Po otwarciu mlecznego okna widzimy w oddali linię morza, a każdego ranka miękkie, ciepłe światło wypełnia całą kuchnię. Stąd na wschód ciągnie się tysiącami kilometrów całe Morze Śródziemne. Wychodząc z mieszkania kamienicy, w której zamieszkaliśmy, czujemy zapach kwiatu pomarańczy, choć dominują małe świeże pąki. Jeden z najpiękniejszych, naszym zdanie, zapachów. Konkurować może z nim jedynie osmantus, odkryty kilka lat temu podczas pobytu w Japonii. Towarzyszy nam w wielu miejscach , bo drzewek pomarańczy jest tu wszędzie sporo. Walencjo, mijają 2 miesiące a już bardzo tęsknimy.
Dużo spacerujemy, codziennie jakieś 20 km. Od rana do wieczora (chłodnego jeszcze o tej porze roku) „na nogach”. Nie spieszymy się, powoli odkrywamy Walencję, obserwujemy jej mieszkańców, którzy tak ochoczo spędzają czas na powietrzu. Mają do tego idealne warunki. Ogrody Turia ciągną się kilometrami w korycie dawnej rzeki, zapewniając wszystkim dostęp do „kawałka” zieleni. Nie wspominając już o szerokich plażach tak blisko zabudowań. Walencja, to miasto, do którego chcieliśmy zawitać już dawno, a gdy się tu pojawiliśmy, oczarowała nas. Walencjo! Nie ma co owijać w bawełnę – lubimy Cię!
Lot do Walencji, hotel, dla kogo, klimat
Do Walencji dolecieć można było niskokosztową linią lotniczą Ryanair z Krakowa. Lot trwa niecałe 3 godziny. Lotnisko Walencja (Aeropuerto de Valencia) jest dobrze skomunikowane z centrum miasta. Dwie linie metra dojeżdżają w około 30 minut do portu lotniczego położonego nieco ponad 10 km od Walencji. To linia L3 – czerwona oraz L5 – zielona (należy zejść na poziom „0”). Bilet kosztuje 3,8 euro (to bilet obejmujący trze strefy A,B,C,D). Warto jest rozważyć zakup, już na lotnisku Valencia Tourist Card, która zawiera także darmowy przejazd z portu lotniczego do centrum. Można też skorzystać z linii autobusowej numer 150, która zatrzymuje się przed wejściem do terminalu przylotów (T1).
Valencia Tourist Card można kupić już na lotnisku na przykład w wirtualnym kiosku w drodze na stację metra. Karty obowiązują na 24, 48 i 72 godziny. Zawierają sporo darmowych (albo zdyskontowanych) atrakcji turystycznych, a także możliwość przemieszczania się środkami transportu: autobusy, tramwaje, metro po mieście (także na/z lotniska). Więcej informacji można znaleźć tutaj.
Walencja jest miastem, które, naszym zdaniem, spodoba się zarówno miłośnikom historii i architektury (także tej nowoczesnej), ale też tym, którzy od czasu do czasu lubią odpocząć z dala od zgiełku, na łonie natury (plaża, morze, parki, wiele miejsc do rekreacji na powietrzu). To miasto, które przyciąga mnóstwo studentów z różnych stron świata, więc o dobrą zabawę i naukę języka tu nietrudno. To także miejsce, w którym można zjeść słynną paellę (i wiele innych przysmaków) oraz wypić tradycyjny napój zwany horchata (orxata), o której napiszemy jeszcze nieco więcej.
Miasto położone jest nad brzegiem Morza Śródziemnego, a tutejsze wybrzeże nosi piękną nazwę – Costa del Azahar (Wybrzeże Kwiatu Pomarańczy). Wszystko to za sprawą ciągnących się kilometrami sadów pomarańczowych, z których region ten słynie. Byliśmy tu na początku marca, kiedy drzewka pomarańczowe umilały swoim zapachem zwiedzanie. Pogoda była przyjemna, choć nieco kapryśna. Głównie ze względu na bardzo silny wiatr, a także fakt, iż mimo wysokiej temperatury za dnia (nawet ponad 20 stopni), wieczorami oraz o poranku było naprawdę chłodno. Jeśli więc będziecie się wybierać do Walencji w tym okresie, koniecznie zabierzcie ze sobą cieplejszą bluzę lub sweter.
Podczas kilkudniowego pobytu w Walencji zamieszkaliśmy w wynajętym na Airbnb mieszkanku w dawnej dzielnicy rybackiej – El Cabanyal, położonej tuż nad morzem i około 35 minut pieszo od Miasteczka Sztuki i Nauki. Choć dzielnica ta nie cieszy się najlepszą sławą, to naszym zdaniem wybór był idealny. Ze względu na bliskość szerokiej plaży, która o tej porze roku jest wspaniałym miejscem do spacerów, a także odległość od zatłoczonego centrum. Dzielnica jest dobrze skomunikowana. Tuż pod naszym mieszkaniem miał swój przystanek autobus, a kilka metrów dalej – tramwaj. Jak napisałam wcześniej, każdego ranka do „naszej” kuchni wchodziły promienie słoneczne, które zwiastowały kolejny dzień pięknej pogody.
Zobacz więcej noclegów w Walencji:
Historia miasta
Walencja jest miastem o długiej i ciekawej historii. Miastem, które swoimi początkami sięga czasów greckich, panowania Rzymian, Wizygotów. Ważne piętno odcisnęła na Walencji arabska dominacja w czasie taif, czyli małych muzułmańskich księstewek, bo m.in. wtedy wokół miasta wytyczono potężne mury obronne – dziś widoczne tylko za sprawą kilku bram. W ręce katolików dostała się w XIII wieku, kiedy to Jakubowi I Zdobywcy z Aragonii udało się odbić miasto z rąk Maurów. Ci ostatni przysłużyli się jednak okolicznemu regionowi w jeszcze jeden niezwykły sposób zapoczątkowali długą tradycję hodowli pomarańczy oraz innych cytrusów. To dzięki nim możemy dziś cieszyć się zapachem kwiatu pomarańczy, nie tylko spacerując uliczkami Walencji, ale też w okolicznych miejscowościach słynących z plantacji cytrusów.
Co zobaczyć w Walencji?
Katedra i Święty Graal
Katedra w Walencji, choć nie dominuje nad starym miastem tak jak te w Barcelonie czy Sewili, jest przepiękną świątynią, w której można dostrzec zarówno elementy romańskie, gotyckie, jak i późniejsze (patrząc na nią rzeczywiście dostrzega się ten miks architektoniczny). Jej największym skarbem jest Kaplica Świętego Graala. Tak – tego Świętego Graala. Niewielki kielich umieszczony na ołtarzu bocznej kaplicy został przywieziony najprawdopodobniej do Hiszpanii w III wieku ale w Katedrze znalazł schronienie dopiero w XV wieku. Uważa się, że jest on tym słynnym kielichem z którego pił Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy. W katedrze znajduje się także ciekawe muzeum prezentujące sztukę sakralną, księgi, dokumenty. Chętni mogą wejść też na przypominającą nieco minaret wieżę (El Miguelete), z której rozciąga się panorama Starego Miasta (Ciudat Vella). Nad poczną uliczką Carrer de la Barcella (idąc z Placa de L’Almoina lub od drugiej strony z Placa de la Reina) dostrzeżemy malowniczy, renesansowy kamienny łuk. Łączy on Katedrę z Bazyliką de la Mare de Deu dels Desemparats.
Bilet na zwiedzanie katedry oraz muzeum kosztuje 8 euro (z Valecia Tourist Card 10% zniżki), wejście na Miguelete to dodatkowy koszt w wysokości 2 euro. Więcej informacji można znaleźć tutaj
Trybunał Wodny
Przy eleganckim Plaza de la Virgen (Placa de la Verge) ozdobionym fontanną z postacią leżącego Neptuna (Fuente del Turia), oprócz kolejnego kościoła – Basilica de la Mare de Deu dels Desemparats dostrzeżemy też zdobne drzwi prowadzące do Katedry. To Drzwi Apostołów, przed którymi obraduje w każdy czwartek o określonej godzinie Trybunał Wodny. Drewniane krzesła na których zasiadają jej członkowie (w liczbie ośmiu) w pozostałe dni tygodnia zobaczyć można w znajdującej się naprzeciw bibliotece. Trybunał Wodny pełnił i pełni wciąż ważną funkcję. Najprawdopodobniej już od czasów arabskich rozstrzyga spory o wodę i zapewnia równy i sprawiedliwy do niej dostęp wszystkim okolicznym właścicielom sadów, pól uprawnych, ogrodów zasilanych od wieków specjalnym systemem irygacyjnym. Woda była i wciąż jest niezwykle istotnym elementem sprawnego funkcjonowania tego, bądź co bądź suchego, a kojarzącego się z owocami – zwłaszcza pomarańczami regionu.
Stanowisko Archeologiczne (Centre Arqueològic de l’Almoina)
W pobliżu Katedry i na przeciwko kościoła – Basilica de la Mare de Deu dels Desemparats, znajduje się bardzo interesujące stanowisko archeologiczne. Schodzimy tu poniżej poziomu zajmowanego przez współczesne miasto. Specjalnie przygotowane trasy wiodą wśród dawnych pozostałościach i śladach mieszkających tu niegdyś ludzi. Te wartościowe kamienie i przedmioty przypominają bogatą historię Walencji. Opowiadają głównie o okresie rzymskim ale też wizygockim, arabskim. Wreszcie odnoszą się do czasów wczesnochrześcijańskich.
Bilet kosztuje 2 euro, w niedziele oraz święta wejście za darmo (z Valencia Tourist Card – wizyta darmowa). Informacje na temat godzin otwarcia placówki znajdziecie tutaj
Dzielnica El Carmen
Najstarszą częścią Ciutat Vella jest Dzielnica El Carmen. To tutaj właśnie pośród wąskich uliczek i niewysokiej zabudowy dostrzeżemy mnóstwo kolorowego street artu, jak na przykład zabawny Koci Dom. Stara zabudowa tej części miasta rzeczywiście momentami jest dość mocno nadszarpnięta zębem czasu, czasem kamienice są dość mocno zaniedbane. Ale to także stanowi o atmosferze tego miejsca. Znajdujący się tu dawny Klasztor Karmelitów (Convento del Carmen), w którym dziś organizowane są różne wydarzenia artystyczne oraz prezentowana sztuka nowoczesna. Na szczególną uwagę zasługują dziedzińce z krużgankami – gotycki i renesansowy. Wiele tu interesujących knajpek, barów i restauracji. To takie walenckie Zatybrze, albo na przykład walencki Kazimierz 🙂 Z naszej strony polecamy odnaleźć tzw. „Koci Domek” czyli nietypową instalację artystyczno-praktyczną na jednym z tutejszych murów.
W Convento del Carmen organizowane są licznie wydarzenia kulturalne, ekspozycje (więcej na stronie Convento del Carmen). Na zwiedzanie wejść można za darmo.
Muzeum i ogród Jose Benliure
Osobliwym zakątkiem, o dziwo pomijanym nieco przez przewodniki, jest muzuem i dom rodzinny znanego walenckiego malarza – Jose Benliure. Co prawda nie jest sławny aż tak jak Joaquin Sorolla, ale jednak jego dokonania robią wrażenie. Mało kto tutaj trafia a szkoda, bo można odnaleźć naprawdę wiele smaczków. Zwłaszcza w niepozornym, tajemniczym ogrodzie na jego tyłach, nawiązującym motywami do architektury mudejar. Na murach ogrodu znajduje się też sporo zabytkowych azulejos, większość o motywach rolniczych, w tym zbiorami pomarańczy. W środku otacza nas atmosfera walenckiej burżuazji z końca XIX i początku XX wieku. Każdy pokój zawiera meble i sprzęty codziennego użytku, które opowiadają fascynujące opowieści o życiu w domu Benlluire. Obiekt znajduje się na skraju dzielnicy Carmen, przy Calle Blanquerias 23, blisko Bramy Serrano.
Giełda Jedwabiu (La Lonja de la Seda)
To naszym zdaniem absolutny hit Walencji i jej wyróżnik. Przepiękny XV-wieczny budynek służył jako miejsce handlu kosztownym jedwabiem (choć nie tylko nim). Przypomina też o potędze miasta, które było ważnym graczem na arenie światowego handlu, jednym z końcowych przystanków Jedwabnego Szlaku, zyskując przez to bogactwo i prestiż. Główna sala, gdzie rozkładano cenne towary i dokonywano transakcji wprawiła nas w osłupienie. Jest wspaniała! Smukłe, przypominające swym kształtem splot sznura kolumny podtrzymują gotycki strop, a ciężkie żyrandole, marmurowa posadzka i potężne drzwi uzupełniają całość. Miał tu siedzibę również Trybunał Morski. W sali znajdującej się na piętrze zachwyca bogato zdobiony drewniany sufit. Na niewielkim, ocienionym dziedzińcu wzrok biegnie ku drzewkom pomarańczy, które zawsze prezentują się malownicze. A na tle wybudowanego w stylu walenckiego gotyku budynku tym bardziej. Giełda Jedwabiu znajduje się oczywiście na liście UNESCO.
Bilet kosztuje 2 euro – w niedziele i święta za darmo (dla posiadaczy Valencia Tourist Card – wejście darmowe). Zwiedzać można od poniedziałku do soboty w godzinach 10:00 – 19:00, w niedziele i święta od 10:00 do 14:00. Więcej informacji można znaleźć tutaj.
Targ Główny (Mercado Central)
Zaraz przy budynku Giełdy Jedwabiu wznosi się nietypowo zdobiony budynek targu centralnego. Nie ma się co oszukiwać, to miejsce jest rajem dla smakoszy. Dla miłośników lokalnej kuchni, regionalnych produktów. Dla tych, którzy poszukują autentycznych smaków i zapachów. Świeżutka kanapka z oliwkami i tuńczykiem za 1 euro? Proszę bardzo. Warzywa, owoce (w tym oczywiście cytrusy na czele z pomarańczami i mandarynkami), wyroby cukiernicze, pieczywo, mięsa, wędliny, ryby i owoce morza… To także obiekt, który zainteresuje tych, którzy poszukują ciekawych architektonicznych perełek w Walencji. Wybudowana w stylu modernizmu walenckiego w latach latach 20′ XX wieku wyróżnia się kopułą nawiązującą do owocu pomarańczy, interesujących głównym wejściem i detalami zdobniczymi.
Kościół św. Mikołaja (Iglesia san Nicolas)
Mówi się o nim „Kaplica Sykstyńska Walencji”. Łatwo zrozumieć to określenie jak wejdzie się do środka Kościoła św. Mikołaja i podniesie wzrok, choć pewnie jest to chwyt reklamowy i opis nieco na wyrost. W każdym razie i tak zrobił na nas spore wrażenie. Malowidła pokrywają niemal każdą ścianę i sufit, a liczne kaplice, figury, obrazy prezentują swoją historię. Ale nie tylko malowidła są tutaj wyjątkowe. Równie, a może bardziej fascynujące dla nas było połączenie gotyckiej, surowej architektury, z bujnym, pełnym przepychu barokowym wystrojem. Takich kościołów nie spotyka się często.
Bilet kosztuje 8 euro. Informacje na temat dni oraz godzin otwarcia kościoła znaleźć można tutaj. W poniedziałki kościół jest nieczynny dla zwiedzających.
Muzeum Ceramiki i Sztuki Dekoracyjnej (Museo Nacional de Ceramica y Artes Suntuaris)
Jeśli jesteśmy już przy przepychu dekoracyjnym, to koniecznie napisać musimy o budynku, w którym mieści się ciekawe (dla niektórych) Muzeum Ceramiki i Sztuki Dekoracyjnej. To Pałac Markiza de Dos Aguas, który wyróżnia się swoją fasadą, a już na pewno głównym portalem spośród otaczającej zabudowy. Zbudowany został w XV wieku lecz to, co dziś przykuwa naszą uwagę, to dzieło rokokowych artystów. Wewnątrz na kilku piętrach zgromadzono wiele pięknych przedmiotów dekoracyjnych z różnych epok historycznych, łącznie z ulubionymi przez nas płytkami azulejos. Równie interesujące są same wnętrza, zwłaszcza sala balowa, czy pokój chiński albo w pełni urządzona kuchnia.
Muzeum otwarte jest od wtorku do soboty w godzinach od 10:00 do 14:00 oraz od 16:00 do 20:00, w niedziele i święta od 10:00 do 14:00. Bilet kosztuje 3 euro (w niedziele i w soboty popołudniu można wejść za darmo, z Valencia Tourist Card – 50% zniżki)
Eixample i modernizm walencki
Choć trudno nam było właściwie wymówić nazwę tej dzielnicy w naszym filmie, to jedno jest pewne – jest ona kuzynką tej samej, powstałej w Barcelonie i znaczy to samo: „Rozszerzenie, rozbudowanie”. I właśnie rozszerzenie miasta pod koniec XIX wieku zaowocowało powstaniem eleganckiej dzielnicy pełnej secesyjnych a potem modernistycznych wielopętrowych kamienic i ściętych na rogach placyków pomiędzy kwartałami. Wśród najciekawszych kamienic, na które Warto zwrócić uwagę są m.in. Edificio de los Dragones, casa Judia czy kamienice przy Canovas del Castillo. Tu też odwiedziliśmy kolejne miejskie targowisko i kolejne nawiązujące swoimi zdobieniami do modernizmu katalońskiego, czyli Mercado de Colon, pełne gaudiowskich kształtów i motywów pomarańczy.
Dworzec Kolejowy (Estacio del Nord)
Wzniesiony w latach 1906-1917 Estacio del Nord z zewnątrz przypomina pałac o bogato zdobionej elewacji. Głównym motywem zdobniczym są oczywiście pomarańcze. Jednak jak się wejdzie do środka, to wówczas dostrzeże się jego prawdziwą wyjątkowość. To piękne, kolorowe, malowane płytki, które pokrywają niemal całe pomieszczenie znajdujące się po prawej stronie od głównego wejścia (spójrzcie także na sufit). Na uwagę zasługują także drewniane kasy i mniejsze elementy dekoracyjne głównej hali dworcowej. Nawet jeśli nie będziecie mieli w planie podróży pociągiem, to poświęćcie trochę czasu żeby tu przyjść. Oprócz podróżnych będzie tu zapewne sporo turystów robiących zdjęcia płytkom azulejos. W sąsiedztwie Dworca Kolejowego znajduje się pochodząca z przełomu lat 50′ i 60′ XIX wieku Arena Walki Byków (Plaza de Toros de Valencia), którą można zwiedzać. To na niej odbywają się także liczne ważne wydarzenia i imprezy.
Plac Ratuszowy (Plaza del Ayuntamiento)
Niewielki, otoczony drzewami i kwiaciarniami plac, którzy przypomina raczej wysepkę pośrodku dość gęstej, wysokiej zabudowy śródmieścia, w momencie naszego pobytu został całkowicie ogrodzony. Wznoszono tam konstrukcje, które miały służyć podczas corocznej imprezy Las Fallas (jak się dwa tygodnie później okazało, tegoroczne Święto Ognia, z wiadomych powodów, zostało odwołane).
Ta część Walencji bardzo przypominała nam Madryt ze względu na eleganckie, wysokie kamienice ciągnące się wzdłuż ulic. Weszliśmy do budynku ratusza (można tu wejść za darmo) żeby zobaczyć jego wnętrza. Niestety z tarasu rozciągał się widok jedynie na wspomniane rusztowania. Udaliśmy się też do pięknego, modernistycznego budynku poczty, a tam, między innymi dawna sortownia listów z tematycznymi skrzynkami pocztowymi.
Miasto Sztuk i Nauki (Ciutat de les Artes i les Ciencies)
Na samym końcu Ogrodów Turia ciągnie się nowoczesne i znane z folderów reklamujących Walencję Miasto Sztuki i Nauki. Zaprojektowane przez dwóch architektów – Santiago Calatravę i Felixa Candelę nowoczesne, futurystyczne obiekty stały się jednym z ważniejszych, emblematycznych wręcz symboli miasta i dumą Valencianos. Zwłaszcza słynne oko – L’Hemisferic, mieszczące Planetarium. Stanowią przeciwwagę do tego, co można zobaczyć w Ciutat Vella. Pod koniec dnia, oświetlone ostatnimi promieniami słońca jasne fasady budowli prezentują się nadzwyczaj urokliwie. Odbijając się w wodach sztucznie utworzonego jeziora – basenu, przenoszą nas mimochodem na plan jednego z filmów ciencia-ficcion.
Oprócz wspomnianego L’Hemisferic, kompleks może pochwalić się też największych oceanarium w Europie – L’Oceanografic. Przypominający szkielet potwora Museo de las Ciencias, ogród z ciekawymi subtropikalnymi roślinami – L’Umbracle oraz lądujący na wodzie statek kosmiczny – Palau de les Arts Reina Sofia, to pozostałe elementy tego „miasta przyszłości”. Można nie czuć miłości do architektury współczesnej, ale trzeba przyznać, że kompleks z uwagi na swój kontekst i zastosowanie, bardzo się udał.
Park Jardins del Real
Dziwntym trafem pomijany często w relacjach i przewodnikach, może z uwagi na sąsiedztwo słynniejszej Turi. Jak sama nazwa wskazuje położony w miejscu przylegającym kiedyś do muzułmańskiego pałacu a potem siedziby królewskiej (dziś ruiny). Przepiękny skrawek miasta, wiosną kwitnący na różowo kwiatami wiśni a także osobliwymi zagajnikami palm daktylowych i drzew butelkowych. W parku nad innym ptactwem dominują zielone papugi aleksandretty oraz dzikie koty. Sporych rozmiarów koci gang rządzi blisko fontann przy ruinach klasztoru de San Julian. W środku parku znajduje się małe Muzeum Historii Naturalnej.
Dzielnica El Cabanyal
Dawna rybacka dzielnica odróżnia się mocno, od pozostałej części Walencji. Zabudowa jest tutaj o wiele niższa i skromniejsza. Jednocześnie jest tu (no może poza weekendowymi wieczorami) o wiele bardziej spokojnie. Mało tu turystów, przynajmniej o tej porze roku. Zmienia się to zapewne późną wiosną i latem, kiedy mieszkania i apartamenty przy plaży wynajmowane są przez spragnionych słońca przyjezdnych. Oprócz tego, że położona jest blisko plaży i portu, to jest także dobrze skomunikowana z centrum miasta. W dzielnicy tej można odwiedzić bardzo ciekawe Muzeum Ryżu, które znajduje się na liście darmowych atrakcji przy zakupie Valencia Tourist Card. Tu też znajduje się polski kościół, Cristo Redentor, gromadzący co niedzielę polską społeczność Walencji.
Ogrody (Park) Turia
To ewenement na skalę europejską. Przynajmniej dla nas Park Turia takim jest. Ciągnie się niemal przez całe miasto, tworząc idealne miejsce odpoczynku i rekreacji dla miejscowych i przyjeżdżających tu turystów. Został założony w dawnym korycie rzeki Turia, po wielkiej powodzi i skierowaniu jej biegu nieco dalej od centrum miasta. Jest jednym z najdłuższych parków w Europie – ma około 7 km. Co ciekawe nad korytem, obecnym podłużnym parkiem – ogrodem pozostawiono mosty. Wiele z nich jest naprawdę bardzo ciekawych – kamiennych, starych, zabytkowych. Takim jest na przykład średniowieczny Pont de la Tinidad, czy Pont del Real albo Pont del Serrans. Przy tym ostatnim wznosi się masywna XV – wieczna wieża i brama miejska Torre de Serranos. Niegdyś wchodziła w skład otaczających Walencję fortyfikacji, o których pisałam wcześniej.
Co jeszcze?
Nam udało się jeszcze zwiedzić Kościół Świętych Janów (tuż przy Giełdzie Jedwabiu, w miejscu tym niegdyś znajdował się meczet), Muzeum Ryżu (prezentuje historię oraz różne techniki obróbki ryżu, znajduje się w dawnym młynie), Almudin (dawne miejskie składowania oraz handlu pszenicą ze wspaniałą architekturą – dziś przestrzeń wykorzystywana dla celów kulturalnych) i Muzeum Jedwabiu (bardzo ciekawe, prezentuje historię handlu tym ekskluzywnym produktem oraz sposoby otrzymywania nitki i tkaniny jedwabnej).
Co zjeść w Walencji?
Walencja jest stolicą słynnej paelli. Tak przynajmniej twierdzą mieszkańcy i tak wynika z historii uprawy ryżu na Półwyspie Iberyjskim. To tu właśnie narodziła się Paella Valenciania. Tak jak zwykle bywa z modnymi dziś daniami, także paella wywodzi się z kuchni ludzi prostych i ciężko pracujących, którzy starali się wykorzystywać w swoich posiłkach produkty lokalne i sycące – takie, które mieli w zasięgu ręki. Podstawowym składnikiem jest ryż. Najbardziej tradycyjne dodatki to fasola i mięso królika lub kurczaka. Odmian paelli jest mnóstwo, więc każdy powinien znaleźć idealną dla siebie. Miejsce, które wybraliśmy na jej spróbowanie to polecana „Las Carabelas”. Trudno nam oceniać smak, bo była pyszna i sycąca, ale chyba nieco za słona wg nas.
Będąc w Walencji i Costa del Azahar koniecznie trzeba zajadać się pomarańczami i wypatrywać, w szczególności na targowiskach (albo bezpośrednio u producenta, jeśli na przykład odwiedzimy plantację, które zwane są tu „huerta”), różnych produktów na bazie tego soczystego cytrusa. Na przykład dżemy, likiery pomarańczowe, czy miody (miel de azahar). Tego mnóstwo odnaleźliśmy na Mercado Central.
O paelli pewnie większość, jak nie wszyscy słyszeli, wielu jej próbowało, w przeciwieństwie do innego walenckiego przysmaku – Horchaty. To napój, który spróbować można w wielu miejscach, jednak kawiarnia, a właściwie Horchateria Santa Catalina jest tą, która serwuje podobno najlepszą (za 2,95 eur). Ale nie tylko o smak w tym przypadku chodzi, ale też o wspaniałe, zabytkowe wnętrza. Ale czym właściwie jest ta Horchata? To przyjemny w smaku, posiadający nieco dziwną konsystencję (taką ziemistą, jakby z wyczuwalnymi grudkami – pewnie za sprawą skrobi) napój. Mocno schłodzony i dzięki temu orzeźwiający, podawany zwykle w towarzystwie czegoś słodkiego (farton – słodkie podłużne bułeczki). Przygotowuje się go na bazie bulwy cibory jadalnej, która nazywana jest migdałem ziemnym.
Więcej zdjęć z Walencji, które nie załapały się do powyższego przewodnika:
Mam nadzieje ,że marzenia się spełniają i kiedyś tam zawitam .Piękny kraj .Fajnie opisany ,przemawia za mną .
Fajnie przekazany artykuł,bardzo pomocny.
Genialne zdjęcia!
W Walencji spędziłem prawie rok swojego życia, zamieniając ją później na Lizbonę. Polecam każdemu złaknionemu trochę prawdziwszej Hiszpanii bez tłumów turystów, do powolnego sączenia orxaty na jednym z ruchliwych skrzyżowań. Turia i Oceanografic to dalej moja miłość. Nie wspominając o Nietoperzach u których doping jest znacznie bardziej intensywny niż u kolegów z północy. 😉
Sztuka uliczna i zapach kwiatów pomarańczy? Już biegnę:D Walencja w waszym obiektywie wygląda przepięknie:)
Byłem raz Walencji na wyścigu F1, jeszcze za czasów pierwszej kariery Kubicy. Piękne miasto, ale także cały region -> warto wybrać się po okolicach.
Bardzo sympatyczny wpis. Szkoda, że przeczytałem go dopiero po powrocie z Walencji. Brakuje mi tylko zoo i aquaparku 🙂