Lubię samoloty, lubię latać samolotami, lubię długie podróże samolotem. Bo jak pisaliśmy latanie nas uspokaja. W momencie, gdy siadam w fotelu na pokładzie wielkiej maszyny, zapinam pasy, moja podróż zaczyna się już tak na dobre. Bardziej męczy mnie to co dzieje się na lotnisku (choć zdaję sobie sprawę, że wszystkie procedury związane z kontrolami są bardzo potrzebne). Tym razem miało być nieco inaczej, ponieważ do Colombo mieliśmy lecieć samolotem innym, niż do tej pory, bo Dreamlinerem. Lataliśmy już Embraerami, standardowymi Boeingami, a nawet tymi dwupiętrowymi kolosami. Byliśmy więc bardzo ciekawi jak to będzie, czy rzeczywiście różnica będzie znaczna, czy podróż przebiegnie milej, będzie bardziej komfortowa i mniej męcząca.
Kilka szczegółów technicznych dotyczących Boeinga 787-9: rozpiętość skrzydeł: 60,10 m, długość: 62,80 m, maksymalny zasięg: 15 100 km, prędkość przelotowa 920 km/h. Większość miłośników lotnictwa wzdycha szczerze do szyby „piękna maszyna”.
Na pozór wnętrze wygląda znajomo, choć od razu widać, że jest dużo nowocześniejsze no i fotele ustawione są w konfiguracji – trzy w środku oraz trzy po obu stronach (pod oknami). Szukamy naszego miejsca, okazuje się, że będziemy siedzieć koło Holenderki, którą później podczas podróży po Sri Lance, ot tak, spotkaliśmy gdzieś na lokalnym przystanku, czekając na busa (my jechaliśmy do Kandy z Polo, ona w drugą stronę). Poznała nas, a my ją – po raz kolejny uznaliśmy, że świat jest po prostu mały.
Miejsca na nogi jest sporo nawet w wersji podstawowej a pojemniki na bagaż podręczny – większe, bardziej pojemne. Nasze „wiecznie przekraczające rozmiary podręcznego, ale wciąż traktowane jako podręczne” plecaki zmieściły się z nadmiarem. W naszym przypadku ma to znaczenie, bo przecież latamy tylko z takim bagażem.
Znaczenie ma także fakt, iż tego typu samoloty są znacznie bardziej ekologiczne – zużywają mniej paliwa, a co za tym idzie, generują mniej spalin, a także są znacznie cichsze przy starcie i lądowaniu.
Podczas długiej podróży – zwłaszcza takiej, która trwa za dnia, a tak było jak lecieliśmy do Colombo – duże znaczenie ma pokładowy system rozrywki. Dla rodzin z dzieciakami ale też dorosłych, których pomysł na zajęcie sobie czasu jest ograniczony. Nie wszyscy umieją albo lubią czytać książki w samolocie. W Boeingach 787 jest on znacznie rozbudowany – filmy, w tym najnowsze, które właśnie weszły do kin, muzyka – również najnowsze premiery, gry, znane teleturnieje, kursy językowe, nawigacja w 12 językach, no i przede wszystkim nowoczesne, niezacinające się 11-calowe monitory dotykowe na fotelach w ekonomicznej klasie. Można nadrobić zaległości z nieobejrzanymi jeszcze, a w miarę „świeżymi” filmami. Jest także gniazdko elektryczne i USB oraz możliwość połączenia się na określony czas z superszybkim wi-fi. Aczkolwiek ten rarytas w liniach KLM jest obecnie dodatkowo płatny. Szczegóły oferty.
Ale nie to zaciekawiło i zainteresowało nas najbardziej. Bo tym najfajniejszym elementem były okna. Okna! A właściwie możliwość przyciemniania ich i rozjaśniania za pomocą małego przycisku poniżej, nie rozumiemy do końca jak to działa (może ktoś nam wytłumaczy w komentarzu) ale jest bardzo fajne. Taki „efekt WOW”. Poza tym są one nieco większe, niż w standardowych samolotach. Podróż Dreamlinerem może okazać się bardziej komfortowa i mniej męcząca także dlatego, że ciśnienie na pokładzie jest wyższe, o czym kiedyś nie mieliśmy pojęcia, a ledowe oświetlenie nie męczy tak bardzo oczu. Dodatkowo, KLM wprowadził coś takiego jak „Smoother Ride”, czyli czujniki turbulencji i technologia, która powoduje, że pasażerowie nie odczuwają objawów choroby lokomocyjnej.
Według danych na sezon zimowy 2016/17, trasy na których latają dreamlinery KLM to: Abu Dhabi, Dubai, Muscat, San Francisco, Nowy Jork, Calgary, Rio de Janeiro, Chengdu, Hangzhou, Shanghaj i Xiamen, Osaka, Colombo, Kuala Lumpur. Jeśli chcecie polecieć takim samolotem szukajcie połączeń z Warszawy, Krakowa czy Gdańska właśnie na te kierunki.
Nasz lot powrotny odbywał się nocą (takie loty są o niebo lepsze), więc najważniejsze dla nas były fotele – wygodne i bardziej nowoczesne, oczywiście obniżane – dobre na drzemkę. Tym razem siedziała koło nas dziewczyna, którą panie stewardessy jakoś tak często odwiedzały, rozmawiały, a nawet przyniosły jej specjalny prezent. Zastanawialiśmy się o co chodzi… No i się dowiedzieliśmy, że była to dziewczyna kapitana samolotu. Lot powrotny zawsze przebiega szybciej i tym razem było podobnie. Ale nam też KLM zrobił miłą niespodziankę i wręczył upominek jeszcze na pokładzie. To bardzo miłe. Dziękujemy. W KLM można przygotować prezent dla osoby lecącej na znanej nam linii. Lub do domu. Usługa nazywa się „KLM Wannagives”.
Materiał powstał we współpracy z liniami lotniczymi KLM/AirFrance – partnerem lotniczym bloga. Jak zawsze jednak wszelkie opinie i teksty stworzone przez nas pozostają niezależne
Ja się w samolocie nudzę i zawsze mi się podróż dziwnie dłuży.
Ja polubiłam już podróże samolotem, z tym, że nie wyobrażam sobie latać z naszym dzieckiem dłużej nić 4 godziny. To już stałoby się męczące. Sprawdziliśmy kilka linii lotniczych i najbardziej pod każdym względem odpowiada nam TC 🙂 Miłych lotów 🙂
dla 2 metrowego człowieka 11 h w dreamlinerze to taka sama katorga jak 3 h w A320, szczególnie gdy osoba przed rozłoży oparcie co do przyciemnianych okien, w LOTowych dreamach tego nie zauważyłem