Lubimy instagrama. Ale tego klasycznego. Po zmianach, dotyczących formatu zdjęć zostaliśmy w 'kwadratach”, bo to wymusza kombinowanie z kadrami i zachowuje unikalność tego narzędzia.
Po odcinkach, dotyczących Jordanii, Gwatemali, Indii, USA, dziś prezentujemy galerię z zebranymi opublikowanymi i nieopublikowanymi instagramami z Chin.
Tak dla porządku – w pierwszej kolejności mieliśmy lecieć tylko do Chin. Na w sumie prawie 3 tygodnie. Ale postanowiliśmy trzeci tydzień spędzić z Japonii i stamtąd wrócić (ta sama cela biletu), bo z Szanghaju latały dość tanie samoloty SpringAir. W ciągu prawie 2 tygodni zobaczyliśmy Pekin, Wielki Mur Chiński, Szanghaj, Góry HuangShan oraz Hangzhou. Do pełni szczęścia czyli klasycznych „Chin w 2 tygodnie” zabrakło Xian. No trudno, następnym razem 🙂
Ponieważ w Chinach jest spory problem z Internetem. Instagram tak generalnie to nie działa (ratowaliśmy się czasami bramką proxy od Astrill oraz pomocą braterską w Polsce – dzięki Mateusz 🙂 ) to sporo zdjęć, przeznaczonych do publikacji nie trafiło tam ostatecznie. A głupio wrzucać fotki dużo później. Skoro miała to być #motylazja na bieżąco w miarę.
Instagram lubimy, bo pełni rolę wizualnego pamiętnika. Pozwala podzielić się ładnymi kadrami, zachwycić kilka osób na krzyż, ale najważniejsze – zostaje. Fajnie się potem ogląda to wszystko w każdej wolnej chwili. Nie wymaga przekopywania bloga, otwierania folderów w laptopie. Ba, nie wymaga laptopa. Kolejny odcinek – z Japonii, oczywiście za jakiś czas. Póki co, mamy dla Was jeszcze kilka wpisów z Chin. Ostatni z Pekinu oraz 3-4 z Szanghaju. O później przelatujemy na blogu nad Morzem Wschodniochińskim, gdzie doświadczyliśmy największego naszego podróżniczego zaskoczenia 🙂
Świątynia Nieba to kawał dobrej roboty. Bez gwoździ!
Zakazane Miasto „od tyłu”
Pekińskie hutongi. Akurat wersja bardziej tłoczna i tak
Czekamy na jedzenie w naszej ulubionej knajpce. Niedrogo. Ale też wcale nie tanio…
Ok. Ale to było dobre! Aczkolwiek ogólnie to chińska kuchnia w Chinach nie rzuciła ans na kolana jakoś
Świątynia Lamy. Niech nie zwiedzie Wa kadr – ciszy i spokoju mało
Za to Mur Chiński o świcie to był strzał w dziesiątkę!
A może nawet w jedenastkę!
Plac Niebiańskiego Spokoju i Brama Niebiańskiego Spokoju w Dniu Święta Narodowego
Świątynia Fayouansi na uboczu centrum Pekinu. Nasze odkrycie
Na tym wyjeździe Honorem7 zawiadowała głównie Ania. Nigdy nie powstało więcej fotek z męską częścią Motyli 😉
Pekin da się zazielenić.
Tangkou u podnóży Gór Huangshan przewodniki nazywają wioską. No cóż…
Średniowieczna „starówka” miasta Tungli. Kolejne nasze odkrycie!
Wczesna jesień w Górach Huangshan. Mgła pokrżyżowała nam plany. A może wcale nie?
No właśnie. Tak a propos powyższego
Musiałam to dać :)))))))
Mgła dalej. No trudno. Przy okazji – cena wstępu do parku masakrycznie wysoka!
Ciepłe słońce w Pekinie przed zachodem. Pogoda nam się udała! A właściwie przejrzystość
Stare miasto w Szanghaju. Choć nie wiemy czy słowo „stare miasto” pasuje do Chin?
Jeszcze raz pierożki. Chwilę potem się już znudziły 😀
Pudong w Szanghaju z tej strony wygląda jak futurystyczne miasto z filmu SF. Serio,nie?
Nowy Jork Dalekiego Wschodu? No dobra, prawie
Widok na miasto i wieżę „Perła Orientu”. Na Szanghaj zaczekajcie na blogu.
Bo jeszcze odnaleźliśmy np. taki Szanghaj. Intrygujące?
Marcin mówi „łapię kadry do okładki filmu o Marco Polo”. To już Hangzhou
Wpis powstał w ramach współpracy z marką Huawei, (producenta telefonu Honor7) w ramach blogerskiej akcji #WitHonor7. Recenzja u Pawła Opydo. A w sumie, to i tak by powstał… 🙂
Całkiem niezłe te Chiny w waszym obiektywie! Zazdroszczę Szanghaju i muru 🙂
Cudnie!
Dzięki. Właśnie dziś skończyliśmy montować klip. Chyba się udał 🙂