Ten wpis właściwie można zmieścić w dwóch słowach: Alpejskie tropiki. Naprawdę. I wiele, naprawdę wiele to mówi. Prawdy oczywiście. Ale nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie rozłożyli naszej podróży na czynniki pierwsze. No to wsiadajcie, jedziemy do Ticino.
W południowej części Szwajcarii, tam, gdzie na ulicach słyszy się język włoski, znajduje się egzotyczny (jak na alpejskie wyobrażenia) szwajcarski kanton Ticino. Krystalicznie czyste jeziora, otoczone wysokimi górami, tworzą niesamowity klimat i niepowtarzalne widoki. Roślinność jest tutaj bujna, kwiaty rozkwitają feerią barw, niektóre drzewa są rodem jakby z tropików i widzimy je pierwszy raz w życiu. Porastające każdą wolną przestrzeń krzewy mają liście tak grube, zielone i błyszczące, że sprawiają wrażenie jakby były nieprawdziwe. Brzmi jak bajka? Przekonaliśmy się całkiem niedawno, że nie tylko brzmi, ale takie po prostu, w rzeczywistości jest.
Oto Ticino, które stało się dla nas wielkim odkryciem i zaskoczeniem. Połączeniem tego co kochamy najbardziej, a więc wody i odbijających się w niej gór, które razem tworzą, naszym zdaniem, najpiękniejsze krajobrazy. A do tego włoski klimat. I nie chodzi nam o sprawy pogodowe. To coś jak „światy równoległe” niby takie same, a przecież widziane w lustrzanym odbiciu. Po dwakroć piękne!
Jak to właściwie jest z tym Ticino?
Ticino jest jednym z 26 kantonów Konfederacji Szwajcarii. Jest położony najdalej na południe tego wciśniętego między Niemcami, Francją, Austrią, Lichtensteinem i Włochami, alpejskiego kraju ale oddzielony od niego dość sporą barierą, masywem Alp Lepontyjskich, pod którymi wydrążono Tunel Św. Gotarda. Stąd też tak spora odrębność Ticino od reszty kraju. Drugim miejscem obok Ticino, gdzie mówi się po włosku jest mały fragment Gryzonii, czyli dolina Val Poschiavo, gdzie ruszyliśmy kilka dni później pociągiem Bernina Express, a także Val Bregaglia i Mesocco.
Włoska część Szwajcarii została przyłączona do reszty kraju w XVI wieku, wcześniej wykazując więcej związków z Turynem i Mediolanem niż Bernem czy Zurychem. Znajdują się tutaj częściowo dwa jeziora, będące częścią systemu przepięknych polodowcowych dużych jezior Północnych Włoch: Maggiore oraz Lugano. Klimat jest tu o wiele bardziej łagodny od reszty kantonów, co sprawia, że bardzo chętnie przybywają tu na wakacje i wypoczynek Szwajcarzy z innych części swojego pięknego kraju. Stolicą Ticino jest Bellinzona. Ciekawostką jest, że na terenie kantonu Ticino znajduje się włoska enklawa Campione. Widać ją dobrze ze szczytu San Salvatore górującego nad Lugano. Czym są enklawy Marcin tłumaczył w jednym z odcinków Motyla i Globusa.
Co koniecznie trzeba zobaczyć w Ticino?
Locarno
Do leżącego nad północnym brzegiem jeziora Maggiore, Locarno przybyliśmy pociągami z Zurychu. Droga wiodła przez trasę, którą podąża Gotard Express. Kolejowa podróż była przedsmakiem, przystawką przed tym, co mieliśmy zobaczyć w następnych dniach, będąc już w Ticino. Choć już wówczas mieliśmy szeroko otwarte buzie spoglądając przez okna (tak na marginesie, bardzo czyste okna) niezawodnych szwajcarskich pociągów.
Po przyjeździe do Locarno, pożegnaliśmy się z towarzyszącą nam Adrianą ze Szwajcarskiej Organizacji Turystycznej i pędem ruszyliśmy w kierunku naszej pierwszej atrakcji, kolejki linowo-terenowej (funicular), wybudowanej w 1906 roku, która miała nas zabrać na wznoszącą się ponad miastem Orselinę (406 metrów n.p.m). Bardzo chcieliśmy zdążyć na zachód słońca. To był plan od początku. Udało nam się to dosłownie rzutem na taśmę. Gdyby nie to, że miły Pan motorniczy zaczekał na nas, to nasz plan podziwiania panoramy oblewanego przez jezioro i otoczonego górami miasta, w ostatnich promieniach zachodzącego słońca, legł by w gruzach. – Macie zniżkę 50% – jeszcze nam dołożył, zerkając na nasze SwissTravelPassy.
Na Orselinie wznosi się zabytkowy kościół słynący z objawień Matki Boskiej, Chiesa Madonna del Sasso, który jest celem licznych pielgrzymek. Stąd też można udać się na piesze wędrówki albo pojechać jeszcze wyżej na kolejne wzniesienia. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby wejść lub też zejść z Orseliny na piechotę. Trasa nie jest trudna, trzeba tylko pamiętać o zabraniu czołówki, jeśli zacznie się ściemniać po drodze.
Posiadacze Swiss Travel Pass mogą korzystać z kolejki na Orselinę za połowę ceny. W innym przypadku trzeba będzie zapłacić 7,20 CHF
Następnego dnia, już od rana byliśmy gotowi na zwiedzanie Locarno. Swoje pierwsze kroki skierowaliśmy w stronę malowniczej, wysadzanej ciekawie przystrzyżonymi drzewami, promenadzie ciągnącej się nad polodowcowym jeziorem Maggiore. O tej porze dnia, gdy słońce nie świeci jeszcze tak mocno, a temperatura jest przyjemna, Szwajcarzy oddają się rekreacji, biegają, jeżdżą na rowerach, spacerują. A może tylko tak nam się wydaje…
Jak każde miasto o włoskim rodowodzie Locarno również ma swoje serce i jest nim centralny plac Piazza Grande. To tutaj w sierpniu organizowany jest słynny Międzynarodowy Festiwal Filmowy, który trwa aż 11 dni. I tak co roku, począwszy od 1946. Na plenerowe pokazy filmów jeszcze za wcześnie, niemniej jednak, plac wcale pusty nie jest. Zdominowały go stragany i stoiska z tradycyjnymi, szwajcarskimi wyrobami spożywczymi. Ticino słynie z owczego sera, makaronów Amaretti a zimą pieczonych kasztanów. My spróbowaliśmy tutejszej słynnej polenty. Służyła nam przez dwa dni 🙂
Kolejnym celem naszego spaceru po starej części Locarno był piękny kościół Santa Maria Assunta. Na zewnątrz niepozorny, wtopiony nieco w sąsiednie zabudowania. Wewnątrz zachwyca jednak swoimi barokowymi malowidłami. Zanim udamy się na przejażdżkę do pobliskiej Ascony uwieczniamy na zdjęciach Castello Visconteo. Jego historia sięga XII wieku, przebudowany został w wieku XV dla rodziny Visscontich. Tych Viscontich z Mediolanu. Do którego z resztą Locarno przez spory czas należało. Przy niepozornym dworcu autobusowym, blisko tutejszego kasyna znajduje się aleja zasłużonych. Ale nie filmowców tylko muzyków. Tuż przy nas widnieją odciśnięte dłonie Eltona Johna i Laury Pausini. Pewnie zna ją 1% Polaków.
Ascona
Do Ascony jedzie się po spokój. Do Ascony zagląda się po wyciszenie albo po to by wpatrywać się z ławki w przepastną toń Jeziora Maggiore. Gdzieś tam dalej są już Włochy, wcześniej wioska Brissago, obok której znajdują się dwie wyspy, jedna przemieniona w całości na Ogród Botaniczny, a druga – mniejsza, w całości objęta ochroną jako rezerwat. Po całym jeziorze kursują promy, można nimi przypłynąć tu nawet z odległej Arony, rzut kamieniem od lotniska Malpensa. Rzeka Ticino, która nadała nazwę kantonowi, wpływa do jeziora koło Ascony. Linia autobusowa #1 podwozi nas w środek wioski, mamy wrażenie, że wszyscy śpią. Słychać tylko świergot ptaków. Wśród willi i rozłożystych żywopłotów wspinamy się pod kościółek San Michele, z którego roztacza się świetna panorama na całą miejscowość. Swego czasu ciągnęły tu tłumy artystów: malarzy, pisarzy, poetów czy filozofów. Powód? Powyżej kościoła znajdowało się miejsce założenie jedynej na świecie wioski artystycznej „w zgodzie z naturą” – Monte Verita, w której swego czasu pomieszkiwali np. Hermann Hesse, Carl Jung czy Erich Maria Remarque. Coś na miarę „pre-hippisów”. Dziś znajduje się tam mała plantacja herbaty.
Przez jezioro Maggiore
Biała flota ma całkiem dobrze rozbudowane połączenia wzdłuż Jeziora. Szczegółowy rozkład znajdziecie tu albo na przystani promowej w Locarno. Statki kursują wzdłuż północnego i zachodniego brzegu co godzinę, statek powrotny zawiezie nas na drug
Nad Magadino jak i innymi miejscowościami, leżącymi wzdłuż linii kolejowej do włoskiego Luino prężą muskuły strome, zielone stoki Monte Tamaro, znanego z fajnych szlaków górskich i rowerowych i z którego widać chyba cały Kanton Ticino. Stąd już rzut kamieniem do Bellinzony.
Bellinzona
Stolica kantonu Ticino, Bellinzona, przywitała nas deszczem i to bardzo obfitym, ale za to krótkim. Dworzec kolejowy okazał się idealnym miejscem, ze względu na darmowe wi-fi, żeby przeczekać ulewę. Bellinzona jest miastem o niezwykłym położeniu u zbiegu górskich przełęczy (św. Gotarda, San Bernardino i Lucomagno), a także świetnym punktem wypadowym do Locarno, Ascony, Lugano, włoskiego Mediolanu, czy na piesze wędrówki w Alpy.
Nie zawitaliśmy niestety w Bellinzonie długo, wiedzieliśmy jednak, że musimy zwiedzić przynajmniej jeden z trzech wpisanych na listę UNESCO średniowiecznych zamków strzegących jednego z najważniejszych szlaków handlowych, wojskowych i wędrownych w Alpach (Castello di Sasso Corbaro, Castelgrande, Castello di Montebello). Warownie połączone są wałem grubych murów obronnych, które niczym wąż wiją się wśród soczystej zieleni wzgórz.
Wybór padł na XIII wieczny Castelgrande, na którego mury wjechaliśmy idealnie wkomponowaną w skałę windą miejską z Piazza del Sole. Zwiedzanie murów obronnych oraz dziedzińca jest darmowe. Widać stąd doskonale znajdującą się po przeciwległej stronie kolejną warownię Castello di Montebello, a także kościół – La Chiesa Collegiata dei Santi Pietro, Paolo e Stefano, z fasadą w piaskowym kolorze i rozetowym witrażem. W oddali majaczy ostatni zamek będący częścią systemu obronnego, najmłodszy ze wszystkich, Castello di Sasso Corbado. W Bellinzonie warto jest zobaczyć jeszcze Teatro Sociale, działający nieprzerwanie od XIX wieku teatr, który powstał na wzór mediolańskiej La Scali i przespacerować się po urokliwym starym mieście z ładnymi kamienicami kupieckimi.
San Salvatore
Absolutnym hitem Ticino okazała się samotna skała, szwajcarska „głowa cukru”czyli San Salvatore wnosząca się na wysokości 912 metrów nad jeziorem Lugano w południowej części miasta. Marcin od razu rzucał porównaniami do Rio de Janeiro. Dolna stacja kolejki linowo-szynowej, która zawozi nas na szczyt San Salvatore, znajduje się w dzielnicy Paradiso. Dzięki Swiss Travel Pass płacimy o połowę mniej. Sama przejażdżka stromą i posiadającą już długą, bo prawie 130 letnią historię, kolejką jest wielką atrakcją. Pod koniec trasy przesiadamy się do innego wagonika, na stacji pośredniej. W tym miejscu jest jeszcze bardziej stromo. Dochodzimy do wniosku, że Szwajcarzy są mistrzami wszystkiego co jeździ po szynach. Nieważne w którą stronę. Jesteśmy pełni podziwu. W końcu docieramy na miejsce, choć moglibyśmy tak jechać i jechać…
Widoki jakie rozciągają się z tarasu widokowego przy restauracji, a także z punktu widokowego, przy znajdującym się jeszcze wyżej kościele, są niesamowite. Niebiańskie. Rajskie. Określenia szybko się kończą… A jeśli wejdziemy na jego dach, to nie będziemy mogli z oniemienia wykrztusić już ani słowa. Tak było w naszym przypadku. Właściwie to nie wiemy w którą stronę patrzeć, każda kusi pięknymi krajobrazami. Wysokie, zielone zbocza zanurzają się w wodach jeziora Lugano, po których pływają białe żaglówki. Gdzieś na dole dostrzec można włoską enklawę Campione, a gdy odwrócimy głowy, widzimy zawieszony nad jeziorem most z trasą wiodącą do Włoch. Jęzor wody wdziera się pomiędzy wzgórza, co przywodzi na myśl norweskie fiordy. No ale tu jest soczyście zielono, słonecznie, wokół widać tropikalną roślinność, kolorowe kwiaty. To nieco inna zieleń. Cieplejsza.
Spragnieni pieszych wędrówek, mogą udać się stąd malowniczą trasą do wioski Morcote, zahaczając o inną wioskę – Caronę, którą szczególnie upodobali sobie artyści. Jedna i druga to jedne z najbardziej nasłonecznionych miejsc w Szwajcarii.
Posiadacze Swiss Travel Pass mogą korzystać z kolejki na San Salvatore za połowę ceny. W innym przypadku trzeba będzie zapłacić 30 CHF (wjazd+zjazd)
Lugano
Położone na północnym brzegu jeziora o tej samej nazwie, Lugano, jest największym miastem włoskojęzycznego kantonu Ticino. Jednocześnie chyba najbardziej zielonym, z największą ilością nieznanych nam drzew i innych intrygujących roślin. Choć promenada ciągnąca się wzdłuż jeziora już nie jest tak spokojna jak ta w Locarno, to rozłożone nad brzegiem puby, mają wiele uroku i zachęcają by na chwilę tu przysiąść.
Zadziwiająca jest przejrzystość i czystość Jeziora Lugano, a jednocześnie jego wzburzenie. Fale zdają się być tak duże, jak nad Bałtykiem. Kontrastuje to znacząco z przepięknym parkiem miejskim (Parco Civico), który przycupnął przy wschodnim krańcu promenady miejskiej. To właśnie tutaj spędziliśmy zachód słońca. W otoczeniu pięknych roślin i z widokiem na kolejny punkt widokowy wznoszący się nad miastem czyli Monte Brè (925 m n.p.m). Na górę także można wjechać otwartą na początku XX wieku kolejką linowo-szynową z Cassarate. Trasa podzielona została na dwa odcinki. Monte Brè jest podobno najbardziej słoneczną górą w całej Szwajcarii. Można pokusić się o piesze zejście przy okazji zwiedzając wioskę Brè z tradycyjną zabudową.
Równie pięknie jak w Parco Civico jest w Belvedere Gardens, z tym wyjątkiem, że w tym ogrodzie wśród tropikalnych roślin i bujnych kasztanowców „porozrzucano” rzeźby licznych artystów. Lugano w ogóle uważane jest za miasto ogrodów, parków, zieleni i sztuki w tym architektury. Muzea, a także imprezy i wystawy związane ze sztuką są tego świetnym potwierdzeniem. Najwyższych lotów sztukę na własne oczy zobaczymy też w wybudowanej w stylu renesansu lombardzkiego Katedrze San Lorenzo, czy wewnątrz Kościoła Santa Maria degli Angioli, zdobionego renesansowymi freskami.
Ponieważ ta podróż obfitowała w różnego rodzaju cuda i cudeńka kolejowej inżynierii to warto Wam jeszcze wspomnieć, że i w samym Lugano funkcjonuje kolejka linowo-terenowa (popularnie zwana funicular). Zawiezie nas ona z okolic starego miasta na dworzec kolejowy, dosłownie 200 metrów wyżej. Z dworca przy lekkiej mżawce spoglądaliśmy na przepięknie ulokowane Lugano, czekając na nasz autobus do Tirano (kurs autobusem to część biletu Bernina Express). Przygoda dopiero miała się zacząć, a my już uznaliśmy ten fragment Szwajcarii za jedno z naszych największych podróżniczych zaskoczeń w życiu. Oczywiście na plus.
Noclegi: Zobacz obiekt, w którym spaliśmy w Locarno | obiekt, w którym spaliśmy w Lugano
Konkurs
Ten wpis powstał dzięki współpracy z biurem promocji Szwajcarii w ramach akcji #SzwajcariaNa6, którą wraz z pięcioma innymi blogami realizujemy jako GrupaBloceania. Każdy z nas podczas tygodniowego pobytu na miejscu przemierzał Szwajcarię na swój sposób: wędrując, podróżując pociągami, rowerami, autem, podążając za smakami i odkrywając miasta. Naszych tras było 6, ale co powiesz na swoją własną szwajcarską przygodę?
Stworzyliśmy dla naszych czytelników konkurs, w którym możesz wygrać fantastyczną podróż do Szwajcarii! Na nagrody składa się bilet lotniczy liniami Swiss z Polski do Szwajcarii i z powrotem, voucher na 3 noclegi w pokoju 2-osobowy ze śniadaniami i Swiss Travel Pass na 4 dni w 1. klasie! Dobra wiadomość jest też taka, że w podróż możesz zabrać osobę towarzyszącą – swoją mamę, tatę, dziewczynę lub chłopaka. Wszystkie świadczenia są dla dwóch osób, a Ty możesz całkowicie po swojemu ułożyć trasę podróży po Szwajcarii.
Co zrobić, żeby wygrać podróż do Szwajcarii?
Wrzuć kreatywne zdjęcie, tekst, kolaż lub film na jeden ze swoich profili społecznościowych (Facebook, Instagram, Twitter) i przekonaj nas dlaczego to właśnie Ty masz wygrać i pojechać do Szwajcarii. Jak to zrobisz, zależy od Ciebie i Twojej inwencji, pamiętaj tylko, żeby opublikowany materiał koniecznie oznaczyć hasztagiem #SzwajcariaNa6 i uzupełnić formularz, który znajdziesz na stronie konkursowej. Na zgłoszenia czekamy do 30.06.2018r.
>>>> Zgłoś się do konkursu <<<<
Inne publikacje blogerów biorących udział w akcji na temat ich szwajcarskich tras:
- Los Wiaheros: Rowerami elektrycznymi wokół Jeziora Genewskiego
- Zapiski ze świata: City break w Szwajcarii: Jak zwiedziłam Zurych, Bazyleę, Berno, Thun, Fryburg i Lucernę
- Nadia vs the world: Cuda, które się zdarzają. Wielki Kanion Szwajcarii
- Adamant Wanderer: Smaki i ciekawe miejsca Berna oraz wizyta w Dolinie Emmental
- Rodzina bez granic: Skok na Szwajcarię
- Nadia vs the world: Szwajcarska Jura – Potęga łagodności. Propozycja 3- dniowej wycieczki wycieczki
ruszam jutro ze Szczecinka, podzielę się wrażeniami 🙂
Ładny wpis i zdjęcia. My w tamtym roku byliśmy na krótkim urlopie u koleżanki, której okno z kuchni wychodzi na Orsellinę. Widzę, że mamy podobne zdjęcia w Locarno. Trafiliśmy tam podczas Festiwalu, więc mieliśmy okazję zobaczyć największy projektor. Polecam wypad nad niedaleką Zaporę Verzasca *Diga di Contra( znaną z filmu Golden Eye, czy Malediwy na rzece Verzasca. Oczywiście przejazd kolejką z Locarno do Domodossola też trzeba było zaliczyć. Nam udało się oglądnąć wszystkie 3 zamki w Bellinzonie i piękny futurystyczny kościółek zananego architekta Mario Botta w Mogno.
Wybraliście świetny kierunek, Ticino to jeden z najbardziej malowniczych zakątków Szwajcarii 🙂 Poza tym tam zawsze można liczyć na ładną pogodę, w przeciwieństwie do reszty kraju. Przepiękne zdjęcia!
Tak z tą pogodą to podobno prawda. Często dmucha z południa i wciska masy ciepłe i słoneczne 😉
Piekne miejsca, ktorych nie znalam. Dzieki za inspiracje!