Spiczaste wieże bajkowego Zamku Hohenzollern przecinały najpierw niebo pomarańczowe, chwilę potem lekko wrzosowe, w końcu fioletowe i ciemnoniebieskie. W końcu zaszło daleko za drobnymi sylwetkami Gór Szwarcwaldu. Na niebie ponad świerkami nagle zaczęło latać kilkanaście jastrzębi. A może to kanie? Tak zakończyliśmy krótką podróż po Jurze Szwabskiej. Inna nazwa: Szwabskie Alpy.
4 dni wcześniej…
Ulm
Potężne dzwony rozdzwoniły się nad miastem. Jedne, drugie, trzecie, potem kolejne i kolejne w innych kościołach. Odważnie. Ale to miasto największego kościoła świata. Ma więc ku temu powody.
Niewiele się zachowało po dawnym Ulm. W wyniku alianckich bombardowań miasto zostało zniszczone w przeszło 80%. Nie znaczy to oczywiście, że nie ma w nim nic interesującego (oprócz słynnej katedry). Ciekawostką jest też to, iż Ulm jest miejscem urodzenia Alberta Einsteina. Miasto jest połączeniem – i to bardzo dobrym – tego co stare i tego co nowoczesne. Takie wrażenie towarzyszyło nam gdy spacerowaliśmy jego uliczkami – z jednej strony podziwiać możemy XVI, czy XVI- wieczne budowle, a z drugiej zachwycać się – nowoczesnymi, szklanymi, futurystycznymi bryłami. Jednym z piękniejszych zakamarków miasta jest ciągnąca się wzdłuż Dunaju Dzielnica Rybaków (Fischerviertel), gdzie niewielkie domki przycupnęły nad kanałami kusząc swoją malowniczością. Jednym z najbardziej charakterystycznych budowli z tej części miasta jest “krzywy dom” – Schiefes Haus
Katedra (Ulmer Münster) – ta przecudnej urody budowla jest najwyższą świątynią na świecie. Widzieliśmy ją już z daleka, jadąc trasą, która zawieźć nas miała do Ulm. Jej sylwetka, gdy spojrzy się na nią od frontu, przypomina trochę kosmiczną rakietę i rzeczywiście procedura i pewnie też koszty jej budowy można by przyrównać do kosztów stworzenia jakiegoś statku kosmicznego. Będziemy bujać w obłokach i cały czas patrzeć w górę. Główna wieża, którą aby zobaczyć w całości – albo sfotografować, naprawdę trzeba się nieco postarać, ma ponad 161 metrów wysokości. Jest to aż niewiarygodne. Gdy się jeszcze doda do tego czas kiedy była wznoszona to już naprawdę można pogratulować kunsztu ale też odwagi jej budowniczym (choć wieża powstała dopiero pod koniec XIX wieku, gdyż na ówczesne czasy człowiek nie potrafił dokończyć własnego projektu).
Wewnątrz obok wyposażenia (ołtarz z XV w.) oraz cennych malowideł zachwyt wzbudzają bez wątpienia XV-wieczne rzeźbione stalle i cudowne sklepienia. I znów trzeba mocno zadzierać w górę głowy. Surowe wnętrza udowadniają, że kościół jest dziś protestanckim. I nie ma statusu katedry w takim znaczeniu jak rozumiemy my.
Wejście jest darmowe (od kwietnia do września w godzinach 9:00-18:00, a od października do marca od 10:00 do 17:00 – za wyjątkiem Jarmarku Bożonarodzeniowego kiedy jest otwarta od 10:00 do 18:00)., natomiast na wieżę obowiązują bilety – koszt 5 euro (od godziny 9:00 do 17:00 w okresie kwiecień – wrzesień, od października do marca w godzinach od 10:00 do 16:00 ).
Wiblingen
Opactwo Wiblingen (muzeum, Bazylika oraz Biblioteka) znajduje się niedaleko centrum Ulm, jakieś 10 minut drogi samochodem. Klasztor ten założony został w XI wieku dla benedyktynów ale zespół budynków, które dziś możemy podziwiać pochodzi z XVIII wieku… Znajduje się na Górnoszwabskim Szlaku Baroku. Ale przepiękny to barok! Zwiedzając tutejsze muzeum dowiedzieliśmy się o polskim wątku, związanym z tym opactwem. Po sekularyzacji klasztoru na początku XIX wieku, po wielu wiekach mnisi musieli przenieść się i co ciekawe większość wybrała Tyniec, a tutejszy przeor stał się nawet biskupem w Małopolsce. Oprócz ekspozycji muzealnej prezentującej historię tego miejsca i zakonników zajrzeć tu koniecznie trzeba do kościoła pod wezwaniem św. Marcina (wstęp za darmo od godziny 9:00 do 18:00 w okresie od marca do października, od listopada do końca lutego od 9:00 do 17:00 ), natomiast największą atrakcją jest wspaniała późnobarokowa biblioteka, która wręcz onieśmiela i rzuca na kolana. Znaczna część budynków nie jest udostępniona do zwiedzania, ponieważ ma tu swoją siedzibę medyczne wydziału Uniwersytetu w Ulm.
Sala Biblioteczna i Muzeum dostępne są od 10:00 do 17:00 w okresie od marca do października, w pozostałym okresie od 13:00 do 17:00. Bilet do tych dwóch atrakcji kosztuje 5,50 euro.
Blaubeuren i Blautopf
Po chwili dojeżdżamy do Blaubeuren. To piękne miasteczko oddalone od Ulm o trzydzieści minut drogi samochodem. Zanim udamy się do najsłynniejszej atrakcji tego miejsca czyli krasowego wywierzyska Blautopf, z wielką przyjemnością możemy przejść się po wąskich uliczkach otoczonych domami zdobionymi szachulcowymi, całkiem sporych rozmiarów kamienicami. Na uwagę zasługują zabudowania dawnego klasztoru z kościołem, nietypowa brama miejska i inne budowle, które bez problemu mogłyby “grać” w niejednym filmie z epoki.
Urmu Muzeum (Muzeum Prehistoryczne w Blaubeuren) to obiekt, który prezentuje cenne eksponaty i znaleziska z licznych wykopalisk na terenie Doliny Achtall i okolic. Muzeum jest nowoczesne i świetnie dostosowane także do najmłodszych odbiorców. Pisząc o cennych wykopaliskach mamy tu na myśli na przykład: malutki wyrzeźbiony z kości mamuta posążek Wenus z Hohle Fels mający około 40 000 lat, czy także wyrzeźbioną z kości mamuta głowę konia liczącą sobie 34 000 lat (odkryty także w Hohle Fels niedaleko Schelklingen), najstarsze na świecie odkryte instrumenty muzyczne i wiele innych.
Obiekt otwarty jest w sezonie letnim (1 kwietnia – 31 października) od wtorku do niedzieli od 10.00-17.00, sezon zimowy (1 listopada – 31 marca) od wtorku do soboty 14:00 – 17:00, niedziela 10:00 – 17:00, bilet kosztuje 7 euro.
Blautopf to prawdziwy cud przyrody w środku miasteczka Blaubeuren. Przyciąga wielu turystów, którzy spacerując wzdłuż brzegów tego malowniczego wywierzyska krasowego podziwiają jego kolory – w zależności od natężenia światła i stopnia padania promieni słonecznych przechodzący od szarości, przez błękit, aż po lazur i zieleń. Malowniczości dodaje mu jeszcze zabytkowy młyn wodny a także wieża kościoła, która odbija się w krystalicznie czystej toni wywierzyska. Ale niech nie zwiedzie Was jego iście baśniowy widok. Okazuje się bowiem (czego można dowiedzieć się między innymi oglądając krótki film w Urmu Muzeum), że jest to wodna brama do gigantycznego, podziemnego świata systemu jaskiń i komór, który ciągnie się przez kilkanaście kilometrów pod ziemią.
W Dolinie Ach
W pobliżu Blaubeuren znajduje się kilka jaskiń z ważnymi stanowiskami archeologicznymi myśliwych i zbieraczy epoki lodowcowej. Spora ich część ulokowała się po dwóch stronach skromnej rzeczki o wdzięcznej nazwie Ach. Rzeka Ach łączy się właśnie z rzeką Blau z niebieskiego źródła. Po drodze z Ulm do Blaubeuren mieliśmy okazję przyjrzeć jej się z góry, z dołu i z głębi. Dlatego, że weszliśmy do Jaskini Hohle Fels. Tej samej, w której badaczom udało się odkryć wiele wspaniałych artefaktów sprzed tysięcy lat. Kiedyś było to przedpole ogromnego lodowca alpejskiego i ulubione miejsce pobytu człowieka paleolitycznego. To właśnie ze względu na to obszar ten wpisany został na prestiżową listę UNESCO (Geopark UNESCO Jura Szwabska).
Wcięte doliny jurajskie, podobne do naszej Doliny Prądnika to również wizytówka Szwabskiej Jury i doskonały przyczynek dla turystyki wspinaczkowej. Przy samym Blaubeuren jest aż kilka wapiennych skalnych formacji, w tym najsłynniejsze: Rusenschloss, Bischoffelsen, Sirgenstein.
Zwiedzając zabytki Jury Szwabskiej warto zaopatrzyć się w AlbCard, która gwarantuje wejście do ponad 160 obiektów (wszystkich tu opisanych) za darmo, a także przejazdy komunikacją publiczną (https://www.schwaebischealb.de/albcard)
Bad Urach
To kolejne urocze miasteczko na naszej trasie po Jurze Szwabskiej. Jedno z kilkunastu, schowane głęboko w jednej z dolin.
Pogoda jest piękna, słoneczna. Mamy niedzielę, więc i turystów (głównie Niemców) nie brakuje. Zabudowa znów nie rozczarowuje. Bad Urach – jak sama nazwa wskazuje jest uzdrowiskiem – to dzięki odkrytym tu źródłom termalnym, a mur pruski jest tu niemal na każdym kroku. Ich znaczne skupisko dostrzeżemy bez problemu przy rynku, którego wielką ozdobą jest “kratkowany” gmach ratusza. W wielu miejscach znajdziemy tabliczki informujące o kolejnych zabytkowych budowlach (niestety tylko w języku niemieckim). Jednym z nich jest bez wątpienia tutejszy zamek, siedziba wpływowego rodu Urach, z którym zaraz się spotkamy znów. Wielką atrakcją Bad Urach jest także wodospad Uracher Wasserfall, którego wody spadają z wysokiego klifu płaskowyżu nad miasteczkiem, do którego jednak w momencie gdy tu byliśmy nie można się było dostać ze względu na zamknięte szlaki.
Sprawiliśmy więc sobie plan „b” w postaci zobaczenia przepastnych widoków na położone jakby wręcz w kanionie Bad Urach ze skał Östlicher Hannerfels. Łatwo tu dojechać, ale też szlakiem trawersującym klif można z niemałym zachwytem przejść w stronę wodospadów lub ulokowanych wysoko na jednym ze wzgórz nad miastem romantycznych ruin zamku Hohenurach.
Schloss Lichtenstein
Jakie mogą być powody by zbudować zamek? Obronne? Reprezentacyjne? Okazuje się, że zamek wnieść można także z pobudek… literackich. Tak właśnie jest w przypadku Zamku Lichtenstein, którego XIX wieczny właściciel wywodzący się z rodu Urach – Wilhelm von Wurttemberg, postanowił go zbudować inspirując się książką, a właściwie opisanym tam zamkiem rycerskim, Wilhelma Hauffa pt. Liechtenstein. Ciekawe, prawda? No ale to epoka romantyzmu, takie rzeczy były w modzie.
Zamek wznosi się w nienaturalny wręcz sposób na wysokiej górze i skale, z której roztacza się doskonały widok na okolicę. W dole, u stóp wzgórza ciągną się zabudowania miejscowości o tej samej nazwie co zamek. Paradoks polega na tym, iż jego położenie w czasach, gdy rzeczywiście byłoby to mu bardzo potrzebne, czyli w okresie niepokojów i wojen, gwarantowałoby mu status twierdzy nie do zdobycia.
Zwiedzając zamkowe wnętrza przechodzimy po kolejnych salach znajdujących się na parterze i piętrze tej w sumie niewielkiej, można by rzec – kompaktowej budowli. Wchodzimy do Zbrojowni z całkiem interesującą kolekcją broni, Sali Myśliwskiej, Sali Rycerskiej, czy Sali Herbowej. Na jednej ze ścian tej ostatniej sali widzimy polski akcent – okazuje się, że tutejsi właściciele mieli wiele związków i koligacji z wieloma europejskimi dworami, o czym świadczy postać księżnej Agnieszki Polskiej. Wnętrza są dość kameralne, jak i zamek. Wewnątrz pod żadnym pozorem nie można robić zdjęć. Zamek należy do prywatnych właścicieli, którzy wciąż mieszkają na terenie tej posiadłości. Raczej nie w samym zamku, a w przylegających do niego dawnych budynkach gospodarczych.
Wnętrza zamkowe zwiedzać można tylko z przewodnikiem (określone godziny zwiedzania – zwiedza się w niewielkiej grupie). Cena takiego biletu to 12 eur. Na dziedziniec można wejść samemu kupując dużo tańszy bilet. Zamek otwarty jest od 9:00 do 17:30 od wiosny do jesieni.
Burg Hohenzollern
Perła tej podróży. Widać go już z daleka – jego potężna i jednocześnie nieco bajkowa bryła wznosi się na szczycie zalesionego wzgórza, które swoim kształtem przypomina wulkan. To zdecydowanie jest z symboli całej Badenii-Wirtembergii i jeden z najbardziej rozpoznawalnych zamków świata. Samochód zostawiamy na parkingu, skąd dojechać można specjalnym busikiem aż pod jedną (jak się później okazało z chyba pięciu) bram zamku, albo przejść się jakieś 25 minut dość stromą trasą częściowo wyłożoną schodami. W końcu docieramy. Przechodzimy przez kolejne bramy i zdaje się nam, że ten spacer nie będzie miał końca, ale nie – w końcu trafiamy na dziedziniec jednego z najpopularniejszych niemieckich zamków. Ten kto zna twórczość Stanleya Kubricka to zapewne skojarzy go z filmem pt. Barry Lyndon.
To gniazdo rodowe słynnej dynastii Hohenzollern (na początku zwanej Zollern), która wydała niemieckich cesarzy ale też np. królów Rumunii. Zwiedzanie odbywa się bez przewodnika i nie zawodzi. Sale są bogato wyposażone, przestronne i zróżnicowane. Zamek oprócz kazamat i gotyckiej kaplicy jest dość młody, o neogotyckim sznycie.
Aby zwiedzić zamek trzeba wcześniej kupić bilet online, ponieważ liczba odwiedzających go gości jest ograniczona (https://www.burg-hohenzollern.com/). Dziedziniec można zwiedzać codziennie w godzinach od 10:00 – 18:30, a zamkowe wnętrza codziennie od 10:00 – 18:00.
Dla uczciwości należy jednak wspomnieć, że na południu Szwabii, w przełomie Dunaju na skale znajduje się zamek Sigmaringen, gdzie znajdowała się siedziba drugiej, katolickiej gałęzi rodu Hohenzollern.
Pod koniec dnia udajemy się jeszcze na świetny punkt widokowy – Zeller Horn, z którego roztacza się widok na majestatyczny i bajkowy Burg Hohenzollern. Dokładnie taki sam jak na wielu starych pocztówkach i na XIX-wiecznych rycinach. Choć zachodzące słońce nie pokazało się w pełnej krasie, to i tak pięknie pokolorowało nam niebo i całą okolicę ciepłymi, złocistymi kolorami. W oddali – tam gdzie właśnie się schowało majaczyły wzgórza Schwarzwaldu. Takim akcentem właśnie kończymy naszą przygodę z Jurą Szwabską. Ale kolejna już czai się za rogiem, czy też za horyzontem właśnie – a może za ostatnimi słonecznymi promieniami. Wielką niespodzianką było dla nas, gdy udając się już w stronę Źródeł Dunaju i Schwarzwaldu, minęliśmy miejscowość o takiej samej nazwie jak nasza bytomska dzielnica, czyli Schomberg (Szombierki).
Warto rozważyć: Rozszerzenie naszej trasy o północne rubieże Jury, gdzie Rzymianie utworzyli pierwszą linię fortyfikacji przeciwko germańskim plemionom i gdzie znajduje się jeden z piękniejszych barokowych klasztorów Niemiec: Neresheim. Lub zwrócenie się ku Dunajowi i Oberes Donautal, wspomnianej wapiennej dolinie, którą Dunaj dzielnie przecina płaskowyż Jury, zostawiając kilkadziesiąt skalnych formacji i wiszących skał oraz urokliwe miasteczko z opactwem o francuskiej nazwie Beuron.
Materiał powstał przy okazji cyklu artykułów o landzie Badenia-Wirtembergia. Podróż we współpracy z Niemiecką Centralą Turystyki w Polsce
A tak się składa, że w najnowszym klipie promocyjnym tego regionu motyl występuje dwukrotnie 🙂