Nie, nie będziemy pisać o kuchni czy gotowaniu. Jeśli już to czasami wspominamy i rozkładamy pewne potrawy na czynniki pierwsze. Zastanawialiśmy się ostatnio czy są takie potrawy, za którymi tęsknimy. Oczywiście wciąż popieramy nasze zdanie, że w podróży dużo lepsze są zapachy niż smaki, jednakże obok śliwkowego tajine z marokańskiej Essaouiry tęsknimy za bryndzowymi kluseczkami ze skwarkami i kiełbasą.
Więc, gdy już spokojnie lecieliśmy z Mediolanu do Bratysławy, po nerwowych przeżyciach pokradzieżowych odetchnęliśmy z ulgą, po czym zerknęliśmy wymownie na siebie i powiedzieliśmy: „to co… w Bratysławie na Haluszki? No ba!”
To coś skromnego to podobne trochę do włoskich gniocchi kluseczki z ciasta ziemniaczano-mącznego. Są niezwykle delikatne w smaku, ale jednocześnie słusznie ubite, by lekko je przegryzać. Tajemnicą haluszków są jednak dodatki: ciepła bryndza (z owczego mleka) z roztopionymi skwarkami i cebulą. Istnieje też wersja z kiszoną kapustą, którą posmakował Marcin. Do Haluszków polecamy koniecznie ciemnego Sarisa. Mmmm, było tak samo dobre jak wtedy, wtedy i wtedy. Pierwszy raz zasmakowaliśmy ich kilka lat temu w Tatrzańskiej Łomnicy. Słabość została, próbujemy je przygotować sami w domu. Teraz, za chwilę, już…
Bryndzove halusky! Pycha! jadłam miesiąc temu będąc w Bratysławie.Ale powiem Wam, że to co mnie bardziej od nich uwiodło jeśli chodzi o lokalną kuchnię to.. zupa czosnkowa. Fantastycznie rozgrzewająca, kremowa – najlepsza po długim spacerze po mieście.