Były amerykański żołnierz i szpieg, architekt, wreszcie człowiek interesu, który w niewyjaśnionych okolicznościach zaginął podczas samotnej wędrówki w górach Malezji. Jim Thompson. Co taki człowiek może mieć wspólnego z Azją, z Tajlandią, z Bangkokiem? Okazuje się, że bardzo wiele. Wystarczy zajrzeć do jednej z najchętniej odwiedzanych przez turystów atrakcji turystycznej miasta – Domu Jima Thompsona. I szczerze… absolutnie przez nas polecanych. Jest piękna.
Jedwabnictwo ma w Tajlandii bardzo długą tradycję. Od wieków pielęgnowano stare metody pozyskiwania i tkania jedwabnych nici. Pod koniec XIX wieku nastąpił jednak kryzys rodzimej gałęzi przemysłu, spowodowany napływem tańszych produktów z Chin i Japonii. No i tutaj właśnie rozpoczyna się zbawienna rola Jima Thompsona, amerykańskiego wojskowego, oficera, stratega, doradcy, który postanowił po zakończeniu II WŚ pozostać w stolicy Tajlandii i zająć się ożywieniem produkcji a także handlu tym surowcem. A że pan Thompson okazał się człowiekiem niezwykle przedsiębiorczym, udało mu się tego dokonać, na dodatek nie rezygnując z tradycyjnych metod tkania jedwabiu. Mało tego, udoskonalając je, wymyślając nowe wzory tkanin, a także wykorzystując wymyślone przez siebie barwniki.
Złożyło się idealnie, bo po premierze w USA widowiskowego musicalu „Anna i Król” w latach 50-tych wybuchł boom na tajski jedwab. Popyt był ogromny. Thomson szybko stał się milionerem.
Nie dziwi więc fakt, że człowiek, tak wrażliwy na piękno, a także szanujący lokalną tradycję, postanowił zamieszkać w domu, który nierozerwalnie łączy się z krajobrazem dawnej tajlandzkiej wsi. Nie wybudował więc swego domu od podstaw, a postanowił połączyć siedem przeniesionych w jedno miejsce, autentycznych, wykonanych z drewna tekowego chat, które możemy dzisiaj zwiedzać – ale tylko z przewodnikiem i bez możliwości robienia zdjęć. Właściciel domu był także wielkim miłośnikiem sztuki, stąd przechodząc po kolejnych pomieszczeniach, mamy okazję zobaczyć ciekawe obrazy, interesujące meble, rzezby, czy kolekcje biało – niebieskiej chińskiej porcelany. Najbardziej interesujące wydały nam się jednak drzwi, które do złudzenia przypominało wielkie lustro, wielkim skarbem jes także znajdujący się w ogrodzie posąg Buddy z VI wieku (niestety nie jest zachowany w całości – nie posiada głowy).
Zanim jednak zaczniejmy zwiedzanie domu, musimy zaczekać na to, by uzbierała się grupa turystów, która będzie oprowadzana przez mówiącego po angielsku przwodnika (Tajowie mają chyba bardzo dużą łatwość uczenia się języków – przewodnicy mówią także po francusku, hiszpańsku, chińsku, niemiecku…). To dobry moment, by rozejrzeć się po okalającym posiadłość ogrodzie – można spacerować po nim swobodnie. Nie znajdziemy tu jednak całkowicie ciszy i spokoju – po pierwsze dlatego, że dużo tu turystów, po drugie dlatego, że rezydencja znajduje się tuż nad ruchliwym kanałem Khlong Saen Saeb, po którym co chwilę przepływają hałaśliwe łodzie. Po drugiej stronie kanału znajduje się muzułmańska enklawa w Bangkoku. Stąd Thomson pozyskał z resztą jeden z ocalonych domów.
Czekając na przewodnika można także wejść do znajdującego się tuż przed bramą wejściową sklepu z jedwabnymi wyrobami. Tutaj także zobaczyć możemy w jaki sposób tka się jedwabne nici – technikę tą prezentuje ubrana w tradycyjne stroje para Tajów.
Historia Thomsona, którego świetna przewodniczka (naprawdę jedna z lepszych jakie w życiu nam się trafiły) przyrównywała do Bruce’a Willina, kończy się nieco tajemniczo. W czasie odwiedzin (w formie wakacji) u swojego przyjaciela na posiadłości w Malezji, w słynnych Cameron Highlands, bogacz miał wyjść na spacer i już nigdy nie wrócić. Oczywiście jedne teorie spiskowe mówią, że upozorował swoją śmierć, majać dość życia w tej formie, inni mówią o morderstwie handlowych konkurentów, skrytobójstwie Brytyjczyków czy wręcz agentów KGB, bo Thomson był osobą, wokół której kręciły się wywiady i szpiedzy wielu krajów.
Do dziś zachowała się spuścizna przedsiębiorcy – nie tylko wysokogantunkowy jedwab, ale marka odzieżowa, sieć sklepów, hoteli, firmowanych jego imieniem i nazwiskiem.
Bilet wstępu kosztuje około 150 Bahtów. Muzeum otwarte jest codziennie od 9:00 do 18:00. Wnętrza zwiedza się z grupą oprowadzaną przez przewodnika – na zwiedzanie wyznaczona jest konkretna godzina, czas zwiedzania to jakieś 45 minut. Przed wejściem do domu należy zdjąć buty oraz pozostawić w schowku plecaki, torebki itp. Obiekt znajduje się bardzo blisko początkowej stacji naziemnego metra, linii granatowej, „National Stadium” oraz stacji na linii zielonej „Ratchathewi”