Z czym kojarzyć się może kuchnia Ameryki Środkowej a w szczególności Gwatemali? Hmmm… Jeszcze przed naszym wyjazdem do tego środkowoamerykańskiego kraju przede wszystkim kojarzyła mi się z kukurydzą, po powrocie – już nie tylko, a na pewno nie w szczególności z tą rośliną. I jeszcze tą drugą, strączkową
Nie jesteśmy specjalistami od podróży kulinarnych, dużo bardziej wolimy w podróży zapachy – nic się nie zmieniło od czasu tego wpisu na naszym blogu. Ale jedno chyba można stwierdzić, nie będąc nawet ekspertem – Gwatemala to kurczakowy raj! Albo raj dla kurczakożerców.
Królestwo kurczaka i nawet nie dyskutuj z tym
Jada się go wszędzie – w większych miastach, w małych wioskach i wsiach. W pracy, na ulicy, pod kościołem, w hotelach. W większości restauracji i knajpek sztandarową pozycją w menu jest właśnie kurczak. W nazwie niemal co drugiej „jadłodajni” – tak zwanych comedorów, w których stołują się lokalsi przeczytamy dumnie brzmiące słowo – POLLO.
Jest też w Gwatemali bardzo znana sieciówka specjalizująca się w daniach przyrządzanych z kurczaka właśnie – Pollo Campero. I ta marka, z kurczakiem w logo – jest na serio wszędzie! Wszędzie po prostu, łącznie z mało zurbanizowanymi miejscami kraju. Jak sama nazwa wskazuje – to nie tylko „stacjonarna” restauracja ale też obwoźna knajpka na kółkach. No bo kurczak przecież musi dotrzeć wszędzie! Więc taki camper sieci PC podjeżdża nawet pod stację benzynową, będącą nieformalnym dworcem komunikacyjnym w dzień targowy do Chichicastenango.
Również „przydrożni” sprzedawcy jedzenia serwują kurczaka, pieczonego głównie na głębokim oleju w dość mocno przyprawionej (i jak na nasze podniebienia – nieco za słonej) panierce. Z resztą uliczne jedzenie jest w Gwatemali bardzo popularne. Gwatemalczycy serwują je sami dla siebie, nie jest to robione z myślą o turystach. Ale z czasem – z usług gastronomicznych skorzystał sąsiad, potem przechodzień a dziś również turysta. Tak wyszło.
Plask, plask, plask – muzyka ulicznej kuchni
No oczywiście wspomniana kukurydza jest bardzo ważnym składnikiem gwatemalskiej kuchni. Nieodłącznym elementem każdej potrawy – zarówno tej restauracyjnej, jak i tej kupionej w comedorze są placki ugniatane z mąki kukurydzianej, czyli po prostu powszechnie znane tortille (choć nie takie same jak te hiszpańskie, bo dużo bardziej „zbite” i suche). My napotkaliśmy na dwa rodzaje wspomnianych placków – złociste, czyli nazwijmy to ze zwykłej kukurydzianej mąki oraz ciemne (przed upieczeniem mają mało apetyczny – fioletowo – szary kolor), najprawdopodobniej z ciemnej kukurydzy. Widzieliśmy ją raz w worku – wygląda… dziwnie.
Placki ugniatane są tylko i wyłącznie przez kobiety, które następnie pieką je na blasze (tak jak nasze podpłomyki). Taki widok jest powszechny w całej Gwatemalii, podobnie z resztą jak grille opalane węglem drzewnym, na których pieką się czerwone papryczki albo stoją wielkie gary i patelnie pełne oleju oraz rozgrzane do czerwoności garnki, w których gotuje się czarna fasola – mimo żaru lejącego się z nieba. Właściwie zarówno widok jak i… dźwięk. Gdy w środku dnia albo wieczorem idzie się blisko comedorów słychać tylko delikatne „plask, plask, plask” ugniatanych w dłoniach placków. Drugim rodzajem „pieczywa” są znane Wam zapewne tacosy. Ale one wydają się w Gwatemali dużo większym… rarytasem. Poza tym ich sprzedaż przejęły sklepy i sieci handlowe.
Mało powszechnym, choć oczywiście spotykanym mięsem jest wieprzowina, czy wołowina. Jeśli jest już podawana przez ulicznych sprzedawców jedzenia, to w bardzo prosty sposób – albo grillowane bez żadnych specjalnych przypraw lub też wcześniej zamarynowane, a potem „rzucone” na ruszt.
Częstym dodatkiem do takiego kawałka mięsa albo też ryby – bo i one są powszechne (zarówno te morskie, jak i słodkowodne – na przykład z Jeziora Atitlan czy Izabal) jest sałatka z majonezem – przypominająca naszą warzywną, gdzie głównym składnikiem jest marchewka, ugotowana malutka czarna fasolka, bardzo ostra i jednocześnie kwaśna surówka (często stojące na stolikach w wielkich słojach) i delikatny w smaku pomidorowy sos – salsa. Do tego fresco – smaczny napój z kokosem i cynamonem lub na przykład z limonką – i obiad gotowy! (Generalnie tych rodzajów dziwnego „fresco” jest kilka – w różnych konfiguracjach).
My mieliśmy także okazje spróbować gwatemalskiej zupy z kurczaka, czyli po prostu rosołu – bardzo podobnego w smaku do naszego polskiego. Hmmm, szybkie wspomnienie smaku. No tak, bardzo podobnego.
Dobrze znaną przekąską (pomińmy może uwielbiane przez Gwatemalczyków frytki z ketchupem i majonezem), taką „na chwilę” pomiędzy posiłkami są oczywiście wspomniane wcześniej tacos – kryjące w sobie warzywa – bardzo często pokrojone w kostkę buraczki i posmarowane pastą z awokado (guacamole). Inną przekąską są owoce i warzywa (głównie ogórki i rzodkiewki) – co nas dość zadziwiło – pokrojone w plasterki i sprzedawane w plastikowych woreczkach (podobnie jest z owocami). Niemal wszędzie, kupić można także napój na bazie soku owocowego z dodatkiem mleka – obowiązkowo w plastikowym woreczku ze słomką.
Czarne śniadania i karaibska „inność”
Bardzo ważnym dla mieszkańców Gwatemali posiłkiem jest śniadanie (desayuno) zwykle obfite, składające się z kilku „żelaznych” składników – pasty z ciemnej fasoli, jakiegoś warzywa i sadzonego jajka, czasem można do tego zjeść jeszcze małe, słodkie bananki (platanos są w Gwatemali bardzo powszechne i bardzo dobre – zwłaszcza te malutkie właśnie – zarówno żółte, jak i czerwone). Do tego można na przykład napić się kawy, choć nie należy ona do najlepszych – jest bardzo słaba i mało aromatyczna. To jest nasze zdanie, podparte wiedzą, że najlepsza idzie na eksport, najgorsza zostaje w kraju. O tym jeszcze chyba kiedyś napiszemy.
Czy są jakieś wyjątki? Są, ale tylko w jednym, stosunkowo małym miejscu w kraju. Na Wybrzeżu Karaibskim, zamieszkiwanym w znacznej większości przez ludność Garifuna, kuchnia mocno różni się od tej opisanej powyżej. Jej podstawą są ryby – smażone zwykle w całości, owoce morza, a także pyszne zupy – jak chociażby zupa rybna, podawana z gotowaną rybą oraz chlebkiem z dodatkiem kokosu. To jedyne miejsce, gdzie gospodarka opiera się na morzu, rzekach, jeziorze. Ewidentnie smaki mieszają się tu trochę na podobieństwo tych z pobliskiej kuby czy Jamajki. Owoce morza towarzyszą słodkościom, nierzadko z mięsem czy rybami pojawiają się ananasy, banany, trawa cytrynowa, imbir. Ta kuchnia – śmiem twierdzić, że jest też duzo bardziej aromatyczna od tej z pozostałej części kraju.
Słów kilka o Coco Loco i słabej wódce
Można oczywiście spróbować także rumu – jednego z najbardziej znanych trunków w Gwatemali. Zwłaszcza na północy. Z resztą o gwatemalski rum bili się piraci z Karaibów, nierzadko organizując „rajdy” wgłąb kraju rzeką Rio Dulce.
My spróbowaliśmy go w dość oryginalnej postaci – drinka Coco Loco (kokos zerwany prosto z drzewa – a właściwie sok kokosowy z dodatkiem rumu – w kokosie). Średni, mdły. A po ukończeniu mocno „wsączony” w ścianki kokosa, który smakuje wtedy jak nasączona alkoholem słodkawa rzodkiewka 🙂
Dość popularna we wszystkich okratowanych sklepach w Gwatemali jest wódka z panią, prężącą się usilnie na etykiecie (w lokalnym wdzianku). Niestety nie zapisaliśmy nazwy, ale jest ona podobna do nazwy miasta Quetzaltenango.
Ćwiartki, połówki, litry – wszystko, pomimo deklarowanych 36% jest niesamowicie… słabe. A Tequilli, pomimo sąsiedztwa meksyku – jakoś nie uświadczyliśmy za często.
A wielkie sieci gastronomiczne – zapytacie. Hmmm no cóż. Bliskość USA i kulturowego wpłytu na ten rejon świata jeszcze nigdy nie była dla nas tak widoczna. Mc Donalds jest wszędzie, KFC i Pizza Hut również. Z ciekawostek to raz byliśmy w „maku” na śniadaniu a Antigua i to głównie z faktu, że chcieliśmy spróbować, czy kawa tutaj jest tak samo kiepska, jak w innych miejscach. Była… lepsza a poza tym spróbowaliśmy śniadaniowej kanapki z mięsem, schowanym w… (sic!) słodkiej bułce z rodzynkami i chyba nigdy w życiu nie spotkamy restauracji, której symbolem jest kolorowy pajac, powstałej w dawnej kolonialnej posiadłości z patio, fontanną i niesamowitym widokiem na ponad 3-tysięczny wulkan. Wyglądało to mniej więcej tak:
Δ A jak wygląda zamawianie jedzenia na wynos w tym pięknym kraju. Podobnie jak Meksykanie, mieszkańcy Gwatemali zamawiają jedzenie zazwyczaj w gronie rodziny i przyjaciół. Spożywanie posiłków to doskonała okazja, by spędzić więcej czasu z najbliższymi i porozmawiać o codziennych dylematach. W ciągu dnia ludzie zazwyczaj pędzą gdzieś jak małe robociki, nie widać tu typowego dla np. południa Europy „luzu”.
Czas na odpoczynek z jedzeniem jest później. No i tak, jak napisaliśmy, dobywa się to głównie na ulicy, w przydrożnych comedorach lub (znak czasu i rozwoju cywilizacyjnego) za pomocą sieci, które serwują jedzenie np. „na telefon”. Dania, które najczęściej zamawiane są na wynos, to pizza, lokalne tortille np. enchiladas, a nawet… chińszczyzna, albo co raz popularniejsza w Gwatemali… kuchnia tajska. U nas zamawiana pizza występuje przede wszystkim jako okrągły placek, w Gwatemali natomiast całe rodziny zasiadają przy wielkiej, prostokątnej pizzy, którą z pewnością łatwiej jest podzielić na więcej kawałków. Na kilka osób Δ
W Polsce też możecie zamawiać jedzenie i to online z PizzaPortal.pl, a jeśli lubicie „gotowe wakacje” to wycieczki do Gwatemali znajdziecie na Fly.pl (bo mają Gwatemalę w ofercie). Ten post powstał przy współpracy z jednym i drugim serwisem a wspólnie organizują fajny konkurs, którego jesteśmy partnerem wraz z kilkoma innymi blogami 🙂
I taka współpraca jest naszym zdaniem najlepsza – bo zyskujecie również Wy!