypadku. Jedziemy trzecią klasą – innej opcji nie ma, wcale nie jest tak źle, trochę gorąco i spodziewany ścisk ale podróż trwa przecież tylko około 2 godzin. Cena biletu to jedyne 15 bahtów od osoby. Kupiony na dworcu, nie można online.
Chaos, beton, budowy, pola ryżowe, znów chaos, beton i znów pole ryżowe. Dojeżdżamy na dworzec kolejowy w Ajutthaji po niecałych 2 godzinach drogi, tutaj jeszcze nie widać po co ciągną w to miejsce tłumy turystów, bo stare miasto pamiętające największe czasy świetności kraju znajdują się dalej, a otoczone jest nowoczesną zabudową miasta współczesnego. Tuk-tukiem podjeżdżamy bliżej ogromnego kompleksu wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Kierowca sam Cię znajdzie – to normalne. Jednak chyba jesteśmy na to zdani, bo z plecakami w ogromnym upale musielibyśmy poświęcić jakieś 45 minut marszu. Oczywiście targujemy się i zbijamy cenę o połowę.
Ajutthaja jako dawna stolica Tajlandii
Bez podstaw historii Siamu tu nie podchodź. Miasto założone zostało przez króla Ramę Thibodiego I, który w połowie XIV wieku przekształcił je w stolicę całego Siamu. Stolicą tą pozostała przez cztery wieki, mało tego przez długi czas była największym miastem Azji Południowo-Wschodniej, a być może i całego świata (wg klasyfikacji Modelskiego – było!) Swój rozwój i potęgę zawdzięczało położeniu – na setkach kanałów na samym niemal środku szlaku handlowego z Indii do Południowych Chin.
Swoje placówki handlowe mieli tu europejczycy, między innymi: Holendrzy, Portugalczycy, czy Francuzi. Liczni podróżnicy, czy misjonarze podróżowali w to miejsce, a w swoich zapiskach nie mogli ukryć zachwytu nad pięknem i potęgą miasta, które pod koniec swojej świetności liczyło ponad milion mieszkańców. To tak trochę ku ochłodzeniu naszego europocentrycznego myślenia o wielkości i potędze naszej cywilizacji.
Dziś możemy podziwiać właściwie jedynie świątynie i pozostałości po budowlach sakralnych, ponieważ budynki mieszkalne i pałace wykonane były z drewna, w związku z tym nie przetrwały najazdu Birmańczyków i pożaru, które przyniosły kres temu miejscu. Jakaż to musiała być pożoga. Pewnie większa niż słynny pożar Londynu w XVIII wieku.
Zwiedzanie Ajutthai
Zwiedzać można to miejsce na kilka sposobów – wynajmując rowery, przemieszczając się między najważniejszymi miejscami tuk-tukiem lub też na piechotę. My postanowiliśmy wybrać opcję kombinowaną – na nogach i tuk-tukiem w miejsca bardziej oddalone od siebie.
Warto kupić bilet 24-godzinny (kosztuje 220 bahtów), który uprawnia do zwiedzania konkretnych atrakcji kompleksu (kupując bilet dostaniemy rysunkową mapkę z zaznaczonymi obiektami, do których wstęp obejmuje cenę zakupionego biletu – to najważniejsze zabytki tego miejsca), wejście do niektórych świątyń jest natomiast dodatkowo płatne (na przykład do Wat Panan Choeng musieliśmy kupić dodatkowy bilet za 20 Bahtów).
Jako nocleg warto wybrać jakiś hostel lub pensjonat (hoteli raczej tu nie było dużo), jak najbliżej kompleksu. My wybraliśmy bardzo przyjemny Pensjonat Niwas z bardzo miłym właścicielem, jednak dość wścibskimi gekonami, które pchały się do pokoju. Trzeba tu także uważać na komary. Zwłaszcza poza porą suchą. Zaskoczyły nas, niestety negatywnie, ceny jedzenia w knajpkach – pewnie z uwagi na mniejszą konkurencję, niż w Bangkoku i bliskość zabytków. Pozostaje streetfood, który tu jednak występuje w dość ubogiej formie.
Pierwszą świątynią, którą odwiedziliśmy była położona dość blisko miejsc, gdzie znajdują się pensjonaty i knajpki Wat Ratchaburana, którego niezwykle wysoki centralny prang w kształcie kolby kukurydzy zdecydowanie dominuje nad okolicą aczkolwiek prawda jest taka, że to sąsiedni położony po drugiej stronie ulicy Wat Mahathat jest częściej fotografowanym obiektem z uwagi na charakterystyczną głowę Buddy wkomponowaną w oplatające ją korzenie drzewa. Dość znany obrazek z Tajlandii. Aby dobrze rozumieć architekturę tajską, która balansuje pomiędzy birmańsko-cejlońską (buddyjską) a khmerską (hinduistyczną) trzeba rozróżniać znaczenie poszczególnych elementów tych budowli. Nie jest to trudne, zwłaszcza tutaj.
Prang – Czedi – Wat – różnice i podobieństwa. Wiedza ta przyda się też w Bangkoku:
Reszta obiektów znajduje się już w dalszej odległości i na tym etapie każdy zastanowi się nad wygodniejszym transportem, gdyż cały kompleks średniowiecznego miasta ciągnie się 5 km z zachodu na wschód i 7 z północy na południe.
Po kilkunastominutowym spacerze docieramy do miejsca, które stanowiło centrum (tak jakby rzymskie forum) ówczesnego miasta, czego jednak nie każdy jest w stanie dojrzeć. Znajdują się tu Wihan Pra z posągiem siedzącego Buddy. Trzy charakterystyczne białe czedi w kształcie dzwonów to What Phra Si Sanphed – niegdyś najważniejsze miejsce kultu w całym mieście, bo tutaj właśnie mieściła się prywatna kaplica królewska. Następnie pieszo udaliśmy się przez pozostałości pobliskiego Pałacu Królewskiego (pozostały po nim właściwie jedynie fundamenty) by dojść do klasztoru poza głównym kanałem – Wat Na Phra Men, gdzie także zobaczyliśmy również posąg złotego Buddy.
Jeśli natomiast przyjrzymy się terenom na południe od dawnego miasta, również na drugim brzegu rozlewisk rzeki Medan, to rozciąga się tam dzielnica Portugalska z ciekawym zabytkiem w postaci XVII- wiecznego Kościoła św. Józefa oraz obszar zamieszkiwany niegdyś przez kupców muzułmańskich. Jadąc tam (bo jest to dość daleko) miniemy zapewne Wat Chaiwa Thanaram nieco różniący się kolorem i położeniem gdyż leży nad rzeką. Kompleks z centralnym wyróżniającym się prangiem otoczonym zespołem czedi. Wzdłuż muru oglądać można 120 mniejszych statui z siedzącym Buddą.
Holenderskie dziedzictwo i koniec naszego projektu „Kompania z KLM”
Planując odwiedziny w Ajutthaji mieliśmy jeszcze swój dodatkowy cel. Drugiego dnia udaliśmy się na południowo-wschodni kraniec miasta w miejsce gdzie pod dachem Wat Pchanan Choeng najstarszej zachowanej świątyni i miejsca pielgrzymek kryje się potężny posąg siedzącego Buddy. Obok leżącego Buddy w Bangkoku ten wywarł na nas chyba największe wrażenie. Na tym obszarze władcy Ajutthaji pozwalali osiedlać się kupcom z Japonii i Holandii. Po tych drugich zachowała się mała przystań, ruiny osady oraz siedziba kompanii, która dziś stanowi kawiarnię i ciekawe interaktywne muzeum. Interesująca ekspozycja pokazuje historię handlu w Azji Południowo-Wschodniej, rozwój Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, makiety statków, stare mapy, jak również rycinę przedstawiającą Ajutthaję w czasach swojego największego rozkwitu. Przez Europejczykó nazywana była Iudea. Tajowie prawie zawsze utrzymywali przyjazne stosunki z Holandią, o czym świadczyły między innymi pamiątkowe zdjęcia i nagrania z wizyt królowej Holandii w Tajlandii.
Po miłym przyjęciu przez dyrektor muzeum wzięliśmy swoje plecaki i tuk-tukiem (gdyż są to obrzeża miasta) wróciliśmy na dworzec kolejowy, skąd pociąg zabrał nas wprost pod lotnisko Bangkok Don Mueang. ze stacji kolejowej prowadzi tam wygodny tunel. Za chwilę czekał nas lot do Kambodży.
Można się spotkać w sieci ze stwierdzeniami, że na zwiedzanie miasta wystarczy pół dnia. Naszym zdaniem nie jest tak, byliśmy tu łącznie jeden dzień i udało nam się zobaczyć połowę najważniejszych zabytków. Także zupełnie uczciwie – zaplanujcie wizytę tu z przynajmniej jednym noclegiem i przynajmniej jednym pełnym dniem. A najlepiej dwoma.
Do Ajutthaji można przyjechać też z wycieczką fakultatywną z Bangkoku, ale wtedy omija się wschód i zachód słońca, można też pojechać stąd dalej na północ Tajlandii pociągiem lub shuttle busem. Najpopularniejsze kierunki to oczywiście LopBuri, Sukhotai – jeszcze dawniejsza stolica Tajlandii z podobnym ale mniejszym parkiem archeologicznym no i stolica Północy – słynne Chiang Mai. Jeśli kiedyś wrócimy do Tajlandii, to na pewno będą to te rejony.
Więcej zdjęć z naszego wypadu do Ajutthaji zobaczycie poniżej:
Wat Ratburana:
Wat Mahathat i słynna „głowa buddy”:
Dawne „forum” miejskie, Wat Phra Si Sanphet, kwartał królewski:
Świątynia w Wat Phnanan Choeng:
Południowe nabrzeże, stare handlowe zabudowania i Baan Hollanda:
Widok z „niepolecanej” knajpki na ruiny po zachodzie słońca:
Dla nas Ajutthaja piękna ale Sukhothai powala bardziej 🙂
Jak jeszcze trafimy na naszej trasie do Tajlandii to się tam wybierzemy 🙂 Tym razem odkrywamy północ… jest pięknie <3
https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_largest_cities_throughout_history
Polecam i pozdrawiam!
Ayutthaya jest piekna, ale zdecydowanie Soukhothai to jedne z najpiekniejszych ruin swiata !
Pięknie! 🙂
Cudownie. Po raz kolejny pytam – czemu o cywilizacjach Azji Południowo-Wschodniej nie uczy się w szkołach?! Przeciętny Europejczyk nie ma pojęcia, że taka Ayutthaya była niegdyś największym miastem świata ;(
Tak Patryk, pamiętamy jeszcze z wyjazdu, że Cie to martwi. Dlatego jestesmy MY 😀 Niebawem odpalimy nowy kanał na YT – na pewno Ci sie w takim razie spodoba
Czekam z niecierpliwością!
Przydadzą się nam te informacje – będziemy tam w listopadzie 🙂
pięknych wrażeń!
Gdziewyjechac.pl – Wędrowne Motyle Dziękuję! Już się nie mogę doczekać… a dzięki takim wpisom jeszcze bardziej niecierpliwie czekam na dzień wyjazdu
Tam jest niesamowicie
Podobno w Sukhotai (według niektórych) jeszcze piękniej, choć skala Ajuthaji przymiewa wszystko
Nas oszołomiło 😄