Blog Z Edynburga na Wyspę Skye. Szkocja śladem Waltera Scotta i nie tylko

Z Edynburga na Wyspę Skye. Szkocja śladem Waltera Scotta i nie tylko

Znów byliśmy w Szkocji, znów w Edynburgu i znowu mieliśmy okazję realizować tematyczną podróż. Powiedzmy sobie szczerze, z powodu czasów pandemicznych, odkładaną dobre 4 lata. Tym razem śladem Waltera Scotta, ale też kamiennych zamków i krajobrazów rodem z rycerskich pieśni albo legend. W tej opcji to nie Edynburg był naszym celem, a górzysta i niezwykle malownicza kraina w północno-zachodniej części tego kraju – Góry Highlans oraz Qyspa Skye, która zwana jest „Szkocją w miniaturze”.

Ostatnio byliśmy tu zimą kilka lat temu, teraz na przełomie lipca i sierpnia. Stąd pewnie takie tłumy w Edynburgu ale dzięki temu także dużo lepsza pogoda. Pierwszy dzień w stolicy Szkocji przywitał nas wręcz upałem. Potem było już trochę gorzej, choć słońce i tak nas rozpieszczało. Musiały się jednak w końcu pojawić chmury, deszcz, porywisty wiatr i mgły, no bo przecież wyspa Skye to podobno wyspa mgieł. Zwieńczeniem tej pogody w kratkę była jednak tęcza, która pojawiła się ostatniego dnia nad naszym domkiem gdzieś na końcu świata, pośrodku niczego… To była prawdziwa magia! Wsiadajcie i jedziemy…

Edynburg

Na lotnisko w Edynburgu przylecieliśmy późno w nocy. Trochę zapomnieliśmy, że jeszcze trzeba było przejść kontrolę paszportową, ale w Wielkiej Brytanii było tak zawsze – nawet przed brexitem. W związku z tym zdecydowaliśmy się na pierwszy nocleg blisko lotniska. Następnego dnia, już od rana, pojawiliśmy się w centrum Edynburga, do którego dojechaliśmy tramwajem niemal spod naszego lokum.

Nie będziemy się za bardzo rozpisywać, bo miasto eksplorowaliśmy dość dogłębnie kilka lat temu, o czym możecie przeczytać w tym materiale o zwiedzaniu Edynburga w 2 dni. Towarzyszyła nam jednak moja siostra, która tu wcześniej nie była, więc najważniejsze punkty w stolicy zobaczyliśmy i zwiedziliśmy jeszcze raz (za wyjątkiem zamku, ponieważ wszystkie bilety na zwiedzanie były już wcześniej zarezerwowane, ku naszemu zdziwieniu nie można też było wejść na jego dziedziniec). Nasz spacer po Edynburgu rozpoczęliśmy w tym samym miejscu, gdzie rozpoczęliśmy go trzy lata temu – pod pomnikiem Waltera Scotta – największą tego typu budowlą na świecie, poświęconą w całości jednego człowiekowi. Niestety nie było nam dane wejść do środka tego monumentu (tak – można go zwiedzać), bo z niewiadomych powodów był zamknięty ale i tak musieliśmy się z tym wybitnym pisarzem – twórcą powieści historycznej (zwanej „walterscotowską”), a także prekursorem brytyjskiego romantyzmu, przywitać.  Był oczywiście Cmentarz Greyfriars Kirkyard, Park Miejski – East Princess Street Gardens z niedzwiadkiem Wojtkiem, była Dean Village i wędrówka wąwozem Leith, no i widok na miasto ze wzgórza Calton. Nie obyło się też bez wizyty w pubie, po to by znów spróbować Haggis, fish and chips i wypić smakujące tu naprawdę wyjątkowo dobrze piwo.

Przykładowe kwoty na lato 2022: Obiad w „George IV Bar” 10-14 funtów / kawa na wynos 2-3 funty / Bilet na tramwaj 1.8 funta / na lotnisko 6.5 funta

Następnego dnia, po wynajęciu samochodu, ruszyliśmy dalej na północ Szkocji. Oczywiście nie ma się co oszukiwać, że kraj ten jest tani, nie – nie jest, więc żeby nie zbankrutować naprawdę trzeba sobie wszystko dobrze zaplanować. W naszym przypadku na pewno pomógł fakt, że podróżowaliśmy w cztery osoby. W związku z tym mogliśmy dzielić koszty na cztery, pomocna też okazała się karta wielowalutowa, na której mieliśmy załadowaną kwotę zarezerwowaną właśnie na ten wyjazd.

MODUŁ SPONSORSKI: Czym jest i jak działa karta wielowalutowa polskiego fintechu Cinkciarz.pl? Karta wielowalutowa idealnie nadaje się na zagraniczne podróże. Karty używać można wszędzie tam, gdzie akceptowana jest Visa (praktyczna porada – aby płacić zbliżeniowo, najpierw trzeba wykonać standardową transakcję za pomocą chipa i zatwierdź ją PIN-em). Karta występuje w dwóch wariantach – fizyczna (w kolorze białym lub czarnym) albo też wirtualna – w telefonie. Można ją zamówić bez zbędnych formalności przez internet. Jednorazowy koszt zamówienia karty fizycznej to 15 zł (karty wirtualnej 0 zł). Nie ma żadnych stałych opłat związanych z prowadzeniem konta, posiadaniem karty i żadnych prowizji za płatność kartą. Aby móc korzystać z karty wielowalutowej trzeba najpierw założyć darmowe konto i zamówić kartę, następnie doładować portfel walutowy a potem przesunąć środki z portfela na kartę. Doładowanie karty z portfela jest natychmiastowe i darmowe (można zrobić to w panelu klienta lub w aplikacji). Karta ma 20 rachunków walutowych i do dyspozycji ponad 160 walut. Środki na karcie są automatycznie przewalutowane (korzystne kursy walut). Więcej informacji o karcie znaleźć można tutaj.

Roadtrip w kierunku Highlandsów

Mimo początkowych trudności związanych z lewostronnym kierunkiem jazdy oraz jazdą samochodem z automatyczną skrzynią biegów (choć to z czasem okazało się jednak błogosławieństwem) ruszyliśmy na północ. Naszym pierwszym przystankiem stał się Zamek Stirling. Po pierwszym, drugim rondzie było już łatwiej. A od Stirling nawet bardzo łatwo a ruch znikomy.

Zamek Stirling, do którego doszliśmy z uroczego miasteczka o tej samej nazwie, mijając stary cmentarz i charakterystyczną kamienną zabudowę, położony jest na wysokiej, wulkanicznej skarpie ponad zieloną doliną. U jego stóp ciągną się piękne ogrody, które w połączeniu z surową, kamienną sylwetką prezentują się po prostu baśniowo. Przed zamkiem wznosi się pomnik króla Króla Roberta I (Robert VIII de Bruce), a nieco dalej – co dobrze widać z murów zamku monument postawiony na cześć Williama Wallace’a na wzgórzu Abbey Craig. Bo to tutaj właśnie rozegrała się ważna bitwa pomiędzy Anglikami i Szkotami, w której słynny bohater – szerokiej publiczności znany dzięki filmowi Mela Gibsona pt. „Braveheart. Waleczne serce” odbił zamek z rąk Anglików. Z powodu przepełnionego zamku w Edynburgu, ten był naszym głównym wyborem i dla miłośników historii Szkocji powinien być również.

 

Sir Walter Scott w swojej pierwszej powieści historycznej pt. „Waverley, czyli Sześćdziesiąt lat temu”, którą wydał w 1814 roku także umieścił Zamek Stirling:

„Mniej więcej po dwóch godzinach oddział znalazł się w pobliżu zamku Stirling, nad którego wieżycą sztandar Unii powiewał w zachodzącym słońcu. Dla skrócenia drogi, a może chcąc się popisać i obrazić garnizon angielski, Balmawhapple, skręcając na prawo, obrał drogę przez park królewski otaczający skałę, na której stoi forteca…”

Bilet do zamku zakupiony w kasie kosztuje sporo, bo aż 18 GBP, a gdy kupimy go online 1,60 GBP. Otwarty jest od 9:30 do 18:00 (kwiecień-wrzesień) oraz do 17:00 (październik-marzec).Wewnątrz szczególnie interesujące są: Wielka Sala, kaplica i kuchnie oraz kasetonowy strop, ubogacony drewnianymi płaskorzeźbami, zwany „Twarzami ze Stirling”.

Zamek Doune

Niestety tego dnia był amknięty ale i tak warto było tu przyjechać i go zobaczyć. Zbudowany został na przełomie XIV i XV wieku i właściwie w tej postaci przetrwał po dziś dzień. To czyni go wyjątkowym wśród szkockich zamków. No może jeszcze to, że służył on jako tło do wielu produkcji filmowych . Jednym z najbardziej znanych jest bez wątpienia Monty Python i Święty Graal, a także – to już dla miłośników nowszych seriali – grał Winterfell w słynnej Grze o Tron, no i ponoć też występował w serialu Outlander, którego my nie oglądaliśmy. Pozostało nam jedynie przejść się wokół wzgórza zamkowego u podnóża którego malowniczo przepływa rzeka rzeka Teith, a potem rozłożyć się na idealnie przystrzyżonej trawce przed nim i łapać promienie słońca.

Loch Katrine

Mały odpoczynek od zamków i wrażeń związanych z tymi cudnymi kamiennymi budowlami. Ale wpadliśmy z deszczu pod rynnę, bo podziwiając jezioro – w tym przypadku Loch Katrine zachwytów również nie było końca. Zrobiliśmy sobie krótki spacer wzdłuż brzegu jeziora, które zainspirowało, a także było tłem do poematu Waltera Scotta pt. The Lady of the Lake (Pani Jeziora lub Dziewica z Jeziora). Pani z Jeziora nie spotkaliśmy ale wcale nas nie dziwi ta inspiracja i ten wybór poety. Oprócz wędrowania, podczas którego naprawdę nie wiadomo w którą stronę skręcać głowę, bo wszędzie jest tak pięknie, można też udać się na rejs po jeziorze na pokładzie parowca noszącego imię wspomnianego wieszcza szkockiego (wycieczka 2h kosztuje 26GBP, a 1 h – 19,50GBP aczkolwiek była tabliczka, że chwilowo projekt zawieszono). Otaczające jezioro wzgórza raz się odsłaniają, innym razem okrywają warstwą chmur. W końcu jednak słońce oświetla ich zielone, zdawać by się mogło pokryte mchem zbocza. Nawet nie chcemy sobie wyobrażać jak musi tu być cudownie jesienią. Mijany las jest tak bajeczny, że chce się wykrzyczeć „Chwilo trwaj, jesteś piękna!”, jak zrobił Faust w w dramacie J.W Goethego. Ale to nie ten poeta, choć ta sama epoka.

Wierzę, żeś z rana nie myślał wieczorem „Nad Loch-Katrinu nocować jeziorem. „Ale jest człowiek, co przyjście twe wiedział. „Allan-Ban wczora już je przepowiedział; „Bard białowłosy, któremu widzenia„ Zwiastują przyszłość i bliskie zdarzenia. „Wczoraj on widział zły koniec twych łowów, „Śmierć twego konia śród dzikich parowów; „Opisał, mówiąc że zbłądzisz w te strony, „Rysy twe, postać, i strój twój zielony, „I złotą trąbkę z jedwabnym kutasem, „I nóż myśliwski, co nosisz za pasem, „I tę twą czapkę z piór czaplich ozdobą, „I dwa psy czarne, co idą za tobą. „W domu téż kazał nie szczędzić zachodu, „By uczcić gościa z wysokiego rodu. „Ja, wyznać muszę, nieskora do wiary, „Choć nieraz jego sprawdziły się mary, „Słysząc dźwięk trąbki, myślałam wesoła, „Że to mój ojciec, jak zwykle, mię woła.“ (Walter Scott, „Pani Jeziora”)

Czyż to nie jest piękne?

Loch Lommond

„Droga, którą przebywaliśmy, przerzynała puste wprawdzie ale romantyczne okolice; chociaż pogrążony w smutku, nie wiele na to dawałem baczenia, pamiętam jednak górę Ben Lomond, leżącą po prawej stronie — jej niebotyczny wierzchołek, co jakby znak dla podróżnych ręką natury utworzony, wznosił się nad wszystkie pobliskie góry, i zewsząd mógł być widziany. Umysł mój orzeźwiał nieco, kiedy po długiej i przykrej podróży, wyszedłszy z ciasnego wąwozu, ujrzeliśmy przed sobą jezioro Lomond. Na próżno usiłowałbym dać ci wyobrażenie o tym zachwycającym obrazie— aby pojąć jego piękności, trzeba je widzieć własnemi oczyma. 
Mnóstwo wysp rozmaitego składu i wielkości, rozsianych na czystej wód przestrzeni, która zwężając się stopniowo ku północy, ginie na koniec pomiędzy mgłą okrytemi wzgórzami; z przeciwnej zaś strony, rozlana szeroko, podmywa niezliczone zagięcia wesołych i urodzajnych brzegów, wszystko to, przedstawia oku jeden z najwspanialszych i najprzyjemniejszych razem widoków, jakiemi hojne w darach przyrodzenie zbogaciło tę ziemię. Wschodni brzeg, dziki, i najeżony skałami, był głównem klanu Rob-Roya siedliskiem.”
(Walter Scott, „Rob -Roy”).

Piękne jest także kolejne jezioro, które widzicie na zdjęciach. To kolejny już „loch” na naszej, dopiero co przecież rozpoczętej drodze. Jezioro poprzetykane jest licznymi wyspami, w tym jedną – największą, jaka znajduje się na słodkowodnym zbiorniku biorąc pod uwagę całą Wielką Brytanię. Można powiedzieć, że Loch Lommon jest granicą pomiędzy Lowlands (lekkimi wzgórzami centralnej Szkocji), a górami Highlands, do których zmierzamy. To jezioro bardzo duże – największe w Wielkiej Brytanii i jedno z największych jeśli chodzi o Zjednoczone Królestwo, w północnej części wcina się swoimi krystalicznymi wodami w granitowe góry, niczym fiord. Objęte jest ochroną w postaci znajdującego się tu Loch Lomond and the Trossachs National Park. Ludzie odpoczywają nad jego brzegami, robią sobie grilla, rozkładają namioty. A my najpierw „gapimy” się w przezroczystą toń, a potem wpadamy w szał robienia zdjęć.

Tyndrum

Do Tyndrum, gdzie zaplanowaliśmy nocleg przyjechaliśmy właściwie jak już się ściemniało. Wieczory okazały się być tu bardzo chłodne ale w hotelu kaloryfery grzały jak szalone. A hotel o nazwie Muthu Ben Doran był niczym wyciągnięty z poprzedniej epoki albo z „Lśnienia” Kubricka. Ten specyficzny klimat, długie korytarze, stare – drewniane meble i hipnotyzujące dywany całkiem nam się spodobały. To miał być jednak tylko nocleg, by po śniadaniu, które okazało się całkiem smaczne, ruszyć dalej. Miejsce to jest też dobrym punktem wypadowym do trekkingu po okolicach. W sąsiedniej dolinie znajdowało się centrum szkockiego wydobycia złota, jedna z kopalń wciąć „fedruje”.

Niedaleko ciągnie się urocze, niewielkie jezioro o pięknej i tajemniczej nazwie The Lochan of the Lost Sword (Jezioro Zaginionego Miecza). Uważa się, że broń króla Roberta de Bruce wciąż tam się znajduje. W tak magicznych miejscach, jak tu wszędzie dookoła, uwierzyć można w każdą legendą.

Trasa którą przemierzaliśmy następnego dnia jest przepiękna. Chciałoby się zatrzymywać co chwilę, podziwiać widoki i robić zdjęcia, lecz droga momentami jest naprawdę wąska, a parkować samochodu też nie ma gdzie. Aż trudno sobie wyobrazić, że jeszcze piękniejsze widoki dopiero nas czekają, o czym przekonaliśmy się jadąc przez powulkaniczną, soczystą, pełną wodospadów i strumieni oraz otoczoną pasmem gór Tree Sisters dolinę Glen Coe nad Jeziorem Loch Leven.

Glen Coe

Uważa się, że jest to jedna z najpiękniejszych, jeśli nie najpiękniejsza dolina całej Wielkiej Brytanii. Wiele razy pojawiała się na dużych i małych ekranach na przykład w jednym z odcinków zmagań słynnego agenta 007 pt. „Skyfall”, czy wspomnianym już ponadczasowym Monty Pythonie, Outlanderze. Przez lata była ona bramą do najdzikszej części Szkocji czyli do Kaledonii i Highlandsów, które dla Szkotów z okolic Edynburga, a nawet Glasgow przez długi czas były zupełnie innym, tajemniczym i niegościnnym światem. Tutaj jest już sporo miejsc postojowych i punktów widokowych. Można zatrzymać się na jednym z nich i (jeśli ma się na to czas) ruszyć w trekking po tym pięknym miejscu. Częściowo biegnie tędy najsłynniejszy szkocki szlak pieszy czyli „West Highlands Trail”, którym mieliśmy iść w pierwszej wersji naszej wyprawy.

Glen Nevis

Po krótkim postoju w Fort William, który rozłożył się u stóp najwyższego szczytu Wielkiej Brytanii (a także nieczynnego wulkanu) Ben Nevis, udaliśmy się na trekking doliną Glen Nevis położoną niejako „na plecach” wspomnianej góry. Glen Nevis to kolejna dolina, której widoki zachwycają i kolejna, która stała się tłem do takich filmów jak chociażby „Rob-Roy”, czy „Braveheart. Waleczne serce”. Bardzo przyjemna wędrówka, która zajęła nam w sumie około trzech godzin (zaparkowaliśmy samochód przy niżej położonym parkingu przy Lower Falls) doprowadziła nas do wodospadu Steall Falls. To jeden z najwyższych wodospadów w Szkocji, ma 120 metrów długości. By móc obserwować go z bliska należy przejść po dość przerażającym moście linowym. Pogoda nas rozpieszczała – było ciepło, wręcz gorąco i bardzo słonecznie. Ale miało się to za chwilę skończyć.

Wiadukt Glenfinnan

Gdy dojechaliśmy na parking przy wiadukcie zaczęło padać tak mocno, że trudno było wyjść z samochodu. Ale w takim momencie nie można zrezygnować, a poza tym to przecież Szkocja i zmienna pogoda jest tu przecież czymś naturalnym. W nawigacji mieliśmy wcześniej wytyczoną trasę przez Mallaigh i użycie tamtejszego połączenia promowego na Skye, ale dobijała już 15:30 i wiedzieliśmy, że na ostatni prom nie zdążymy. Ale żeby nie zahaczyć o Glenfinnan? O nie!
Kilkanaście minut drogi z Fort William i naszym oczom ukazuje się on – most z Harrego Pottera, po którym pociąg wiózł młodych czarodziejów do szkoły w Hogwarcie. Jest piękny, nawet spowity szarością i oblany deszczem. Wiadukt został zbudowany na przełomie XIX i XX wieku. Jego konstrukcja, osiągająca wysokość 30 metrów jest w całości betonowa. Podeszliśmy pod jedno z przęseł „wygiętego” w łuk mostu, niestety krajobrazy doliny Glen Finnan były w ogóle niewidoczne, bo deszcz i mgły nie dawały za wygraną. Gdy wracaliśmy już do samochodu, nagle dotarł do nas odgłos pociągu, a potem na wiadukcie pojawił się parowóz, ciągnący czerwone wagonu „Pociągu Jakobickiego”, turystycznej atrakcji tej linii. Czasem mamy szczęście do takich momentów. Zupełnie przez przypadek.

Eilean Donan

Przemoczeni ale szczęśliwi jedziemy dalej. To był dość długo odcinek drogi naznaczony deszczem i klimatyczną muzyką stacji radiowych BBC w odbiorniku. Zasięgu brak. Naszym celem jest Wyspa Skye, a konkretnie malutka wioska Torrin, w której mieliśmy nocleg. Sama droga na Skye przywodzi na myśl seans jakby z IMAX, widoki robią wrażenie.

Ostatnim punktem przy którym zatrzymaliśmy się zanim wjechaliśmy nowym mostem na Skye był średniowieczny zamek Eilean Donan. Ukrywał się tu ponoć Robert de Bruce podczas ucieczki przed angielskimi wojskami. Choć bardzo trudno wybrać ale ten chyba jest najpiękniej położonym spośród wszystkich zamków jaki udało nam się do tej pory zobaczyć. Rozłożył się na niewielkiej wysepce na Loch Duich, którą z lądem łączy kamienny most. No i mostem właśnie, choć nie kamiennym, a nowoczesnym Loch Long Bridge przy miejscowości Dorian udaliśmy się dalej, a następnie jadąc dalej drogą A28 i po przekroczeniu Skye Bridge znaleźliśmy się na Wyspę Skye. Widoczność ze względu na deszcz i mgły zerowa ale humory wciąż świetne. Pogodo, w Szkocji mamy cię gdzieś.

Objazdówka po Wyspie Skye

Zanim dojechaliśmy do „naszego domku” pośrodku niczego w Torrin mieliśmy przygody z owcami w roli głównej. Okazało się bowiem, że nie robią sobie one nic z przejeżdżających samochodów i spacerują powoli po drodze, którą się przejeżdża. Było w tym coś surrealistycznego, zważywszy na fakt, że zapadł zmrok, a wszędzie wokoło widać było świecące oczy setek owiec. Jedna taka „pilnowała” też wejścia do kamiennego domku, by tylko jak wyszliśmy z samochodu czmychnąć nie wiadomo gdzie.

O Wyspie Skye napiszemy osobny post na blogu, bo na to zasługuje, lecz w tym materiale chcemy Wam tylko wspomnieć miejsca, które udało nam się zobaczyć. Ona była w pewnym sensie naszym „celem” tego 5-dniwoego wypadu. Mieliśmy zbyt mało czasu, by zwiedzić wszystko to, co chcieliśmy, ale to oznacza, że trzeba będzie tu kiedyś jeszcze wrócić. Powiedzieliśmy więc owcom, naszym wiernym towarzyszkom – jak się okazało za dnia i w nocy – „do zobaczenia”.

Wyspa Skye jest drugą największą wyspą Szkocji (największą jest wyspa Lewis i Harris) należy do Archipelagu Hebrydów Wewnętrznych. Uważa się ją za najpiękniejszą, a często określa mianem „Szkocji w pigułce”. To, że piękna, to widać od razu. No chyba, że mgła zbyt mocno ją zasnuje, bo nazywana jest też „wyspą mgieł”. Jest tutaj kilka, a może kilkanaście miejsc, które po prostu trzeba zobaczyć, będąc już na miejscu. A zapewne, gdy będziecie zaczniecie albo od Portree albo Broadford, gdzie znajduje się baza transportowo-noclegowa.

Co więc w planie? Bez wątpienia są to słynne skały The Old Man of Storr, które można kojarzyć między innymi z filmu „Prometeusz” R. Scotta. Udało nam się do nich dotrzeć lecz nie mogliśmy podejść tuż pod nie, bo wiało zbyt mocno. W momencie, gdy dojeżdżaliśmy na parking przy Kit Rock i Mealt Falls zaczęło padać tak, że kilka minut spaceru, by zobaczyć majestatyczny klif i 60 metrowy wodospad zakończyło się przemoczeniem do suchej nitki. Nie udało nam się zwiedzić najstarszej destylarni whisky na Skye – Talisker w miejscowości Carbost, bo akurat była zamknięta. Jednak zapach słodu rozciągał się po całej okolicy. Zwiedziliśmy za to niezwykle interesujący Zamek Dunvegan, który zachwyca być może nie tyle swoimi wnętrzami (choć i te są interesujące) a otaczającymi go ogrodami. Co ciekawe w zamku tym gościł także Walter Scott, a  nawet napisał w jego murach zakończenie poematu „The Lord of the Isles” („Władca Wysp”).

Podczas naszej objazdówki po wyspie zatrzymaliśmy się jeszcze przy kamiennym mostku Sligachan, a także, dosłownie, niesieni przez wiatr dotarliśmy do „camelotowskich” ruin zamku Dunthlum na zielonym klifie. No, ale tak jak napisałam. To w wielkim skrócie i w wielkim przyspieszeniu. Zapewne gdyby dzień nie był tak długi (jasno od 6:00 do 21:00) objazdówkę po Skye należałoby podzielić na 2 dni.

Czy da się dojechać na Skye bez auta? Owszem, jest to nieco skomplikowane ale nie niemożliwe. O tym w następnym odcinku.

Materiał o Szkocji powstał przy wsparciu marki Cinkciarz.pl. To polska firma, która ma już 11-letnie doświadczenie na rynku. Za cel stawia sobie wprowadzanie innowacji w obszarze finansowym, a produkty, które oferuje (jak na przykład karty wielowalutowe) charakteryzują się wygodnym dostępem, bezpieczeństwem oraz intuicyjnym użytkowaniem.

 

Ilość komentarzy: 7 - dołącz do dyskusji!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

  • Szkocja wydawała mi się taka chłodna i niedostępna a wasz artykuł przedstawia ją tak pięknie 🙂

  • Przepiękna relacja. Kiedy nasi klienci pytają o ciekawostki na temat różnych miejsc na Ziemi zawsze polecamy blogi podróżnicze. Lepsze niż niejeden przewodnik!

  • Wiktor says:

    Piękne widoki, w Polsce też mamy świetne krajobrazy, jednak nie bez powodu Szkocja zaraz obok Islandii jest tak romantyzowana. Bardzo mała ingerencja człowieka, jedynym projektantem jest natura ^^

  • Krystyna says:

    Hej, bardzo interesujaco napisany artykul. Mieszkam w Szkocji od 15 lat I caly czas sie nia zachwycam. W niektorych miejscach czuje sie niczym w basniowej krainie fairy tale 🧚‍♂️ Miejsca, ktore opisaliscie, to takie sztandarowe I popularne wsrod turystow – oczywiscie piekne… Jednskze skrywa sie tutaj mnostwo ukrytych perelek…w ktorych mozna sie zapomniec…i zakochac bez pamieci.. Zycze Wam dalszych niezapomnianych wrazen w zwiedzaniu Szkocji – mam nadzieje, ze wrocicie. ♥️ 🏴󠁧󠁢󠁳󠁣󠁴󠁿

    • Wędrowne Motyle says:

      Bardzo byśmy chcieli i prosimy o trzymanie kciuków

  • Barber says:

    Chyba idealne miejsce na taką pogodę w Polsce. Dzięki za inspiracje 🙂

  • Teodor says:

    Uwielbiam Szkocję, jeżdżę tam co roku od kilku lat , chociaż dzięki Covidovi miałem rok przerwy. Puste plaże które zmieniają się za każdym zakrętem , piękne góry, też puste.

Dołącz do naszego newslettera!

Hej! I jak Ci się podoba na naszym blogu? Jeśli wszystko OK to mamy propozycję: Dołącz do ponad 13o tys. śledzących nas osób. Wysyłamy mail jedynie raz na tydzień. Zero spamu, tylko nowe wpisy, super okazje, triki, promocje lotnicze i podróżnicze poradniki. *POLITYKA PRYWATNOŚCI