Blog Nasze relacje i zdjęcia Co tam chmury skoro pachnie marcepanem. Lubeka jest piękna

Co tam chmury skoro pachnie marcepanem. Lubeka jest piękna

Z ręką na sercu musimy Wam przyznać, że pogoda, która nas zastała w Lubece okazała się najbardziej „średnią” w czasie całej podróży po północnych Niemczech. Ale jednocześnie drugą rękę przykładamy do tego samego serca i dodajemy, że… nie miało to żadnego znaczenia, bo miasto oczarowuje tak bardzo, że nie straszne wtedy ani deszcz ani wiatr. I naprawdę pachnie wypiekami przez cały czas.

Gdy wpisaliśmy na naszą listę Lubekę, Ania od razu zaczęła sypać ciekawostkami na temat miasta i kilku specjałów, o których w swoim programie mówił Robert Makłowicz. Którego cykl o Niemczech Północnych swego czasu bardzo przypadł nam do gustu. W istocie, kilka rzeczy okazało się bardzo przydatnych.

Przy Bramie Holsztyńskiej mieszka sobie Nosferatu…

W Lubece śpimy w bardzo fajnym mieszkaniu u Birgit. Wydaje się bardzo zabsorbowana czymś zupełnie innym, niż wynajem lokum. Dowiadujemy się, że za 3 dni jej córka ma ślub a chwilę potem jedzie w podróż poślubną dookoła świata. Faaaaajnie.

Nie są to ani przedmieścia ani ścisłe centrum, pomimo, że od zjazdu z autostrady jest tu 5 minut drogi ale do Starego Miasta również. Lubeka jest dużo mniejszym miastem od Hamburga i Bremy, to się czuję. Ale to tu była umiejscowiona stolica Hanzy. Z mostu widać to dobitnie, na pierwszym planie szpaler bogatych, smukłych, wielowiekowych kamienic kupieckich, na drugim planie siedem wież. Z tego mostu warto zrobić nocną lub wieczorną panoramę miasta. Obok znajduje się też dworzec kolejowy i ogromny parking miejski.

Miasta strzeże od zachodu jego symbol architektoniczny. Jedyna w swoim rodzaju i niepowtarzalna Brama bastionowa Holstenor. W środku znajduje się muzeum murów obronnych i bastionu natomiast po drugiej stronie drogi, rzut kamieniem rząd powykrzywianych przez czas urokliwych wąskich kamieniczek zwanych Salzspeicher, co znaczy, że kiedyś pełniły rolę spichlerzy solnych. Naszą ciekawość wzbudził fakt, że pełniły one rolę naturalnej scenerii do filmu „Nosferatu”. Jakoś tak dziwnie poczuliśmy, się, gdy na naszych oczas ogromny kruk rozdziobał na śmierć gołębia a potem chwycił go w szpony i odleciał. To może idźmy już na Stare Miasto.

Spacer zaczynamy świetnie prezentująca się uliczką Petersgrube, tu po raz pierwszy poczuliśmy specyficzny zapach, choć wtedy wydawało nam się, że to jakaś okoliczna cukiernia. Na rogu z ulicą Kolk stoi budynek Teatru Kukiełkowego, a mur, który nagle wznosi się na 8 metrów, to mur oporowy podtrzymujący masyw, na którym stoi potężny kościół PetreKirche. Niestety dla nas – był remontowany, i zamknięty. Właściwie odbudowywany jest w częściach ciągle od 1945 roku. Lubece też się mocno oberwało podczas odwetu Aliantów i bombardowań. Lubeka również nie leży nad morzem, choć tutejsza rzeka Trave jest dużo mniejsza od większych sióstr jak Łaba czy Ren. Ale klasycznie obmywa dwoma ramionami całe stare miasto, które można obejść w 3-4 godziny.

Dwóch noblistów. I każdy ma swoją kamienicę

Sercem miasta jest oczywiście Marktplatz, czyli Rynek, ale na próżno szukania go na google maps, bo jest mocno zabudowany. Z jednej strony niestety powojenną plombą, z drugiej dumnym i potężnym kościołem Św. Marii (jest niesamowicie potężny a jego ulokowanie na głównym placu jeszcze wzmaga to uczucie). Perełką w koronie jest jednak nietypowa bryła ratusza miejskiego, który składa się z dwóch części, jedna i druga okraszona ciemną, zielonkawą, glazurowaną cegłą, połączona długim szpalerem arkad.  Do ratusza można wejść, choćby by się ogrzać porządnie i zrobić zdjęcia zjawiskowemu stropowi głównego hallu. Tak przynajmniej zrobiliśmy my 🙂 Pozwolili. Ratusz łączy style gotyku północnoniemieckiego, renesansu włoskiego i flamandzkiego a nawet neogotyku.

Przy rynku wypada podejść i z uznaniem pokiwać głową pod wyróżniającą się spośród innych, białą kamienicą, w której ulokowano sporą część akcji słynnej powieści „Buddenbrookowie” Tomasza Manna, obraz kupieckiej arystokracji drugiej połowy XIX wieku, za którą otrzymał literacką nagrodę Nobla. W najświeższej, niemieckiej superprodukcji filmowej z 2008 ulice i budynki Lubeki idealnie pasowały, do zrobienia miasta jednym wielkim planem filmowym. W środku kamienicy jest oczywiście Muzeum pisarza i pośrednio opisywanego przez niego rodu. Wstęp 7 euro.

Drugim ważnym zakątkiem miasta są okolice kościoła Św. Jakuba. On również (podobnie jak kościół Św. Marii) jest jedną z „gwiazd” fantastycznego szlaku tematycznego „Gotyk Północnych Niemiec”, o którym innym razem.
Otóż tuż za kościołem, przy niepozornym placu znajduje się interesujący front tzw. Szpitala Św. Ducha. Warto pojawić się tu podwójnie, bo wzdłuż budynku ciągnie się urokliwa uliczka, chyba najpiękniejsza w mieście, kończąca się w małym skwerze. Magicznie wygląda po zmroku. No i ciekawie pachnie, bo obok znajduje się poważana restauracja Kartofellkeller, słynąca, a jakże z ziemniaków na milion sposobów.


Ale nie oddalajmy się jeszcze stąd. Przy ulicy Konigsstrasse, czyli po naszemu Królewskiej musi stać coś ważnego. W tym przypadku jest to np. dom Williego Brandta, ważnej postaci historycznej dla Niemców, laureata pokojowej nagrody Nobla, kanclerza i przyjaciela Polski.

Przy drugiej, równoległej, naprzeciw kościoła stoi nieco inny budynek, ociekający wręcz wszystkim co może kojarzyć się z Hanzą – pruskim murem, cegłami, gotyckimi łukami i smukłym dachem. To Schifellgesselschaft, dziś stylowa restauracja z autentycznym, kilkusetletnim marynistycznym wnętrzem. A dawniej, bagatela, główna siedziba słynnej Hanzy.

Czyli siedzibą potężnej instytucji, mającej swoją armię, ponad sto miast stowarzyszonych, tysiące statków i miliardy (na dzisiejsze pieniądze) budżetu – siedzibę miała w kamienicy? Tak, bo siedzibą tego giganta była siedziba burmistrza Lubeki. Przyznam, tego się nie spodziewałem 🙂 Więc trzeba chyba poważnie rozszerzyć swoją wiedzę o Hanzie. A nawet dobrze się składało, bo znów ze stalowych chmur zaczął padać deszcz.

Od sacrum Hanzy do profanum marcepanu. Albo na odwrót?

Muzeum Hanzy (Europäisches Hansemuseum) przyjęło nas godnie. Weszliśmy tu jako pierwsi. Budynek jest na wskroś nowoczesny, aczkolwiek przylega a właściwie opatula architektonicznie starą, średniowieczną tkankę miejską. Ten nagradzany i świetnie oceniany obiekt bardzo nam się podobał. W środku przechodzimy przez interaktywną historię ze słuchawkami na uszach. Zaczynamy w szuwarach Nowogrodu a kończymy na konfliktach XVIII-wiecznych. Co ciekawe, jeśli na początku wybierzemy jedno z polskich miast (np. Toruń lub Gdańsk) później pewne elementy ekspozycji i nagrań mogą być pod nas spersonalizowane.

Świetny obiekt, świetnie przygotowany, zero kiczu, dużo wiedzy, doskonałe mapy i rekwizyty a na deser wędrówka po pięknie zaadaptowanym na cele muzealne wnętrzach gotyckiego klasztoru. To było jedno z najlepiej wydanych przez nas 12,5 euro na cele muzealne. Kiedykolwiek!

Teraz jest ten moment, w którym poddajemy się zapachowi słodkich wypieków, ciast, ciasteczek, czekolady i migdałów, które unoszą się cały czas w powietrzu po całym mieście. Naprawdę. Trudno nam to opisać, ale tak się działo tego dnia. Kończymy, chowając się znów przed nagłymi opadami (tym razem mini gradzin) w słynnym sklepie cukierniczym Die Lübecker Marzipan-Speicher. Kiedyś znajdował się tu spichlerz,gromadzący ten smakołyk,pochodzący z migdałów, które do Niemiec sprowadzili kupcy, mający kontakty handlowe z Arabami. Marcepan stał się symbolem miasta do tego stopnia, że najpopularniejszą pamiątką stała się tu marcepanowa miniaturka wieży bastionowej Holstenor.

W sklepie można zaopatrzyć się we wszystko, co jest zrobione z marcepanu. A przy tej okazji wyjawię Wam tajemnicę. Ogólnie nie lubię słodyczy. Czekolady, cukierków, słodkich ciast, etc. Nie mam do nich słabości. Ale do marcepanu – mam. I to ogromny. Obkupiliśmy się na dobre. Lubeka będzie nam więc smakować zapewne dość długo.

Lubeka od morza

Travemunde to senna (tego dnia) mieścina, formalnie dzielnica Lubeki, choć położona pół godziny drogi, leżąca u ujścia rzeki Trave, tej samej, która wcześniej leniwie oblewała Stare Miasto w Lubece. Tu rzeka jest żeglownym kanałem, do którego wpływają rejsowce, kontenerowce i promy pasażerskie z całej Skandynawii, do ogromnego portu, schowanego w głębi nurtu.
Travemunde w sezonie to ruchliwy bałtycki kurort, w klasycznym tego słowa znaczeniu. Tutaj też spotkać możemy charakterystyczne, kolorowe kosze wypoczynkowe w paski. W różnokolorowe paski. A jest ich tu setki.

Wzdłuż plaży ciągnie się szeroka promenada, zaledwie 3 kwartały uzdrowiskowej, białej zabudowy można już znaleźć się na dworcu kolejowym „Plaża”, z którego pociągi odjeżdżają tylko w jednym kierunku – do Lubeki. Druga stacja znajduje się w centrum miasteczka, gdzie zachowało się sporo starej, hanzeatyckiej zabudowy i stary port. Wszak miejscowość ma swoje lata, wyrosła na średniowiecznym forcie obronnym, którego dziś już nie ma. Po drugiej stronie rzeki leży bardziej „dzika” plaża oraz marina przy której zacumowała żeglarska duma Niemiec, żaglowiec Passat – okręt muzeum. Jak nasz Dar Młodzieży.

Na plaży w Travemunde, korzystając ze specjalnej zgody od Miasta Lubeka, kręcimy z Tomkiem kilka ujęć z lotu ptaka do naszego filmu o Północnych Niemczech. To już koniec wrażeń na ten dzień, bo pomiędzy wizytą tutaj a porannym zwiedzaniem Lubeki zaszaleliśmy nieco w HanseParku, oddalonym stąd o zaledwie 25 kilometrów, do którego nota bene, jako brama wejściowa prowadzi również… imitacja Hostenoru. Szczerze – nie wszystkie rollercoastery przetestowaliśmy. Chyba się już starzejemy. Naprawdę.

Ilość komentarzy: 13 - dołącz do dyskusji!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

  • Pati says:

    Akurat jestem w Lubece. Rzeczywiście piękne miasto. Starówka urzeka.. Okna mojego apartamentu wychodzą na rzekę i most zwodzony. Ruch w porcie. Fajny spektakl, piękne zachody słońca.

  • Dorota says:

    Lubeka jest na mojej liście wakacyjnej w tym roku 🙂 Ile dni wystarczy na obejrzenie tego miasta? Tak, żeby zobaczyć wszystko, ale „na luziku”, bez biegania?

  • Przypomina nasz piękny Toruń

  • Lubekę koniecznie muszę odwiedzić, może właśnie w podróży pod znakiem gotyckiej architektury 🙂 Trzymam kciuki, żeby udało się Wam napisać oddzielny post o Gotyckim Szlaku!

  • Dzień dobry, dobry wieczór – już z Gdańska.

    Spieszę donieść, że pogodę w Lubece mieliśmy nieporównywalnie lepszą! 🙂

    I dziwię się jednocześnie liczbie noblistów. A co z Grassem, który przecież zupełnie po sąsiedzku do Willy’ego Brandta?

    Nam trochę smutno było, że na grassowej ekspozycji tak mało było o Gdańsku. Gdzieś tam w prezentacjach multimedialnych można się było doklikać, że urodził się w Gdańsku. I tylko tyle.

    A muzeum Hanzy rzeczywiście świetne. Z tą odrobiną gdańskiej dumy, że hanzeatycki rozdział doprowadziło aż do tego jednego z niewielu zajętych krzeseł w 1669 🙂

    Chodziłem, oglądałem i zastanawiałem się, czy to trochę nie odpowiedź na moją konsternację po wizycie w naszym Muzeum II Wojny Światowej. Że właśnie Lubeka jakby trochę lepiej od Gdańska wykorzystała możliwości, jakie dają nam dzisiaj technologie.

    Z pozdro. 🙂

    • Wędrowne Motyle says:

      Szymon. Za to nam natura wynagrodziła wzglednym ciepłem i słońcem na Rugii 🙂 Z Tym Grassem,fakt, daliśmy ciała 🙁 my wybraliśmy „rozdział toruński” w historii multimedialnej. pzdr!

  • Narobiliście mi smaka na ten marcepan 😀 Też bardzo lubię, choć przyznaję, że czekoladę bardziej. No i chętnie bym odwiedziła Lubekę, po Waszym opisie wnoszę, że to cudne kameralne miasto. Zresztą zainteresował mnie wspominany Gotycki Szlak. Napiszecie o nim oddzielny post? Byłoby świetnie!

    • Wędrowne Motyle says:

      a co powiesz na marcepanowe rzeczy w czekoladowej polewie. O Gotyckim szlaku (CHYBA) uda nam się coś napisać osobno. Zobaczymy 🙂

    • Marcepan w czekoladzie brzmi bajecznie 😀 Trzymam mocno kciuki za post o Gotyckim Szlaku!

  • Serowa says:

    jak się już minie Berlin to Niemcy są bardzo ładnym krajem 🙂

    • @Serowa, przed Berlinem i wokół niego jest całkiem zajmująca Brandenburgia.

      Po kilkudniowym rowerowym pobycie na wybrzeżu Bałtyku, podczas którego widzieliśmy Lubekę, przenieśliśmy się właśnie do Brandenburgii, do pięknego Szprewaldu. Trudno o drugie takie miejsce w Europie 🙂

      Z kolei na północ i na północny wschód od Berlina (w kierunku Szczecina) położone są lasy bardzo podobne do naszych Borów Tucholskich. Świetne miejsce na weekendowy wyjazd na rower. Bez mijania Berlina… 😉

Dołącz do naszego newslettera!

Hej! I jak Ci się podoba na naszym blogu? Jeśli wszystko OK to mamy propozycję: Dołącz do ponad 13o tys. śledzących nas osób. Wysyłamy mail jedynie raz na tydzień. Zero spamu, tylko nowe wpisy, super okazje, triki, promocje lotnicze i podróżnicze poradniki. *POLITYKA PRYWATNOŚCI