Choć nasza lutowa kolejowa podróż przez Włochy miała mieć swój koniec w cudnym, barokowym Lecce, to postanowiliśmy wyjść dzień wcześniej i stację wcześniej w pomijanym często przez turystów Brindisi. Po co? – być może zapytacie. No powiedzmy, że mieliśmy tam coś do załatwienia. A właściwie to do zobaczenia. Końcowy fragment Via Appia. Cel został osiągnięty – choć tym razem pogoda nas nie rozpieszczała.
Z Lecce zaś, miejscowości będącej naszą bazą pobytu w Salento zrobiliśmy sobie krótki (także pociągowy) wypad do Otranto, by spróbować dostrzec (bezskutecznie tego dnia niestety) wybrzeże Albanii, do której jest stąd w linii prostej niecałe 60 km. Bałkany z Włoch na wyciągnięcie ręki! Zapewne tak samo myślał Juliusz Słowacki, który stąd właśnie ruszył na swoją wielką podróż na wchód. Ale przypadkiem utknął…
Brindisi
Brindisi, rzymskie Brundusium było jednym z najważniejszych miast na mapie Imperium Rzymskiego. To tutaj właśnie kończyła się główna odnoga słynnej drogi Via Appia, biegnącej do Rzymu. W tutejszym porcie kupcy ale głównie pielgrzymi przesiadali się na statki, by podróżować dalej, do Grecji, Konstantynopola czy do Jerozolimy. I to właśnie głównie z tego powodu chcieliśmy w Brindisi się zatrzymać, bo od kilku lat interesujemy się mocniej rzymskimi drogami i szlakami. Pod koniec 2022 roku szliśmy fragmentem tej słynnej drogi między Ciampino a Cicro Massimo w Rzymie.
W Sala Della Colonna w pięknym XVI-wiecznym Palazzo Granafei-Nervegna znajduje się oryginał kapitelu kolumny wieńczącej Via Appia. W miejscu gdzie się miała kończyć, na szczycie kamiennych schodów, prowadzących wprost na nadbrzeże, wznoszą się owe kolumny, a także tablica informująca, o tym istotnym historycznym miejscu.
Symbolem miasta są także dwa zamki. Aragoński i Szwabski. Tylko ten pierwszy jednak jest dostępny dla turystów, bo drugi w dużej mierze zaanektowało wojsko, które do dziś ma w Brindisi sporo do powiedzenia. Można jedynie podejść pod bramę i zerknąć na budowlę z oddali.
Wejść można natomiast (co polecamy) do romańskiego kościoła di San Giovanni al Sepolcro, założonego przez normańskiego księcia Apulii Boemunda I (jedna z ważniejszych postaci pierwszej krucjaty). Miał symbolizować Bazylikę Grobu Pańskiego, a ogród wokół niej – Ogród Oliwny. Do niewielkiego w sumie ogrodu, na który skierowane są okna otaczających go kamienic mieszkalnych, można wejść. W lutym jeszcze niewiele się tu dzieje, ale widać już między innymi spore pąki róż, no i zeszłoroczne pomarańcze. Drzewka pomarańczowe i cytrynowe też nieśmiało zaczynają puszczać pąki. Już teraz gdy się zerwie malutki pączek i rozetrze w dłoni, czuć jeden z najpiękniejszych zapachów świata. W miejskim Muzeum Archeologicznym natomiast podziwiać możemy imponującą kolekcję greckiej sztuki i waz, wyłowionych z rozbitych na morzu statków ale i zaczerpnąć pierwszej wiedzy o mało znanej cywilizacji Mezapiańczyków, którzy zamieszliwali Apulię przez Rzymianami a nawet Grekami.
Do Brindisi, miasta mniej znanego i będącego w cieniu Bari także latają samoloty z Polski, np. z Katowic. Można sobie zaplanować stąd zwiedzanie Półwysep Salento, albo tak jak my odwiedzenie jednego z najciekawszych architektonicznie miast Włoch – Lecce. Połączenia kolejowe są tu zadziwiająco częste.
Otranto i Maglie
To ciekawe, że skończyłam właśnie czytać dwie bardzo interesujące książki o Mickiewiczu – jego życiu, twórczości i tułaczce (także do Włoch) zakończona w Konstantynopolu, a tu przyszło mi odwiedzić miasto związane z kolejnym wieszczem narodowym – Słowackim. Choć właściwie tylko przez chwilę, a trochę przez przypadek. Do Otranto Juliusz Słowacki przyjechał ze swoim długoletnim znajomym Zenonem Brzozowskim karocą z Neapolu, przez Salerno. Małe miasteczko nie miało być jednak ostatecznym celem ich podróży. Wręcz przeciwnie, stać się miało początkiem kolejnej przygody. To stąd planował bowiem ruszyć w wielką podróż na wschód. W podróż, która miała go całkowicie odmienić. Jak pisał w listach do swojej matki:
„Spodziewam się, że ta podróż będzie mi użyteczną […] Obaczę – nowe kraje, nowych ludzi, będę żył z nimi, będzie mię nosił wielbłąd karawan, pomyślę o śmierci na Grobie Chrystusa. Będę się tam modlił za tych, których kocham, a potem z sercem pełnym pamiątek i obrazów wrócę do jakiej cichej europejskiej samotności”
Los chciał jednak, by w Otranto pozostał przez cały tydzień, ponieważ spóźnił się nieznacznie na statek, którym planował odpłynąć na grecką wyspę Korfu, potem do Egiptu, Jerozolimy, Syrii, Libanu (tutaj pozostał na dłużej, wcześniej rozstając się do udającego się do Konstantynopola Brzozowksiego). Jakże ciekawa historia, prawda?
My natomiast do Otranto przyjechaliśmy pociągiem z Lecce. Nie ominęła nas jedna przesiadka w miejscowości Maglie. Podróż w całości trwała około 1 godziny. Jeśli będziecie mieli chwilę czasu (sama przesiadka jest krótka – trwa około 10 minut, po przyjeździe krótki pociąg trochę w retro stylu już czeka), to polecamy Wam przejść się po tej uroczej miejscowości, w której urodził się włoski premier Aldo Moro. Nad miasteczkiem dominuje najwyższa w Salento dzwonnica z XVII wieku a dodatkowym symbolem zdaje się być ogromnych rozmiarów maryjna barokowa kolumna, w pół drogi pomiędzy dworcem kolejowym a otoczonym pięknymi arkadowymi pałacami głównym placem. Przy Caffe Della Liberta daliśmy się po raz kolejny skusić na typowy salentyński deser Pasticiotto.
Z dwupiętrowego małego dworca do centrum mamy kilka minut pieszo. O tej porze roku tj. w lutym, miasteczko Otranto wygląda jakby było wyludnione. Jesteśmy chyba jedynymi turystami. Zupełnie inaczej jest tu latem. Można wyobrazić sobie jak wyglądają plaże i nadmorska promenada. Teraz zaś całe Otranto dla nas! Są też jednak złe strony zwiedzania poza sezonem. Niestety XII – wieczna, wzniesiona przez Normanów Katedra di Santa Maria Annunziata była zamknięta (pomiędzy 13:00 a 16:00), podobnie jak romański kościół św. Piotra. W tej pierwszej znajdują się między innymi szczątki 800 zamordowanych przez Turków w XV wieku chłopców i mężczyzn, którzy nie chcieli wyrzec się swojej wiary (w 2013 roku zostali oni kanonizowani).
Udało nam się jednak wejść do XV- wiecznego Zamku Aragońskiego. Od ekspozycji o wiele bardziej ciekawa jest możliwość wejścia na zabudowania bastionowe i panorama, która ciągnie się z murów budowli. Pewnie podczas dobrej widoczności można stąd dostrzec Albanię.
Obok Otranto znajduje się najbardziej na wschód wysunięty fragment Włoch. To Punta Palascia. Udaliśmy się więc na krótką pieszą wędrówkę wzdłuż nadbrzeża, walcząc z dość silnym wiatrem i modląc się, by słońce choć na chwilę wyszło zza stalowych chmur. Co ciekawe – między nim a miasteczkiem znajduje się mały przylądek z zatoką, którego nazwa brzmi dokładnie tak samo jak nasza włoska miejscowość, czyli Orte. Jakiż zbieg okoliczności! Tuż obok znajduje się rezerwat w miejscu dawnego kamieniołomu rud – Cava di Bauxite.
Stoimy przy Torre del Serpe, ruinach wieży obserwacyjnej służącej Salentczykom do ochrony przez Turkami. Z jednej strony widzimy wody Morza Adriatyckiego, z drugiej Jońskiego, gdyż Cieśnina Otranto, oddzielająca Płw. Bałkański od Płw. Apeninskiego i będąca areną słynnej bitwy morskiej w czasie I wojny światowej, dzieli też akweny tych dwóch mórz. Ciekawe, czy wędrował tu ponad sto osiemdziesiąt lat temu, podobnie jak my teraz, Słowacki wypatrując statku, którym miał ruszyć w wyczekiwaną z utęsknieniem podróż na wchód? Znając jego umiłowanie do wędrówek i wrodzoną ciekawość, zapewne tak.
Co ciekawe, to w Otranto, a nie w Lecce, o którym pisaliśmy w poprzednim artykule, spróbowaliśmy najpyszniejszych pasticciotto podczas naszego wypadu na południe Włoch. Jeśli tu będziecie, to koniecznie zafundujcie sobie tę przyjemność w piekarni/cukierni Martinucii – kubki smakowe będą zachwycone.
Nasz nocleg w Lecce (bardzo polecamy) oraz nasz nocleg w Brindisi BB station – już mniej, ale też fajnie położony
Piękna estetyka fotografii. Aż czuć powiew tego ciepłego powietrza! Zapraszam do zajrzenia na https://czeskagospoda.pl/.
Bardzo inspirujący artykuł! Więcej podobnych treści znajdziesz na: https://wladca-pierscieni.pl/
Otranto mnie zachwyciło, ale podobnie, jak Wy – byłam tam w czasie, kiedy było cicho, pusto i spokojnie. Jest pięknie, malowniczo… są plaże, no i niezwykła katedra – piękna z zewnątrz i piękna w środku. Niejmniej, szczątki męczenników robią na człowieku przytłaczające, wręcz dołujące wrażenie.
Ciekawe jak jest tu w szczycie sezonu.. )