Trudno zrozumieć, dlaczego Van Gogh właśnie tutaj, w Arles pogłębił swój zły stan emocjonalny, chorobę a może i szaleństwo. Przybył przecież do Prowansji za marzeniami, za ciepłym południowym światłem, za możliwościami obserwowania powolnego życia, za odpoczynkiem od gwarnego i niewdzięcznego Paryża. I wszystko to tutaj z znalazł. A jednak, Arles, zwane miastem Van Gogha było dla niego trudnym miejscem. Choć nie można mu odmówić piękna.
Zwiedzanie Arles. Co warto zobaczyć?
Grecy z Fokai, którzy założyli Marsylię nie przestawali na wybrzeżu i Rodanem, pod prąd eksplorowali przyszłą Galię. Założyli między innymi właśnie Arles i Tarascon. Spacer po Arles to same pozytywne doznania. Zwłaszcza idealne na przywitanie się z Prowansją. Jak u nas.
Arles trudno sklasyfikować jako duże miasto, ale z pewnością nie jest też kameralną mieścinką. Liczy sobie kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców a większość zabytków z czasów rzymskich mieści się w trójkącie pomiędzy dworcem kolejowym a autostradą, która przecina miasto na południu. Bez problemu można zwiedzić je w jeden dzień. Zamieszkaliśmy w stylowym hoteliku Contantine przy głównym kanale wodnym, który przecina miasto. W dniu, w którym tu byliśmy dodatkowo wzdłuż Boulevard des Lices, pięknie zacienionymi charakterystycznymi dla Prowansji bogatymi w konary platanami, rozłożyło się gigantyczne targowisko z wszystkim. Od ciuchów, przez lokalne jedzenie po wyroby z lawendy. Wyobraźcie sobie te zapachy.
Arena rzymska
Trudno nie zajść pod największą atrakcję miasta czyli rzymski Amfiteatr, który zachował się w całkiem godnym stylu i dominuje nad miastem, zwłaszcza od strony północnej. Arena, bo tak nazywa się oficjalnie, mogła pomieścić nawet 20 tys. widzów i z pewnością należała do kilkunastu największych tego typu miejsc rozrywki w Starożytnym Rzymie. W XIX wieku został przebudowany i służył miasto jako kompleks mieszkalny, coś na kształt osiedla socjalnego. A w czasach współczesnych, okazjonalnie jako arena francuskiej wersji corridy, czyli Zawodów o Złotą Kokardę. Część z Was może kojarzyć ten obiekt również z filmu „Ronin” z Jeanem Reno i Robertem De Niro.
Wstęp do obiektu kosztuje 8 eur. Można go zwiedzać na wspólnym bilecie do rzymskich atrakcji.
Teatr rzymski
Kiedyś duma miasta, gdzie stał słynny posąg Wenus (dziś „Wenus z Arles” w Luwrze). Dziś pozostałości teatru schowane nieco w cieniu miasteczka i reny można zwiedzać lub uczestniczyć w wydarzeniach kulturalnych, które tu na nowo się rozgrywają. Od południa teatr granicy z największym parkiem w mieście – Jardin d’Ete, w którym malarze lubią rozkładać swoje sztalugi i malować antyczny motyw budowli otoczony parkowymi drzewami.
Spacer wzdłuż Rodanu i Termy Konstantyna
Rodan w tym miejscu jest niezwykle szeroki i groźny. Wielokrotne powodzie spowodowały, że nie odbudowywano rzymskiego mostu, po którym pozostały jedynie kamienne pylony. Dziś Arles ma tylko jeden most a brzegi rzeki zostały wybetonowane praktycznie w stu procentach, więc spacer nie będzie należał do najprzyjemniejszych. Wzdłuż brzegów rzeki, która jest w tym miejscu spławna dla dużych statków możemy znaleźć Muzeum Sztuki Reattu oraz kompleks Termów Rzymskich Konstantyna. Cesarz nie tylko przebywał często w Arles i lubił je ale przez krótki czas ustanowił faktyczną stolicą Cesarstwa.
Kościół św. Trofima
Bardzo ciekawa świątynia, jedna z najpiękniejszych gotyckich jakie widzieliśmy, z uwagi na swoją wyjątkowość. Ważny przystanek na drodze do Santiago de Compostela z uwagi na grób pierwszego misjonarz Galii – Św. Trofima z Arles. Ciemny i zwarty środek przypomina bardziej kościoły romańskie aniżeli gotyk. Ale to specyfika Prowansji.
Miejsca Van Gogha za dnia i w nocy
Nie bez powodu mówi się o Arles jako mieście Van Gogha, co też z dumą podkreślali Holendrzy, którzy zamieszkali obok nas pod St. Remy. Malarz zamieszkał tu blisko dworca kolejowego przy Place Lamartine 2.
Dziś nie ma tu już słynnego „Żółtego Domu”, czyli jego mieszkania i pracowni, choć uważne oko dojrzy fundamenty przybudówki, gdzie obecnie rozstawiono kawiarniany ogródek. To tu powstał słynny „Pokój w Arles” wielokrotnie potem odtwarzany przez Van Gogha podczas pobytu w St Remy.
Spacerując po mieście mijamy wiele plenerów, które artysta malował. Przecież powstała tu masa obrazów. Wieczorem można spojrzeć na łuk Rodanu, czyli motyw z obrazu „Gwiezdna noc nad Rodanem” (d’Orssay, Paryż), „Most Trinquetaille” ale koniecznie należy zawędrować na główny placyk miasta, czyli de Forum (po rzymskim forum), gdzie znajduje się słynna „Cafe de Van Gogh” uwieczniona w obrazie „Taras kawiarni nocą”. Oczywiście oficjalnie nazywała się inaczej – „La Nuit”. To jeden z naszych ulubionych obrazów artysty, jednak by porównać miejsce na żywo z miejscem z obrazu należy pojawić się tu w momencie wczesnego wieczora, gdy niebo jest granatowe a kawiarnia świeci na żółto. Nie jest tu tragicznie drogo, wbrew pozorom.
Innym bardzo znanym miejscem z obrazów Vincenta, które powstały w Arles jest „Dziedziniec szpitala w Arles”. To chyba jedno z tych miejsc, które wyglądają dziś bardzo podobnie jak na obrazie. Dziedziniec ozdobiony jest tymi samym kwiatami, fontanna z sadzawką też wygląda podobnie. Głośne grupy Azjatów, pozujących do zdjęć to może być nowość. Tu trafił po awanturze z Gauginem i odcięciem sobie ucha.
Van Gogh nie był lubiany przez tutejszych. Mieszkańcy Arles zwrócili się z petycją do władz o zamknięcie van Gogha argumentując, iż stanowi on „zagrożenie społeczne”. Pod koniec lutego van Gogh został ponownie hospitalizowany. W marcu policja zamknęła „Żółty Dom” odpowiadając na petycje 30 mieszkańców miasta, którzy określili van Gogha jako „fou roux” („szalonego rudzielca”).
Cmentarz Les Alicantes
Bardzo ciekawe miejsce, z pewnością inne od wszystkich tego typu, które już widzieliśmy. Mamy do czynienia z antycznym cmentarzem, który znajduje się tu od ponad 2000 lat i wciąż… wygląda jak cmentarz. O tym miejscu pisał sam Dante a sława cmentarza wykraczała poza Francję, więc chowano tu wielu możnych z całej Europy. Wzdłuż platanowych i topolowych alei ostało się wiele kamiennych sarkofagów, kaplic i tablic. Choć większość wystawiono w Muzeum Prowansji w Arles. Na końcu cmentarza znajdują się ruiny romańskiego kościoła, w których dziś mieszkają tylko gołębie, ale gra światła i cieni, ukryte symbole i zdobienia sprawiają wrażenie jakbyśmy eksplorowali tajemnicze miejsca w poszukiwaniu i Świętego Graala. Kościół namalował m.in. Paul Gaugain podczas swojego pobytu w Arles.
Sam cmentarz również był miejscem malarskich eksperymentów Gauguina (po lewej) i Van Gogha (po prawej) , zwłaszcza jesienią przy czerwonych i pomarańczowych odcieniach alei.
Most Langlois i okolice Arles
Gdy Van Gogh miał czasami dość życia w mieście, podłamywał się negatywnym przyjęciem, złymi emocjami i próbował odreagowywać, wyjeżdżał poza Arles z poszukiwaniu sielankowych klimatów. W listach do brata pisał o okolicy, że go uspokaja, zwłaszcza w czasie żniw, gdy światło jest najmocniejsze a praca rolników i okoliczne pola najciekawsze. Wtedy namalował m.in. „Zieloną winnicę, „Obóz cygański z wozami” czy „Pola pszenicy koło Arles”.
Jednakże jedno miejsce, z jego twórczości jest wyjątkowo często odwiedzane i fotografowane przez turystów, podróżujących jego śladami. Chodzi o zwodzony, drewniany most Langlois, położony nad kanałem na południe od miasta. Van Gogh malował go nie raz, jednak najsłynniejszy obraz to ten z piorącymi nad wodą kobietami. Dziś wielu domorosłych malarzy lubi tu się rozsiedzieć i kopiować motyw mostu w swoich obrazach. Most zmienił nazwę na „Most Van Gogha” z wiadomych, nieco marketingowych powodów.
Opactwo Montjamour
Dosłownie 3 km na wschód od Arles na niewysokim wapiennym wzgórzu, skąd rozpościera się ładny widok na równinę La Crau, gdzie hoduje się ryż, warzywa a przy mokradłach pasą się stada śnieżnobiałych koni, ulokowano wyjątkowe opactwo o wyjątkowej nazwie – Montjamour. Kompleks założony w 948 roku przypomina bardziej zamczysko, niż klasztor, choć tutejsze krużganki robią wrażenie i wyglądają na pełne tajemnic, jak u Dana Browna. Ważne historycznie miejsce, gdyż tu chowano królów Prowansji, gdy była niezależna od Francji. Został zdewastowany oczywiście podczas Rewolucji Francuskiej.
Oczywiście motyw klasztoru też przewijał się w twórczości Van Gogha, choćby w „Zachodzie słońca nad Montjamour”. Przy okazji wiadomo, gdzie się ustawić, by zobaczyć taką scenę.
Bilet wstępu do kompleksu: 6 euro, parking darmowy.
Hotel, w którym spaliśmy w Arles to Contantine. Jedyny, który znaleźliśmy w godnej cenie tak na szybko. I ze śniadaniem. Naprawdę warto przespacerować się po Arles również nocą, ma to specyficzny klimat, który trudno określić słowami.
Restauracja obok słynnej vangoghowskiej, w której przysiedliśmy na lekki obiad i mecz Mundialu to prowansalsko-piemoncka Tambourine. Pamiętajcie, że do Arles można też dojechać w ponad godzinę pociągiem z Marsylii albo autobusem z lotniska Marsylia-Prowansja
Czytać ten artykuł to sama przyjemność 😀
Piękne miejsce o niezwykłej kulturze. Zdjęcie opactwa z mostem wygląda prosto, jak wyciągnięte ze średniowiecza. Zapewne zobaczenie tego na żywo, to niesamowite przeżycie
Owszem. A jeszcze ten klimat okolicy gdy się uświadomi, że tutaj spacerował i malował te same plenery Van Gogh
Bardzo lubię twórczość Van Gogha, więc nie mogłem przejść obojętnie bok takiego artykułu! 🙂