Pomyśl – na 52 weekendy w roku ile jesteś w stanie zarysować zielonym flamastrem na kalendarzu, znaczącym „niezapomniane chwile” lub „cudowne miejsca” a ile zaznaczone czerwonym flamastrem, znaczącym „jak ten weekend przeleciał” ? To będzie wpis o tym, co robić, by częściej używać zielonego.
Jesteśmy tylko ludźmi. Na pewno wcale nie łatwymi do zaprogramowania agregatami rzeczy miłych. Choć byłoby wtedy idealnie. Ale nie, życie wymaga od nas jakichś kroków.
Pracujemy kilka dni pod rząd, widujemy się wzajemnie rzadko, irytujemy w poniedziałek, wkurzamy we wtorek, rozmyślamy w czwartek, w piątek rano pędzimy z zaległościami. Ba, może nawet czytasz ten wpis teraz w pracy (sic!). Hmmm może to nawet dobrze, nie przerywaj.
Są takie tygodnie, każdemu się zdarzy choć jeden. Czasami po prostu chcemy rzucić wszystko, wyłączyć telefon i w sobotę leżeć, leżeć, leżeć a potem jeszcze przez chwilę leżeć. Spoko. Ale naszym zdaniem to błąd, błąd „taktyczny”, choć nie będziemy udawać, że nam nie przytrafiają się takie sobotnie poranki. Niestety takie leniwe soboty zawsze źle się kończą. Wyrzuty sumienia to minimum. To nie ten weekend, na który sobie zapracowaliśmy, to nie ten rodzaj darmowego akumulatora jakiego daje nam życie. Nazywamy to „zmarnowanym weekendem”. Albo łagodniej „weekendem, który przeleciał przez palce”. Tyle pracy i energii na nic? Po co, by nie wyrównać balansu energii i dociągnąć choćby do zera, tylko zostać na minusie?
Co zrobić, by do tego nie dopuścić i nie wkurzać się na siebie w momencie, gdy ściemnia się w niedzielę? Odpowiedź jest w sumie banalna, ale cholernie prawdziwa: Wziąć się w garść i zaplanować ten weekend wcześniej. I zrealizować te plany.
Ale przecież lato minęło.
Nieważne!
Pamiętacie nasz wpis o tym, że „Podróże to nie Odległości” albo o grze RealnyŚwiatGO? Było tam o łapaniu momentów i o tym co dzięki temu zyskujemy. Takie momenty można łapać codziennie. Ale w weekend jest ich dużo więcej. To tylko kwestia umiejętnego wyłapywania takich momentów, nawet w gorszym okresie roku i wtedy, gdy wydaje się na pierwszy rzut oka, że NIE JEST ŁADNIE oraz szukania dobrego a nie złego i dystans wobec problemów. Zawsze coś jest godne wyłapania. Tylko trzeba chcieć to zauważyć. Nie chcesz? Nie ma problemu? Chcesz, ale nie umiesz? Ok, mamy dla Ciebie „ściągawkę”…
W październiku będzie to poszukiwanie resztek zieleni i rozlewającej się powoli złotej jesieni, łapanie ostatnich promieni ciepłego słońca a także wyłapywanie ostatnich widoków z kwiatami i sadami. Ania uwielbia widok jesiennych kwiatów, które tak niesamowicie wyróżniają się na przełomie września i października. To też czas pięknego światła i fajnych kontrastów termicznych – rosa i mgła rano, słońce i przyjemne ciepło w środku dnia. Generalnie raj dla amatorów fotografii oraz tych, który chcą zacząć przygodę z zabawą światłem, klimatycznymi kadrami itd.
W listopadzie będzie to w początkowej fazie poszukiwanie klasycznej wielokolorowej jesieni, ponieważ to w pierwszej połowie listopada drzewa w Polsce osiągają swoją maksymalną fazę „zakolorowania” po czym gwałtownie zrzucają liście. W kręgach anglosaskich mówią na to fall. Wtedy mamy też do dyspozycji aż dwa świąteczne dni wolne, jeśli wypadną w środku tygodnia. Nie można tego nie wykorzystać! Choć zgadzamy się, ze druga połowa listopada może być depresyjna. Zwłaszcza jak ziąb łączy się z deszczem. Trzymajmy kciuki za pogodę.
W grudniu jest już Adwent a to również fantastyczny czas, pomimo, że od wielu lat nie mamy już w tym okresie białej zimy. Tej, którą naprawdę trudno nie lubić. Kiedyś jak chodziło się na roraty wcześnie rano to zawsze skrzypiało pod butami a mróz ścinał się w nosie. Do dziś nie wiemy jak to fizycznie wytłumaczyć 😀
Dziś niestety grudnie są dużo cieplejsze i chyba nie ma co przyzwyczajać się do takiego widoku. Co nie przeszkadza celować w miejsca z pięknymi iluminacjami, zabytkowe miasta typu Toruń, Warszawa, Kraków. Większość z nich prezentuje się świetnie, organizuje jarmarki, wzorem krajów z niemieckojęzycznego kręgu kulturowego, otwiera lodowiska. To też najlepszy okres by pojechać do Wiednia, Pragi czy Drezna z powodów powyżej wspomnianych.
W styczniu sytuacja jest dość kłopotliwa. Mamy krótkie dni a okresu i klimatu świątecznego już dużo mniej. Co wtedy? My celujemy w te rejony, gdzie w Polsce, Czechach czy na Słowacji można poczuć się jak w zimowym kurorcie. Wędrujemy w tym czasie zimowymi szlakami górskimi. Idealnie jakby był w tym czasie śnieg i mróz. No ileż można czekać.
W lutym panuje sezon na ferie zimowe w szkołach przez co wypad do rzeczonej Wisły, Zakopanego czy Karpacza może być bezcelowy. To jednak dobry czas by zorganizować walentynkowy wypad na tanimi liniami na północ (Kopenhaga, Oslo, Sztokholm czy Wilno) lub zorganizować sobie weekend gdzieś w zimowej dziczy takiej jak Góry Bystrzyckie, Beskid Niski, Puszcza Kampinoska czy Białowieża (najlepiej z biegówkami, rakietami śnieżnymi, mile widziana miejscówka typu domek z kominkiem).
Marzec to jeden z najmniej lubianych przez nas okresów w roku. Dlatego, że nigdy nie wiemy czy możemy się spodziewać już wiosny czy mamy do czynienia jeszcze z „resztkami zimy”. Gdy to drugie – my osobiście preferujemy ucieczkę poza Polskę właśnie w tym okresie (Była to Tajlandia, Gwatemala czy Indonezja) Jeśli byśmy jednak zostali w kraju to być może właśnie ten miesiąc poświęcilibyśmy na więcej wspólnie spędzonych leniwych chwil w domu przy czekoladzie, herbacie czy ulubionym serialu. Tak, niech to będzie TEN miesiąc 🙂
Oczywiście, przeziębienie, konieczne roboty w mieszkaniu czy rzęsisty deszcz to są rzeczy w jakimś stopniu usprawiedliwiające nas sensownie od podjęcia decyzji o „nicnierobieniu”. Ale cała reszta – już dużo mniej.
Jak lepiej zaplanować i zorganizować sobie udany weekend?
Istnieją dwa sposoby planowania czasu wolnego. A przypominamy, że mamy tych dni do dyspozycji w roku nawet ponad 150. O tym jednak będzie w innym wpisie. Idealnie jakby wdrożyć pierwszy i drugi sposób jednocześnie. Chodzi o planowanie dalekosiężne i bliskie. Bliskie powinno „włączyć się” nam w środę, najlepiej w czwartek a w ostateczności w piątek. Dalekosiężne znajduje ujście u nas np. w google calendar, gdzie wiele weekendów do przodu jest oznaczonych takimi oto hasłami: Tatry polskimbusem? / Niedziela na Jurze / Wizzairem do Bergamo / Wizyta w Krakowie / Pociągiem do Wisły itd… Niektóre ze znakami zapytania, jasne, plany się zmieniają. Ale ważne, by były.
Bliskie łatwo podzielić sobie na 7 prostych elementów, dzięki którym naszym zdaniem taki weekend może być lepszy i efektywny. Co oczywiście nie wyklucza wciąż atrakcyjnej opcji spontanicznego „wstajemy, jedziemy gdziekolwiek”. Ale im więcej miesięcy i weekendów za nami tym lepiej sprawdza się taki system planowania:
1. Wyznacz kręgi dostępności
To ciekawa metoda, która nie tylko świetnie motywuje do wyjazdu z domu ale również układa i Krąg pierwszy to miejsca, do których można dojechać komunikacją zbiorową lub autem w godzinę a krąg drugi to rejony, do których dojedziemy w dwie godziny. Następnie w jednym i drugim kręgu zaznacz po 12 ciekawych miejsc, albo takich, które od zawsze Cię interesowały. Wymaga trochę wiedzy i wyszukiwania. Nikt nie mówił, że będzie banalnie i prosto.
Podpowiemy: Najlepiej sprawdźcie to na pkp.pl z perspektywą wyjazdu pociągu pomiędzy godzinami 5:00 a 8:00 rano. Potem już za późno. Na logikę, nie ma sensu planować weekendu w Górach Sowich, gdy mieszka się w Olsztynie, bo połowę czasu zmarnujemy na dojazdy. Ale już dzięki lotom Modlina do Wrocławia.
2. Sprawdź prognozę pogody dla miejsca, w które celujesz
Jeśli już podejmiecie decyzję „Jutro jedziemy”, zweryfikujcie swoje plany w kontekście pogodowym. Jasne, nie jesteśmy z cukru i nie ma sensu przesadnie panikować, jeśli trochę popada czy powieje, ale jakby miało się okazać, że cała sobota i pół niedzieli będzie w strugach deszczu i wiatru – może rzeczywiście spędzić wtedy ten jeden weekend w łóżku i nadrobić filmowo-książkowe zaległości. Ale tylko wtedy 😉 Serwisy pogodowe jakie polecamy to: ICM Meteo – warto już w czwartek sprawdzić bardzo dokładną co do godziny opadu deszczu, wysokości podstawy chmur oraz siły wiatru prognozy na najbliższe 62 godziny. Ponadto rekomendujemy : Windity, pogoda.interia.pl i Accu Weather.
3. Wybierz hotel lub pensjonat z obfitym śniadaniem
Niezależnie od tego czy szukasz hotelu (przeszukuj najpierw za pomocą porównywarek: hotelscombined, trivago) albo pensjonatu czy kwatery prywatnej (tu polecamy eholiday.pl) a może mieszkanie (airbnb – dzięki temu linkowi referencyjnemu dostaniesz automatycznie 85 zł na nocleg) to skup się na dwóch rzeczach: lokalizacji i obfitym, smacznym śniadaniu. Brzmi banalnie, ale przekonaliśmy się, że ma to spore znaczenie.
Jeśli chodzi o nas to często prowiant, jedzenie na sobotę bierzemy sobie z domu z myślą o smacznej obiadokolacji pod koniec dnia, dużo lepiej przyswajanej po intensywnym „programie” soboty. Smakuje lepiej – kolejne punkty do udanego weekendu. Natomiast w niedzielę spać można nieco dłużej, niż w sobotę i warto naładować się energetycznie i kalorycznie na resztę dnia, stąd od dłuższego czasu mocno celujemy w miejsca, gdzie o 7:30 czy 8:00 można obficie zjeść i ruszyć dalej i nie myśleć już wcale o żadnym obiedzie. Ale już wolniej, spokojniej, inaczej, niż w sobotę. Z zahaczeniem o mszę niedzielną gdzieś w nieznanym miejscu, spacer, galerię, muzeum, mniej wyczerpujące atrakcje, elementy programu. Niedziela ma być „dopełnieniem” a nie kulminacją. Tak sobie to planujemy zazwyczaj. Dlatego lokalizacja noclegu musi być taka, by miejsce było idealnym punktem wypadowym do realizacji tego „spokojniejszego” programu w niedzielę oraz komfortowego „zakończenia” intensywnego programu soboty. Sorry, że to brzmi tak technologicznie, ale jest w tym po prostu sporo prawdy.
4. Spędź piątkowy wieczór z bliski znajomymi, z rodziną, zjedz kolację w domu
Jeśli w perspektywie mamy dwa dni poza domem to znaczy, że mamy całkowicie zrezygnować z chwili spokoju w domu? Nie. Zaległe odcinki serialu, dobry film (może podróżniczy?), własnoręcznie przygotowana kolacja albo coś wyjściowego? Kino, teatr, knajpa? Naszym zdaniem idealny moment na „chwile stacjonarne” to koniec piątku, pod warunkiem, że nie decyduje się się jechać gdzieś już w piątek (naszym zdaniem to niepotrzebne, gdyż płacimy za nocleg z piątku na sobotę a przecież raz, że w sobotę chcemy bardzo wcześnie wstać a dwa, że nic nie zdążymy zrobić na miejscu w piątek, więc tracimy tylko na przymusowy nocleg). Niech to będzie fajny, ale wyważony wieczór z najbliższymi znajomymi, rodziną, ze sobą. Wskazane jest by nie „imprezować na maksa”, bo wiadomo, że koniec może być różny a epilog w postaci sobotniego poranka generalnie może rozbić wszelkie plany i skończyć się porażkowym „dajcie Wy mi wszyscy święty spokój”. Tego unikamy.
5. Zobacz ciekawy film podróżniczy lub okołopodróżniczy
Dwójka ludzi budząca się w namiocie i nalewająca z termosu ciepłej herbaty na tle parującego jeziora. Historia człowieka, który rzucił wygodne życie i ruszył w poszukiwaniu przygody, widowiskowa historia, rozgrywająca się w zapierających dech w piersiach plenerach. To jest jeden z najbardziej motywujących czynników, pomagających w podjęciu spontanicznej decyzji „nie ma co, jutro wstajemy rano i jedziemy” Patrzycie na siebie i na te pielesze i czujecie wstyd, a może nawet obawę przed kolejnym „zmarnowanym” weekendem. O nie! Nie damy się genowi lenistwa, jedziemy!
Dobry film o tematyce podróżniczej lub, co bardzo lubimy np. my – film, który kręcony był w niesamowitym miejscu czy opowiadający epicką historię. Listę takich filmów przygotujemy niebawem, póki co zerknijcie na listę filmów BusemPrzezŚwiat – jest całkiem w porządku.
6. Wstań przed świtem w sobotę
Zaryzykujemy stwierdzenie, że w fajnym, niezapomnianym weekendzie sobota jest ważniejsza, niż niedziela. To powinien być bardzo intensywny, obfity, zróżnicowany dzień pełen różnych wrażeń, dlatego każda godzina jest cenna. Oczywistym jest, że gdy człowiek ciężko pracuje w tygodniu nie jest to łatwe, by zmobilizować się do wstania w sobotę skoro świt. U nas też jest różnie. Ania np. w tygodniu wstaje wcześniej, więc w weekend ma trudniej. Marcin na odwrót. Ale ruszenie gdziekolwiek (np. do miejsc ze wspomnianych wcześniej kręgów dostępności) przed godziną 5:00, 6:00 czy względnie 7:00 pozwoli nam być na miejscu jeszcze wtedy, gdy mało kto tam dotarł. To naprawdę robi różnicę. I rano lepiej się oddycha, a co za tym idzie mózg szybciej dotlenia, po godzinie, dwóch, nogi same będą Was niosły gdziekolwiek.
7. Wróć w niedzielę późnym popołudniem
Uwielbiamy wracać z udanego weekendu nie na ostatnią chwilę (chyba, że mówimy o locie do Barcelony czy Rzymu, gdy każda godzina dłużej jest cenna), ale późnym popołudniem czy wczesnym wieczorem. Gdy jest się w domu około 18:00 jest jeszcze czas, by chwilę przeciągnąć się na kanapie, rozpakować, schować niepotrzebne rzeczy a może nawet zdążyć zrzucić i wyselekcjonować najlepsze zdjęcia z wyjazdu na laptopa, przygotować się króciutko do poniedziałkowej pracy albo na uczelnię. Poza tym – unikamy korków i wzmożonego ruchu, gdy wszyscy masowo wracają z weekendu.
* * *
Ten wpis powstał spontanicznie po tym jak wielu z Was zaczęło nas o takie porady podpytywać po wpisie o Jurze i nie tylko. Nie traktujemy się jako wyrocznie, ba, tak jak wcześniej wspomnieliśmy, wiele weekendów przeleciało nam przez palce również. Ale ten wpis zawieszony tu na blogu na dłużej – powinien po prostu pomagać, na pewno nie zaszkodzi.
Z wiadomych powodów nie jest on zapewne idealnie pasujący do rodzin z dziećmi – tutaj planowanie rządzi się innymi prawami, ale dla par, takich jak my – jeśli choćby w 50% pomoże lepiej sobie poukładać pewne rzeczy w głowie – będziemy zadowoleni.
Pzdr. Ania & Marcin
Zdjecie #2 pochodzi ze strony unsplash.com
I z tego powodu lecimy po pracy do Wrocławia:)
To my z falstartem, ale przedłużony sierpniowy weekend we dwoje w Wilnie był mega!
Hej!
A mam do Was pytanie – gdzie i jak zbieracie pomysły na wyjazdy? Znacie jakieś ciekawe narzędzie do zaznaczania i zapisywania lokalizacji na mapie, z komentarzami itd? Czy robicie to po prostu z pomocą Googla i notatnika?
Hej! Uprzedziłaś nas 🙂 za kilka dni będzie taki wpis
Świetny wpis, miło jest czytać tak ciekawy artykuły 🙂
Meeega ciekawy wpis !!! Super mi się go czytało, czekam na więcej 🙂
u mnie to działa zupełnie odwrotnie. Mam codziennie pracę (bez wolnych weekendów, majówek itd) od maja do konca października. Więc od listopada do kwietnia mam czas wolny i czas na wakacje :).
zgadzam się, że marzec jest chyba najbardziej niefajny, ale nie trzeba jechać na drugi koniec świata, w zeszłym roku byłam na początku marca w Andaluzji, temp.20-26C zależnie czy Sevilla czy Granada, piękne słońce, zielone pola, wiosenne kwiaty, ciepło i kolorowo, remedium na naszą marcową szarzyznę, bardzo polecam, tym bardziej, że latem bywa tam nawet 45C, ale raczej jako opcję last minute, gdyż może też padać
Nieraz pokonywałam lenia i nigdy nie żalowałam.
52 weekendy?! Ponad 100 dni! To bogactwo, którego grzech nie wykorzystywać 🙂
W tym roku pogoda nas rozpieszcza. Tak czy inaczej nawet jak pada zbieramy się, choć nieco na siłę i idziemy na spacer. Czy zima czy lato uciekamy na weekend lub dwa w miesiącu i to zależy od budżetu. Resztę spędzamy w naszej ciekawej okolicy.
Ta ręka wygląda jak pocięta 😛 Trochę creepy bez reszty ciała 😉
No w sumie 🙂
Agnieszka to wizja, co się dzieje z tymi, którzy „gniją” w domu ;P
Jak my zaplanować wcześniej weekend i okazuje się że to już dziś … Również dzięki Wam nasza pierwsza podróż samolotem. Kierunek Szkocja. Będziemy łapać bakcyla. Dzięki Wędrowne Motyle:)
Jakiś czas temu napisałam post o podobnym wydźwięku (https://www.montravels.pl/podroze/ucieknij-gdzies-na-jeden-dzien/). Łapanie wolnych weekendów jest super! Ja w niedzielę uciekam na spacer z Warszawy do Wrocławia 🙂