Zwykle radzi się robić tak, że największą i najpiękniejszą atrakcję w danym państwie bloger powinien ocenić i opisać na końcu swoich relacji z tego kraju. To tylko teoria. Do dziś nie skończyliśmy wpisu i galerii z Angkor Wat. Bardzo się na nas gniewacie? A tymczasem już drugiego dnia pobytu na Sri Lance widzieliśmy miejsce, które finalnie okazało się najpiękniejszym naszym zdaniem miejscem na wyspie, spośród wszystkich, które widzieliśmy. Nie, absolutnie nie jest przereklamowane. Pod warunkiem, że zobaczy się kilka rzeczy dookoła w pakiecie. Co Wam poniżej dokładnie opiszemy 🙂 I odsłoni się mgła.
Na początku dla wyjaśnienia – też nie lubimy zabytków i atrakcji, których ceny (zwłaszcza te „pod turystów z Europy”) są mocno zawyżone. Bo tak. Ale z drugiej strony – są takie miejsca, które są symbolami, które są naprawdę autentycznie piękne, unikatowe i jedyne w swoim rodzaju. Nawet co do katedr gotyckich – jest ich wiele, jak nie ta, to tamta. Co do świątyń buddyjskich – podobnie, masa. Jednak królewskich miast z pałacem wykutym na szczycie 200-metrowej wulkanicznej skały (jest to diapir – pozostałość po kominie wulkanicznym) jest niewiele. A jeśli mają one więcej lat od Gniezna – to tym bardziej. No więc nie ma wyjścia. Płacimy a gospodarka Sri Lanki się rozwija. 5 tys. (zagranicznych) tysięcy gości dziennie odwiedza Sighiriję. Dochód 150 tys. dolarów. Daj Wam wszystkim Panie Boże zdrowie i pomyślność.
Sighirija nie jest miastem, jest wciąż wioską, gdzie hipotetycznie połowa mieszkańców żyje z turystyki. Oczywiście pierwsi w swoje guesthouse’y z ciepłą wodą, wi-fi i śniadaniem „included” zainwestowali imigranci zarobkowi, którzy wrócili na Sri Lankę po kilku latach ekonomicznej tułaczki. Śpimy w małym dwupokojowym domku w Sanka Mash, 15 minut drogi pieszo od głównej atrakcji. Do Sighiriji dojedziemy autobusami z Dambuli, ale też z innych miast południa, w tym Colombo z przesiadką tamże.
Aby zobaczyć ten cud natury i jednocześnie cud rąk ludzkich (swoiste połączenie, choć rzadkie) proponujemy wstać wcześnie rano i stawić się przy wejściu o 7:00. Albo nawet nie proponujemy – szczerze to mocno rekomendujemy. U nas to normalna – w większości słynnych Cudów Świata: Petrze, Tikal, Angkor Wat czy wielkim Murze staliśmy pierwsi przed wejściem. Ma to swoje plusy. I tu też miało. Ogromne.
Czym jest sama Sighirija, zwana Lwią Skałą? Trudno to określić. Chyba najprościej powiedzieć, że wczesnośredniowiecznym miastem stołecznym, do którego dwór przeniósł się z Anuradhapury, której zagrażały wojska Tamilów z południowych Indii. Miasto ulokowało się wokół królewskiego pałacu, którego sercem była właśnie powulkaniczna skała, na szczycie której został wybudowany a właściwie wykuty pałac królewski i twierdza wojskowa jednocześnie. Inni twierdzą, że wcześniej byli już tam buddyjscy mnisi. Kto to rozstrzygnie?
Według legendy Król Kassjapa „postawił się” własnemu ojcu i bezwzględnie się jego pozbył – zamurował go w skale. Co władza robi z ludźmi? Jego brat Mogallana poprzysiągł zemstę i zbiegł do Indii. tych samych południowych Indii, które nękały wiecznie północną Sri Lankę i przyczyniły się do upadku Anuradhapury. Brat wrócił a pod skałą rozegrała się bitwa z użyciem słoni bojowych. Kassjapa przegrał, bo nie wykorzystał do końca potęgo swojej skalnej twierdzy. Odebrał sobie życie, nabijając się na swój miecz. Jego zrozpaczone „ileś tam” żon wolało rzucić się ze skały, niż zostać zhańbionymi przez wojska brata. Sigirija usnęła i zarosła dżunglą. Aż do ponownego „odkrycia” pod koniec XIX wieku.
I to właśnie stanowi największą atrakcję tego miejsca – historia i ulokowanie. Zjawiskowe, unikalne, zachwycające. Aby dostać się na górę należy pokonać kilkaset schodów – część kamiennych, część żeliwnych – podobno zrobionych z resztek z londyńskiego metra. Wbrew różnym relacjom i przestrogom wspinaczka nie była wielkim wysiłkiem czy mordęgą bardziej można się zmęczyć w Górach Stołowych, jednak weźcie poprawkę na to, że ruszyliśmy tu wcześnie rano, słońce jeszcze nie prażyło, ludzi było bardzo mało – na szczycie byliśmy z zaledwie kilkunastoma osobami. Gdy wracaliśmy, już po dwóch godzinach ciągnęły tu tłumy a niektóre schody były wręcz zakorkowane. Przy drodze na szczyt mocno świecą nam w oczy również tabliczki z informacją o krwiożerczych pszczołach i szerszeniach, które atakują turystów, gdy zachowują się za głośno. Coś jest na rzeczy, bo różne historie potwierdzają takie przypadki. Pszczoły obok krokodyli stanowiły odwiecznych „strażników” tego kompleksu, którzy dawali się zapewne we znaki najeźdźcom. W połowie drogi mamy okazję przejść zabezpieczoną półką skalną, w której ostały się ostatnie ponadtysiącletnie malowidła naskalne. Wdrapujemy się tu żelazną, klatką schodową, przybyłą z Londynu z systemu tamtejszego metra.
Jest zakaz wykonywania zdjęć aparatem, więc próbujemy zrobić jedno telefonem. To był błąd. Jeden ze strażników kategorycznie protestuje, odbiera telefon, grozi mandatem po czym po krótkich negocjacjach kasuje zdjęcie. Również z chmury, chwaląc się, że „zna się na rzeczy”. Dość nietypowa sytuacja i na pewno reakcja przesadna do rangi przewinienia. Są dla nich tak cenne? Zupełnie na odwrót od buddyjskich mnichów, którzy zajęli Sighiriję po upadku i skutecznie „wyplenili” 90% fresków, przedstawiających gołe nałożnice króla Kassjapy. Który musiał być niezłym lubieżnikiem, skoro kazał tak wypolerować jedną ze skał, by w formie lustra odbijała widok na wszystkie malowidła skalne, prezentujące skąpo odziane nałożnice.
Większość kobiet, sprowadzanych przez króla do swojego gigantycznego haremu mieszkała jednak w dolnym pałacu, którego oś wyznacza droga, którą udajemy się do wejścia na schody, prowadzące na skałę. Po dwóch jej stronach znajdują się symetryczne sadzawki, baseny kąpielowe, łaźnie i ówczesne spa, gdzie mogło przebywać nawet… 600 kobiet. Świetnie prezentuje się też widok na dolny pałac oraz ogrody z samej góry skały. Na drugim końcu symetrycznej osi już poza fosą ochronną, kasami znajduje się mała świątynia buddyjska z charakterystycznym białym posągiem Buddy, wystającym ponad dżunglę. Warto tam podejść na końcu pół dniowego zwiedzania.
Gdy spacerujemy na górze, rozglądamy się dookoła na samym szczycie Górnego Pałacu niczym muzycy Duran Duran w teledysku „Save The Prayer„. Ale też eksplorujemy zakamarki skały. Koniecznie trzeba dojść na sam południowy kraniec, gdzie znajduje się stanowisko strażników, którzy atakowali stąd nieprzyjaciela, który próbował oblegać pałac. Praktycznie misja niemożliwa.
A gdybyśmy Wam powiedzieli, że jest coś jeszcze lepszego, niż widok z Lwiej Skały?
Jednak drugim miejscem, do którego ciągną turyści, odwiedzający Sighiriję (a może właśnie nie ciągną…?) jest Pidurangala – bliźniacza skała, położona na północ od Lwiej Skały, a podobno równie piękna i wielokrotnie mniej oblegana przez turystów. Postanowiliśmy, że po późnym śniadaniu i leniwym południowym odpoczynku, zahaczając o pola ryżowe na skraju wioski i zarośnięty liliami wodnym staw, znajdujący się u południowych podnóży skały podejdziemy również pod tą skałę.
Idziemy pieszo drogą wzdłuż fosy, okrążamy spokojnie kompleks Sigiriyi, mamy sporo czasu. Wodzimy oczyma za każdym napotkanym waranem i uśmiechamy się na widok znaków „uwaga krokodyle”, „uwaga dzikie słonie”. Czy to Ukryta Kamera?
Wspinaczka zaczyna się przy małej białej świątyni buddyjskiej, gdzie należy uiścić opłatę (choć w formie donacji) w wysokości 500 rupii. To i tak wciąż 10-krotnie mniej, niż bilet wstępu do Sigiriyi. Czeka nas teraz nie lada wyzwanie, bo tu wspinaczka naprawdę jest wymagająca. nieregularne schody, czasem ich brak – zwykłe kamienie a pod koniec… nieco przeciskania i podciągania na duże głazy. Nie jest to niewykonalne, ale uczciwie zaznaczamy – może być trochę problematyczne, więc warto mieć inne buty niż japonki czy luźne sandały. Jednak to, co ujrzymy na szczycie jak najbardziej rekompensuje nasze wysiłki. Okazuje się, że widok stąd jest jeszcze piękniejszy niż z widocznej jak na dłoni Lwiej Skały, którą odwiedziliśmy rano. Naprawdę polecamy odwiedzić to miejsce pod koniec dnia! Czekamy na zachód słońca, złote promienie oblewają grupkę kontemplujących w ciszy turystów i ogromną połać równiny, otaczającą skałę. To naprawdę jeden z piękniejszych zachodów słońca, jakie widzieliśmy.
Zanim słońce zetknie się z horyzontem zbieramy się na dół, wiedząc, że droga nie jest prosta a ciemność w tych rejonach nadchodzi szybko. I rzeczywiście – warto zrobić tak jak my, bo inaczej będziecie wracać w ciemności. Na dole na turystów zazwyczaj czeka kilka tuk-tuków, choć można zaryzykować nocny spacer do wioski. ale biorąc pod uwagę znaki ostrzegające, że to teren dzikich słoni, krokodyli i małp – może jednak niekoniecznie.
Więcej zdjęć, które nie znalazły się powyżej, ale muszą znalezc się tutaj. Smacznego oglądania
Poranne wyjście na Sigiriję, wiązało się z niebezpiecznie tlącą się mgłą. Na szczęście ustąpiła po godzinie. Na jednym ze zdjęć zobaczycie „sławetne” gniazdo os, podejście, absolutnie ciężkie dla ludzi z lękiem wysokości oraz fragment (mało ciekawego) muzeum poza kompleksem. Od niego zaczniemy:
Buddyjska światynia w Ehalagala. Idźcie do niej po wyjściu z Sigiriji. Drogą przez dżunglę, dookoła będziecie słyszeć dżunglę.
Spacerem po dróżkach wokół Sigiriji. Na mapie nazwaliśmy to miejsce „wioską”. Drogi są czerwone od tlenku żelaza i iłu, który dominuje na tym terenie na zmianę z soczysta zielenią pól ryżowych. Na ostatnim zdjęciu widać Staw Kwiatu Lotosu, czasem ustawia się tu do pocztówkowego zdjęcia słoń, otumaniony, bo to by fikuśnie wywijać trąbą do góry. Przykre, choć zapewne kuszące.
No i wisienka na torcie. A może i cały tort tego wpisu. Zdjęcia z zachodu słońca na Pidurangala:
Ostatnio dużo doniesień znowu o Sri Lance i tak sobie wspominam mój wyjazd tam 🙂 Mnie Sigirija bardzo rozczarowała 😀 Dużo bardziej mi się podobała Pidurangala – tańsza, mniej ludzi i dużo piękniejszy widok 😉 Ale na samą Sri Lankę mogłabym kiedyś wrócić, bo to przepiękne miejsce <3
Wczoraj byłam w Sigiria i niestety nie podzielam zachwytów nad tym miejscem, owszem widoki są piękne, jednak opłata 30 USD za widok to jest przesada. Ruin jest niewiele w porownaniu np do Polonaruwa, nie ma co oglądać. Jeśli ktoś ma napięty budżet można spokojnie ta atrakcje pominąć a widoki zobaczyć że skały obok za 10 % ceny. Ja załapałam się jeszcze na straszne tłumy i godzinna kolejkę do malowideł. Chyba jednak bardziej okolice Ella mi się podobają i plantacjie herbaty. A do zwiedzania Polonaruwa, skala tego miejsca robi wrażenie, choć niestety nie mogę przestać, na jej niekorzyść, porównywać do Angkor Wat (zupełnie nie ta skala, Angkor jest klasa sama w sobie)
Szybkie pytanie, ile czasu trzeba przyjąć na zwiedzanie Sigiriyi (wejście na górę, podziwianie widoków, foteczki i powrót?)
3 godziny
Hej. W lutym lecę na Sri Lanke, i mam zamiar podążać waszym śladem. 😉 pięknie opisane i wybraliście to co i mi bliskie sercu w podróży. Niestety będę troszkę krócej niż Wy. Wiec pytanie. Z Negombo chcę odrazu wyruszyć do Sigirija, tam 2 noclegi zeby mieć pełny dzień, rano pałac wieczorem zachód słońca. Czy jest szansa w dzien na pare godzin wyskoczyć do Danbulli. Domyślam sie ze był by to bardzo intensywny dzien. Ale czy możliwy do zrealizowania? Pozdrawiam serdecznie.
Jasne 🙂 Tylko musisz wziąć prywatnego TukTuka i niech poczeka na Ciebie pod świątynią. Dambula nie jest daleko, nie wyjdzie to masa pieniędzy.
Takk, najbardziej na Sri Lance oprócz północy (bo w okolicy Jaffny spotkałam najserdeczniejszych ludzi, jakich w ogóle kiedykolwiek w życiu miałam okazję poznać) podobała mi się Sigriya i te czerwonoziemy! Choć Mihintale też jest wysoko na mojej liście. A oprócz tych krokodyli i słoni są tam też węże – w drodze na Lwią Skałę spotkałam takiego na całą szerokość drogi :S
Super zdjęcia i wiele inspiracji! Bardzo przyjemnie czyta się Wasze wpisy. Mam pytanie odnośnie Pidurangali – chciałabym, tak jak Wy, wspiąć się na zachód słońca. O której warto zacząć wspinaczkę na szczyt, żeby spokojnie zdążyć zrobić zdjęcia i bezpiecznie wrócić na dół? Jako bazę noclegową zakładam Dambullę, a tego samego dnia chciałabym zwiedzić Polonnaruwę, więc zastanawiam się, czy jest to realne do zrealizowania jednego dnia. Pozdrawiam
Jest to możliwe, ale bez tego samego dnia w Polo. to musi być dzień później. na zachód najlepiej wejść 2 godzinki przed i zejść od razu w tym momencie. I tak wróci się po ciemku, nie ma wyjścia.
Ale mnie nakęciliście ! 🙂 Wracam za tydzień drugi raz na Sri Lankę i zaczynam podróż od Sigiriji. Nie mogę się doczekać 🙂
Wróciłam ze Sri Lanki w niedzielę 😀 Cudny kraj, polecam każdemu.
Moje must see to: Mihintale, Anuradhapura i Pidurangala właśnie.Najpiękniejsze!
Polecam zobaczyć również wodospad Bomburu Ella położony na południu, obok Welimady. Moim skromnym zdaniem jeden z najpiękniejszych na wyspie,dostępnych na wyciągnięcie ręki, w przeciwieństwie do innych wodospadów, które ogląda się tylko z punktu widokowego.
Sigiriya to jedno z najpiękniejszych miejsc na Sri Lance 🙂 Drogo, ale dla tych widoków zdecydowanie warto! Z tymi pszczołami to niestety prawda – lepiej nie hałasować, bo może się to źle skończyć. Gdy byliśmy już na dole, okazało się, że cała masa turystów (jakieś 45 osób…) schodzących po nas musiała zostać zawieziona do szpitali – własnie przez użądlenia… W trakcie naszej wizyty robienie zdjęć fresków było dozwolone, pod warunkiem wyłączenia lampy błyskowej. Udało mi się uchwycić kilka malowideł: https://podrozowisko.pl/azja/sri-lanka/sri-lanka-wspinaczka-na-lwia-skale/ Na tą drugą skałkę niestety się nie wdrapaliśmy, czego bardzo żałuję jak tak patrzę na Wasze zdjęcia – do nadrobienia za następnym razem 😉
ODwieczni strażnicy skały. Ciekawe, czy rzeczywiście wraz z krokodylami były skuteczne wtedy 😉
Zdjęcia świetnie oddały klimat tego miejsca – super.
Widoki jak z filmów! super!
Małgorzata, potwierdzasz? 🙂
Potwierdzam!!!! Zdecydowanie ten widok był wart wysiłku zwłaszcza w takim upale 🙂
Potwierdzam!!!! Zdecydowanie ten widok był wart wysiłku zwłaszcza w takim upale 🙂
Małgorzata – ok, to jak Ty potwierdzasz i Marcin pisze, to wiem, że po prostu tak jest! Kiedyś sprawdzę! 🙂
Zgadzam się?, ale trzeba powiedziec ze dla tych co maja lęk wysokosci,i sa np:po operacji kręgoslupa ,czy maja problemy ze stawami kolanowymi-to nie maja sie co tam PCHAĆ!!!!
ja jestem świeżo po operacji kolana (grudzień) – dałem radę. Myślę, że trudność wspinaczki i schodów jest nieco przesadzona. Ale to tylko moja opinia. Z kolanami jest tak, że grozniejsze dla nich jest gwałtowne schodzenie (góry, ostre schody) niż wchodzenie
O schodzeniu wlasnie myslalam?
Zgadzam się z Wami. Sigiriya jest najpiękniejszym miejscem na Sri Lance :).
Nie wiem czy to liście, czy patyk, ale w tej wodzie to ja widzę krokodyla! 😀
Pidurangalę dodaję na listę „must see” jak już znajdę się na Sri Lance 😀 Aż wstyd, że jeszcze mnie tam nie było od 8 lat mam otwarte zaproszenie od znajomego mieszkającego w Colombo 😀
A zasada odnośnie stawiania się o wschodzie na wszystkich popularnych atrakcjach turystycznych jak najbardziej fantastyczna – też staram się stosować jeśli droga, czas i siły poranne pozwalają 😀
Bardzo proszę udać się na Sri Lankę 🙂 Jest to krokodyl 😛 sporo ich tam. Jako odwiecznych strazników twierdzy
ale tempo <3 😀 mam wrażenie że dopiero co byliście na Sri Lance a tu już wpis! WOW ! i to nie pierwszy, a DRUGI WOW vol 2 - a Sigiriya piękna, już podziwiałam na Insta Stories "prawie live" 😀
Wracaja wspomnienia dzieki Waszej relacji 🙂
Bardzo fajna wyprawa…Gratuluje