Nigdy nie sądziliśmy, że tak olbrzymi prom może tak wolno sunąć. Po prawej stronie mijamy nabrzeże Schaprode, potem małą plażę i szuwary, w oddali majaczą szmaragdowe wody laguny, po której drugiej stronie czekał na nas specyficzny raj, o którym szczerze mówiąc jeszcze kilka miesięcy temu nie wiedzieliśmy. Ale przyciągnęły nas niesamowite opowieści o tym miejscu, zwanym przez miejscowych „Słodziutkim małym krajem”, ze względu na królestwo rokitnika. Płyniemy na Hiddensee. Co nas tam spotka?
Promy przybijają do Vitte albo Kloster. Wysiadamy w pierwszym,za chwilę wypożyczymy rowery za 7 euro (jest tu kilka wypożyczalni) i z małym przystankiem przy jedynym na wysepce wiatraku i centralnej plaży tak czy siak ruszymy do Kloster. Po drodze mijamy charakterystyczne bajkowo wyglądające chatki, kryte sitowiem. Niektóre z nich przybierają fantazyjne skojarzenia jak całkowicie niebieski Blaue Scheune czy będący skróconym o jedno piętro „Domem Muminków”, dom Astrid Nielsen, niemieckiej noblistki.
Zresztą… „Wyspa Noblistów” to drugie imię Hiddensee. Zatrzymujemy się na zachodniej plaży, by zażyć kąpieli słonecznych i nagrać kilka ujęć do reklamy, którą przygotowujemy dla Niemiec.
No właśnie. Wjeżdżając do Kloster zdajemy sobie sprawę, że wjeżdżamy do wioski, w której kiedyś prawdopodobnie gromadziło się najwięcej pisarzy, poetów, malarzy niemieckich na metr kwadratowy. A na pewno Noblistów. Obok Tomasza Manna, Zygmunta Freuda, Gerharda Hauptmanna, który miał tu swój dom, w którym tworzył. Artystyczna bohema ówczesnych Prus na tyle ukochała sobie Hiddensee, że w złotych latach z Berlina przybywały pielgrzymki artystów różnych miar, czasami specjalnym statkiem. W sercu Kloster schował się kościół a wokół niego kilkadziesiąt nagrobków, niektóre pamiętające początek XIX wieku. W środku ktoś pogrywa sobie na organach kościelnych. Ćwiczebnie. I nawet się nie odwraca, słysząc ciekawskich, mielących językami w kościółku.
Wyspa z lotu ptaka przypomina konika morskiego. Wydawało mi się, że tylko ja na to wpadłem, ale oczywiście byłaby to przesada. Okazało się, że nie ja 🙂
Konik morski i złota kotwica znajdują się na herbie gminy. Choć powinien znaleźć się tu rokitnik. Kwiaty i owoce tego mało znanego w Polsce, a przecież bardzo charakterystycznego dla Bałtyku krzewu, to wyróżnik Hiddensee.
Mieszkańcy tworzą z niego soki, dżemy, nalewki a nawet wódki. No i tak jakoś wyszło, że finalnie… produkt turystyczny, obowiązkową pamiątkę z wyspy. Kupujemy dwie małe buteleczki, jedną dla siebie, drugą dla mamy. No dobra, w sumie trzy 😉
Sercem Kloster wydaje się mały staw i skrzyżowanie dróg a może raczej dróżek, z których jedna prowadzi, lekko pnąc się na okoliczne wzgórza, najpierw na punkt widokowy, z którego zobaczymy większość równin wyspy a potem w kierunku właściwego Klasztoru, od którego nazwy wzięła miejscowość. Dziś zamiast klasztoru jest gasthaus a obok można wynająć domki z niebywale pięknym widokiem na Bałtyk, szumiący zielonkawą wodą gdzieś 40 metrów poniżej. Najwyższy „szczyt” wyspy sięga raptem 90 metrów, ale z klifu obok wydaje się jakby przepaść dorównywała wysokością tej z kredowych klifów w Jasmund.
Najbardziej charakterystycznym i chyba najpiękniejszym fragmentem wyspy wydaje się Park Narodowy i położona centralnie Latarnia Morska Dornbusch To, co wyłania się nam zza sosnowego lasu, gdzieniegdzie urozmaicone kępkami pączkującego rokitnika (kwitnie na pomarańczowo, owoce również są jasnopomarańczowe) wydaje się wręcz idealną scenerią na rozłozenie palety, płótna i malowania. Gdyby tak nie wiało…
Dosłownie rzut kamieniem szlakiem stąd na północny-wschód wyrastają kolejne niewysokie klify. Jednak, gdy uzmysłowimy sobie, że jestesmy na wysepce mniejszej, niż Lublin, to każdy klif wydaje się niesamowitym zjawiskiem. To nie mikrokontynent. To nanokontynencik.
Jeśli mielibyśmy go do czegoś porównać, choćby na poziomie wyobrażeń, co przypomina trochę Avonlea i Wyspę Księcia Edwarda z przygód Ani pióra Lucy Montmogery. Przynajmniej ten obraz wykreowany przez obrazy telewizyjne.
Wiatr popycha nas, gdy wracamy groblą z Kloster do Vitte. Z wiatrem nie radzą sobie nawet rybitwy, które na wyspie mają swoją ogromną kolonię lęgową. Za chwilę będziemy uciekać przez porywami wiatru na prom, który spokojnie ale stabilnie pomnie znów ku Schaprode (a płyną stąd też promy do Ralswieck i Stralsund). Po kolejnej chwili siedzimy już przy lokalnym piwie i przepysznym śledziu w bułce, czekając na lokalny autobus #35 do Bergen.
Jest jeszcze kilka dni przed sezonem, więc trochę się naczekaliśmy. Siedząc w biało-niebieskim koszu wystawiamy buzie do słońca i żałujemy, że nie mamy tyle odwagi i fantazji, co XIX-wieczni artyści, by wszystko rzucić i… wyjechać na wiele, wiele dni na Hiddensee. By nie robić nic.
Informacje praktyczne: Promy do Hiddensee odpływają z 3 portów. Najbardziej sensowne wydaje się jednak wystartowanie w Schaprode. To bardzo ładne, ale dość daleko położone miasteczko, gdzie znjaduje się spory parking, dla zmotoryzowanych turystów. Ale jesteż ostani przystanek linii autobusowej nr 35 z Bergen. Kursy promowe są skomunikowane z godzinami przyjazdu i odjazdu autobusów. Wrócić z wysepki na wyspę właściwą możemy o 15:30 lub 17:30. Ta druga godzina wydaje się lepsza, bo od razu po chwili od zacumowania macie autobus. My wybraliśmy wcześniejszą opcję i utknęliśmy w Schaprode w przemiłej knajpce Schilling Gasthof na bułkach ze śledziami, piwie i kawie. Ojej 🙂
Na wyspie wieje. I to ogromnie. Nawet jak było słonecznie i ciepło, musieliśmy zakładać czapki i kurtki, bo odczuwalna była 10 stopni mniejsza. Na zwiedzanie wysepki z użyciem roweru wystarczy bez problemu dzień a nawet pół dnia.
Pozwolę sobie skorygować, że nie bywała na Hiddensee niemiecka noblistka Astrid Nielsen, bo w ogóle takiej nie ma, tylko duńsko – niemiecka gwiazda kina niemego Asta Nielsen (więcej: https://pl.wikipedia.org/wiki/Asta_Nielsen – choć w polskiej wersji Wiki też jest pewna nieścisłość, bo Asta Nielsen urodziła się w Kopenhadze, a zmarła we Frederiksbergu – mieście – enklawie, otoczonym Kopenhagą, ale będącym jednak całkowicie odrębną jednostką terytorialną). Do Asty Nielsen i Jej rodziny należał dom w niebieskie poziome pasy (jest na 12 zdjęciu licząc wszystkie od góry). Dziś mieści się w nim Jej muzeum.
Co do plaż, odnosząc się do komentarza „Zochy z Sopotu”: są tu zarówno plaże dla tekstylnych, jak i naturystów. Rzekłabym, że tekstylnych jest nawet więcej, niż tych dla naturystów, ale panuje dość duża swoboda i obie te kategorie plażowiczów przenikają się. Nie odnotowałam wrogości w żadną stronę.
Warto, poza kartą bankomatową, mieć ze sobą gotówkę. Jeszcze w wielu miejscach można płacić wyłącznie „prawdziwą walutą”.
Rozkład kursowania promów na Hiddensee dostępny jest tu: https://www.reederei-hiddensee.de/fahrplan/aktuelle-informationen
Z Schaprode na Hiddensee kursują też szybsze niż prom wassertaxi – ale nie wiem, o ile były droższe od promu.
Jeżeli wybieracie się na Hiddensee na dłużej niż jeden dzień i będziecie tam nocować w jakimś wynajętym pokoju. to zwróćcie uwagę na czekające w porcie na nabrzeżu dwukołowe wózki z napisami różnych hoteli, hotelików, pensji, itp. – można do nich zapakować swój bagaż i w ten sposób dowieźć go do wynajętej kwatery.
Poza własnymi nogami i rowerami, po wyspie można poruszać się wozami konnymi – kursują np. po trasie z portu w Vitte do Kolster.
Niektóre ceny (lato 2021):
-parking na 1 dzień w Schaprode (samochód osobowy, przy wjeździe do miasteczka jest duży znak wskazujący dojazd na parking i należy odbić od głównej drogi na lewo) – 3,50 EUR
-prom z Schaprode do Vitte i z powrotem w tym samym dniu+ obowiązkowa opłata kuracyjna, bilet dla jednej osoby dorosłej: 21,00 EUR (rower: 8,50 EUR, dziecko ok. 11,00 EUR)
-wejście na latarnię Dornbusch – 3 EUR
-bułka ze śledziem Bismarcka – prosto z kutra w Kloster – 3,50 EUR
-dwa kawałki tortu z kremem z rokitnika + dwie kawy w kawiarni w Kloster – ok. 14,00 EUR
-wynajęcie kosza plażowego na 1 dzień – 12,00 EUR
Dziękujemy. musimy się uderzyć więc w pierś, bo to coś więcej niż „czeski błąd”. I znaleźć przyczynę tej pomyłki 🙂
Nikt nie napisal ale … na Hiddensee nalezy unikac kapania sie w strojach i spodenkach kapielowych. Przy wejsciach na plaze stoja informatory ze szmatki textylne nie sa milo widziane. To w zasadzie wyspa naturystow i to sie tu oficjalnie propaguje. Tylko przy glownych wejsciach na plaze ze wsi tolerowane jest kapanie i plazowanie textylne…
Wiec jadac na ta wyspe rowerem zostawcie na parkingu ( w Schaprode jest tani Parking dzienny, najtanszy prom i najszybsze polaczenie z wyspa ) w aucie stroje i gacie kapielowe. To zaoszczedzi Wam zbedny bagaz… albo nie jedzcie tam wcale jezeli macie z tym problem. Ciekawskich textylnych czasami rozbiera sie aby slonce nie zaszlo za chmury 🙂 Dlatego latem tyle tam slonca !
Witajcie,
Planujemy na Rugii tydzień na rowerach w lato 2020 i chcielibyśmy wpaść na dzień na Hiddensee. Gdzie mogę znaleźć np ceny promów z Schaprode do Vitte.
Z góry dzięki.
Jedziemy w maju! Znalazłam!
https://www.reederei-hiddensee.de/fahrplan/schaprode
Mieszkam tu i pracuje w kloster u piekarza tu normalnie czas stana w miejscu
Rozumiem, że na promie spokojnie zabierzemy ze sobą rowery? Znamy jakieś ceny wycieczki w tą i z powrotem?
Za 2 tygodnie wybieramy się tam na rocznicowy weekend, po Waszych opisach (bardzo pomocnych, dzięki!) czuję, że będzie pięknie 🙂
Ja bardzo polecam Spiekeroog. Tez niemiecka wyspa. Objeta calkowitym zakazem ruchu samochodowego. Z jedynym w swoim rodzaju polu namiotowym. My pokochalismy Spiekeroog chociaz przy pierwszym wyjezdzie wiatr polamal nam namiot
Czy damy radę zwiedzić choć troszkę wyspe pieszo?
Oczywiście. Nie ma problemu. Da się.
Ale syf, tak szaro i brzydko. Żadnych reklam, skąd mam wiedzieć co kupić, żadnych krzywych znaków drogowych, jak oni tam jeżdżą i wszędzie te śledzie, monotonia u nas nawet panga z Mekongu jest…
To chyba ironia? 🙂
To chyba ironia? 🙂
Dzieki za inspiracje wysepka super
Dzieki za inspiracje , wlasnie wrocilismy z Hiddensee . Uroczo 👍I rowerowo , bajkowe domki , pyszne ryby i, piekna plaza 😎 Polecamy J&J
Nigdy nie słyszałem o tym miejscu, ale z Twojej relacji wygląda ciekawie. Chyba się tam wybiorę w czasie urlopu. Dzięki 🙂
A więc jednak to prawda, że Ania pochodziła z Prince Edward Island?
Autorka L.M. na pewno 😉
Dobrze wiedzieć. Pozdrawiam !
Wyspa Księcia Edwarda
Już mnie masz. Jako najwierniejszą fankę „Ani”. Razem z Maria Olecha-Lisiecka 🙂