Ciekawe miejsca w Europie Ciekawe miejsca we Francji Akwitania, suplement. Co zobaczyliśmy i zjedliśmy nad Atlantykiem?

Akwitania, suplement. Co zobaczyliśmy i zjedliśmy nad Atlantykiem?

Objazdówka po Akwitanii i jej zamkach z bazą w Perigord to z pewnością będzie jedno z odkryć zeszłego roku. Ale… Ponieważ na miejscu bawiliśmy nie 7 dni a 11, postanowiliśmy na koniec udać się nad Ocean, by zobaczyć jak to jest „spędzać wakacje z Francuzami” w ichniejszych Międzyzdrojach. I nie było tak źle. Aczkolwiek hitem programu okazała się rekordowa piaskownica i garnek z mulami.

Zapraszamy na kilka słów i wspomnień znad akwitańskiego Atlantyku. Wszystkie zdjęcia w tym materiale zostały obrobione w subtelnym, ciepło-chłodnym presecie kolorystycznym o nazwie AKWITANIA. Który wraz z SEWILLA i VINALES możecie zakupić w naszej pierwszej paczce presetów, dostępnej tutaj. Podobnie było w materiałach z Katanii i Wiednia

Zacznijmy jednak od całkiem mocnego uderzenia się w pierś. Nazywa się ono Bordeaux.

Bordeaux

Zostawiliśmy sobie Bordeaux na ostatni etap naszej zeszłorocznej podróży do Francji. Pukamy się teraz po głowie, że przez myśl nam nawet przeszło, żeby w ogóle ominąć to miasto. To miał być tylko nasz punkt przylotowy i wylotowy. Na szczęście w porę się opamiętaliśmy i ustawiliśmy sobie czas tak, by uszczknąć piękna i elegancji dawnej stolicy Francji. I już teraz wiemy, że jeszcze kiedyś musimy tu wrócić. Miasto jest stolicą Akwitanii, leży nad Garonną u nasady ogromnego, najdłuższego w Europie estuarium rzecznego. Gdy wędrowaliśmy wzdłuż nabrzeża akurat była cofka, powodowana przypływem i woda płynęła „pod prąd”. Niegdyś miasto stanowiło najważniejszy ośrodek rzymskiej prowincji Akwitania nosząc nazwę Burdigala, która wpisuje się w dzisiejszy obręb starego miasta. Historię ma długą i ciekawą – Celtowie, Rzymianie, Wizygoci, Wandalowie, Anglicy… Każdy chciał mieć i właściwie przez jakiś czas miał tu wpływy. Współczesna historia niestety obeszła się z Bordeaux niezbyt łaskawie, po wojnie miasto upadało, traciło na znaczeniu, by dziś znów zachwycać. I to autentycznie zachwycać z uwagi na ocaloną przez wojny światowe tkankę miejską. Nam się tu bardzo spodobało. I żałujemy, że byliśmy tu tak krótko.

 

Krótko ale intensywnie. Rozpoczęliśmy zwiedzanie od pięknej gotyckiej Katedry pod wezwaniem św. Andrzeja, której wnętrze mogliśmy podziwiać uczestnicząc w niedzielnej mszy. Świątynia jest ogromna, jej strzeliste wieże dominują nad miastem, rozeta kojarzy się od razu z zapamiętanym obrazem Katery Notre Dame w Paryżu, a jeden z jej ważniejszych elementów czyli Brama Królewska (Porta Royale) nie umknie uwadze żadnego turysty. Ze stojącej obok dzwonnicy podziwiać można panoramę miasta, no i samą katedrę. Nasz spacer zaplanowaliśmy tylko na kilka godzin, by wieczorem usiąść w knajpce i uczcić wspaniale spędzony czas w Akwitanii.

Ruszyliśmy w stronę nadrzecznej promenady, od czasu do czasu skręcając do wąskich uliczek i zatrzymując się na chwilę na uroczych placach. Jest ich w starej części Bordeaux sporo, a w niedzielne popołudnie wszystkie wypełnione po brzegi biesiadującymi turystami i miejscowymi. Takim jest bez wątpienia Plac Parlamentu cały utrzymany w piaskowej tonacji otaczających go zabudowań. W jego centrum wznosi się niewielka fontanna. Przy Wielkim Teatrze (Grand Theatre), który naprawdę jest ogromną klasycystyczną budowlą nawiązującą swoją architekturą do antycznych gmachów, zachwyciliśmy się elegancją tego miasta. Skąpane w późnym, złotym słońcu Bordeaux ukazało nam swoje najpiękniejsze oblicze. Ale najciekawsze było dopiero przed nami. Nad brzegiem rzeki utworzona została „fontanna”, która nie jest taką klasyczną, a tworzącą na posadzce wodne lustro. I tak też została nazwana Le Miroir d’eau. Niewielkie strumienie wody wytryskają spod chodnika – ku uciesze dzieci, które ochoczo brodzą w tej wielkiej i jakże pięknej kałuży. Ku uciesze fotografów, tafla odbija symetryczne zabudowania Placu Giełdy (Place de la Bourse), tworząc równoległy świat. Od czasu do czasu nad lustrem unosi się para. Mgiełka ta nadaje jeszcze bardziej bajkowy charakter i miejscu, i pamiątkowym fotografiom. Obok uliczni grajkowie i tancerze zapraszają do wspólnej zabawy, co też wielu przechodniów robi. A ci bardziej romantyczni, spoglądają na Garonnę i także złocący się w słońcu kamienny most łączący jej dwa brzegi – Pont de Pierre.

W Bordeaux jest także mnóstwo starych kościołów i kilka ciekawych muzeów, na które nie starczyło nam tym razem czasu. Z wielkim smutkiem spoglądaliśmy też na bramy miejskie, które są pozostałościami po dawnych obwarowaniach. Dlaczego ze smutkiem? Bo ich piękno wymaga znacznie dłuższej kontemplacji. Sami zobaczcie na średniowieczną Porte Cailhau, która dziś zaprasza, by przez nią przejść od strony nadbrzeża na Plac Pałacowy, a niegdyś strzegła tego dostępu. Wygląda jak z bajki o księżniczkach. Podobnie jak brama z zegarem i dzwonem Porte de la Grosse Cloche. Sami widzicie, że miasto wymaga znacznie więcej czasu i uwagi, więc to bardzo dobry pretekst do tego żeby jeszcze kiedyś tu wrócić.

Arcachon

Do kurortu Arcachon, położonego praktycznie nad Zatoką Biskajską, ale dokładnie laguną (Basin), przyjechaliśmy w miarę wcześnie rano. O tej porze można było jeszcze spokojnie przemieszczać się po eleganckim uliczkach słynnego miasta. Auto zaparkowaliśmy poza centrum, przy przystanku autobusowym. Wykupienie biletu parkingowego uprawnia wszystkich pasażerów i kierowcę oczywiście do darmowego przejazdu autobusem do serca miasta tuż przy dworcu PKP. To dobry pomysł, pozwala uniknąć korków i straty czasu na poszukiwanie miejsca parkingowego. Szukaliśmy natomiast miejsca, w którym możemy zjeść śniadanie i napić się kawy. Znów jednak przekonaliśmy się, że Francja jest pod tym względem nieugięta. Otwierają tu , a właściwie serwują posiłki tylko w określonych porach dnia i godzinach. Nawet w tak turystycznym miejscu jak Arcachon. Choć zauważyliśmy, że tutaj i tak nie przestrzega się tego, aż tak drastycznie, jak w innych miastach.  Około południa, atmosfera zmieniła się dość znacząco. Turystów zaczęło przybywać, a wszelkie knajpki pękały w szwach. Także wolne miejsca na plaży jakoś tak dziwnie się kurczyły, choć wcześniej było ich dużo. Koniec spokoju i ciszy.

Dlaczego w ogóle tu przyjechaliśmy? Co nas tu przygnało? Nie lubimy przecież tłumów, nie przepadamy za plażowaniem. Czy było więc warto jechać tu ponad godzinę z Bordeaux? Tak, było warto. Zawsze przecież warto poznawać nowe miejsca. Nawet, gdy coś nam w nich nie pasuje, mimo korków i tłumów. Arcachon to resztki świata jakby z ilustrowanych plakatów turystycznych w  stylu art deco sprzed 90 lat. Które tak lubimy. Oprócz typowego dla nadmorskich miejscowości deptaku – promenady przy którym wznosi się przykuwający wzrok budynek kasyna i ładnej plaży ze spokojną wodą (nie ma tu tak spektakularnych fal i nie wieje tak mocno jak w kolejnym miejscu, które Wam polecimy). W położonej kilkadziesiąt metrów nad miastem, starszej, spokojniejszej części, znajduje się przepiękna dzielnica willowa, z ukrytymi wśród iglastych drzew i ukwieconych ogrodów posiadłościami z czasów Belle Epoque i międzywojnia. Niektóre są naprawdę imponujące. Prezentują różne style architektoniczne, choć dominuje secesja. Czasem wyglądają jak zamki, inne są nieco skromniejsze ale wciąż eleganckie. Doskonały widok na miasto i okolicę ciągnie się z tarasu widokowego w Parc Mauresque na który dostać się można dzięki zabytkowej modernistycznej windzie, perełce Art Deco. W miejscu tym niegdyś wznosiło się kasyno w stylu orientalnym.

Swojskiego charakteru nadaje wybrzeżu białe molo, które jest też „przystankiem” dla turystów chcących dostać się na przeciwległy cypel  lub też skorzystać z wycieczkowego rejsu po zatoce. Bez wątpienia idealne są tu także mule, krewetki, ryby i ostrygi (słynne hodowle ostryg). Spróbujcie, tak jak my, muli przyrządzonych w najprostszy sposób, a więc duszone w białym winie. Niektórzy mówią, że kwartały Arcachon przypominają zabudowaniami miasta południowych Stanów. Być może porównanie to nie jest na pierwszy rzut oka oczywiste. Jednak niektóre drewniane budynki z długimi zadaszonymi balkonami i werandami rzeczywiście mogą przywodzić na myśl Nowy Orlean. W końcu wielu emigrantów francuskojęzycznych w Luizjanie pochodziło m.in. z Akwitanii.

Kurort często jest odwiedzany przez mieszkańców Bordeaux – oddalony jest od tego sporego miasta o godzinę drogi samochodem. Można tu też bez problemu dostać się pociągiem w 45 – 50 minut. Mimo, iż nie wieje tu tak mocno, prądy oceaniczne nie są tak odczuwalne, a fale niezbyt wysokie, to Arcachon jest centrum sportów wodnych, ale też pieszych wędrówek po okolicznych lasach i wydmach oraz świetną bazą wypadową dla obserwatorów ptactwa wodnego (w samym środku zatoki leży Wyspa Ptaków), no i z racji wielu hodowli ostryg i muli, rajem dla smakoszy. To w Arcachon produkuje się najwięcej ostryg we Francji. Na posiłek wybraliśmy francusko-baskijską knajpkę „Le Piment Noir”. I polecamy 🙂

Wydma Piłata (Dune du Pyla) i Biscarosse

Rzut kamieniem, czy też sypnięciem piasku stąd, znajduje się jeden z największych przyrodniczych cudów Europy. Coś rekordowego i unikatowego. Droga w kierunku Biscarosse cały czas wiedzie przez las. Jest piękna pogoda, a od czasu do czasu zza drzew przedziera się osobliwy widok. Wielka góra piasku. Tak ogromna, że aż nierealna. To Dune du Pyla. Najwyższa europejska wydma, która ma ponad 100 metrów wysokości i 90 mln metrów sześciennych piasku. Początkowo myśleliśmy żeby przyjechać tu we wczesnych godzinach, później uznaliśmy jednak, że dużo lepiej będzie wejść na wydmę w godzinach popołudniowych. I to był strzał w dziesiątkę. Oczywiście turystów wciąż było sporo, wielu z nich przybyło tu po to żeby podziwiać zachód słońca z wielkiej góry piachu. Znacznie łatwiej, właściwie to bez żadnego problemu, można było wspiąć się na wydmę – głównie dlatego, że słońce już nie prażyło i jednocześnie nie odbijało się oślepiająco od jasnego piasku.  Miękkie już światło, widok na ocean z jednej strony, na Zatokę Arcachon i na las z drugiej. Pięknie! Tak na marginesie – wydma wciąż wkracza (kilka metrów rocznie) na teren wspomnianego lasu. To wszystko przekonało nas, że wizyta na Dune du Pyla o tej porze dnia była trafiona.

Na wydmę można wejść schodkami ale też bezpośrednio po piachu. A zejść – wiadomo! Tak jak za dziecięcych lat podczas wycieczki na wydmy w naszym Słowińskim Parku Narodowym – biegiem. Ci bardziej odważni próbują nawet turlania. No ale biorąc pod uwagę liczbę wchodzących, realizacja tego pomysłu wydała nam się zbyt niebezpieczna. Tuż przy wydmie znajduje się dość pojemny parking, a także infrastruktura na którą składają się między innymi  knajpki, sklepiki, stragany i toalety.

Wcześniej spędziliśmy pół dnia na kompletnie „niczym” w Biscarosse. Miejsce akcji: Plaża du Vivier. Chyba, że dla Was: leżenie na niesamowicie szerokiej plaży, słuchanie szumu Atlantyku (wyjątkowo w tym miejscu ciepłego i przyjemnego), gwizdków ratowników i rozkładania żagli przez kitesurferów jest jednak robieniem „czegoś”. Dla nas niekoniecznie, ale takie kilka godzin ładowania witaminy d zawsze się przyda. No i co ciekawe – Marcin po raz pierwszy kąpał się w Atlantyku po europejskiej stronie. Odliczając gwatemalskie wybrzeże, to było znów coś „pierwszy raz” wykonane. Więc może jednak to nie było takie „nic”?

Informacje praktyczne:

Pociąg z Bordeaux do Arcachon jedzie około 50 minut i kosztuje 10 euro. Latem może być przeładowany, więc sugerujemy połączenie poranne. Parkingi w atlantyckich kurortach są płatne, aczkolwiek znaleziony przez nas Parking Plage Vivier w Biscarosse był za darmo. I gwarantował cień, bo to parking leśny. Z parkingu dla turystów (Relaise) w Arcachone kursuje darmowy autobus do centrum kurortu. Za okazaniem biletu parkingowego (3 eur za dzień). Spanie w Arcachon czy Biscarose to spory wydatek, ale tak naprawdę można śmiało spać w okolicach Bordeaux, skoro to blisko. Jeśli macie auto to najlepiej poza centrum, ale przy tramwaju do centrum. Dlatego wybraliśmy Hotel Campanille Bordeaux Pessac Sud. 

Sprawdź inne noclegi w Bordeaux

Sprawdź noclegi w Akwitanii

Ilość komentarzy: 5 - dołącz do dyskusji!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

  • Katarzyna says:

    We Francji nie ma PKP🙂

  • Zawsze jest warto zwiedzać kolejne miejsca,może faktycznie zbyt mało czasu było ale to co zobaczone zostaje w nas.Ciekawe miejsca i informacje.

  • Ewa says:

    Już się nie mogę doczekać aż będzie można znów zwiedzać i podróżować. Wsiądę w samochód i objadę całą Francję 🙂 Bo nawet nie wiedziałam, że jest tam tyle pięknych miejsc.

  • Marcin BWZ says:

    W życiu bym nie powiedział, ze Francja może być taka ciekawa. Bordoux kojarzyło mi się dotychczas tylko z winem, ale po Waszej wizycie będę miał w pamięci te jakże piękne obrazki.

    • Wędrowne Motyle says:

      Tak samo myślałem jeszcze kilka lat temu. Marcin 🙂 Bo Ania z siostrą dużo lepiej znały Francję 😉

Dołącz do naszego newslettera!

Hej! I jak Ci się podoba na naszym blogu? Jeśli wszystko OK to mamy propozycję: Dołącz do ponad 13o tys. śledzących nas osób. Wysyłamy mail jedynie raz na tydzień. Zero spamu, tylko nowe wpisy, super okazje, triki, promocje lotnicze i podróżnicze poradniki. *POLITYKA PRYWATNOŚCI