Kandy zwane jest kulturalną stolicą Sri Lanki, choć chyba jest to dziś trochę chwytem marketingowym. Naszym zdaniem z pewnością może to dotyczyć muzyki i religii. To tak. Miasto, położone jest na wysokości 500 metrów, klimat jest tu nieco łagodniejszy, ale to jeszcze nie góry.
Ze wszystkich stron otoczone wzgórzami i resztkami dżungli, Kandy (a dokładniej Sri Sek) bardzo długo nie mogło być podbite przed ekspedycje holenderskie czy angielskie. Jednak centrum miasta, wpisane na listę dziedzictwa UNESCO ewidentnie daje znaki kolonialnej architektury. Dziś nieco przekształconej lub pełniącej inne funkcje. Miasto liczy sobie 150 tys. mieszkańców i ewidentnie… żyje w ciągłym ścisku. Te zaledwie kilkanaście głównych dróg nie jest w stanie pomieścić tysięcy samochodów, tuk-tuków i autobusów. Widoczne jest to w godzinach szczytu, tutaj zwanych „school time” (Kandy to również miasto słynące z bardzo dobrych szkół). Dlatego warto unikać ruchu ulicznego lub… uciec do jednego niezwykłego miejsca.
Na zwiedzanie Kandy przeznaczyliśmy dwa i ćwierć dnia:
Rezerwat przyrodniczy Udawatta Kele położony jest w północnej części miasta, podjechaliśmy tu tuk-tukiem z centrum, ale w sumie mogliśmy podejść pieszo w 15-20 minut. Wejście kosztuje 650 rupii.
Co to za miejsce? Niesamowite. Naprawdę rzadko, na palcach dwóch rąk policzyć można przypadki, gdy fragment pierwotnej dżungli ostaje się w granicach miasta. Hałas i harmider ulic Kandy jest tu wytłumiony a my idziemy szlakiem spacerowym Lady Hortons Drive, zadzierając ciągle głowy i oglądając z podziwem gigantyczne drzewa lasów deszczowych, smukłe pnie tzw. lasów żelaznych czy kilkusetmetrowe liany. Oczywiście należy uważnie zerkać na boki, w rezerwacie żyje sporo małp. A także pod nogi – dosłownie metr przed nami przepełzał sporych rozmiarów wąż. Pod koniec wędrówki warto dojść do punktu widokowego na miasto, z którego panorama prezentuje się bardzo okazale. Dokładnie tak:
Wielkim walorem krajobrazowym Kandy jest Jezioro Bogambara, które postanowiliśmy obejść pieszo, próbując systematycznie uciekać od hałasu kandyjskich ulic. Nie zawsze się udawało. Na krótki posiłek można wskoczyć do polecanej na tripadvisorze knajpki Green Cofee, gdzie zamówiliśmy, to co zawsze dotychczas czyli fried rice, dal i różne dodatki. Dosłownie pod koniec spaceru o mało nie weszliśmy na gigantycznego warana, który wygrzewał się przy chodniku. Miał bez przesady dwa metry. Po prostu, waran, środek miasta, chodnik, dwa metry… Po drugiej stronie jeziora dumnie piętrzy się kompleks świątynno-pałacowy czyli Sri Dalada Maligawa. Byliśmy tam dzień wcześniej wieczorem. Ale chętnie opowiemy Wam o tym miejscu więcej.
W Świątyni Zęba Buddy (wstęp 1500 rupii) przechowywana jest jedna z najcenniejszych relikwii świata buddyjskiego. Jak sama nazwa wskazuje cenny ząb usadowiony jest w głównej części świątyni w specjalnej złotej stupie, którą można zobaczyć trzy razy dziennie w czasie specjalnej, dość egzotycznej i ciekawie wyglądającej ceremonii. Szczególnie polecamy wieczorną, o 18:30. Należy zakupić bilet, oddać buty do przechowywania i udać się na drewniane piętro, gdzie przed ołtarzem gromadzą się wierni i zostawiają setki pachnących kwiatów lotosu. Można usiąść na drewnianej podłodze i czekać, nasłuchując buddyjskich modlitw i bębniarzy. Punktualnie o 18:30 na chwilę otwierana jest kaplica, część wiernych przechodzi obok relikwii, druga chce ją tylko zobaczyć. Warto więc usadowić się pośrodku. Nam udało się zrobić zdjęcie, po czym tłum w ekstazie wypchnął nas poza okolice stołu ofiarnego.
Do świątyni przylega przyjemnie wyglądający kompleks mniejszych struktur jak charakterystyczny dla architektury buddyjskiej pawilon spotkań, podparty wielowiekowymi drewnianymi kolumnami czy malownicza galeria wotywnych świec i lichtarzy. W bliskim sąsiedztwie można podejść (ale naokoło) do Muzeum Słonia Raja – ważnego uczestnika buddyjskich ceremonii. Całość oddzielona jest małą fosą, wieczorem, wszystko jest ze smakiem podświetlone.Warto wrócić w to miejsce następnego dnia, by jednak skupić się na sąsiednich świątyniach: dwóch hinduistycznych Wisznu i Pattini, kościoła anglikańskiego, dwóch białych stup, z których jedna chowa podobno w sobie miskę żebraczą samego Buddy. Jest jeszcze ciekawa konstrukcja – kamienne schody, obudowujące święte drzewo Bo. Wychodząc z kompleksu wchodzimy w najstarszą część Kandy, to skrzyżowanie kilkunastu ulic, chowa w sobie kolonialną zabudowę (jak np. Hotel Queen’s )a także knajpki (jedliśmy w Balai Dosai, tanio, ale bardzo ostro) i dzielnicę muzułmańską.
Z zupełnie drugiej strony kompleksu pałacowo-światynnego możemy zwiedzić Muzeum Buddyjskie a także tzw. Średni Pałac, gdzie mieszkała kandyjska królowa. W środku zachował się autentyczny, drewnianych dach i strop z tamtyczhc czasów. Kilka kroków dalej mała ścieżka poprowadzi nas nieco pod górkę do małego ale czarującego cmentarza, w którym większość grobów pochodzi z XIX lub początku XX wieku. To głównie oficjele i dygnitarze angielscy. Schodząc możemy ahaczyć o „Cetrum Kulturalne” w którym codziennie o 17:00 odbywają się pokazy tradycyjnych tańców regionalnych. Poniżej zaczyna się ścieżka wzdłuż północnego brzegu jeziora, którą również możemy dojść do głównego skrzyżowania w mieście.
Z miejsc, które rekomendujemy jeszcze, gdy znajdujemy się w centrum to tzw. Cetral Market. Nie jest tu łatwo trafić, bo wejście jest nieco schowane, jak i budynek. Ale środek zachwyca – to centrum handlowe w dawnym, przedkolonialnym stylu z centralnym dziedzińcem a nawet dwoma, rozłożony na dwóch galeriach – na dole kupimy wszystko, co można zjeść, od owoców, przez przyprawy, mięso, ryby a na górze ubrania i wyroby rzemieślnicze. Tu zaopatrzyliśmy się w azjatyckie przyprawy: kmin rzymski, liście curry, kardamon czy gałkę muszkatałową. Większość paczuszek udało nam się utargować do 200 rupii za sztukę.
Większość turystów przybywających do Kandy ma w planie jeszcze jedno, unikalne w skali Sri Lanki miejsce, choć położone nieco na przedmieściach miasta – to Królewski Ogród Botaniczny w dzielnicy Paradeniya na zakolu przy rzece Mahaweli Ganga – największej rzece Sri Lanki. Dojedziecie Tu każdym autobusem, kierującym się od centrum ulicą Paradeniya.
Naprawdę fajne miejsce i pomimo wydanych 750 rupii na wstęp nie żałujemy przedpołudnia spędzonego tutaj. Zaglądamy do szklarni ze storczykami, kaktusami, roślinami lasó deszczowych. Wędrując alejami pomiędzy pawilonami i szpalerami drzew podziwiamy palmy z Ameryk, Afryki, ogromne figowce, gigantyczne bambusy, rekordowe akacje i fikusy. Na niektórych z nich zalęgły się stada nietoperzy rudawek – spokojnie, są roślinożerne, choć mogą przerazić, bo rozpiętość ich skrzydeł przekracza pół metra. Podobne latały nad Bombajem jak pamiętamy.
W „Alei Zasłużonych” odnajdziemy drzewo zasadzone tu w latach 60-tych przez ówczesnego premiera Polski – Józefa Cyrankiewicza.Drugą ciekawostką jest most wiszący nad wspomnianą rzeką. Wrażenia z wędrówki, bo kołyszącej się mocno na boki konstrukcji – niezapomniane.
Z informacji praktycznych jakie chcielibyśmy Wam przekazać jeszcze na temat Kandy z pewnością ważna może być ta, że korki w tym mieście powodują, że czasem nie opłaca się brać tuk-tuka czy autobusu – pamiętajmy o tym, gdy spieszymy się na autobus lub pociąg. Dworzec kolejowy położony jest chwilkę od wspomnianego przez nas Central Marketu. Pociągi stąd odchodzą dość często w 3 strony: Do Kolombo, do Matale i najpopularniejszą turystyczną linią w stronę Ella i Badulla.
Właśnie w ten pociąg wsiedliśmy o 8:30. Dworzec autobusowy znajduje się kilka kroków stąd i tu już kierunków podróży jest co niemiara, chyba każda większa miejscowość na wyspie. Co ważne do Kandy przyjechaliśmy bezpośrednim autobusem z Pollonaruwa za 175 rupii.
Miejsce, na które zdecydowaliśmy się by było naszą „bazą” to kwatera prywatna, zabukowana przez Airbnb. Nazywa się „Marvel Hills” i prowadzi ją para dobrze sytuowanych kandyjczyków – pani domu jest pianistką, kocha Mozarta i Chopina. Wybraliśmy to miejsce z uwagi na widok z tarasu i dachu – jest niesamowity. Za dnia i w nocy, jak na zdjęciu powyżej. A do tego świetne warunki w pokoju i fantastyczny ogród.
Tradycyjnie więcej zdjęć z Kandy. Zobaczcie jak tam było:
Świątynia Zęba Buddy:
Królewski Ogród Botaniczny:
Inne:
XIX-wieczny cmentarz brytyjski (tuż za Małym Pałacem Królewskim)
Ruchliwe i głośne centrum Kandy. Umówmy się, najsłabsze ogniwo tego miasta
Wnętrze kościoła Anglikańskiego Sw. Pawła (blisko kwartału światynnego)
Mały Pałac Królewski (tzw. Pałac Królowej)
Spacerem wokół jeziora. Około 45 minut
Wspomniane wcześniej targowisko tradycyjne – Central Market
Kolonialny, ekskluzywny Hotel Quenn’s. Większość wchodzących to… Chińczycy 🙂
Mam pytanie odnośnie noclegów. Czy bukowaliście je wcześniej, czy spontanicznie podczas podróży?
Ja wolę z dnia na dzień, ale zastanawiam się, czy nie ma wtedy problemów ze znalezieniem czegoś. Jak myślicie?
Pierwsza połowa wcześniej, druga połowa na bieżąco raaczej./
Cześć, super post, bardzo pomocny. A pamiętacie o której są autobusy z Polonnaruwy do Kandy? 175 rupii to za osobę?
pozdrawiam
Tak za osobę, ale godziny nie pamiętamy dokładnie 🙁 Tak z głowy to było to przedpołudniem
Świetny post, dziękuję, dzięki Wam nie mogę się już doczekać podróży na Sri Lankę!
Przepiękne miejsce! Nie wiem czy będę miał okazję odwiedzić, dlatego dzięki za zdjęcia i informacje 🙂 Pozdrawiam
Aż chciałoby się tam być samemu!
Kandy piekne jest co zwiedzac?mnie najmniej podobala sie św.zęba buddy-nic tam do mnie nie przemawialo? No ale buddystką nie jestem.
jak widać jest 🙂