Gdyby ktoś nas zapytał rok temu, jaki Waszym zdaniem będzie kolejny, odpowiedzielibyśmy „mamy nadzieję, że przynajmniej taki sam, jak ten”. Zawsze trzeba być optymista, ale umiarkowanym. Takim „realoptymistą”. A jako, że Ania jest raczej realistką a Marcin optymistą – razem stanowimy właśnie „realoptymistów”. A ten rok okazał się… jeszcze o wiele lepszy, niż poprzedni. Rok, którego wypada pożyczyć każdemu blogerowi. Albo po prostu człowiekowi z pasją.
Fajnie się pisze podsumowania. Mimo, że to nic oryginalnego. Ale fajnie się wspólnie to wspomina wszystko, zwłaszcza w swiątecznym czasie. W tamtym roku opublikowaliśmy trochę inny wpis, bardziej rozbudowany i dotyczący konkretnych momentów, bo rok 2013 był rokiem przełomowym . Rokiem w którym poznała go szersza publika.
Rok 2012 by rokiem intensywnej pracy nad blogiem, skrobaniem, rysowaniem i delikatnym dopiero odkrywaniem przez internautów.
A rok 2014 wydaje się rokiem, w którym nasz blog „zaskoczył” i stał się popularny.
Ponad 500 osób wypełniło naszą ankietę na początku roku, dzięki czemu wiedzieliśmy czego oczekujecie i tego się trzymaliśmy. Każdy bloger powinien dobrze poznać swoją publikę i być z nią bliżej, dlatego tego typu ankieta to był strzał w dziesiątkę.
Sukcesy. Były <3
To był rok radości i smutku z naciskiem na smutek letni i radość zimową. [Marcin] Po raz pierwszy w życiu całe lato przeleżałem w łóżku. Na serio. Wszystko zaczęło się w ostatni dzień wiosny, który z resztą w dość nowatorski sposób „relacjonowaliśmy’ na naszym instagramie włócząc się po Ponidziu. A skończyło… w ostatnie dni lata, gdy po raz pierwszy ruszyliśmy poza Bytom i to od razu zaproszeni do Warszawy na MegaWachlarz, organizowany przez Podróżnickich z prelekcją o tym jak blogować podróżniczo i jednocześnie normalnie żyć i pracować na etacie. To był świetny spęd. Poznaliśmy w końcu na żywo wielu fajnych ludzi, tych, których podglądamy, cenimy, na których się wzorujemy: Andrzej, Magda, Tomek, Janek, Marzena, Przemek, Marcin, Ewa, Ania, Paulina, Łukasz, Kasia, Maciek, Ania, Kuba, Paweł, Paweł i inni. Wszystkich z tego miejsca dzięki, pozdrawiamy i przesyłamy mnóstwo pozytywnej energii. Ale to był też czas, który uświadomił często uznawane za prozaiczne i zwykłe, ale tak naprawdę autentycznie najistotniejsze w życiu twiedzenie, że „zdrowie jest najważniejsze”. No ale wszystko rozkręciło się zimą. Zimą była kulminacja wszystkiego a to, co potem to trochę „efekt kuli śnieżnej”. Pomimo, że zima w tym roku był wyjątkowo słaba :/.
Co godne odnotowania. To był wciąż rok praktycznie „bez hejtu”. Owszem pojawiły się 2 (słowem dwa), ale nawet nie dotyczyły naszego bloga i wpisów, ale… znów naszego wyglądu. Kilka wulgaryzmów ludzi po pijaku nie przepuścił nawet system. Jeszcze trochę i się przejmiemy i zarzucimy nasz plan rozwoju vlogowego w 2015. Ale ktoś kiedyś powiedział, że ciężko hejtować ludzi, dla których wartościami są praca, rodzina i podróże w różnych konfiguracjach. I coś w tym jest…
To był też rok nagród i wyróżnień, które pewnie już się nie powtórzą drugi raz. Blog Roku 2013, medalowa pozycja w finale, wyróżnienie specjalne, ranking wpływowych blogerów u Tomka Tomczyka, zestawienia branżowe różne różniste np. Sotrender. Strony główne na wp.pl, na onecie. Nie można ściemniać, że nam nie pomogło to wszystko. Jasne, że pomogło, staliśmy się rozpoznawalni a „Motyle” stały się marką, ewidentnie na początku roku przybyło nam wielu nowych fanów i czytelników. I sporo z nich zostało do dziś. Nigdy nie zapomnimy ile zawdzięczamy osobom, które nam w jakiś bezpośredni albo pośredni sposób pomogły. Wszystkim wysyłamy dużo dobrej karmy. Dobro wraca! Praca popłaca! Konsekwentność i regularność procentuje z czasem.
To był rok sufitu. Okazuje się blog podróżniczy również da radę. Po raz pierwszy (latem tego roku) przekroczyliśmy magiczną barierę 100 tys. czytelników w miesiącu. No i 50 tys. fanów na facebooku, ale to akurat w świetle tego, co facebook robi ostatnio – pyrrusowy sukces. Jeszcze trochę i będziemy mieć 1000 stałych widzów na naszym kanale YT i 1000 podróżujących z nami na co dzień na instagramie. Ale trochę… Po raz pierwszy również zadebiutowaliśmy w podróżniczym magazynie – i to ty najlepszym, w „Podróżach”.
To był rok, w którym można powiedzieć, że dzięki niemu zarobiliśmy na swoje kolejne podróże. No i fajnie 🙂 Zostaliśmy zaproszeni do trzech sporych kampanii: Banku ING, Kinder I Love My Country no i HBO „Magiczne Bieszczady”, gdzie mogliśmy realizować swoje kreatywne pomysły a nie jakieś narzucone marketingowe hasła (odpowiednio: Motywacja, Promocja Polski, Storytelling) . Co kiedyś byłoby dla nas tylko snem. I to głębokim. Ale cieszy, że to co robimy jest doceniane również w ten sposób. Że nasza część blogosfery staje się ważna. Że przed wieloma innymi blogami otwierają się fajne możiwości. Że dzięki temu możemy realizować nowatorskie pomysły, które na dodatek naprawdę się podobają.
Szczególnie dumni jesteśmy z „Czterech Żywiołów Bieszczadów”. Prawie wszystkie zarobione pieniądze na blogu inwestujemy w bloga i głównie podróże. I tak zostanie, póki mamy swoje normalne prace i obowiązki. W ogóle ten rok był pierwszym w którym nie wydaliśmy nic na podróże. Czyli… podróżując zarabialiśmy na swojej pasji i na swoje pasje. Powiedzcie czy jest coś bardziej fajnego? Za to dziękujemy również Wam. Bez Was nie byłoby paliwa do jazdy. Albo moment… To Wy jesteście naszym paliwem 😀
Podsumowanie w liczbach:
– W tym roku w naszym koszyku znalazło się „tylko” 28 biletów lotniczych
– W podróżach spędziliśmy, pomimo pracy na etacie, 55 dni (z przerwą na 3 miesiące łóżka)
– Odwiedziliśmy w tym roku 8 krajów (w tym o dziwo Holandię i Czechy kilka razy)
– Nasz blog w tym roku zanotował 2 mln 275 tys. odsłon
– Zrealizowaliśmy dwa i pół marzenia z naszej Listy Marzeń
Kilka „naj”
Nie opiszemy może aż tak szczegółowo, jak rok temu wszystich „naj”, bo w tym wpisie skupiliśmy się na takich „przełomowych momentach”, ale na pewno musimy stwierdzić, że najpiękniejszym miejsce, które odwiedziliśmy było Jezioro Atitlan – podobno najpiękniejsze jezioro świata.
Cuda przyrody:
Ania: Dla mnie wulkan mojego imienia, czyli Izalco – Wulkan Św. Anny w Salwadorze i trekkind lasem mglistym na szczyt, gdzie ukazało się nam kalderowe jezioro o kolorze turkusu. To było niesamowite przeżycie no i nie ma dziwów, że ten wulkan wraz nieodległym jeziorem, był o włos od wygrania w plebiscycie „nowych 7 cudów świata przyrody”. Marcin: Na mnie wielkie wrażenie zrobił Park Narodowy Podyji, nie sądziłem, że tak blisko Polski mamy stosunkowo dziki „kanion”. Noi dużo dłuższy od naszego przełomu Dunaju czy wąwozu Honradu na Słowacji.
Największe Zaskoczenia:
Ania: Mieszanka kultur w Indiach. A właściwie ogromne wręcz (wciąż) wpływy europejskie na achodnim wybrzeżu. Goa to jakby druga portugalia i byłam w szoku, gdy widziałam azulejos, portugalskie nazwy ulic czy nazwiska. To samo Koczin i duża część Mumbaju. Wielkie wrażenie wywarła na mnie ich szczera i prawdziwa wiara chrześcijańska. Zupełne zaprzeczenie, czegoś, co możemy nazwać „narzuceniem kulturowym”. Katolicy w Kerali i Goa to aż kilkanaście procent ludności. Marcin: Mnie zaskoczyło kilka rzeczy, ale żadna jakość szczególnie. Nigdy nie sądziłem, że Den Bosch w Holandii będzie takie ładne i to, że w tym samym roku wspinałem się na najwyższy wulkan Salwadoru a nogę rozwaliłem w rowie świętokrzyskim.
Dzieło rąk ludzkich:
Ania: Świtynia Jaguara w Tikal. Niczym skalista góra, wyłaniająca się ponad morze dżungli. Niesamowite miejsce i niesamowite wrażenia na górze. Marcin: Nie dane było nam widzieć Taj Majal, ale mi zaimponowały neogotyckie gmachy Mumbaju. Absolutnie: Hotel Taj Palace, Dworzec Victoria, Poczta główna i uniwersytet. e wszystkie obiekty mocno zawyżyły moją ogólną ocenę tego miasta.
Najpiękniejsze widoki z góry:
Ania: Jak wspominam podróże na zdjęciach w folderach to, wielki sentyment mam do panoramy Old Goa ze wzgórza na które w upale i wielkiej wilgotności szliśmy prawie godzinę. Ale opłacało się, bo widok był tak niejednoznaczny i trudny to prstego opisania, że na zawsze go nie zapomnimy. Z resztą Wy też komentowaliście „czy to Indie czy Toskania?”
Na mnie wrażenie zrobiły dwa bieszczadzkie widoki. Z Rawek na Tarnicę tuż przed zachodem słońca i na Połoninę Caryńską tuż po wschodzie i lekkim przymrozku. z resztą to zdjęcie zyskało największą popularność na naszym facebooku. Prawie 1000 polubień.
Plany zmotylowane, plany niezmotylowane i luźne deklaracje
Nie będziemy Was tym razem zarzucać planami na 2015, bo doświadczenie z tego pokazuje, że nie ma co planować wszystkiego za szczegółowo. Z tamtego wpisu, w którym podsumowywaliśmy rok 2013 i planowaliśmy 2014 nie udało się zrealizować Andaluzji i Portugalii. Choć mieliśmy bilety – nie pojawiliśmy się w Rydze, Kijowie i na Korfu (tak, kwestie zdrowotne). Z drugiej strony nie planowaliśmy na poważnie takiego wydarzenia jak zgłoszenie się do nas KLM i podróży do Indii A udało się… Delikatnie zaznaczone marzenie – spełniło się. Trzykrotnie odwiedziliśmy Holandię, a nie było to w planach. Udało się odwiedzić Wenecję i odnaleźć ślady Marco Polo. Tak samo podróże po Polsce i odwiedzenie najpiękniejszych miast. Też się udało. No i wymarzone Południowe Morawy. I to pierwszy raz autem (!!!)
Fakt jest jednak taki, że tym razem nie będziemy kupować za dużo biletów z dużym wyprzedzeniem. No dobra, na jesień do Toskanii już kupione… Wrócimy tam szósty raz. :v Pojawimy się w dalekiej Azji, by zbierać dalej materiały do holenderskiego projektu z KLM (na razie niespodzianka), jak dobrze pójdzie zrealizujemy swoje marzenie o Alhambrze w marcu. Choćby na weekend. A reszta?
Powiedzmy, że bardziej plany, nie deklaracje na 2015 rok: Odłożona z tamtego roku Polska Wschodnia. Musi się udać tym razem! Może wrócimy 4 raz do Stambułu, no i do Rzymu wyskoczyć zawsze warto. kusi nas Lwów, zwłaszcza przy kursie hrywny. Na krótkiej liście wciąż są Oxford i Cambridge oraz Genua (materiał do projektu MarcoPoloCheckIn) , natomiast Portugalia – jak pozwolą dni urlopowe. Choćby na 2-3 dni. Może uda nam się w końcu napisać coś do projektu Onet Autorzy, do którego nas zaproszono, by pisać o podróżach, ale z braku czasu nic jeszcze nie wymyśliliśmy w tym temacie <dziwne tłumaczenia>. Będziemy dalej pracować przy książce-albumie, ale to praca żmudna, bo również rysunkowa, na jesień planujemy ponadto coś przełomowego w naszej części blogosfery – za to mocno trzymajcie kciuki. No i takie tam… pilnować zdrowia, przestać się spieszyć, trzymać z rodziną i być blisko siebie, bo to się sprawdziło i to dobry styl życia. Bo bardzo lubimy przebywać z sobą.
10 rzeczy, które zawsze będą nam przypominać rok 2014
fot. materiały prasowe onet.pl
Na pewno znalezienie się w Rankingu Kominka pokazało wielu osobom o naszym istnieniu. Dziś to już wiemy na pewno, pytając i potwierdzając. Rankingi Sotrender, NapoleonCat, Monoloco – to wszystko było naprawdę megamiłe.
– Czy na pewno chcecie startować w konkursie, skoro nie musicie tego robić już – zapytał nas Bardzo-Znany-Bloger-Podróżniczy, jednak na chwilę przed zakończeniem zgłoszeń zdecydowaliśmy się spróbować swoich sił w Blog Roku 2014, głównie po to, by otrzymać taka publiczną ocenę, nagrodę, potwierdzenie, że „dobra robota”. Taki czynnik automotywacyjny, ale z zewnątrz.
To co się wydarzyło potem to istny kosmos. Nie wygraliśmy, ale okazało się to niekonieczne. Nie dość, że udało nam się zakwalifikować do złotej dziesiątki, to ostatecznie skończyliśmy na podium a na dodatek dostaliśmy wyróżenie specjalne za kreatywność. Później zdarzyło się naprawdę sporo dobrych rzeczy, które były trochę efektem tych nagród.
Nigdy nie zapomnimy Waszego wsparcia, ale również (co było wielką niespodzianką) wsparcia pozostałej części podróżniczej blogosfery. Bezinteresownego. Mówi się, że w Polsce panują rzeczy na literę „Z”. Sami się domyślacie jakie. Kurczę… nie doświadczyliśmy tego.
No i poznaliśmy się w końcu z Karolem z Kołem się Toczy, który stał z nami na podium i otrzymał wyróżnienie główne no i… okazuje się, że mieszka dzielnicę obok nas 😉
– Naprawdę tam będziemy! Wyobrażasz to sobie? szczerze to jeszcze nie – tak wyglądały zabawy z globusem i mapami, gdy uświadomiliśmy sobie, że właśnie kupiliśmy bilety do Gwatemali za 960 zł. Po pierwsze swietna okazja, skoro normalne oscylują wokół 3000 zł, a po drugie to była nasza pierwsza podróż za ocean. Bardzo się baliśmy. Odległości, inności, debiutu tak daleko. Ale podróż okazałą się lepsza, niż się spodziewaliśmy.
Włóczyliśmy się chickenbusami pomiędzy dwoma oceanami, przez kilka dni spotkaliśmy się z naszymi znajoymi z Polski, co trochę zmieniło nasze zdanie na temat podróżowaniu w więcej niż 2 osoby – no plus, gapiliśmy się na plaży w Salwadorze w dal, gdzie gdzieś znajdowały się Wyspa Wielkanocna czy Hawaje, przeżyliśmy niesamowite doznania w dżungli i pomiędzy majańskimi piramidami oraz chwile błogiego spokoju na karaibskiej plaży. Ten wyjazd zmienił trochę nasze życie i postrzeganie świata, podróży, bloga. Teraz piszemy również o tym, co chcemy, nawet jak wiemy, że zainteresuje to może kilkadziesiąt osób.
Wpisy: Wszystkie dotychczasowe wpisy z Gwatemali i Salwadoru
Od wielu lat ten teoretycznie bliski region był dla nas nieosiągalny. Jakoś tak się złożyło, że albo przejazdem z rodzicami, albo bokami (Kras), albo zmiany planów. Tym razem nie… Wzięliśmy pozostałą część rodziny Nowaków i ruszyliśmy na azymut południowo-zachodni i na długi weekend majowy na pogranice czesko-austriackie, kojarzące się z zamkami, pałacami, średniowiecznymi starówkami, winnicami, wąwozem rzeki Dyji. I tak było.
Wyróżniamy tu ten wyjazd dlatego, że po raz pierwszy w życiu pojechaliśmy gdzieś… autem. Swoboda przemieszczania się i dość ekonomiczne finansowanie przy podziale paliwa na osoby, to rzeczy niewątpliwie na plus. Na minus – pierwszy w życiu mandat 😀 Znaczy się „pokuta”, bo tak Czesi nazywają mandaty. I to od znojemskiej straży miejskiej. Żal. Bardzo fajną relację z Moraw, któa trochę nam pomogła, przygotował kiedyś Szymon. Polecamy
Nasz wpis: Południowe Morawy na majówkę. Fotograficzne /the best of/
Powiecie, że to już nudne, by się chwalić po raz czwarty czy piąty. Ale z drugiej strony… Po raz drugi w historii wielka linia lotnicza dostrzegła polskich blogerów. A dziwnym trafem byliśmy to my. Być obok Tomka Michniewicza i Podróżnickich w gronie twarzy KLM to na początku szok, potem duma a na końcu – wielki komfort.
Na dodatek współraca z KLM opiera się na możliwość realizacji naszego pomysłu. Tak właśnie powinno to wyglądać i na szczęście powoli w niepamięć odchodzą praktyki z lat 2012-2013. To dość wzruszające (i pozytywnie zaskakujące), że tego typu marka nie patrzy tylko na liczby i słupki ale głównie na to „jak piszecie i co wymyślacie”. Albo nie… wzruszające to bez sensu określenie. Raczej satysfakcjonujące.
Dobre partnerstwo nie polega na tym, że opowiadamy, że wszystko co związane z KLM jest najlepsze na świecie. Polega na tym, że dwie strony realizują razem coś inspirującego i ciekawego. Opowiadamy Wam i zbieramy materiały o Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, więc oprócz Południowych Indii czeka nas jeszcze sporo miejsc na świecie, których w sumie możecie się domyślić. Podróż numer dwa – w lutym. Dla tych, co uważnie śledzą opowieść, już naprawdę za niedługo udostępnimy możliwość lotu z KLM w wybrane miejsce. Cierpliwości…
Dlatego jeśli kiedykolwiek zgłosi się do Was fajna firma – spróbujcie użyć swojej kreatywności i wymyślić coś, o czym sami długo będziecie pamiętać.
Wpisy: Przyjaciele KLM, Holendrzy – odkrywcy i Kompania Wschodnioindyjska
Nigdy nie zapomnimy Stradowa w woj. świętokrzyskim, znanego z wczesnośredniowiecznego godziska słowiańskiego (debilne grodzisko!) i tego dziwnego momentu w weekend „bożocielny”. Właściwie sama scena była śmieszna, ale efekt – dość tragiczny. Bo przyznacie, że wpadnięcie do przydrożnego rowu o głębokości pół metra nie wydaje się groźne. Ale mała uwaga: jak wpadacie wyprostowaną noga i górna kość nogi niefortunnie wbija się w dolną, po drodze trafiając na staw… (ok, koniec szczegółowego opisu) to kończy się to bardzo źle.
Sumarycznie skończyło się dość poważną operacją w lipcu rekonstrukcji stawu, kości piszczelowej i skręcaniu śrubami. Nauką chodzenia od nowa w sierpniu i rehabilitacją we wrześniu. To są momenty, gdy doceniacie najzwyklejsze, najnormalniejsze codzienne czynności, jak pójście do ubikacji, możliwość zalania sobie herbaty czy zejście po schodach. Możliwe, że ta noga już nigdy nie będzie w 100 proc. sprawna i to jest rzecz, która niestety jest małym dramatem 🙁 Zdrowie jest niezwykle ważne. Takie momenty pokazują też jak ważne jest poświęcenie bezgraniczne dwóch osób wobec siebie i tutaj ja [Marcin] jestem mega-wdzięczny Ani, ze była ze mną od rana do wieczora i wytrzymała. A nie było łatwo…
Wpis: Jeden cudowny dzień na Ponidziu. I taka piękna katastrofa 🙁
– Motyle, wpadniecie na Wachlarz? Będzie o tym a o tym. Powiecie o tym a o tym? – mail od Ani i Kuby Górnickich zastał mnie w łóżku [Marcin] Say What!!?? – Na początku byłam sceptyczna, bo po pierwsze nie czułam się na siłach, Marcin uczył się chodzić o drugiej kuli dopiero no i temat – dość wymagajacy [Ania]. Na miejscu trema nas dość zżerałą, bo Kuba obiecał, ze w sali będzie mrok i nie bedzie nas widać a tymczasem – (sic!) reflektory były skierowane na prelegentów. (Kuba, w sumie „jak mogłeś!?”)
W końcu się stało i „Wachlarz” – właściwie to największa w historii blogowa impreza w temacie podróży – stała się dla nas pewnym przełomem. Zakończeniem okresu „nieruchawości” oraz momentem, w którym poznaliśmy tych-wszystkich-ludzi, któych cenimy i podglądamy. O tym już było. Nie ze wszystkimi udało się porozmawiać. Np. z naszym w pewnym sensie wielkim wzorze (i nie tylko naszym) – Andrzejem, połówką Wiaherosów.
Ale pokazał też jedno – że nasza blogosfera wydaje się najmormalniejsza z wszystkich. Łączą nas pasje, podobne postrzeganie świata, inne style blogowania, ale bliskie cele. To, że inni co jakiś czas podpytują nas o porady czy sugestie – wierzcie, może mała rzecz – ale na pewno stanowi istotny czynnik motywujący. Bardzo. I Zainteresowani pewnie wiedzą – nigdy nie odmawiamy. Ponieważ karma wraca a i my jesteśmy też coś winni „społeczności”.
Wpis: Jest jeszcze dużo miejsca na inspiracje. Refleksje po Wachlarzu
Jedna z fajniejszych przygód jakie nam się trafiły. Już po wachlarzu i o jednej kuli (orteza na nodze). Zrealizowaliśmy swoje niepisane marzenie o filmie dokumentalnym. I znów dostajemy propozycję współpracy – mamy opłacony wyjazd i rodki na realizację filmu i uczestniczymy w (naszym zdaniem) jednej z najbardziej pomysłowych kampanni w Polsce w tym roku.
Akcja #magicznebieszczady ma promować te góry od trochę innej strony. Jako miejsce pełne magii, mroczne, wielowątkowe, pachnące palpnym drewnem owocowym – takie jak serial HBO „Wataha”, który startował jesienią. Na miejscu poznaliśmy Daniela, świetnego bieszczadzkiego przewodnika i ruszyliśmy z nim w zgodzie z przygtowanym sobie przez nas scenariuszem w bieszczadzkie doliny i opuszczone wioski bojkowskie. Szkoda jedynie, że nie mogliśmy ruszyć na połoniny. Ale film się nam naprawdę udał. Otrzymał bardzo pozytywne oceny.
Uznajmy, że wizyta w Bieszczadach to było przynajmniej w części zrelizowane marzenie o podróżu wzdłuż wschodnich granic Polski. W części.
fot. Vbeercock / wikimedia commons / CC by 3.0
Sierpień okazał się dość przełomowym miesiącem na naszym blogu, bo pomimo braku jakiejś większej aktywności okazało się, że właśnie wtedy „pękła” magiczna granica 100 tys. czytelników. Tak samo było we wrześniu. I to pomimo faktu, że facebook wprowadził już wtedy dość restrykcyjne ograniczenia i dużo mniej fanów otrzymało możliwość zobaczenia naszych wrzutów. I to już drugi raz. A że konsekwentnie nie mamy zamiaru ulegać tego szantażowi i nie zapłacić temu medium ani złotówki z włąsnej kieszeni – tym bardziej cieszyliśmy się, że zdarzyła się taka (chyba pierwsza) sytuacja.
Patrząc jednak na cały rok ewidentnie widać, że w podróżniczym blogowaniu – tak – widać sezonowość. Może nie tak drastycznie, ale widać. Widać, też, że wśród was (tak jak rozpisywaliśmy to na Wachlarzu) są trzy grupy czytelników dokładnie podzielone na 33, 33 i 33 procent.
Ci, których najbardziej interesuje tematyka taniego podróżowania i różnych trików, Ci, którzy czytają nasze praktyczne porady i relacje oraz fotogalerie i Ci, którzy po prostu czytają to co im wpadnie pod oczy od nas i czego poszukują. Dzięki wszystkim! Taka publika to już naprawdę wielka rzecz. W roku 2015 mocniej postawimy na wideo. Pomimo naszych twarzy 😉
Opowieść o niesamowitych czasach kolonialnych, pachnacych cynamonem i kardamonem postanowilism rozpocząć w Amsterdamie i Malabarze. Ruszyliśmy do Mumbaju, by wzdłuż zachodniego wybrzeża Indii dotzeć na południe Kerali. To był cudowny czas i cudowne doznania.
Krótka, ale treściwa podróż do Indii dałą nam to, czego oczekiwaliśmy (materiały do opowieści), ale również zmieniła nasze postrzeganie tego subkontynentu i (chyba jeszcze ważniejsze) jak inen od rzeczywistości są stereotypy. W tym przypadku o Indiach brudnych, niebezpiecznych, szokujących kulturowo. One takie być może są, owszem. Ale wtedy gdy bardzo bedziecie chcieć je dostrzec.
W Indiach jest mistycznie, ludzie wydają się bardziej życzliwi, niż wymagają tego konwenanse, tam zjedliśmy chyba też najpyszniejsze danie świata. Szybko poszło, by je odnaleźć…
Za pomoc i „wirtualną znajomość” dziękujem przy tej okazji Asiayi.pl z którą wystąpiliśmy w „Podróżach” 😉
I ostatnia rzecz, godna wyróżnienia. Choć nie było to planowane, mogliśmy w didascaliach podróżowania, pomiędzy wierszami, pomiędzy biegiem, pracą, życiem i blogiem – ruszyć w Polskę, by kontynuować nasz miniprojekt #motylewspolske. On jest dość prosty – odwiedzamy najpiękniejsze naszym zdaniem polskie miasta i miasteczka.
Chcemy pokazać Polskę moze nie całkiem prowincjonalną, ale Polskę ogrzaną słońcem, z nagrzaną ławeczką, bijącymi dzwonami, na które nikt nie zwraca uwagi, tak samo jak na kocie łby, które mają kilkaset lat. Gdzieś na końcu powinien pojawić się album fotograficzny, ale to jeszcze sporo czasu. Cieszyn, Sandomierz, Lanckorona, Świdnica, Toruń już za nami. A przed nami… Zobaczycie
Przy tej okazji polecamy tradycyjnie blog Kasi i Maćka oraz nowy projekt Bartka – „Polska Be” no i blog Justyny
Spodziewajcie się jeszcze dwóch luźniejszych podsumowań na początku 2015 roku. Instagramowego i youtubowego. A w lutym… kolejna wyprawa, o której niebawem napiszemy więcej. Wszystkim Wam życzymy również w tym miejscu Wesołych Świąt. Spokojnych, zdrowych, ciepłych, rodzinnych, pełnych uśmiechu. Gdziekolwiek będziecie je spędzać…
Gratuluję wspaniałego roku, czytam Was regularnie i mam nadzieję, że ten rok będzie równie dobry 🙂
A ja szukam biletow na Kube i koniecznie chce zobaczyc Rzym. Pozdrawiam!
Wy trzydziestkę – co to za wiek, ja swoją czterdziestkę zacznę w Paryżu. Często czytam wasz blog – jest super i trzymajcie tak dalej
Z waszego podsumowania aż bije optymizm i radość!
Aby więcej takich podsumowań 🙂
Tak to wygląda? 🙂 No to dzięki
Po trzydziestce? to samo co przed czyli podróż – niezmiennie zapewniam, kto raz spróbował ten wie
Powiedzmy sobie wprost: Udowadniacie, że jeśli chce się chcieć, jeśli jest się konsekwentnym to tylko sky is the limit. A jeśli przyjąć, że niebo kojarzy się z podróżami do tych wszystkich nieznanych miejsc… to to jest perpetuum mobile! Nie ma rzeczy niemożliwych! 🙂
Dzięki za spotkania w realu, fajnie było wreszcie pogadać „paszczowo” a nie tylko wirtualnie!
No i żeby 2015 był dla Was przynajmniej równie dobry! 🙂
Mistrzostwa Świata w Snookera w Sheffield!!! + chciałbym w końcu Indochiny zaatakować 🙂 Wszystkiego dobrego w nowym roku!!!!
znajdźcie koniecznie czas na Portugalię, serdecznie polecam 🙂 https://www.facebook.com/media/set/?set=a.773372929386165.1073741908.571702102886583&type=3
Za niecale 2 miesiace nasza kolejna podroz chwila w Dubaju, powracamy do Tajlandii skad udamy sie do Kambodzy i Birmy. Ten rok tez byl azjatycki najpierw Katar a pozniej Malezja i Tokio. Snujemy juz niesmiale plany na kolejna podroz ..moze tym razem uda sie do Ameryki Poludniowej 😉 Wam rowniez zycze spelnienia kolejnych marzen, kolejnych pieknych podrozy 🙂
Birmy zazdroszczę! !! Bagan to magia . kawałek serca tam zostawilem
marze o tej Birmie od 5 lat, od pierwszej wizyty w Tajlandii i koncu udamy sie w tym kierunku i nie ukrywam, ze glowny powod to Bagan 🙂
Ja schodzilem na nogach Bagan.Spokojnie bez pośpiechu . Wschód urywa dupe!!!!
Dobrze wiedziec 🙂 przeznaczamy na Bagan 3 dni 🙂
współczuję tego letniego uziemienia 😛 i zgadzam się z banalnym stwierdzeniem,ze zdrowie najważniejsze…bo coś o tym wiem…niestety. Poza tym – rok zajebisty, najbardziej oczywiście zazdroszczę Wam Ameryki Środkowej <3 Ja wychodzę z założenia,że lepiej nie planować z dużym wyprzedzeniem....tymczasem, po tygodniowym oglądaniu Azorów na U-tube....nie wytrzymałam i kupiłam sobie bilet ( a właściwie 3/4 biletu) na początek lipca 😉 Za 2 tygodnie znów Kanary - tym razem Fuerta/ Lanzarote. Kusi mnie Sycylia na wiosnę, bo dość tanie bilety. Jesienią, chciałabym znów wyspy greckie....ale jak się okaże,że nie będę mogła się smażyć na słońcu ( dłuuuga historia) to myślę o jakichś górskich kierunkach. Gruzja może...a jak nie to jakieś inne górki, niekoniecznie w Polsce 🙂 ale tam gdzie będą tanie loty. Sorry za elaborat 😀 Pozdrawiam i kolejnych wspaniałych wypraw w 2015!
super plany. Azory to musi być coś cudownego, zazdrościmy 🙂
albo nie. bezsens. nie zazdrościmy niczego. raczej cieszymy się, że KTOŚ TAM :d
Luz,ja zazdroszcze Wam ale pozytywnie;-) na Azory tez mozecie,ale pewnie Wam juz urlopu nie starczy:-D
Przed 30??? Mlodziaki 🙂 ja zaczynam 2015 rok w Dubaju:-) jak szaleć to szaleć a potem hmm tyle miejsc. .. uwielbiam ten stan odliczania. I widzimy się w czerwcu na Wachlarzu ? 🙂
A dzięki, czyli wyglądamy starzej 😛
Wachlarz – jasne 🙂
Młodziaki zawsze będą mlodziakiami Marcin i Ania. Wasza energia daje mi powera do dalszych podróży 🙂 dziękuję kochani za cudowne inspiracje 😉
Indie, ZEA i Oman.W tym roku poszalalem z 16 krajami, a w przyszłym chyba tylko 3.No może jeszcze Uzbekistan 🙂
nuuuudy/ Ciągle ten wschód :P:P:P
kosmos 😀
A ja chcialabym do Amsterdamu,do Muzeum Van Gogha,ale wycieczki takie drogie( przynajmniej dla mnie i x2!) 🙁
przyjemnie sie czyta takie dobre podsumowanie:) spełnienia wszystkich marzeń 2015 i szybkiego wymyślenia nowych do realizacji!
Dzięki i nawzajem walizkowe ludziki 🙂
Piękny rok, piękne podsumowanie i niesamowite sukcesy – serdecznie gratuluję! Ja chyba najbardziej lubię te mapy – jak fan map, lubię te proste, ale zarazem ciekawe kreski, bardzo fajne sprawa! Trzeba to kiedyś wydać! 🙂 Pozdrawiam, i życzę jeszcze lepszego 2015 roku!
TE mapy to w sumie taki symbol. Symbol dzieciństwa, symbol tego, że to wszystko co robiliśmy za brzdąca i nas cieszyło – warto kontynuować przez całe życie. Jest się wtedy szczęśliwszym człowiekiem. A zupełnie przypadkowo pomogły one nam w pewnym „wyróżnieniu się” wśród blogów. Tak jak Ty m.in. np. layoutem. Każdy ma coś swojego i to jest ok 🙂
W roku 2015 na pewno więcej atencji oddamy mapom, opowieściom i wideo. Te 3 rzeczy 🙂
Coś w tym jest, macie rację. Dobrze, że wiecie, na czym się skupić w 2015 roku, a ja powiadam Wam 😉 – trzeba je kiedyś wydać! 🙂
Działo się, działo 😀 Nie mogę tego samego powiedzieć o moim roku 2014, ale 2015 rozpoczynam ze sporą dozą optymizmu 🙂 Was czytałam zawsze z przyjemnością i na pewno z nie mniejszą będę czytać dalej, a tymczasem zdrowia życzę – żeby się takie świętokrzyskie niespodzianki już nie przytrafiały…
O tak… Nigdy więcej – woła staw Dzięki 🙂
Piękne zdjęcia 🙂
Wesołych Świąt!:)
Wesołych Świąt !! Podziwiam Was i zazdroszczę zarazem !!!
Gratuluje sukcesow i tak udanego roku, zycze jeszcze wiekszych wrazen w 2015!
Wspanialych spokojnych radosnych swiat Bozego Narodzenia oraz szczesliwego Nowego 2015.Roku.
Wszystkiego naj! Cudownych dni, pełnych radości , nowych planów ciekawych podróży !
wielu wspaniałych wypraw w przyszłym roku, tyle samo startów co lądowań 🙂
Dziekujemy i wzajemnie (y) bylo milo sledzic Wasze przygody, zyczymy nowych w Nowym Roku 2015 🙂
Wam również Wesołych i pięknych miejsc w Nowym Roku!
Wszystkiego podrozniczego! 🙂
Cudowne 😀 Mamy nadzieję, że na tej liście na kolejny rok, znajdzie się kiedyś Australia.
No i co? Do poznania w 2015? Chcę zobaczyć to motylowe, podróżniczne, urocze, mieszkanie 😀 Very Merry Christmas from Australia!
Wbrew Indiom i Amerykom najbardziej u was lubię swojskie opowieści i piękne pokazywanie miejsc zwykłych, bliskich, tych do których sama mam 100 km. Wasze Motyle w Polsce są the best! Oby więcej
A dzięki Agnieszka i nazwajem w sumie. Podwójnie nawzajem 😉
Świętokrzyskie, jak napisaliśmy, na zawsze pozostanie „swojskie:
To ci esej. Aż mi głupio i bede musiał trochę rozwinąć mój wpis podsumowujący…:D
A co? Przebrnąłeś przez całość/ :> ?